Miłość jest większa niż doktryny
Chrześcijaństwo to najbardziej podzielona religia świata. Czy pomimo tylu różnic możemy się zjednoczyć? Czy Duch Święty może ponad podziałami sprawić, abyśmy byli jedno? Na te pytania odpowiada Karol Sobczyk, lider wspólnoty "Głos na pustyni".
Paweł Witek: W jaki sposób powinien objawiać się szacunek do chrześcijan z innych denominacji? Na jednym biegunie mamy odrzucenie i zanegowanie ich wiary, z drugiej zaś – bezrefleksyjne przyjęcie ich punktu widzenia jednocześnie niemal zdradzając swoje wartości czy tradycję. Jak nie popaść w skrajności i w innych chrześcijanach realnie dostrzec braci w wierze?
Karol Sobczyk: Przede wszystkim musimy mieć świadomość wielkiej zmiany, jaka miała miejsce na Soborze Watykańskim II. Wcześniej jedność chrześcijan była postrzegana jako powrót wszystkich wierzących w Jezusa do Kościoła katolickiego. To był cel: zgromadzić wszystkich w jednej katolickiej, najlepiej rzymskokatolickiej owczarni. Jednak od tamtej pory jedność nie jest widziana jako powrót, ale pojednanie. Potrzebujemy pojednać się z naszymi braćmi w wierze, przebaczyć sobie i prosić o wybaczenie. Jako katolicy w tej ranie podziału nie jesteśmy bez winy. Dopiero wtedy zaczynamy gromadzić ludzi do owczarni Chrystusa, której fundamentem jest miłość i przebaczenie płynące z Krzyża. Czasem mam wrażenie, że statystyczny katolik dużo lepiej odnosi się do niewierzących, niż do swoich braci w Jezusie.
A jakie są największe przeszkody w jedności chrześcijan?
Arogancja i lęk. Postaram się przedstawić często funkcjonujący schemat. Mamy katolika – załóżmy że ma na imię Janek. Ma on głębokie nabożeństwo do Maryi w swoim życiu duchowym, jednocześnie nie mając osobistej i żywej relacji z Jezusem. To jest sytuacja, która nie powinna mieć w ogóle miejsca, jednak często się zdarza. Janek jest mocno związany z Kościołem – uczestniczy nie tylko w Mszach Świętych częściej niż raz w tygodniu, ale też regularnie bywa na dodatkowych nabożeństwach i codziennie odmawia różaniec. Pewnego dnia spotyka protestanta Wojtka, który kilka lat wcześniej odkrył zbawienie dostępne w Jezusie podczas ewangelizacji prowadzonej przez jeden z kościołów ewangelicznych. Wojtek spotkał Prawdę – Jezus jest Prawdą. Jednak nie przyniósł tej Prawdy do swojego Kościoła by go ożywić. Oddzielił się od dotychczasowego Kościoła, co było dla niego bardzo trudnym i bolesnym wydarzeniem. W ten moment zranienia często wkrada się przeciwnik. I tu rodzi się arogancja. „Wszystko” co katolickie zostaje często wrzucone do jednego worka. Towarzyszą temu naprawdę dobre motywacje: aby być czystym dla Boga i naprawdę pójść za Nim.
Arogancja jednak często wylewa dziecko z kąpielą. Kiedy Wojtek spotyka Janka mówi mu, że jego życie jest niewłaściwe: musi odrzucić kult Maryi, przestać się modlić różańcem i zacząć żyć na nowo zostawiając Kościół katolicki, który zwodzi ludzi. Janek boi się Wojtka i ten strach utwierdza go w jego miejscu, zatrzymując go przed nowym życiem w Jezusie. Nazywa Wojtka heretykiem i odstępcą, mówiąc, że tylko w jego Kościele jest prawda (tu rodzi się kolejna arogancja). Wojtek z kolei boi się powrotu do przeszłości i omija Kościół katolicki szerokim łukiem. W ten sposób rodzą się zranienia, które niszczą Kościół.
Przeczytaj również
Jakiś czas później Janek spotyka pełnych miłości katolików, którzy jednak żyją inaczej niż on: nie widzi w nich pogardy dla innych kościołów i denominacji. W swoim przeżywaniu wiary mają przestrzeń na szczególny szacunek i uznanie dla Tej, która była pierwszym członkiem Kościoła przynosząc światu Mesjasza, ale ich życie jest chrystocentryczne. Oczekują przyjścia Jezusa, czego Janek zawsze się bał. Rozumieją dlaczego chodzą do Kościoła, potrafią uzasadnić życie sakramentalne Bożym Słowem, a nawet skutecznie modlą się o uzdrowienie. To zmienia Janka: postanawia żyć jak oni – krok w krok za Jezusem. Jakiś czas później spotyka Wojtka i w bezinteresownej miłości – bez ukrytych motywacji przeciągania go na katolicką stronę – przeprasza go za jego arogancję i słowa, które wypowiedział na jego temat: zaczyna widzieć, że decyzja Wojtka wypływała ze szczerego szukania Boga w jego życiu. To rodzi pojednanie i rzuca wyzwanie drugiej stronie.
To wszystko ukazuje, że tak naprawdę źródłem wszelkiego ekumenizmu jest nawrócenie własnego serca. Wszyscy musimy szukać Ducha Świętego: i katolicy, i protestanci, i prawosławni. A kiedy On ukazuje nam prawdę o naszym sercu i naszej wierze, tak naprawdę każdy z nas staje przed wyzwaniem zmiany. Taka jest natura Ducha Świętego. Duch nie przychodzi i nie mówi jednej grupie, że cały czas miała rację, a tej drugiej, że musi się zmienić. Tak jak w każdym konflikcie między ludźmi. Kiedy szukamy Pana i pytamy jaka jest prawda, widzimy, że nikt tak naprawdę nie miał racji. Nawrócenie naszego serca pozwala nam na budowanie mądrej jedności.
Jednolitość nie jest Bożym zamysłem jedności
Czy Duch Św. może budować jedność mimo tak widocznych podziałów? Spotkałem się bowiem z opinią, że Duch Święty nie może działać u protestantów, bo tym samym utwierdzałby ich w błędzie, zamiast przyprowadzać do jedynego słusznego Kościoła w domyśle katolickiego.
Podczas Soboru Watykańskiego II w Dekrecie o Ekumenizmie uznano, że Duch Święty działa we wszystkich wspólnotach wiary, także poza Kościołem katolickim. Wcześniej uznawano, że Duch Święty działa w pojedynczych osobach, ale dopiero na Soborze stwierdzono, że Duch Święty działa w innych częściach Ciała Chrystusa. Musimy mieć świadomość tego, że Duch Święty rozprzestrzenia dziś w całym Ciele Chrystusa potężny ruch charyzmatyczny, zapoczątkowany w przebudzeniu zielonoświątkowym przy Azusa Street w Los Angeles. Szacuje się, że 100 lat temu reprezentowało go jakieś milion osób. Dziś jest nas ponad 643 miliony. Kościół katolicki został przez ten ruch ubogacony z rąk protestantów, a jego rozwój trwa do dziś. Papież Franciszek powiedział w tym roku do katolickiej odnowy charyzmatycznej, że jej zadaniem jest rozprzestrzenić ten ruch w całym Kościele. A – co ważne – ruch ten jest ze swej natury ekumeniczny.
Moje pokolenie jest pierwszym, które urodziło się w czasach posoborowych. To oznacza, że jesteśmy w przełomowym miejscu, w którym przed naszymi oczami pojawiają się zmiany wypracowane przez poprzednie pokolenia. Jesteśmy świadkami wielkiej odnowy Kościoła katolickiego w tym zakresie. Uczymy się, że jednakowość czy jednolitość nie są Bożym zamysłem jedności.
Znam więcej niż kilku braci protestantów, którzy kiedy przyprowadzą osobę do przyjęcia Jezusa Panem i Zbawicielem pytają: „Czy jesteś katolikiem? Jeśli tak, musisz znaleźć katolicką wspólnotę i ożywić twój Kościół. Twoi bracia muszą usłyszeć o żywym Jezusie! Jeśli mogę Ci w czymś służyć, daj mi znać, ale wiedz, że Bóg pragnie, abyś był zaczynem przebudzenia w twojej parafii!”. W naszej wspólnocie są osoby, będące owocem takich ewangelizacji. Takie świadectwa łamią nam kamienne serca.
Razem szukamy Boga prosząc Go, aby na nowo uczynił nas jedno.
Jakie są owoce wspólnoty „Głos na Pustyni”, które wynikałyby właśnie z jej ekumenizmu, z jedności chrześcijan?
Owocem jedności we wspólnocie jest przede wszystkim miłość, która jest większa niż nasze doktryny. Jezus chodząc po Ziemi ponad wszystko cenił prawdę, ale jej brak nie przeszkadzał mu w tym, aby bezgranicznie kochać. Uczył nas, że po tym świat pozna, że naprawdę jesteśmy Jego uczniami, jeśli między nami będzie dostrzegalna prawdziwa miłość. A miłość nie szuka swego. Dopóki nie widać miłości między nami nie tylko nie jesteśmy wiarygodni w ewangelizacji czy świadectwie. Ale po prostu nie widać w nas Boga – On jest miłością. Ludzie muszą zobaczyć w nas miłość Jezusa, inaczej naśladujemy kogoś innego.
Drugim aspektem jest zrozumienie i pogłębienie własnej tożsamości. Może to wydawać się dziwne lub niebezpieczne, ale przy spotkaniu z osobami innych denominacji chrześcijańskich możemy bardzo wzrastać w wierze. Ich objawienie może poszerzyć moje dotychczasowe objawienie. Czasem dokonywać w nim rewolucji. Chodzi o to, aby nasza wiara stała się odnowiona i radykalna. Aby nasze życie naprawdę było święte. Oddzielone dla Boga. Pełne pasji dla Niego. Pełne miłości, która przygarnia i przyprowadza ludzi do Boga. Słowo „radykalny” bierze się z łacińskiego słowa radix, które oznacza korzeń. Jeśli chcemy być naprawdę radykalni, potrzebujemy wrócić do źródła, aby znaleźć powody, dla których tak a nie inaczej wygląda dziś nasze chrześcijaństwo. A takie spotkania bardzo nam w tym pomagają. One rodzą wiele pytań, które często nas konfrontują i wymuszają na nas znalezienie sensownych odpowiedzi. To sprawia, że przestajemy wierzyć w rzeczy, w które ktoś nam kiedyś nakazał ufać, ale zaczynamy robić to w bardzo świadomy i głęboki sposób. Ożywiona wiara ożywia Kościół. Myślę, że jeśli w naszej drodze z Bogiem nie rodzą się pytania, w tym naprawdę trudne pytania, to nasze chrześcijaństwo jest bardzo słabe.
- Zdjęcie pochodzi ze strony fb.com/glosnapustyni
Trzecim jest odkrywanie Słowa Bożego i dziedzictwa w Chrystusie. Musimy powiedzieć to szczerze: znajomość Pisma Świętego u katolików kulała przez ostatnie wieki. Do czasu Soboru Watykańskiego II nawet na poziomie legislacyjnym dostępność Biblii była dla świeckich bardzo ograniczona. We wspólnocie bardzo duży nacisk kładziemy na Słowo Boże. Cieszy mnie widok tylu katolików, którzy żyją z pasją dla Słowa Bożego. Duch Święty czyni je dla nich żywym i przez Słowo dokonuje w nich wielu, naprawdę znaczących przemian. To od naszych protestanckich braci zaczęliśmy się uczyć znaczenia łaski i usprawiedliwienia – przecież to fundament, o którym nie było mi dane słyszeć na szkolnej katechezie. Pastor Terry Virgo napisał książkę „Łaska”, która otrzymała imprimatur Kościoła katolickiego, a która w znakomity sposób ugruntowuje naszą wiarę. Także od naszych braci zaczęliśmy się uczyć o roli znaków i cudów w ewangelizacji. Dziś regularnie doświadczamy ponadnaturalnych przejawów Bożego działania. Ostatnio usłyszeliśmy świadectwo Gosi, która została uzdrowiona po 10 latach z bezsenności. Tydzień wcześniej Piotr złożył świadectwo o uzdrowieniu z ciężkiej astmy, których symptomy zniknęły podczas modlitwy i do dziś (a minął rok) już nie wróciły.
Jezus jest jedyną i doskonałą teologią!
Czwartym jest głód. Zaliczyłbym go do naprawdę wymiernych owoców. Głód jest łaską, jest przeciwieństwem samozadowolenia. Prowadzi nas do większej zależności od Boga. A On zapewnia w swoim Słowie, że głodnych nasyca dobrami, a bogatych odprawia z niczym. We wspólnocie żyjemy w głodzie jedności. Mamy kilka małżeństw mieszanych, które są proroczym znakiem nachodzącej jedności – o tym mówi inny fragment z Listu do Efezjan, że Bóg pragnie wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie. Ale tę jedność widzimy dopiero w jakieś części. Nie chcemy swoich koncepcji, szukamy Boga i poddajemy się prowadzeniu Ducha Świętego. Wiemy, że jako Jego dzieci nabroiliśmy. Rodzina się podzieliła, w wielu miejscach kontakt urwał się z hukiem. Ciało Chrystusa rozdarliśmy na ponad 40.000 denominacji. Spojrzeliśmy na nasze życie, dostrzegliśmy grzech i stanęliśmy w pokucie. Wyrzekliśmy się pychy, poczucia wyższości i arogancji. I razem szukamy Boga. Prosząc Go – za Jezusem – aby na nowo uczynił nas jedno. To dla nas misja niemożliwa. Ale nie dla Niego.
Piątym jest ewangelizacja. To jest cudowny owoc wspólnej ekumenicznej drogi. Możemy w różnych teologicznych aspektach i niuansach odczuwać dysonanse. Ale kiedy stajemy w miejscu służby, teologia odchodzi na drugi plan. Kiedyś znalazłem zdanie pastora Billa Johnsona, który mówi, że Jezus jest doskonałą teologią. Przy jednej z rozmów z bpem Grzegorzem Rysiem, gdy tylko przytoczyłem to zdanie, zaraz dodał: “I jedyną”. W końcu o Niego tu chodzi! Dlatego razem z braćmi innych wspólnot chrześcijańskich jeździmy na posługi ewangelizacyjne. Modlimy się za siebie o duchowe wyposażenie do podejmowanych misji. Wspólnie modlimy się za ludzi i zachęcamy się w wierze. Dzielimy się Słowem i tym, co Bóg przez nie do nas mówi. Kiedy ludzie widzą jakość relacji między nami pomimo różnic denominacyjnych, to ich naprawdę zastanawia. Świat jest pełen podziałów: politycznych, rasowych, światopoglądowych. Świat tworzy obozy wojenne przeciw sobie, podczas gdy my łączymy siły dla Niego.
Szóstym jest rozmiłowanie do Izraela. Dlaczego? Jest wiele powodów, ale ujmę te, które bezpośrednio wypływają z ekumenicznej drogi. Nasza wiara miała swój początek u Żydów. Jezus był Żydem, Maryja była Żydówką, apostołowie byli Żydami. Oni żyli w tamtej kulturze i w ichniejszych problemach. To tam miały miejsce początki naszej wiary. Wiemy, że z braćmi innych denominacji nie dzieli nas Słowo Boże. Dzieli nas jego interpretacja. Dlatego ukazanie tego, jak Żydzi widzą i przeżywają wiarę, jak oni odczytują Słowo (które zostało napisane dla nich!) odsłania głęboko Boży zamysł i serce. Skoro w tamtym czasie potrafiliśmy być jedno, to tam musimy szukać Bożych dróg dla tej jedności. Dziś coraz więcej Żydów przyjmuje Jezusa. Oni pozostają Żydami, nie stają się członkami chrześcijańskich wspólnot. Tworzą własne kongregacje i uczą się żyć tak, jak pierwszy Kościół. To jest znak czasów i wyzwanie dla nas, chrześcijan, wywodzących się z narodów. Kiedyś żydowski Kościół przeprowadził Sobór (nazwany Soborem Jerozolimskim) decydując o tym, że ci, którzy nie są Żydami a uwierzą w Jezusa, mogą zostać zbawieni, pomimo tego że się nie obrzezają i nie staną się takimi jak Żydzi. O tym mówią Dzieje Apostolskie w rozdziale 15.
Historia zatacza dziś koło, i dziś to my stoimy przed wyzwaniem, aby przyjąć Żydów mesjanistycznych, zostawiając im tę samą wolność, którą kiedyś pozostawili nam. Dziś na rzecz tego działa cały ruch Toward Jerusalem Councill II (W stronę Soboru Jerozolimskiego II), w który mocno jest zaangażowany także Kościół katolicki. Ale jak możemy przyjąć ich takimi, jakimi są, jeśli wpierw nie zrobimy tego z naszymi protestanckimi czy prawosławnymi braćmi?
Karol Sobczyk jest liderem „Głosu na pustyni”. To krakowska wspólnota ekumeniczna, której pragnieniem jest „widzieć życie ludzi, którzy tworzą Kościół pełny pasji dla Jezusa oraz chodzą w prowadzeniu i mocy Ducha Świętego”. Jednym z filarów wspólnoty jest jedność chrześcijan. Aby dowiedzieć się więcej o wspólnocie wejdź na: GlosNaPustyni.pl