Wybrani do zadań specjalnych. Ważne lekcje dla małżonków
"W sakramencie małżeństwa dokonuje się wielka konsekracja Waszego życia we dwoje. Oznacza to, że Chrystus jest sakramentalnie obecny między Wami. Dlatego małżeństwo to jest sprawa wiary!" - mówi Stanisława Nowicka w rozmowie z Anną Hazuką.
Po raz pierwszy usłyszałam o Pani Stanisławie Nowickiej przy okazji przygotowań do beatyfikacji Prymasa Wyszyńskiego. Wiedziałam o niej tylko tyle, że jest naocznym świadkiem życia Sługi Bożego Kard. Stefana Wyszyńskiego, skarbnicą wiedzy o jego nauczaniu i niestrudzonym głosicielem jego niezwykłego przesłania miłości. Należała do „Ósemek”, dziś – z inicjatywy papieża Jana Pawła II – jest to Instytut Prymasa Wyszyńskiego. Była wielokrotnie świadkiem spotkań Ks. Prymasa z Kard. Wojtyłą. Już to samo wystarczyłoby, aby poświęcić jej wspomnieniom nie wywiad, a książkę. Ale wkrótce miałam odkryć, że życie Pani Stanisławy to także ogromna tajemnica bliskości z Matką Bożą i wyjątkowa służba małżonkom – przez ponad 30 lat pracowała w Jasnogórskiej Poradni Życia Rodzinnego.
Czytaj także >>> Święte matki. 5 kobiet, które uczą nas, co jest ważne
Anna Hazuka: Jak to się stało, że postanowiła Pani towarzyszyć małżonkom poprzez pracę w poradni?
Stanisława Nowicka: W stronę rodziny skierowała mnie Teresa Strzembosz, założycielka pierwszego w Polsce Domu Samotnej Matki w Chylicach, pomysłodawczyni poradnictwa rodzinnego w Polsce. Chciała ona przede wszystkim obudzić w Polakach świadomość odpowiedzialności za przekazywanie życia. Bardzo namawiała mnie do współpracy, ale wtedy nie byłam gotowa do podjęcia tego działania.
Minęło jednak kilkanaście lat…
Przeczytaj również
…i kiedy zamieszkałam na Jasnej Górze, zaistniała konieczność podjęcia pracy w Jasnogórskiej Poradni Życia Rodzinnego, której – z powodu braków kadrowych – groziła likwidacja. Pojechałam wówczas do Księdza Prymasa z prośbą, aby mnie posłał do tego zadania i udzielił swojego błogosławieństwa. Ksiądz Prymas uśmiechnął się i powiedział: „Idź i kochaj!”.
Chyba nie można sobie wyobrazić piękniejszego błogosławieństwa.
To błogosławieństwo stale mi towarzyszy.
Wtedy z pewnym lękiem podjęłam służbę na rzecz Rodziny. A dzisiaj tylko dziękuję za Bożą reżyserię tej posługi. Doświadczałam w niej ogromnego prowadzenia przez Matkę Bożą. Dziękuję Jej, że chciała się mną posłużyć. Podkreślam, że to, co robiłam w Poradni, było służbą, bo był to udział w wielkim działaniu Pana Boga.
Macierzyństwo jest najpiękniejszym wyrazem osobowości kobiety, jej geniuszu. Ojcostwo mężczyzny, ostatnio coraz bardziej zauważane i dowartościowywane, stanowi o bezpieczeństwie rodziny
Towarzyszyła Pani małżeństwom w bardzo trudnych dla Polski czasach – najpierw w komunizmie, w okresie transformacji, a wreszcie w wolnej Polsce. Jak zmieniał się przez ten czas obraz rodziny?
Zaczynałam pracę pod koniec lat 70., co oznacza, że już od dwudziestu lat obowiązywała w Polsce ustawa aborcyjna z 1956 r. Jeżeli mam mówić o obrazie rodziny, to muszę zacząć od tego, co miało na nią najbardziej dewastujący wpływ – czyli od aborcji. Wiele razy spotykałam w poradni kobiety przeżywające zachwianie równowagi emocjonalnej, depresję, prawdziwe męki psychiczne i duchowe. Doświadczały lęku. Szukały usprawiedliwienia, towarzyszyło im poczucie winy, a niejednokrotnie bunt. Czasem padało pytanie: „Dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział, aby tego nie robić?”.
Początkowo nie wiedziałam, z czym mam do czynienia. Zespół poaborcyjny jako jednostka chorobowa pojawił się w amerykańskiej literaturze dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
Czytaj także >>> Święta Rita z Cascia. Najskuteczniejsza w sprawach beznadziejnych
Macierzyństwo nie tylko jest fundamentalnie wpisane w tożsamość każdej kobiety – z nim wiąże się też potężna siła, która przenika i przemienia całą osobę…
Kobieta i mężczyzna otrzymali dar rodzicielstwa, który jest zaproszeniem człowieka do udziału w Akcie stwórczym Samego Boga. Macierzyństwo jest najpiękniejszym wyrazem osobowości kobiety, jej geniuszu. Ojcostwo mężczyzny, ostatnio coraz bardziej zauważane i dowartościowywane, stanowi o bezpieczeństwie rodziny.
Obserwujemy dziś negowanie wartości życia. Gdy patrzę na kobiety, domagające się prawa do zabijania dziecka w łonie matki, stawiam sobie pytanie, co się stało w ich życiu, że niosą ból dezintegrujący całą ich osobę.
Bycie matką to rola ważniejsza i trudniejsza do spełnienia niż zdobycie doktoratu
A jak na rodzinę wpłynęły nowe role społeczne? Kobieta-traktorzystka, pracująca ponad siły w fabryce, kobieta-przodowniczka pracy…
Moim przewodnikiem był Ksiądz Prymas Wyszyński. Jego podejście do kobiet było pełne szacunku. W swoich kazaniach, w prowadzonych rekolekcjach bardzo podkreślał godność każdego człowieka, równość płci. Cenił wykształcenie kobiet. Zachęcał do niego! Ale w przypadku matek uważał, że ich podstawową pracą, za którą domagał się wynagrodzenia od państwa, powinno być wychowywanie dzieci.
Prymas chciał, aby macierzyństwo ceniono na równi z pracą zawodową. Bardzo wspierał kobiety w ich dążeniu do rozwoju, do zdobywania wykształcenia, jednak zawsze podkreślał, że bycie matką to rola ważniejsza i trudniejsza do spełnienia niż zdobycie doktoratu. W swoich kazaniach upominał się o prawo kobiet do macierzyństwa.
Szkoda, że głos Prymasa był wtedy taki osamotniony. Trudno jest walczyć z takim wyrafinowanym systemem niszczenia rodziny w pojedynkę…
Na pewno mieliśmy do czynienia z systemowymi działaniami, które uderzając w kobietę – najpierw poprzez aborcję, a potem poprzez zdeprecjonowanie jej roli jako matki – tak naprawdę uderzyły w rodzinę. Skutki tych działań zaczęliśmy widzieć już pod koniec lat 80′. Do poradni trafiało coraz więcej małżeństw, które nie były w stanie żyć w zgodzie. Kryzys dotknął samego serca rodziny – małżonków. Tempo życia, a przede wszystkim chęć posiadania wyrażająca się przez pragnienie, aby „mieć”, spychało na margines to, aby „być”.
Kryzys trzeba zwyciężyć!
Mamy od kilkunastu lat około 65 tysięcy rozwodów rocznie, a równocześnie spada liczba zawieranych małżeństw…
Myślę, że ludziom przeżywającym kryzys przede wszystkim brakuje wiary. Często mówi się, że kryzys można przezwyciężyć. A ja mówię stanowczo – kryzys trzeba zwyciężyć! Tylko – aby go przetrwać, potrzebny jest duży wysiłek, i tu pojawia się fundamentalny problem, bo dzisiaj nie lubimy sytuacji trudnych, niewygodnych. Nie ma w nas gotowości do znoszenia cierpienia i dlatego tak powszechny jest mechanizm ucieczki. Ale od siebie człowiek nie ucieknie. Obowiązkiem każdego jest praca nad sobą, zaniedbanie jej prowadzi do wzmacniania i utrwalania postaw egoistycznych. Przestajemy starać się, by dla innych być darem, a zaczynamy mnożyć oczekiwania.
Czytaj także >>> Chiara Petrillo. Gdzie znaleźć taką księżniczkę?
Czy to jest tak, że małżeństwo, które się rozstaje, przestało się kochać, czy też nigdy nie pokochało się tak naprawdę?
Coś się stało z naszą definicją miłości. W trochę nieuchwytnym, podświadomym społecznym rozumieniu przestała być postrzegana prawidłowo – jako dar z siebie. A to jest jedyna definicja miłości. Nie ma innej. Trzeba podkreślać, że prawdziwa miłość wyraża się w bezinteresownym darze z siebie.
Rodzina to projekt na całe życie, który naprawdę może się udać, ale tylko wtedy, kiedy każdy z członków tej rodziny będzie pracował nad tym, aby być darem dla drugiego
Ale reklamy przekonują nas, że w miłości chodzi o wielkie uczucie.
Bo wielkie uczucie jest potrzebne. Człowiek kochany czuje się szczęśliwy, ma dla kogo żyć i sam pragnie kochać. Natomiast bałagan w relacji bierze się ze zbyt „konsumpcyjnego” podejścia do miłości, czyli drugi człowiek interesuje mnie tylko w aspekcie tego, co może mi dać, co ja z tej relacji będę miał. A klucz do szczęścia leży w darze z siebie. Rodzina to projekt na całe życie, który naprawdę może się udać, ale tylko wtedy, kiedy każdy z członków tej rodziny będzie pracował nad tym, aby być darem dla drugiego. Jeśli robi to każdy – sukces jest murowany. Człowiek znajduje wielkie szczęście w tym, że może siebie drugiemu tak po prostu darować. I – co ważne – pragnie otrzymać od drugiego miłość, ale się jej nie domaga. Ja daję coś bezinteresownie dlatego, że chcę kochać naprawdę. I dopiero taka miłość wyzwala miłość w drugiej osobie. Bezinteresowny dar z siebie tworzy głębię relacji.
Genialna definicja Papieża
A jakbyśmy miały ten dar z siebie trochę bardziej zdefiniować…
Papież Franciszek, powołując się na Pawła VI, powiedział, że małżonkowie potrzebują trzech rzeczy: obecności, uczestnictwa i słuchania. Ta myśl mnie wciąż zachwyca! Te trzy punkty określają właściwie całą definicję miłości małżeńskiej.
OBECNOŚĆ rozumiem jako małżeńskie przylgnięcie do siebie myślami, dążeniami, pragnieniami. Jesteście w pracy, ale jesteście przy sobie, jedno z was widzi coś niezwykłego i od razu chce, żeby drugie też to zobaczyło. To, aby być dla drugiego w drobiazgach życia, jest bardzo ważne. To nas najbardziej umacnia. Razem, blisko, w jedności, w zaufaniu…
Życie rodzinne jest tak pełne trudu, że jest prawie nie do uniesienia przez jedną osobę. Dlatego małżonkowie idą przez życie razem
Mój mąż w zeszłym roku był w środku zimy na Florydzie. Musiałam zmusić go, żeby poszedł na plażę, bo twardo stał na stanowisku, że skoro mnie nie ma przy nim, to on nigdzie nie idzie.
To ładna postawa! I dobry przykład. Właśnie o to chodzi! Gdzie jedno, tam drugie. Wciąż o sobie myślicie, wciąż za sobą tęsknicie. Jesteście zawsze blisko siebie, nawet jeśli na chwilę musicie się rozstać. I pragniecie dobra dla siebie wzajemnie, niezależnie od sytuacji.
Z kolei UCZESTNICTWO oznacza, że jesteście ze sobą razem we wszystkim, co się składa na wasze życie. Życie rodzinne jest tak pełne trudu, że jest prawie nie do uniesienia przez jedną osobę. Dlatego małżonkowie idą przez życie razem. Razem wychowują dzieci, razem o nich decydują, razem troszczą się o dom, razem myślą o przyszłości.
Ale uczestnictwo oznacza też zaangażowanie w życie współmałżonka. To jest konieczne! Mąż ma takie wyjątkowe zadanie chronienia kobiety. Nie dlatego, że ona jest słaba, ale dlatego, że ona dźwiga naprawdę ogromnie dużo. Sama Pani wie, jak jest trudno godzić dom i pracę…. a nade wszystko opiekę nad dziećmi.
Albo jestem ze stali, albo rzeczywiście raz na jakiś czas nie wytrzymuję presji i wtedy potrzebuję wsparcia, docenienia, zrobienia za mnie obiadu albo wzięcia dzieciaków na naprawdę długą wycieczkę.
I to jest właśnie to uczestnictwo w życiu współmałżonka, to bycie obok, to ciągłe zapewnianie, że jesteście blisko, że siebie widzicie i wspieracie. A razem zawsze łatwiej. Wystarczy jedno ciepłe spojrzenie, uśmiech i pewność, że Tobie na mnie zależy. Jesteś dla mnie, ja dla Ciebie.
A jak ja mogę najlepiej uczestniczyć w życiu męża?
Tylko Pani zna na to odpowiedź (śmiech). Na pewno potrzebna jest czuła obecność, docenienie, zatroszczenie. To są uniwersalne, ale dobre podpowiedzi. Wzajemne uczestnictwo w swoim życiu jest takie ważne, bo dzisiaj bardzo trudno jest małżonkom zatrzymać się przy sobie. W tym naszym życiowym pędzie myślimy o pracy, dzieciach, rachunkach, a zapominamy, że jeśli siebie stracimy – wszystko inne będzie już bez znaczenia.
Trzecim elementem tej papieskiej małżeńskiej układanki jest SŁUCHANIE…
To podstawa relacji i dialogu, ale też możliwość otrzymania informacji, co myśli mówiący. Słuchanie jest wyrazem szacunku dla drugiego.
Już bardzo dawno zaobserwowałam w poradni, że małżonkowie, którzy są ze sobą w konflikcie, nigdy siebie nie słuchają. Przekrzykują się i argumentują jednocześnie. A wystarczyłoby tylko zadać sobie trud, przemóc się i zamilknąć. Posłuchać spokojnie drugiego. Pozwolić mu wypowiedzieć swój ból, swoje rozczarowanie. A potem nie osądzać go, tylko spróbować zrozumieć.
Poznanie i pełne zrozumienie współmałżonka to długi proces. Złą rolę odgrywają niekontrolowane emocje. Jedno niefortunne słowo w rozmowie – i już kłótnia. Krzywe spojrzenie – i już dramat. Przestaliśmy się starać o to, aby kontrolować emocje, aby nimi rozumnie kierować. W tym jest miejsce do pracy nad sobą.
Przebaczenie – klucz do wydostania się z własnej celi więziennej
Miłość domaga się przebaczenia, bo ono potwierdza godność człowieka, bez względu na to, co uczynił
Tylko, jak tu pracować, jak być darem, kiedy kipi w nas od gniewu, a głęboko skrywany żal nie pozwala nam patrzeć na siebie z nadzieją…
Nie ma miłości bez przebaczenia. Dotyczy to zarówno drobnych, codziennych sprzeczek jak i spraw, które ciągną się latami. Przebaczenie jest zakończeniem koncentracji swojej uwagi na doznanej krzywdzie. Jak zauważyła Maria Braun-Gałkowska – taki właśnie jest sens samego słowa przebaczenie. Przedrostek „prze” oznacza doprowadzenie jakiegoś czynu do końca, np. przeczytanie książki. „Baczyć” – to zatrzymywać uwagę na czymś.
Brak przebaczenia niszczy relacje. Czasem trudno jest przebaczyć sobie samemu, gdy nie jesteśmy zadowoleni ze swoich zachowań, czynów. Wtedy istnieje niebezpieczeństwo, że będziemy przerzucać winę na innych, aby usprawiedliwić siebie.
Ks. Prymas uważał, że przebaczenie jest darowaniem sobie klucza do własnej celi więziennej. Dzięki niemu możemy wydostać się na wolność.
Przebaczenie pozwala odzyskać zaufanie do siebie wzajemnie i odbudować komunię miedzy osobami. Umożliwia gest pojednania i daje szansę, by jeszcze dziś zbudować mosty, po to by kochać TERAZ, a nie żyć tylko przeszłością lub przyszłością. Kochać, przyjmując trudną prawdę o drugim, który potrzebuje przebaczenia.
Wybaczenie to podjęcie decyzji przyjęcia na nowo drugiego człowieka i staranie się o odbudowanie tego, co zostało zburzone. Ciągle na nowo, z nową motywacją i nową energią. Miłość domaga się przebaczenia, bo ono potwierdza godność człowieka, bez względu na to, co uczynił.
Jak tak Pani słucham, to odnoszę wrażenie, że chyba w ogóle za mało się staramy, jeśli chodzi o miłość.
Tak, zapomnieliśmy, że miłość trzeba pielęgnować. Miałam w poradni zwyczaj zapraszać małżonków do małego ćwiczenia – prosiłam, aby podali cztery wyrazy zaczynające się na literę A, które są kluczowe do zbudowania dobrych relacji. Spróbuje Pani?
Przychodzą mi do głowy dwa wyrazy: akceptacja i afirmacja.
AKCEPTACJA jest rzeczywiście pierwsza. Akceptuję mojego współmałżonka tzn. zauważam jego inność, ale równocześnie wiem, że ona mi nie zagraża. Inność mojego męża, mojej żony ubogaca mnie. Potrafię wybranego przez siebie człowieka przyjąć takim, jakim jest i uszanować jego odmienność.
Kolejny wyraz to ADAPTACJA, która oznacza dostosowanie się do tej wzajemnej odmienności. Oboje chcemy szukać dróg wyrażania akceptacji względem siebie, ale też mamy odwagę prosić drugiego o twórcze przyjęcie swojej inności i o uszanowanie jej. Adaptacja nie oznacza unifikacji! Odmienność małżonków jest wielkim bogactwem i warto jej strzec.
Potrzebna jest też AFIRMACJA – czyli wyzwalanie z drugiego siły i mocy dobra. Miłość karmi się czułym słowem, zachwytem, prostym docenieniem.
I wreszcie ostatni punkt: ADORACJA – czyli odkrywanie w sobie piękna! W każdym człowieku jest go tak wiele, a w małżonkach żyjących w jedności – szczególnie! Ich życiowe zadania są tak trudne, że Pan Bóg każdego z małżonków wyposaża w takie dary, żeby wzajemnie się uzupełniali. I tym naprawdę można się w sobie zachwycać.
Akceptacja, Adaptacja, Afirmacja, Adoracja. Małżeńska Anatomia Szczęścia.
Proszę zwrócić uwagę, że zwykle zaczynamy naszą znajomość od adoracji. Zachwycamy się sobą, jesteśmy sobą oczarowani. Z jednej strony to jest naturalne, ale dużo ważniejsze jest to, aby od samego początku uczyć się akceptować inność drugiego. Bo ta inność w nas zawsze będzie. Nie trzeba się jej bać, trzeba się uczyć twórczo z niej korzystać. Inność jest bogactwem małżonków, bo stanowi dopełnienie: Ty masz to, czego ja nie posiadam.
Konsekrowani do zadań specjalnych
Ale czasem brakuje nam wiary, że ta nasza małżeńska przygoda może się jeszcze dobrze skończyć…
W sakramencie małżeństwa dokonuje się wielka konsekracja Waszego życia we dwoje. Oznacza to, że Chrystus jest sakramentalnie obecny między Wami. Dlatego małżeństwo to jest sprawa wiary! Jeżeli uwierzymy w tę Jego wyjątkową obecność, jeżeli będziemy prosić jak Apostołowie – Przymnóż nam wiary – będziemy świadkami cichych cudów i nawet największe problemy nie okażą się ponad nasze siły.
Łaska stanu do zadań żony i męża istnieje, trzeba ją tylko zauważyć. Jest także Łaska Rodzicielstwa. To dar, dzięki któremu rodzice wiedzą, co robić. Pan Bóg tak przygotował małżonków, że mają wpisane w sobie światło do mądrego prowadzenia dzieci, a dzieci to światło doskonale czują.
W małżeństwie nie chodzi o własną świętość żony albo męża, ale o wspólną! Celem małżeństwa jest zbawienie.
Ale ta konsekracja oznacza też, że małżonkowie mają siebie wzajemnie prowadzić do Boga.
Waszym zadaniem od momentu ślubu staje się wspólne dojście do świętości. W małżeństwie nie chodzi o własną świętość żony albo męża, ale o wspólną! Celem małżeństwa jest zbawienie.
Doświadczenie Kościoła pokazuje nam świętych małżonków. W tych małżeństwach zwraca naszą uwagę osobista świętość każdej osoby, a ona prowadzi do wspólnego wpatrywania się w Boga!
To jest naprawdę wymagający program…
Dlatego trzeba go zacząć od siebie. Wtedy nie okaże się już taki trudny do realizacji. Pierwszym krokiem do świętości małżeństwa jest zawsze osobista świętość każdego ze współmałżonków. Papież Benedykt XVI na Kongresie Rodzin w Meksyku powiedział, że najważniejsze, co katolik może dać światu, to osobista świętość. I to jest to, co największego żona może dać mężowi, a mąż żonie – swoją indywidualną, wyjątkową więź z Bogiem. Bo dopiero nasza indywidualna relacja z Panem Bogiem uzdolni nas do tej najdoskonalszej formy miłości, która polega na przekraczaniu siebie, na bezinteresownym darowaniu siebie drugiemu.
Ale droga do małżeńskiej świętości zależy w jakiś tajemniczy sposób od jakości naszej miłości małżeńskiej.
Żona widzi w swoim mężu Chrystusa, a on widzi Chrystusa w niej. Oboje mają Mu służyć, służąc wzajemnie sobie
Moja relacja z Bogiem jest w pojedynkę, a Pani relacja z Bogiem ma być – poza wymiarem osobistym – realizowana we dwoje. To oznacza – z jednej strony spore ułatwienie, bo obok jest ktoś, kto może dodać otuchy, upomnieć z miłością, pomóc znaleźć odpowiedź. Ale z drugiej strony jest trudniej, bo małżonkowie to zazwyczaj przeciwstawne bieguny, to inność, która czasem naprawdę boli. Ale nie jesteście sami! Poprzez Waszą konsekrację między Wami jest Chrystus. I to On jest kierunkiem Waszego wzajemnego odniesienia. Żona widzi w swoim mężu Chrystusa, a on widzi Chrystusa w niej. Oboje mają Mu służyć, służąc wzajemnie sobie. Dlatego droga małżeńskiej świętości jest tak naprawdę prosta – prowadzi przez Chrystusa.
Bardzo lubię definicję małżeństwa, w której określane jest ono jako wspólnota życia i miłości. Wspólnota życia! To oznacza, że nie istnieje codzienność męża albo żony – ona jest ich wspólna. Sypialnia też nie jest ani jego, ani jej, ale wspólna. Wspólne są dzieci, wspólne są plany. Wszystko jest wspólne! Właśnie taka jedność prowadzi do pełni, taka jedność jest przedsionkiem nieba, a dla wielu małżonków jest już Królestwem Bożym na ziemi. A droga do tej jedności naprawdę jest prosta – jest nią cierpliwe i uważne szukanie Chrystusa w codzienności.
Tylko jak tu szukać Słowa Wcielonego, kiedy jeden biedak choruje, drugi ząbkuje, a mąż sfrustrowany pandemią izoluje się od wszystkich.
Właśnie w tym, w tym wszystkim trzeba szukać Chrystusa! Ja żyję Eucharystią na co dzień, ale Pani może żyć tęsknotą, żeby być w jedności z Chrystusem i w tym ząbkowaniu, i w tej próbie zrozumienia zmęczonego męża. Codzienność może być jedną wielką adoracją Chrystusa. Jeżeli jestem w stanie łaski uświęcającej, to żyję Obecnością Boga w każdej mojej czynności.
Dobrze jest mieć otwarte Pismo Święte położone w łatwo dostępnym miejscu, aby do niego zaglądać, aby w nim szukać odpowiedzi, szczególnie w chwilach niepewności.
Nie trzeba wybierać między Bogiem a małżonkiem – razem jesteście w Bogu
Czyli jak miałam zaplanowaną na wieczór dłuższą modlitwę, a mąż ma ochotę obejrzeć ze mną film na kanapie to…
To proszę koniecznie usiąść koło męża! W radości, że jest to możliwe i że on tego pragnie. Tam, na kanapie siedzi ktoś, kto oddał Pani wszystko i zaufał, że nie zostanie odrzucony. Wspólnie wypita herbata i przytulenie się do siebie może więcej znaczyć w oczach Bożych, niż się wydaje. To nie będzie podporządkowanie się mężowi, ale pragnienie bycia z nim. Nie trzeba wybierać między Bogiem a małżonkiem – razem jesteście w Bogu. Modlitwa jest bardzo ważna. Tę zaplanowaną można przesunąć na inną porę, ale można też doświadczyć, że pragnienie modlitwy zrealizuje się w innej formie – duch modlitwy będzie Państwu towarzyszył poprzez tęsknotę za bliskością Boga, nawet nie do końca uświadomioną w danej chwili. Jeśli w Pani będzie pragnienie modlitwy – pragnienie kochania Boga z całych sił, to mąż, siłą komunii wynikającej z więzi małżeńskiej, odczyta ją wewnętrznie.
Z dużym niepokojem oddałam Redakcji tak długi wywiad. Pani Stanisława mówiła o małżeństwie w tak poruszający i piękny sposób, że wiele razy dosłownie odbierało mi mowę. Dla mnie ta rozmowa była wyjątkowymi rekolekcjami. Nie potrafiłam i nie chciałam jej skracać. W rzeczywistości trwała o wiele dłużej. Z profesjonalnego wywiadu zamieniła się w serdeczne spotkanie dwóch kobiet połączonych jednym przeświadczeniem, że małżeństwo to bardzo ważna sprawa i że jest to wspólna sprawa całego Kościoła – czyli nas wszystkich.