Nasze projekty
Reklama

Brzydzę się donosem

W samej instytucji donosu ukrywa się realna przemoc. Wchodzę na zastrzeżony przez Boga obszar wolności drugiego człowieka. Czy do końca moich dni nie będę miał dość pracy z samym sobą, za którego ponoszę odpowiedzialność w pierwszym rzędzie?

Brzydzę się donosem

Czytałem wiele donosów pisanych na mnie do różnych kościelnych instytucji. Autorką tego jest moja sąsiadka, osoba obyta w świecie. Zareagowała tak na jeden z moich felietonów, w których wyśmiewałem absurdalne pomysły radykalnych feministek. Feministki (i Wojciech Orliński z "GW") nieźle mnie po tym tekście zglanowały, sąsiadka, dołożyła z drugiej strony. Oczekuje od Kościoła, że podda mnie anihilacji, wymaże z ziemi i nieba na zawsze. Nie brudzi się kontaktem z grzesznikiem, pisze do zakładu oczyszczania, żeby usunął sprzed jej drzwi duchowe fekalia.

 

Reklama

Za każdym razem, gdy do moich rąk trafia taki list zastanawiam się jaką rolę w jego powstaniu odegrał passus z Ewangelii Mateusza:

 

"Gdy brat twój zgrzeszy przeciwko tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha – donieś Kościołowi".

Reklama

Jasne, sąsiadka pominęła w swoim postępowaniu dwa pierwsze nakazy. Gdyby przyszła do mnie, z pewnością wszystko byśmy sobie wyjaśnili.

 

Pytanie jednak, po co Jezus w ogóle zostawia nam furtkę, przez którą możemy na siebie donosić?

Reklama

Czy w innym miejscu nie apeluje, żebyśmy zanim zaczniemy dłubać w bliźnich, nie usunęli najpierw belki ze swojego oka?

 

W samej instytucji donosu ukrywa się realna przemoc. Wchodzę na zastrzeżony przez Boga obszar wolności drugiego człowieka. Czy do końca moich dni nie będę miał dość pracy z samym sobą, za którego ponoszą odpowiedzialność w pierwszym rzędzie? Po co sycić się myślą: "ten grzesznik robi rzeczy, których ja nigdy bym nie zrobił, to że się nimi oburzam jest dowodem na to, że ja zachowuję jeszcze zdrowy ogląd spraw"? Rzeczywiście chcę gasić pożar, a może chodzi tu bardziej o możliwość wykazania się bohaterstwem przez strażaka?

Brzydzę się donosem

Rozumiem – czasem trzeba jasno opisać rzeczywistość. Powiedzieć: komuś wydaje się tylko, że jest z nami, bo przez swoje czyny dawno już sam się ze wspólnoty wykluczył. Niby służba prawdzie, ale tu jest haczyk. Bo nie można służyć prawdzie abstrahując od człowieka.

 

Zanim napiszesz taki list, musisz wziąć odpowiedzialność za opisywanego, zaangażować się w jego historię. Trzymając się analogii ratowniczej – wtargnąłeś już na jego terytorium, więc odtąd wszystko co zrobisz przybliża go do śmierci lub od niej oddala, a wszystko pójdzie na twoje własne konto. Donos to nie umycie rąk z brudu, to zanurzenie ich w człowieku i jego słabościach po uszy.

 

Staram się nie donosić. Ze strachu, że zrobię sobie większą krzywdę. Że później znów miesiącami będę wyzwalał się z błyskawicznie wrastającej w człowieka pokusy zastępowania Boga w byciu sędzią. Czytając słowa Jezusa o donosie zatrzymuję się na dwóch pierwszych wskazaniach w przekonaniu, że jeśli potraktuję je poważnie, nigdy nie dojdę do trzeciego. Widzę w nich zachętę do rozmowy. Niech okaże się w niej, że mamy kompletnie różne drogi. Że ktoś jest poza granicą wspólnoty. Niech to się jednak stanie bez kablowania, uprzejmego donoszenia, zatroskania, które – powtarzam – chyba tylko u świętych nie jest podbite cieniem samozadowolenia tego, kto grzech u bliźniego wykrył.

Troska o prawdę pomylona z pychą to początek duchowej pląsawicy. Następnym splątanym krokiem będzie zemsta pomylona ze sprawiedliwością.

 

Podobno Straż Miejska w Warszawie nie nadąża z obsługiwaniem donosów od ludzi, którzy dostali mandat za złe parkowanie, a teraz informują, że sąsiad też źle stoi. Dzwonią po kilka razy, żeby sprawdzić czy bliźni na pewno też już dostali po kieszeni.

 

Boję się takich ludzi.

 

Podobnie jak szwadronów ds. kościelnej czystości, które sprawdzają metody przyjmowania komunii, długość kiecek, temperaturę apologii w publicystyce. Wnioskami dzieląc się z kościelną władzą. Przepełnieni dobrymi intencjami, wyrywając fragment o donosie z kontekstu. Z opowieści o poganach i celnikach, którzy wchodzą przed nami do Królestwa, o Samarytance, o Dobrym Łotrze, o Panu, który nawet gdy rozwalał stoły w świątyni nie walczył o rytualną czystość, a o to by ludzie wreszcie zrozumieli, że wiara to relacja z Bogiem, bo jeśli od tego się nie zacznie, zmieni się w sklep z łaskami albo posterunek policji.

Chrześcijanin powinien brzydzić się donosem. Kto widząc donos nie wpada w smutek, nie zrozumiał, że to człowiek jest drogą Kościoła. Gdy przeczytasz donos, ratuj człowieka. Tego na którego doniesiono.  I tego, który donos przyniósł.

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja