Nasze projekty
Fot. marymarkevich/Freepik

„Moje dziecko nie chodzi do kościoła i chyba przestało wierzyć w Boga”

Co oznacza dziś "dać dziecku Boga"? Czy możemy wygrać walkę ze światem, oferującym naszym dzieciom nowe bożki, podróbki, zamienniki w postaci chwilowych przyjemności, braku zobowiązań i zasad, wolności bez żadnych ograniczeń i odpowiedzialności? Czy Jano-Pawłowe "bardziej być niż mieć" zamieniło się dziś w "musisz się dobrze czuć"? Czy dziś bogiem stało się dobre samopoczucie?

Reklama

„Jeśli dasz dziecku Boga, dasz mu wszystko, jeśli nie dasz Boga, nie dasz nic”. Piękne słowa Urszuli Ledóchowskiej brzmią zapewne w uszach i sercach wielu matek i ojców. Mamy ogromną świadomość, że Bóg to największe Dobro, które możemy dać dziecku, by nigdy w życiu się nie pogubiło, by zawsze miało punkt odniesienia, by wiedziało gdzie ma wrócić, jeśli coś w jego życiu się stanie. Tak, my ludzie wierzący mamy ogromną świadomość sensu wiary i konieczności jej przekazywania.

Problem jest tylko taki, że co mamy począć, gdy pomimo naszej wiary i świadomości jej przekazania to się nie udaje. Gdzie popełniamy błąd jako rodzice? Czy go popełniamy? 

Jesteśmy przepełnieni rodzicielską dumą, kiedy nasze dziecko stawia pierwsze kroki, następnie osiąga pierwsze sukcesy w przedszkolu, szkole. Potem trud, zdolności, inteligencja i pracowitość naszego dziecka wynagradzane są pójściem na wymarzony kierunek studiów. Przez te wszystkie lata (nie zawsze, ale często), mamy dobry kontakt z dzieckiem, razem się modlimy, dziękujemy Bogu za sukcesy, prosimy o wsparcie. Dziecko systematycznie chodzi do kościoła, przyjmuje sakramenty… i nagle jak „grom z jasnego nieba” spada na nas: mamo, „życie oferuje więcej “ciekawych” opcji, a Kościół wydaje się być bardzo “babciowaty” (cytat z naszej sondy). Dowiadujemy się od naszego dziecka, że wiara to jakieś bajki, a chodzenie do kościoła to wspieranie „pazernych księży”.

Reklama

Rodzice w takiej sytuacji poza wielkim bólem i wyrzutem sumienia, z ogromną miłością podejmują próbę „odzyskania” dziecka, rozmawiają, przekonują, gniewają się, a potem ich zbolałe serca znów próbują zrozumieć i porozmawiać, modlą się, szukają jakiejś drogi. Jak rodzice opisani w reportażu „17 lat modlitw i łez” „choć noszą w sercu otwartą ranę, to przekierowują uwagę z własnego cierpienia na wdzięczność i próbę budowania zażyłej relacji”

Czy da się to zatrzymać? Jaka jest szansa na zmianę trasy tego rozpędzonego pociągu, który nieuchronnie zmierza w kierunku przepaści? Czy już zawsze nasze dziecko będzie bało się opinii swoich rówieśników, że „wiara jest dla naiwniaków”? 

A może da się coś zrobić. 

Reklama

Trudno sobie to wyobrazić, ale podobna sytuacja miała miejsce ponad szesnaście wieków temu. Pewna matka – Monika, niesamowicie dumna ze swojego wyjątkowo uzdolnionego syna – Augustyna, obserwowała z nieukrywaną radością jego rozwój i kolejne sukcesy. Czas jego studiów jednak, dawał jej tyle samo dumy co wzrastającego zmartwienia. Syn w błyskawicznym tempie oddalał się od Kościoła, aż w końcu całkowicie odszedł od chrześcijaństwa, przyłączył się do heretyków i zaczął żyć w konkubinacie. 

Jak pewnie większość współczesnych matek, Monika w pierwszym momencie zabroniła synowi pokazywania się w domu. Oczywiście jej miłość ani na chwilę nie ustawała, podobnie było z modlitwą. Była tak pewna tego, że chce, by syn wrócił na drogę wiary, że to dla niego jedyna i najlepsza droga, że nie wahała się porzucić rodzinnego miasta, kraju, ba nawet kontynentu, by ruszyć z Afryki za synem do Włoch, by być blisko niego. Determinacja, modlitwa, miłość i obecność przy dziecku przyniosła owoce w postaci nawrócenia Augustyna. I to jakiego nawrócenia! Nie wiem czy jest na świecie jakaś osoba, która nie słyszała o św. Augustynie i nie zna jego głębokich myśli i relacji z Bogiem. 

Determinacja, modlitwa, miłość i obecność przy dziecku przyniosła owoce w postaci nawrócenia Augustyna.

Reklama

Ta bardzo krótko przytoczona historia, pokazuje po pierwsze, że chyba nikt z nas nie jest wolny od poszukiwań. Choć pewnie czasem ta droga jest bardziej kręta. Dziś świat wydaje się być wyjątkowo niełaskawy dla wiary w Boga. Przecież, jeśli ma się wszystko, to do czego jeszcze potrzebny jest Bóg? Boga najczęściej szukamy, gdy odczuwamy jakiś brak. Tak na marginesie, paradoks polega na tym, że w czasach, w których mamy wszystko a bogiem stało się dobre samopoczucie, mamy też najgorsze statystyki dotyczące depresji, niskiego poczucia własnej wartości, czy niestety samobójstw. To pokazuje, jak fałszywy jest to bożek, ukrywający pod postacią czegoś dobrze nazwanego prawdziwe zło.

Jednak po drugie ta historia pokazuje, że zawsze jest jakieś wyjście.

Brandon Vogt, autor książki „Powrót. Co robić, gdy dzieci odchodzą z Kościoła„, stawia dwie główne diagnozy odchodzenia z Kościoła, pierwsza to niezrozumienie nauki Kościoła, którą młodzi ludzie odbierają jedynie jako zakazy i nakazy. Inną diagnozą postawioną przez Vogta jest „katechizacja zamiast ewangelizacji”, przez co ludzie nie nawiązują prawdziwej relacji z Jezusem, a tylko starają się przestrzegać praw. Autor w książce stara się więc znaleźć rozwiązania na taki stan. Poszukuje dla rodziców dróg zrozumienia dziecka i próby jego wsparcia. Konkluzja książki, jest bardzo podobna do myśli, którą miała szesnaście wieków temu św. Monika, to: „Bezwarunkowa miłość jest jedną z najpotężniejszych sił na ziemi”.  

CZYTAJ: 5 najczęstszych błędów rodziców, którzy chcą przekonać dziecko do powrotu do Kościoła

Wiem, że prawdziwa miłość rodzica i prawdziwa miłość Boga, jest w stanie zawrócić dziecko z drogi, która prowadzi w przepaść, by potem znów móc je przytulić i powiedzieć: „ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. 

Nie ma na świecie gotowej recepty na każde dziecko i każdą rodzinę. W każdej bowiem rodzinie jest inny sposób okazywania uczuć, inny sposób rozmowy, inna otwartość i inne problemy. Nie wiem, czy ktoś odkryje kiedykolwiek gotową szczepionkę na to, by dzieci nie popełniały swoich błędów, ale choć trochę uczyły się na naszych albo na tych popełnionych szesnaście wieków temu. Nie wiem też, czy nawet byłoby dobrze mieć takie szczepionki. Wiem, że prawdziwa miłość rodzica i prawdziwa miłość Boga, jest w stanie zawrócić dziecko z drogi, która prowadzi w przepaść, by potem znów móc je przytulić i powiedzieć: „ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. 

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę