Kasia Supeł-Zaboklicka: To jest jedno z tych spotkań, którego się nie spodziewałam. Moim gościem jest pani Karolina. Dlaczego się nie spodziewałam? Dlatego, że Pani się do nas odezwała, do studia świadectw, żeby powiedzieć o swoim nawróceniu, żeby powiedzieć swoje świadectwo. Ale także miałam wrażenie, że zrobiła to Pani, by ostrzec i powiedzieć o tym, czego należy unikać, o tym, z czym należy walczyć. Myślę, że tym właśnie zakończymy nasze dzisiejsze spotkanie, a zaczynamy od samego początku. Jak zaczyna się Pani droga życiowa?
Karolina Graczyk: Wydawało mi się, że ja wierzyłam, że jest Bóg. Tylko że miałam bardzo dużo pretensji i żalu.
O co?
O moje życie. Strasznie mi się nie podobało.
A jakie było Pani życie?
Było raczej smutne. W sumie nawet nie wiem, jak odbierali je inni, ale ja byłam bardzo smutna. Mam taką zdolność do teraz, że potrafię nie mówić nic o tym, co myślę i co czuję. I ludzie bliscy nawet nie spodziewają tego. I jak się w końcu się otworzę i powiem, to mogę zaskoczyć nawet bliskich.
Skąd ten smutek wypływał? Dlaczego on był?
Smutek wypływał z tego, że się bałam. Nie chciałabym nikogo urazić. Zwłaszcza mojej mamy. Ale ten smutek wynikał w ogóle z poczucia samotności.
Nawet wtedy, kiedy obok byli bliscy.
Tak. Będąc dzieckiem czułam się samotna. Nie ufałam nikomu, nawet własnej mamie, która była jak najbardziej w porządku. Opiekowała się mną. A jednak ciągle coś mnie blokowało, żeby się otworzyć przed mamą. Kiedyś tęskniłam za tatą. Bo całe dnie go praktycznie nie było. Pracował jako rolnik, ciągle w polu. Na podwórku także brakowało mi kontaktu z tatą. Mamy się bałam, a z siostrą nie mogłam znaleźć wspólnego języka. Bo ona była zupełnie inna niż ja. Jest między nami tylko rok różnicy. I razem spędzaliśmy czas, ale byłam jakimś takim dziwnym dzieckiem. Praktycznie, jeśli szliśmy się pobawić do koleżanek, to były jej koleżanki. Bo ja jakoś nie umiałam nawiązać relacji bliższej czy dalszej z innymi ludźmi.
Przeczytaj również
Co takiego zmieniło się? Wierzę, że Pani się otwiera na świat, że Pani otwiera się na ludzi.
To Bóg mnie otwiera. Jak? Coś się zaczęło w okolicy 15. roku życia.
Czyli tak naprawdę okres największego buntu?
Tak, ja miałam strasznie dużo żalu i pretensji do Boga za to, jak wygląda moje życie, które sama sobie kreowałam. Moje otoczenie, rodzice, siostra czy inni ludzie, wujkowie, ciotki, koleżanki ze szkoły byli w porządku. Nie działa się praktycznie żadna tragedia. A ja miałam piekło w głowie. W swoich wyobrażeniach, w swoim postrzeganiu świata, ludzi. Wszystko naokoło było czarne.
A jak Pani postrzegała samą siebie?
Bardzo źle. Nie mogłam zdzierżyć tego, że miałam alergię. Ciężko było mi się uśmiechać i cieszyć z tego, że ciągle mi się robiły zajady, więc uśmiech, zwłaszcza szerszy, bolał. Co jeszcze bolało? To, że byłam grubym dzieckiem. I strasznie cierpiałam z tego powodu. W czasach, kiedy wychowywałam się na wsi, również i szkole byłam najgrubszym dzieckiem w okolicy. Leczyłam się na alergię, kiedy w Polsce się jeszcze nie mówiło o tej chorobie. I musiałam jeździć kilka kilometrów do Łodzi, do szpitala Matki Polki i tam był alergolog najbliższy. To w ogóle było coś, o czym nawet wielu lekarzy nie słyszało.
Zobacz więcej: