Nasze projekty
fot. materiały prasowe/most do nieba

„Uświadomiłam sobie, że mogę i chcę pomagać innym”. Wyjątkowa historia Edyty – fryzjerki w hospicjum

Swój talent do fryzjerstwa odkryła przypadkowo. Okazał się strzałem w dziesiątkę. Niestety w jej życiu przytrafiło się kilka tragedii. Jednak nie poddała się i dziś swój zawód wykorzystuje, aby pomagać innym. "Wiele osób pomogło mi nieść mój krzyż, więc teraz ja chcę pomóc tym, którzy tej pomocy potrzebują" - mówi Edyta, która jest fryzjerką w wileńskim Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki.

Reklama

Przypadkowo odkryty talent

Mój brat został poproszony o świadkowanie na ślubie przyjaciela – z uśmiechem na twarzy opowiada Edyta. Miałam wtedy 15 lat. Dał mi nożyczki do ręki i poprosił, żebym go ładnie ostrzygła. „Jeśli źle obetniesz, to nie wiem, co ci zrobię” – wspomina dalej.

Poradziła sobie świetnie a przy okazji odkryła swój talent. Wkrótce młoda fryzjerka zaczęła strzyc znajomych brata. Tak szybko nabrała wprawy, że była w stanie ostrzyc mężczyznę dokładnie tak jak na zdjęciu, które ze sobą przyniósł. To były początki „pierestrojki” Gorbaczowa – kontynuuje Edyta. Samozatrudnienie było już dozwolone, więc mogłam już oficjalnie wykonywać mój ukochany zawód – dodaje.

Edyta stale tworzyła i doskonaliła swój warsztat. Ukończyła szkolenie fryzjerskie na Litwie, naukę pobierała również od profesjonalistów zagranicą. Pracowała bardzo dużo – po dwanaście godzin dziennie. Codziennie chodziłam do pracy z radością. Wracałam do domu zmęczona, ale zadowolona – uśmiecha się Edyta. W tym czasie założyła już rodzinę i miała małego syna. W opiece nad nim pomagała jej matka, szczególnie od czasu, gdy została samotną matką. Od dziecka łączyła nas z mamą bardzo silna więź. Kochałam mamę bezgranicznie. Bardzo mi pomogła w życiu. Odkąd straciłam ojca, była moją opoką – mówi.

Reklama

SPRAWDŹ: „12 opowieści o Aniołach”. Wyjątkowa książka dla wspierających hospicjum założone przez s. Michaelę Rak

Choroba, która pokrzyżowała plany

Ojciec Edyty zmarł w przeddzień jej trzydziestych urodzin. Miał sześćdziesiąt lat. Zachorował bardzo nagle i bardzo szybko odszedł. Na moją urodzinową imprezę zaprosiliśmy wielu gości, ale w ostatniej chwili trzeba było wszystko odwołać i zamiast radosnego przyjęcia zorganizowaliśmy żałobny obiad – opowiada Edyta.

Niedługo potem problemy zdrowotne dotknęły również matkę Edyty. U kobiety zdiagnozowano raka piersi. Przeszła trzy skomplikowane operacje. Mama bardzo się bała, że oddam ją do szpitala lub domu opieki – wspomina Edyta. Bardzo chciała zostać we własnym domu, z najbliższymi ludźmi u boku, w otoczeniu ważnych dla niej przedmiotów.

Reklama

Edyta podjęła się opieki nad matką w domu, mimo że było to wyzwanie ponad jej siły. Przygotowywała matce rano posiłki, podawała jej lekarstwa, potem szła do pracy, obsługiwała kilka klientek, wracała do domu, by podać matce obiad, a potem znów biegła do pracy. W miarę pogarszania się zdrowia mamy zaczęłam się bać powrotu do domu. Wydawało mi się, że przyjdę i znajdę ją martwą. To było straszne, ale z drugiej strony, właśnie w taki sposób stopniowo przestałam się bać śmierci – wspomina.

Wkrótce matka Edyty nie mogła już chodzić. Kobieta zwróciła się więc do szpitala z zapytaniem o możliwość przeniesienia matki na oddział onkologiczny, aby mogła otrzymywać sesje chemioterapii na miejscu i nie musiała być tam codziennie wożona. Powiedziano jej jednak, że szpital nie świadczy takich usług. Z kolei Edyta nie miała możliwości zabierać matkę na codzienne zabiegi chemioterapii do szpitala. Mieszkamy na piątym piętrze w bloku bez windy. Czułam, że wszystko leci mi z rąk – opowiada.

Jakby tego było mało, sytuację matki Edyty komplikowało poważne upośledzenie wzroku. Mama przestała widzieć na jedno oko, kiedy byłam dzieckiem. Potem dostała udaru i straciła wzrok całkowicie. Co prawda, po dwóch latach przeszła operację i odzyskała jedną czwartą wzroku. Ale po wykryciu raka mama znów całkowicie oślepła – wspomina.

Reklama

ZOBACZ: „Wchodzi się tu jak na świętą ziemię – ziemię nadziei”. Niezwykły reportaż o hospicjum dla dorosłych i dzieci na Litwie

„Bałam się ujrzeć cierpiących ludzi”

Po raz pierwszy o wileńskim Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki usłyszała od klientki, Miry, która w nim pracowała. Z zainteresowaniem jej słuchałam, ale nie mogłam pojąć, jak można pracować w takim miejscu – mówi. Wspomina, że koleżanka zaprosiła ją do hospicjum w dniu „drzwi otwartych”, ale wówczas odmówiła. Nie byłam wtedy gotowa na wizytę w hospicjum. Bardzo się bałam ujrzeć cierpiących ludzi. Jestem bardzo wrażliwa i jeśli widzę kogoś cierpiącego, natychmiast chcę mu pomóc. Ale wtedy nie bardzo wiedziałam, jak mogę to zrobić – wspomina.

Stan zdrowia mamy pogarszał się jednak z każdym dniem. Cierpiała straszne bóle. Zadzwoniłam więc do hospicjum bł. ks. Michała Sopoćko w Wilnie. Ku mojemu zaskoczeniu, natychmiast przysłano do nas lekarza, który dokładnie zbadał mamę i przepisał odpowiednie środki przeciwbólowe – mówi Edyta.

Choć diagnoza była jednoznaczna, marzenie mamy Edyty się spełniło. Mama umarła tak, jak chciała, we własnym domu, w otoczeniu najbliższych osób, bez paraliżującego cierpienia. Byłam przy niej przez całą chorobę. Dziękuję Bogu, że jej cierpienie i ból nie trwały długo – podkreśla.

„Dla człowieka bardzo ważne jest to, jak wygląda do ostatniego dnia swojego życia”

Po śmierci mamy po raz kolejny uświadomiłam sobie, że mogę i chcę pomagać innym. Było to tak silne, że natychmiast poszłam do hospicjum i zgłosiłam się do wolontariatu – opowiada dalej. Panująca wówczas na Litwie pandemia Covid-19 zmusiła hospicjum do poważnego ograniczenia liczby odwiedzających. Jednak po zakończeniu kwarantanny, Edyta otrzymała telefon od koordynatorki wolontariatu hospicjum, która zaprosiła ją do siebie.

Pamiętam, że już od początku spodobało mi się to, że hospicjum nie wygląda jak zwykła placówka medyczna. Mimo że są tam ciężko chorzy ludzie, nie ma tego specyficznego zapachu choroby i przygnębiającej atmosfery – wspomina kobieta.

Edyta zdecydowała, że może pomóc pacjentom robiąc to, co potrafi najlepiej – dbając o ich włosy. Jakkolwiek to zabrzmi, ale dla człowieka bardzo ważne jest to, jak wygląda do ostatniego dnia swojego życia. W hospicjum liczy się jednak nie tylko to, by fryzura była ładna, ale także wygodna. Jeśli chodzi o strzyżenie osób chorych, muszę zadbać o to, aby głowa i szyja osoby strzyżonej nie pociły się, aby włosy się nie plątały, a personelowi hospicjum było łatwo je umyć i wysuszyć – mówi.

ZOBACZ: „Innej miłości niż ta darmowa nie ma”. Orszak Trzech Króli wesprze hospicjum s. Michaeli Rak

Kiedy już zaczęła strzyc pacjentów, Edyta zdała sobie sprawę, że sama chęć obcięcia włosów pacjentowi nie wystarczy. Czasem jest to bardzo duże wyzwanie logistyczne. Ale od takich spraw jest hospicyjna wspólnota. Większość pacjentów hospicjum to osoby leżące. Dobrze, jeśli może wsiąść na wózek inwalidzki. Czasem jednak nawet to nie jest możliwe i nieraz potrzeba dużo siły, żeby taką osobę przenieść. Ale w hospicjum zawsze mogę liczyć na pomoc personelu, niezależnie od stanowiska – pomagają lekarze, pielęgniarki i wolontariusze. Tu wszystko jest jak w zdrowej rodzinie – ktoś potrzebuje pomocy to pomagam. Czasem potrzeba nawet trzech osób do pomocy, żeby fryzura się udała, ale tutaj liczy się człowiek – jego radość jest bezcenna – podkreśla Edyta.

Kobieta przyznaje, że pomagając i udzielając się w hospicjum chce się odwdzięczyć tym, którzy pomogli jej nieść krzyż opieki nad chorą matką. Wszyscy boimy się śmierci. Boimy się, bo nie wiemy, co nas czeka po niej. Wszyscy instynktownie boimy się końca i utraty, czy to osób, czy rzeczy. Strata i śmierć tak po ludzku są przerażające i trudne do zaakceptowania. To, co daje mi siły to wiara. Ona po prostu wyzwala z lęku. Każdego dnia dziękuję Bogu za to, że nie opuścił mnie w najtrudniejszych momentach mojego życia. Kiedy do drzwi twego domu puka bieda, nieszczęście w postaci ciężkiej choroby bliskiej osoby, choroby nieraz przykuwającej do łóżka, czujesz się jak bezradne dziecko. Wiele osób pomogło mi nieść mój krzyż, więc teraz ja chcę pomóc tym, którzy tej pomocy potrzebują – mówi Edyta – fryzjerka na Moście do Nieba.

Wileńskiemu Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki można pomóc poprzez stronę www.mostdonieba.pl, a także organizując zbiórki  w swoich parafiach, szkołach i firmach, czy przekazując 1,5% w PIT na rzecz Fundacji Aniołów Miłosierdzia, która pomaga utrzymać wileńskie hospicjum działając w Polsce. 

materiały prasowe, pa/Stacja7

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę