„Kobieta… gdy urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat”. A przecież są ludzie, dla których świadomość bycia rodzicem jest źródłem cierpienia: bólu i smutku, a czasem złości, czy zazdrości.
Niektóre dzieci umierają już w łonie swych matek albo wkrótce po narodzeniu. Zawsze tak było. I może dlatego jeszcze po II wojnie światowej wiele osób starało się nie przywiązywać do swoich małych dzieci (żeby mniej bolała ich utrata). Potem postęp medycyny sprawił, iż wiele spośród dotkniętych rozmaitymi wadami rozwojowymi dzieci da się odratować, wyleczyć, dać im nadzieję na życie. I pewnie dlatego jeszcze bardziej dziś boli, gdy dziecko umiera.
Przeczytaj również
A bywa i tak, że rodzice doświadczają śmierci swego dziecka znacznie później – gdy ma ono kilkanaście, albo dwadzieścia kilka lat. Bywają też dzieci kilkudziesięcioletnie, dotknięte niepełnosprawnością – rodzice latami opiekują się nimi i bardzo często przychodzi im je pogrzebać.
Niebezpieczeństwo utraty osoby kochanej to ciemna strona miłości.
Najpierw obawa, że tak może się zdarzyć, a po jej odejściu żałoba – to elementy składowe miłości, o których na co dzień nie pamiętamy. A przecież jak najbardziej realne.
Ludzie, którzy doświadczają bólu z powodu utraty najbliższych, niekiedy zamykają się w swoim cierpieniu, ale często poszukują osób z podobnym doświadczeniem, aby podzielić się swym żalem i doświadczyć zrozumienia.
Naprzeciw tym potrzebom wychodzimy w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, gdzie w każdy II piątek miesiąca zbieramy się o godz. 18 na Mszy św. w bazylice, a po niej – na spotkaniu w Kaplicy Słowackiej, by u stóp Piety – Matki Bolesnej rozmawiać o tym, co bolesne i modlić się za utracone dzieci i ich rodziców. Więcej szczegółów można znaleźć na stronie Sanktuarium milosierdzie.pl pod zakładką „Dzieci utracone”.
Tych, którzy nie mogą przybyć osobiście, zapraszamy do udziału w tej Mszy św. przy pomocy transmisji internetowej (z zakładki TV miłosierdzie). Można także polecić modlitwie wspólnoty swoje dziecko poprzez wpisanie jego imienia do Księgi Dzieci Utraconych.
Takie spotkanie nie zmienia nic w rzeczywistości utraty dziecka. Ale z tym, co zostało wypowiedziane na głos, łatwiej sobie radzić. Przestaje być koszmarem, dręczącym po nocach, a zamienia się w dławiący niekiedy smutek, ogromną tęsknotę, ale przecież przepełnioną miłością. I w miejsce pierwotnej rozpaczy powoli zaczyna pojawiać się nadzieja powtórnego spotkania.
Niebo czeka na nas.