Przez soczewki św. Jana
Jan to mistrz słowa, który potrafi obok opisywanych zdarzeń pokazywać sposób patrzenia na nie przez świadków. Jak każdy z nich znakomicie opisuje wydarzenia, ale patrząc na to samo – widzi coś innego. Ale to nie wszystko: w końcu przybliża czytelnikowi tę perspektywę, która jest najlepsza, Jezusowa.
Nazajutrz wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw. Wołali: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie oraz «Król izraelski!» […] Wielki tłum wybiegł Mu naprzeciw, ponieważ usłyszano o dokonanym przez Niego znaku. Faryzeusze zaś mówili między sobą: „Zobaczcie: nic nie zyskujecie. Oto świat poszedł za Nim”. (J 12, 19)
Inna „miara sukcesu”
Szkoda, że święty Jan, który jako jedyny z ewangelistów opisał ten szczegół, nie zawarł dalszej części dyskusji pomiędzy faryzeuszami. Ale i ten strzęp dialogu jest znaczący. Pokazuje wewnętrzny spór wśród samych faryzeuszów odnośnie przyjętej wobec Jezusa strategii. Ujawnia zresztą coś jeszcze: faryzeusze „walczą” z Jezusem o to, za kim pójdzie świat: On albo my! Wkrótce okaże się, iż strategia tylko chwilowo okazała się nieskuteczna. Cztery dni później świat zmieni zdanie i odwróci się od Jezusa.
Z zupełnie innej perspektywy patrzyli na wjazd Jezusa do Jerozolimy Jego uczniowie. Oni – jak pisze Jan – nie rozumieli nic z tego, co widzieli. Byli tak samo zdumieni tłumami, poparciem, uwielbieniem, obwieszczeniem królem, jak faryzeusze. Ale oni, w przeciwieństwie do faryzeuszów, powinni się z tego cieszyć. Ale nie, Mistrz nauczył ich przecież zupełnie innej „miary sukcesu”. Święty Jan dobitnie opisał to wcześniej, w szóstym rozdziale swojej ewangelii. Wtedy, na pustyni, nastąpiło apogeum popularności Jezusa. Był tak znany, tak wiarygodny – i to właśnie z tego powodu wywoływał wściekłość faryzeuszów – że tłumy były gotowe iść za Nim wszędzie, nawet na pustynię, pomimo braku jedzenia, w ciemno. A tam? Mistrz dokonał niemożliwego: wszystkich ich nakarmił. Rozanielony tłum chciał Go obwołać królem. I wtedy, właśnie wtedy, Jezus zrobił coś, czego żaden człowiek nie odważyłby się zrobić (chyba, że kompletny ignorant): zraził do siebie wszystkich:
– Jeśli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego, nie będziecie mieli życia w sobie – powiedział.
Odeszli wówczas od Niego wszyscy, te tysiące, które wcześniej chciało Go obwołać królem. Zostało dwunastu.
– Czy i wy chcecie odejść?
– Panie, do kogóż pójdziemy?Przeczytaj również
Uczniowie, którzy nauczyli się wtedy tej Jezusowej perspektywy, gdzie nie chodzi o liczby, nie chodzi o popularność, nie chodzi o „zdobywanie świata”, byli autentycznie zdumieni tym, co zobaczyli w Jerozolimie, gdy Jezus wjeżdżał do miasta. Cztery dni później okaże się, że była to swoista powtórka tego, co wcześniej stało się na pustyni. Wszyscy znowu odejdą. Zostanie jeden.
W końcu – tłum. Setki, może tysiące tych, którzy wybiegli Mistrzowi na spotkanie. Uczniów zdumieli a faryzeuszów przekonali, iż ci przegrali z Jezusem walkę o rząd dusz. Kim oni są? Tłumem, masą, statystyką, której siła jest w stanie określić zwycięzcę? Masą anonimowych osób, reagujących jak chorągiewki na bardziej znaczące wydarzenia, choć chwilę późnej są w stanie odwrócić poglądy, a co najgorsze, odwrócić się od człowieka? Święty Jan odpowiedział na pytanie, dlaczego tłum wyszedł Jezusowi na spotkanie. Napisał, że nie był to do końca tłum przypadkowych osób. To ci sami ludzie, którzy wcześnie razem z Jezusem byli w innym miejscu: w Betanii. Byli oni świadkami wskrzeszenia Łazarza, a teraz dali o Nim świadectwo – wyszli Mu na spotkanie, na powitanie, by oddać cześć i chwałę.
Jan to mistrz słowa, który potrafi obok opisywanych zdarzeń pokazywać sposób patrzenia na to świadków. Znakomicie opisuje jak każdy z nich, ale patrząc na to samo – widzi coś innego. Ale to nie wszystko: w końcu przybliża czytelnikowi tę postawę, tę perspektywę, która jest najlepsza, Jezusowa. Trochę jak okulista w gabinecie, który pokazując coraz bardziej niewyraźne rzędy coraz mniejszych liter nagle zmienia soczewkę i mówi: a teraz widzisz?
Oto przykład. We wspomnianym już szóstym rozdziale, w opisie rozmnożenia chleba, Jan umieszcza pominięty przez pozostałych ewangelistów dialog z uczniami, Andrzejem i Filipem:
Kiedy więc Jezus… ujrzał, że liczne tłumy schodzą się do Niego, rzekł do Filipa:
– Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli? – a mówił to wystawiając go na próbę.
Odpowiedział Filip:
– Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać.
Ciekawe, że Filip, któremu Jezus daje swoisty problem do rozwiązania, patrzy nań w kategoriach ekonomicznych. Prawdopodobnie uczniowie mieli do dyspozycji właśnie 200 denarów i w oczach Filipa tylko zakup jedzenia dawał szansę rozwiązać problem głodu. Perspektywa finansowa zatrzymała Filipa. Nie wiedział dalej, co zrobić. Drugi z uczniów – Andrzej – miał nieco inną perspektywę: “Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?”
Blisko. Nie trzeba niczego kupować, jest „cokolwiek” do dyspozycji, wystarczy się tym tylko podzielić. Niestety, zniechęcenie zatrzymało Andrzeja w działaniu. Tak właśnie Jan przeciwstawia, w jaki sposób na to samo wydarzenie patrzą różne osoby. W końcu zmienia soczewki. Pokazuje perspektywę Jezusa. A Jezus? Po prostu każe wszystkim usiąść i po prostu rozdaje to niewiele tym wielu nie zatrzymując się w działaniu. Wystarczyło.
Kim jesteś?
Ewangeliści opisując ten sam wjazd Jezusa do Jerozolimy, tylko z pozoru przedstawiają podobną relację. W rzeczywistości każdy z nich ma inne zadania, inny cel stawia sobie i czytelnikowi. Marka, Mateusza i Łukasza łączy to, iż pokazują niezwykłą zbieżność wjazdu do Jerozolimy z proroctwami, które w często w najdrobniejszych szczegółach zapowiedziały to wydarzenie, a Jezusa ukazują jako tego, który proroctwa wypełnia. Jan pomija proroctwa. Prezentuje trzy spojrzenia świadków tego wydarzenia: perspektywę faryzeusza, perspektywę ucznia i perspektywę „kogoś z tłumu”. Zmienia soczewki. W ten sposób konfrontuje spojrzenia na to samo wydarzenie. Co najbardziej zdumiewające, ta konfrontacja tylko z pozoru dotyczy bohaterów przedstawionych w ewangelii. Przede wszystkim, dotyczy tego, który czyta, Ciebie.
Jezus na osiołku wjeżdża do Jerozolimy. Co widzisz? Kim jesteś? Jesteś człowiekiem, który ocenia rzeczywistość na podstawie oscylującego tam i z powrotem poparcia opinii społecznej? Albo jeszcze precyzyjniej: to poparcie społeczne, wsparcie większości jest dla ciebie kryterium wyboru, celem działań, wyznacznikiem sensu?
A może jesteś jednym z tych, którzy widzieli już cud, zaznali miłosierdzia, spotkali Jezusa. I wtedy, gdy wkracza do Jerozolimy, świadczysz o Nim, oddajesz Mu hołd, pamiętasz. Jan włącza wtedy retrospekcję, a zaraz potem ucieka w przyszłość, by pokazać niestałość postawy “kogoś z tłumu”: ta wierność nie potrwa długo. Jeśli jesteś “kimś z tłumu”, w obliczu zagrożenia, samotności, zmiany koniunktury pójdziesz tam, gdzie pójdzie tłum.
A może jesteś zdumionym wciąż uczniem, który ciągle patrzy od nowa i za każdym razem dostrzega coś nowego, zgłębia tajemnicę i wciąż nie rozumie. Ale co najważniejsze – idzie za Jezusem, czy w tłumie Kościoła triumfującego, czy w samotności Kościoła postawionego w stan oskarżenia za grzechy Judasza.
Jan, który teraz jako jeden z uczniów patrzy i towarzyszy Jezusowi, a potem w swojej Ewangelii opisze, co widział, dziś widzi pełen triumfu przyjazd Króla do swojej Jerozolimy, potem Jego drogę do swego pałacu, na swój Tron na Golgocie, gdzie zasiądzie jako Pan wszechświata. Na głowie korona, oto Pan zaczyna królować, wszak sam Piłat każe umieścić nad Tronem napis: “Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski”. Tak właśnie Jan opisze Mękę Pańską, drogę Krzyża, choć w perspektywie innych będzie to egzekucja winnego bądź niewinnego skazańca. A w grobie, gdzie jedni zobaczą oszustwo, inni po prostu śmierć niepospolitego człowieka, a jeszcze inni z tej okazji pogratulują sobie sukcesu, święty Jan zobaczy Zmartwychwstałego.
Jezus wjeżdża do Jerozolimy na osiołku. Faryzeusze widzą jedno, ludzie z tłumu coś innego, jeszcze coś innego widzą Jego uczniowie. Mistrzostwo narracji świętego Jana dopiero przed nami. Jan, jak okulista w gabinecie, pokazując coraz bardziej niewyraźne rzędy coraz mniejszych liter, coraz mniej zrozumiałe tajemnice życia Jezusa, nagle zmienia soczewkę i mówi: „A teraz widzisz?”.