
Matka nadziei – nowe wezwanie Litanii loretańskiej. “Potrzebujemy pomocy Tej, która nigdy nie straciła nadziei”
Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że w naszych czasach, kiedy tak często jesteśmy bezradni, pełni lęku i rozpaczy, potrzebujemy pomocy Tej, która choć doświadczyła w życiu wiele trudu i cierpienia, nigdy nie straciła nadziei.
Matko nadziei – módl się za nami!
Posłuchaj:
Pomyśl:
Tytuł „Matka nadziei” pojawił się w Litanii loretańskiej dość niedawno, kiedy papież Franciszek 20 czerwca 2020 roku, w święto Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny, dodał do niej trzy nowe wezwania – “Matko nadziei”, “Matko miłosierdzia” i “Pociecho migrantów”.
Nigdy nie straciła nadziei
Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że w naszych czasach, kiedy tak często jesteśmy bezradni, pełni lęku i rozpaczy, co wynika często z utraty sensu życia i szerzącego się poczucia zagrożenia, potrzebujemy pomocy Tej, która choć doświadczyła w życiu wiele trudu i cierpienia, nigdy nie straciła nadziei. Skąd Maryja miała w sobie tyle pokoju? Gdzie znajduje się źródło jej nadziei? I skąd może ją czerpać i dawać ją nam, swoim dzieciom?
Czytaj także >>> Święta Rodzina jakiej nie znaliście
Przeczytaj również
Nadzieja zawieść nie może
Odpowiedź na te pytania zawiera według mnie fragment Listu do Rzymian, w którym św. Paweł pisze: Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś – nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany (Rz 5,1-15).
Gdy rozważam te słowa, dostrzegam, że nadzieja nie jest czymś, co pojawia się w nas jak królik z kapelusza, ale jest wynikiem procesu, który dokonuje się powoli, gdy pozwalamy Duchowi Świętemu przemieniać nasze serca. Oczywiście czasem tak się zdarza, że Bóg w jednej chwili napełnia kogoś łaską nadziei, ale ta cnota przede wszystkim rodzi się wtedy, gdy wytrwale szukamy Boga w naszej codzienności.
Czytaj także >>> Pociecho migrantów. Co oznacza to wezwanie?
Jak miód, który powstaje z cichej pracy
Poza tym moim zdaniem nadzieja w swej naturze przypomina miód, który zanim zacznie leczyć chorych i dawać słodycz głodnym, powstaje z cichej i prawie niezauważalnej pracy pszczół. Podobnie nadzieja jest wynikiem codziennego karmienia się łaską Boga, „zbierania” Jego słów i rozważania ich w sercu, a także wytrwałego znoszenia ucisków, przeciwności i cierpienia. Do tego wszystkiego potrzeba zaś jeszcze jednego „składnika”, który te ludzkie starania jest w stanie podnieść do czegoś nadprzyrodzonego – Ducha Świętego.
Maryja jest zatem Matką nadziei, bo pozwoliła się tak poprowadzić Duchowi Świętemu, że jej codzienne poszukiwanie Boga i cierpliwe znoszenie trudów zaowocowało nadzieją. W jej życiu jak na dłoni widać, że miłość Boża wypełniała jej serce, wręcz się z niego wylewała na innych ludzi i przemieniała rzeczywistość. W niej Bóg uczynił wielkie rzeczy i z pewnością jedną z nich jest niezłomna nadzieja, o której też wiemy, że przeniosła Kościół przez ciemność trzech dni, podczas których Jezus leżał w grobie.
Matka nadziei
Jeśli więc brakuje nam pokoju, jeśli nie mamy cierpliwości w znoszeniu codziennych trudów, czyli brakuje nam nadziei, która nadaje sens naszej codzienności i podnosi nasze oczy ku Bogu, wołajmy do Maryi tym imieniem. Ona jest pełna Ducha Świętego, który jest dawcą nadziei, On ją przepełnia, a ta obfitość może się rozlewać także na nas.
o. Adam Szustak, “Miriam”