5 najczęstszych błędów rodziców, którzy chcą przekonać dziecko do powrotu do Kościoła
Twoja chęć, by pomóc przyprowadzić swoje dziecko do Kościoła, może czasami sprawiać, że będziesz dążyć do właściwego celu niewłaściwymi metodami. Prezentujemy 5 błędnych strategii, które mogą zbudować mur między twoim dzieckiem, a jego powrotem do Kościoła.
Liczba młodych ludzi odwracających się od Kościoła jest niepokojąca. Konsekwencją ponurych statystyk są przejmujące historie zranionych rodzin. Rodzice tęsknią za powrotem swoich dzieci do Kościoła, pytając: „Gdzie popełniliśmy błąd?”. Nie powinniśmy ze spokojem podchodzić do problemu i czekać na zmianę sytuacji. Potrzebujemy nowej strategii. Musimy zrozumieć prawdziwe powody, dla których młodzi rezygnują z wiary, i opracować plan, dzięki któremu będą chcieli powrócić do Kościoła i życia wiarą.
Poniższy tekst o 5 błędach w rozmowie z dzieckiem, jest fragmentem książki „Powrót” autorstwa Brandona Vogta, który skupia się na pokonywaniu trudności, kładzie nacisk na to, co rodzice mogą powiedzieć i zrobić, aby odpowiednio zareagować na obiekcje swoich dzieci, odbudować wzajemną relację i pomóc im odnaleźć drogę powrotną do Kościoła.
1. Zmuszanie go, by poszło na mszę
„Och, gdybym tylko mogła nakłonić go, by znowu chodził na msze!” – narzekała Maria, lamentując nad swoim nastoletnim synem. „Nieważne, co robiłam, czy prosiłam, błagałam, nakazywałam, czy płakałam, nic nie działało. Kilka razy udało mi się go zmusić do pójścia, gdy zagroziłam, że wyłączę mu dane mobilne w komórce albo zawieszę kieszonkowe, ale nawet wtedy siedział tylko w ławce i dawał do zrozumienia, że nie chce tam być”.
Oto podstawowa i prawdopodobnie zaskakująca rada: Przestań zmuszać swoje dziecko, by szło do kościoła. Wyjaśniam, że mówię tutaj o starszych dzieciach i młodych ludziach. Oczywiście powinieneś zabierać małe dzieci na mszę. To twój religijny obowiązek jako rodzica.
Jeśli chodzi jednak o starsze dzieci, osiemnasto-, dwudziestolatków, zmuszanie ich do chodzenia na msze sprawia, że sprawy religijne jeszcze mniej ich interesują. Dzieje się tak dlatego, że msza nigdy nie była przeznaczona do ewangelizowania niezainteresowanych. Msza jest ostatnim krokiem w ewangelizacyjnej wędrówce, a nie pierwszym. Jest stacją końcową, owocem i konsekwencją osobistej relacji z Jezusem Chrystusem, a nie jej przyczyną. Aby przyciągnąć dziecko z powrotem do Chrystusa i Kościoła, musisz najpierw położyć fundamenty. Niedawno pewien ksiądz powiedział mi: „Jeśli ktoś przychodzi na mszę niechętny i nieprzygotowany, to grozi mu poważna choroba duchowa. Jeżeli naszym celem jest tylko sprowadzić ludzi na msze – jeśli wyłącznie to staramy się robić, bez żadnych wstępnych kroków – najprawdopodobniej sprawimy, że ta osoba – z perspektywy duchowej – stanie się jeszcze bardziej chora.
Przeczytaj również
Ten pogląd może wydawać się niepokojący, ale jest oparty na słowach św. Pawła z Pierwszego Listu do Koryntian. „Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije, nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije. Dlatego to właśnie wielu wśród was słabych i chorych i wielu też umarło” (1 Kor 11,28–30).
Paweł czyni aluzję do fizycznego cierpienia, jakiego doznawali Koryntianie na skutek tego, że nie celebrowali mszy z odpowiednim szacunkiem, a zwłaszcza nie uznawali Prawdziwej Obecności Jezusa w Eucharystii. W naszych czasach Bóg rzadko poraża chorobą albo śmiercią tego, kto się zdrzemnie na mszy albo niefrasobliwie przyjmuje Najświętszy Sakrament. Jeśli jednak przychodzimy na mszę nieprzygotowani, nieskupieni albo nie chcemy w niej uczestniczyć, wtedy mogą na nas spaść poważne duchowe konsekwencje. Zamiast zjednoczenia z Bogiem msza może zaszkodzić tej relacji i pogłębić oddalenie. Oczywiście większość rodziców tego nie chce. Kiedy zmuszają dziecko do pójścia na mszę, działają kierowani dobrymi intencjami, myśląc, że skoro Jezus jest w szczególny sposób obecny na mszy, powinni zrobić wszystko, co możliwe, aby zaprowadzić tam swoje dziecko.
Zatem gdy następnym razem będziesz miał pokusę, by zmuszać, popędzać swoje starsze dziecko do udziału we mszy, mimo że wiesz, iż ono czuje opór, wyhamuj trochę. Nie zmuszaj go. Najpierw posiej inne ziarna.
ZOBACZ>>> Zadbaj o siebie i swoją rodzinę razem ze św. Moniką!
2. Krytykowanie jego stylu życia
Abraham Piper, który odszedł z Kościoła jako nastolatek, dla rodziców dzieci, które podjęły złe decyzje moralne, ma następującą radę: Nie zaczynajcie od moralnej dezaprobaty. „Jeśli on zmaga się ze swoją wiarą w Jezusa, nie ma sensu pouczanie, że na przykład upijanie się jest złe. Chcesz go chronić, tak, ale najniebezpieczniejszym problemem jest niewiara – a nie imprezowanie. Bez względu na to, jak bardzo postępowanie twojego dziecka świadczy o jego niewierze, skupiaj się zawsze bardziej na chorobie jego serca, a nie na objawach.
Zaczynanie od moralnych pouczeń często jest złym planem wobec młodych ludzi. Jeśli pierwszymi słowami, które słyszy twoje dziecko, będą: „przestań to robić” albo „zmień swoje życie”, albo „zerwij ten związek”, bardzo szybko ono się od ciebie odetnie. Nigdy nie będziesz miał okazji, aby przekonać je do powrotu do Boga i Kościoła. Nie znaczy to, że masz milcząco i biernie obserwować, jak twoje dziecko
podejmuje złe decyzje. Znaczy to natomiast, że twoje pierwsze podejście powinno być naznaczone łagodnością i cierpliwością, a nie krytycyzmem.
Papież Franciszek często przemawiał przeciwko takiemu nadmiernie moralizującemu podejściu. W swoim pierwszym dużym wywiadzie po wyborze na Stolicę Piotrową wyjaśniał, że zaznajomienie człowieka z Jezusem Chrystusem powinno następować zawsze przed wprowadzeniem go w moralne wymagania, które wypływają z tego spotkania.
„Najważniejszą rzeczą jest pierwsze stwierdzenie: Jezus Chrystus cię zbawił (…). Głoszenie w misjonarskim stylu skupia się na rzeczach zasadniczych, nieodzownych: zawsze bardziej fascynuje i przyciąga to, co rozpala serce, jak to było z uczniami w Emaus. Musimy znaleźć nową równowagę; inaczej nawet jeśli moralny gmach Kościoła upadnie niczym domek z kart, traci świeżość i aromat Ewangelii. Oferta Ewangelii musi być prostsza, głębsza, promieniująca. To z tej oferty wypływają następnie moralne
konsekwencje (…). Głoszenie zbawiającej miłości Boga przychodzi przed moralnymi i religijnymi nakazami. Dzisiaj czasami wydaje się, że przeważa odwrotny porządek”.
Przypomnij sobie z poprzedniego rozdziału, że większość młodych ludzi wierzy dziś w coś, co nazywamy „moralnym terapeutycznym deizmem”, który skupia się mocno na zasadach określających, co robić, a czego nie robić w wierze (stąd ten wymiar moralistyczny). Twoim celem jako rodzica nie jest jednak tylko moralna poprawa czy
zmiana zachowania dziecka. Twoim celem jest jego powrót, pociągnięcie go do żywej relacji z Jezusem w Jego Kościele. Kiedy to zrobisz, moralne zmiany nieuchronnie nastąpią. Bądźmy jednak szczerzy: to nie jest łatwe. Wymaga wielokrotnego gryzienia się w język, gdy czujesz potrzebę napomnienia swojego dziecka, ale przecież wiesz, że to prawdopodobnie jeszcze bardziej je oddali. Zatem warto to zrobić!
Mimo to czasami moralne upomnienie jest konieczne, aby twoje dziecko wróciło do Kościoła. Krnąbrne dzieci niekiedy potrzebują, aby ktoś nimi potrząsnął, gdy popadną w moralny chaos. „Te decyzje niszczą ci życie” albo „Mógłbyś być kimś, gdybyś wybrał inną drogę”. Lecz często jest lepiej, kiedy takie środki wychowawcze nie są pierwszą
rzeczą, jaką słyszą nasze dzieci, i idealnie, gdy pochodz od zaufanego przyjaciela, mentora albo innej ważnej osoby, a nie od rodzica. Twoja relacja z krnąbrnym dzieckiem już prawdopodobnie jest napięta i powinno się ją chronić za wszelką cenę. Nie ryzykuj, zaczynając od silnej nagany.
Czytaj także >>> Modlitwą i płaczem. Sposób na nawrócenie
3. Zrzędzenie
Wielu rodziców zrzędzi, wierci dziurę w brzuchu i prześladuje swoje dzieci – nawet gdy już są dorosłe – aby zmusić je do częstszego chodzenia do kościoła lub zmiany stylu życia. Zrzędzenie prawie nigdy nie działa, a właściwie wywołuje zupełnie odwrotny skutek. Wiele osób celowo trzyma się z dala od Kościoła katolickiego, dlatego że rodzice ciągle zamęczali ich tematami religijnymi.
Przyrzeknij więc teraz, że powstrzymasz się od takich pytań jak: „Kiedy wreszcie przestaniesz być taki leniwy i wrócisz do Kościoła?”. Niemożliwe jest, aby twoje dziecko w pełni zrozumiało twój ból, poznało, jak bardzo pragniesz jego powrotu. Nie warto więc marnować sił na zrzędzenie lub wpędzanie go w poczucie winy. Jeszcze gorsze od zwykłego zrzędzenia jest zrzędzenie biernie agresywne. Sarah, młoda kobieta, która przestała chodzić na msze, powiedziała: „Nie mogę znieść tego, gdy
moja mama wsiada na mnie z powodu kościoła, ale jeszcze bardziej nienawidzę, kiedy wygłasza drobne komentarze, wzdycha albo cmoka językiem. Nieustannie rozprawia o tym, jak moja siostra chodzi na mszę, i daje mi do zrozumienia, że ona jest z tego powodu lepszą córką. Fuj! To tak mnie wkurza. To jest gorsze, niż gdyby po prostu powiedziała, co myśli, zamiast udawać, że stara się pomóc”.
Inni młodzi ludzie są skonsternowani, gdy ich rodzice nieustannie przesyłają im agresywne religijne albo polityczne komunikaty. „Moi rodzice i dziadkowie przesyłają mi przynajmniej jeden zabawny e-mail dziennie, który mówi, że kraj został opanowany przez diabła i wszyscy pójdziemy do piekła albo ten czy tamten polityk jest wcieleniem zła. Chciałabym, aby przestali to robić. To w niczym nie pomaga – sprawia, że myślę, iż ich religia jest jeszcze bardziej zwariowana, niż sądziłam”. Wartościowe może być przesyłanie dziecku pomocnych artykułów, linków i filmików – powiemy o tym później – ale jeśli nie będziesz ostrożny, może to zostać odebrane jako agresywne nawracanie.
Papież Jan Paweł II, być może najskuteczniejszy ewangelizator dwudziestego wieku, wyznaczył inną, lepszą strategię. Powiedział po prostu: „Kościół proponuje, niczego nie narzuca”. Rodzice, którzy z sukcesem przyciągnęli swoje dzieci do Kościoła, nie zrzędzą ani nie zmuszają ich do religii. Zapraszają je natomiast, łagodnie i z szacunkiem, poprzez ciepłą rozmowę i bezwarunkową miłość. Nie narzekaj na niedoskonałości swojego dziecka; zaproś je do czegoś lepszego. Proponuj, nie narzucaj.
4. Odrzucanie jego zastrzeżeń
Było to podczas pierwszego semestru Nicka w college’u. Jeden z jego nowych przyjaciół powiedział coś obraźliwego o chrześcijaństwie. Reszta grupy roześmiała się, ale John pozostał milczący. Któryś z kolegów to zauważył: „Czekaj, chyba nie jesteś superreligijny, co?” – zapytał. „Wychowałem się jako katolik, a moi rodzice są dość religijni, ale ja nie jestem pewien, na czym stoję”. Kolega natychmiast odpowiedział: „No, kiedyś ja także wierzyłem w Boga, ale to było, zanim odkryłem, że nie ma żadnego dowodu na Jego istnienie. Chrześcijaństwo to tylko kolejny mit albo bajka. Wolę naukę i to, co jest prawdą, a nie wymyślone historyjki”. Polecił Johnowi kilka ateistycznych książek i wkrótce John zgodził się z jego poglądem.
Później, gdy John pojechał z wizytą do domu, podzielił się swoimi doświadczeniami z college’u. W którymś momencie rozmowa przeszła na temat lokalnej parafii i to spowodowało, że matka zapytała go: „A tak przy okazji, John, czy znalazłeś tam jakąś parafię?”. John przez chwilę milczał, przełykając ślinę. Potem odparł: „No, szczerze mówiąc, nie jestem pewien, czy jeszcze wierzę w Boga. Po prostu nie widzę żadnego dowodu”.
Matka natychmiast odburknęła: „O, no proszę! Chyba w to nie wierzysz? To śmieszne. Oczywiście, że jest dowód. A jak myślisz, skąd wziął się świat? Kto go stworzył? Jak możesz w ogóle zaprzeczać, że Bóg istnieje?”. John był wstrząśnięty. Spodziewał się, że matka będzie rozczarowana, ale nie sądził, że po prostu nonszalancko zlekceważy jego zastrzeżenia. Nie był pewien, czy faktycznie sam w nie wierzy – po prostu powtarzał tylko to, co wyczytał w ateistycznych książkach, które dostał od kolegów.
Jednak to, że matka tak beztrosko je odrzuciła, sprawiło, iż poczuł, że ona go w ogóle nie szanuje. Zamiast pomóc mu pokonać wątpliwości, umocniła go w jego decyzji odejścia, wzmacniając w nim opór.
Wielu rodziców nie dowiaduje się od dzieci, dlaczego odsunęły się od Boga. Jeśli zatem uda ci się poznać, dlaczego twoje dziecko odeszło z Kościoła, nie lekceważ jego zastrzeżeń. Być może zabrzmią one dla ciebie głupio, ale dla niego są ważne. Potraktuj je poważnie, bez względu na to, jak absurdalne ci się wydają. Im więcej szacunku okażesz swojemu dziecku, im więcej uwagi poświęcisz jego problemom, tym bardziej będzie otwarte na twoją reakcję.
CZYTAJ>>> Anna Maria Taigi. Święta żona, matka siedmiorga dzieci i… ewangelizatorka
5. Zakładanie, że możesz go zmienić
Jak wcześniej się dowiedzieliśmy, zarówno odejście z Kościoła, jak i powrót do niego obejmuje wiele czynników – ciebie, twoje dziecko, przyjaciół, osobiste przekonania i wolną wolę. Możesz mieć jakiś wpływ na decyzje swojego dziecka, nawet duży, w czym pomoże ci ta książka. Ale ostateczna decyzja należy do niego.
Jezus opowiedział przypowieść o siewcy, który rozrzuca ziarna na ziemi (Mt 13,3–9). Niektóre padły na drogę i wydziobały je ptaki. Inne padły na grunt skalisty i nie mogły wzejść. Jeszcze inne wpadły między ciernie, które zadusiły rośliny. Inne wreszcie padły na żyzną glebę i wydały obfity plon.
Jaki jest morał tej przypowieści? Taki, że nie możemy kontrolować tego, kiedy, jak lub czy nasze ziarna wydadzą owoc. Możemy jedynie siać ziarna modlitwy, rozmowy i miłości oraz prosić Boga, aby sprawił, by te ziarna padły na żyzną glebę. Lecz ostateczny wynik jest poza naszą kontrolą.
Nie oznacza to, że masz przestać troszczyć się o rezultat albo zrezygnować ze swojego dziecka. Znaczy to tylko, że kontrolę nad rezultatem oddałeś Bogu, a nie zapewniłeś sobie. To znaczy, że uznajesz, iż nie możesz podejmować decyzji za swoje dziecko, że wynik jest tylko częściowo w twoich rękach. Wielu rodziców uznaje to za bardzo wyzwalające. Zamiast manipulować swoimi dziećmi, aby wróciły na mszę, oddają je Bogu. Postępują zgodnie z planem pokazanym w tej książce i efekty powierzają Duchowi Świętemu.