Nasze projekty

Na „odwadze białej flagi“ wygrywa tylko Rosja

Franciszek stara się potępiać zło wojny prowadzonej przez Rosję, unikając jednoznacznych deklaracji politycznych. Rozumiem jego rolę z perspektywy głowy Kościoła, ale nie rozumiem gdzie nas prowadzi wzywanie do „odwagi dialogu“ tych, którzy zostali niesłusznie zaatakowani, a nie tych, którzy ich zaatakowali?

Reklama

Stolica Apostolska, zarówno z powodów dyplomatycznych jak i moralno-religijnych, stara się dystansować od jednoznacznych afiliacji względem walczących stron. Potępia zło, ale niekoniecznie nazywa je po imieniu. Albo raczej – po mundurze. Tak było, jest i najprawdopodobniej będzie, choćby ze względu na konieczność zachowania politycznej neutralności, możliwej do wykorzystania jako przestrzeń negocjacji, gdy wszyscy inni pośrednicy zawiodą. Kolejne wypowiedzi papieża Franciszka po wybuchu wojny na Ukrainie każą jednak zapytać – czy tak być powinno? Czy Watykan więcej zyskuje, czy traci na kursie „neutralności“ względem walczących stron?

CZYTAJ>>> Ukraina zareagowała na słowa papieża. Jego wypowiedź skomentował też abp Gądecki

Ostatecznie nie chodzi przecież o doczesny rodzaj zysków, które mierzymy siłą danego organizmu politycznego, jego wpływami i pozycją gospodarczą. Jeżeli papież jako głowa państwa powinien przejmować się jakąkolwiek walutą – jest nią dawanie świadectwa wobec zła, które czerpie siłę z egzystencji w przestrzeni językowych niedomówień, niejednoznaczności czy braku odwagi. Jak to wszystko przetłumaczyć na konkrety? Wydaje mi się, że prosto.

Reklama

Gdy niczym niesprowokowana agresja Federacji Rosyjskiej na niepodległą Ukrainę trwa już ponad dwa lata, a jej skutkiem są dziesiątki tysięcy ofiar, zrujnowane wsie i miasteczka oraz destabilizacja całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej – nie ma miejsca na oddawanie pola agresorowi. A właśnie to – kolejny raz po słowach o NATO „szczekającym u granicy Federacji Rosyjskiej“, wydarzyło się papieżowi podczas rozmowy z mediami.

Mowa o fragmentach wywiadu dla szwajcarskiej telewizji RSI, którego całość zobaczymy 20 marca. Już teraz wiemy jednak, że Franciszek na pytanie prowadzącego w sprawie debaty pomiędzy zwolennikami dalszego prowadzenia wojny albo wywieszenia „białej flagi“ przez Ukrainę, przyznał, że choć biała flaga jest synonimem poddania się, „najsilniejszy jest ten, kto patrzy na sytuację, myśli o ludziach, ma odwagę białej flagi i negocjuje“.

Gwoli ścisłości Franciszek dodał, że ewentualne rozmowy powinny odbywać się przy pomocy światowych mocarstw, ale ich konieczność jest coraz bardziej widoczna, ponieważ Ukraina wydaje się być pokonana. Swoimi słowami na temat Ukrainy papież Franciszek zamierzał wezwać do zawieszenia broni i wznowienia odwagi negocjacji – tak stanowisko swojego przełożonego skomentował Matteo Bruni, dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej. Jak wyjaśnił w oświadczeniu, papież jedynie odnosił się do sformułowania prowadzącego wywiad, a jego stanowisko jest jasne – podkreśla znaczenie dialogu przeciwko „szaleństwu wojny“, a cierpienia ludności cywilnej Ukrainy uważa za „męczeństwo“.

Reklama

ZOBACZ>>> Nuncjusz apostolski w Kijowie: Papież chce dialogu, a nie uległości

Chrześcijaństwo uczy nas jednak, że nasze czyny poznaje się nie po intencjach oraz interwencjach rzeczników prasowych, ale po owocach. A te są konkretne – zaraz po opublikowaniu wypowiedzi dotyczącej „odwagi białej flagi“, Kreml pochwalił stanowisko papieża oraz jego „znajomość historii Rosji“. To oczywiście nawiązanie do roszczeń terytorialnych oraz kulturowych do Ukrainy, wyłożonych dobitnie podczas wywiadu Władimira Putina dla amerykańskiego dziennikarza Tuckera Carlsona. Oczywiście Franciszek niczego takiego nie powiedział, ale na tym polega pułapka „neutralności“ wobec państwa autorytarnego, które wykorzystuje każdy przejaw zawahania się wobec jednoznacznej oceny sytuacji jako swój atut.

Moskwa gra przecież kartą papieża nie od dziś, sugerując, że nawet biskup Rzymu „ma wątpliwości“ wobec charakteru tego konfliktu, który on sam określa jako zakorzeniony w skomplikowanej geopolityce regionu. Franciszek – szukając balansu – de facto nie osiąga niczego. Nie przyczynia się do jedności chrześcijan, ani nie pomaga moralnie broniącej się, słabszej stronie. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zwrócił na to uwagę mówiąc, że jedyna flaga jaką wywiesi jego kraj będzie „żółto-niebieska“, a zwierzchnik ukraińskich grekokatolików abp Szewczuk uznał je za „niepożądane“. Hierarcha wyraził obawę, że niektórzy mogą je zrozumieć jako zachętę do nacjonalizmu i imperializmu, które są prawdziwym powodem wojny w Ukrainie.

Reklama

To wszystko dziwi tym bardziej, że przecież Kościół od wieków zna pojęcie wojny sprawiedliwej oraz wojny obronnej, która jest moralnie zasadna. Już św. Augustyn definiował jej przebieg jako konflikt, w którym za cel stawia się odzyskanie pokoju bądź sprawiedliwości, pomszczenie doznanych krzywd ale „bez pożądania próżnej chwały“. Jeden z ojców Kościoła uważał również, że aby wojna była sprawiedliwa, musi być wypowiedziana i prowadzona przez prawowitego władcę. Czy muszę przypominać, że Rosja od 2014 r. celowo nie określa tego, co robi mianem „wojny“, tylko „operacji specjalnej“?

Rozumiem, że papież ma inne cele i inną rolę niż sekretarz obrony USA czy minister spraw zagranicznych Ukrainy, ale im dłużej ze strony Watykanu słyszymy o dialogu i rokowaniach pokojowych, tym mniej przestrzeni zostaje na nazywanie rzeczy po imieniu: jeśli ktoś powinien mieć odwagę, to Rosja. Odwagę do zaprzestania działań zbrojnych, za które jest odpowiedzialna, a które mogą zaprowadzić nas na skraj III wojny światowej. Już raz Pius XII swoim kunktatorstwem wobec Hitlera – w deklaratywnej trosce o bezpieczeństwo katolików na okupowanych przez III Rzeszę ziemiach – pokazał, że ostatecznie nie wywalczył dla nich ani pokoju, ani sprawiedliwości. Nawet, jeśli za kulisami robił wszystko, aby realnie pomagać. Czasami moment w historii, w którym się znajdujemy, wymaga właśnie czegoś na przekór logiki świeckiej dyplomacji. Świadectwa. Oby nie było za późno, bo kiedyś i Polska może zostać wezwana do „odwagi“. I co wtedy powiemy?


OPINIE STACJI7 to wartościowe komentarze do aktualnych wydarzeń, przygotowane przez grono doświadczonych publicystów.
W stałym dwutygodniowym rytmie piszą dla nas:

w poniedziałki – Tomasz Krzyżak,
we wtorki – Agata Puścikowska,
w środy – Marcin Makowski,
w czwartki – Konstanty Pilawa,
w piątki – Aneta Liberacka.

Zapraszamy!


Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę