“Z odrzuconymi trzeba przede wszystkim być”. Oddani pomocy trędowatym
W Światowy Dzień Trędowatych przedstawiamy kilka wyjątkowych postaci, które pokazały i wciąż pokazują nam jak wygląda miłość w praktyce.
Do osób cierpiących na trąd docierają najodważniejsi misjonarze. Wśród nich jest wielu świętych czy kandydatów na ołtarze. Nie brakuje także współczesnych przykładów – misjonarzy, którzy dają świadectwo niezwykłej troski o chorych.
Trąd to choroba zakaźna z długim okresem inkubacji – nierzadko pierwsze objawy pojawiają się po kilku latach od zakażenia. Trąd dotyka w równym stopniu kobiety i mężczyzn, dorosłych i dzieci, ale nie jest chorobą dziedziczną.
Liczba nowych zachorowań pozostaje od kilku lat na tym samym poziomie – to ok. 200-250 przypadków w 120 krajach świata. Dokładna liczba chorych na trąd nie jest znana. To dlatego, że spotyka się go w krajach, które mają słabo rozwinięte systemy opieki zdrowotnej. Tam też przychodzą na świat dzieci, które nie mają szans, by spotkać w swoim życiu lekarza.
Helena Pyz. “Z odrzuconymi trzeba przede wszystkim być”
Urodzona w 1948 r. w Warszawie Helena Pyz, w wieku 10 lat przeszła chorobę Heinego-Medina, przez co przez wiele lat posługiwała się w chodzeniu kulami łokciowymi, a od 2011 roku porusza się na wózku inwalidzkim. Jeszcze będąc studentką, w 1971 roku przyszła doktor wstąpiła do Instytutu Prymasa Wyszyńskiego. W latach 80. była zaangażowana w organizowanie NSZZ „Solidarność” w środowisku medycznym. Pełniła funkcję przewodniczącej komisji zakładowej ZOZ-u wolskiego. Do Indii wyjechała w 1989 roku, z potrzeby serca. Chciała po prostu pomóc. Ktoś jej powiedział: „Jak zobaczysz, że to nie twoje, to wracaj”. I tak minęło już prawie ćwierć wieku.
Helena Pyz pracuje w Ośrodku Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya, którego nazwa oznacza „świt życia” i mieści się w indyjskim stanie Chhattisgarh. Założyli go w 1969 roku: ks. Adam Wiśniewski SAC (ksiądz i lekarz) oraz Barbara Birczyńska.
Przeczytaj również
W Jeevodaya Helena Pyz udziela porad lekarskich, w tym wykonuje drobne zabiegi medyczne. Podczas swojej pracy wykryła i podjęła leczenie 7 tys. nowych przypadków trądu. Jest też jedynym lekarzem dla kilkunastu tysięcy trędowatych z okaleczeniami, którzy nie mają możliwości leczenia się gdzie indziej. Dla mieszkańców Ośrodka Jeevodaya, szczególnie dzieci, jest wychowawcą, przyjacielem i lekarzem. Większość mieszkańców i pacjentów nazywa ją słowem: „Mami”.
Życie i praca nauczyły mnie, że z odrzuconymi trzeba przede wszystkim być. Mówię to wolontariuszom, którzy mnie odwiedzają, gdyż czasem nie można już nic zrobić dla danej osoby, a tylko z nią być, uśmiechnąć się, porozmawiać, pójść na spacer itd. Jeżeli chodzi o trędowatych, to na ogół nie można uścisnąć im dłoni, gdyż swoje okaleczone ręce ze wstydem chowają. Z drugiej strony ci sami trędowaci nie wstydzą się swych wyciągniętych okaleczonych rąk podczas modlitwy, robi to niesamowite wrażenie. Niezwykłym przeżyciem jest, gdy słyszy się perykopę ewangeliczną o uzdrowieniu trędowatych przez Jezusa, siedząc pośród tych ludzi. Z naszymi trędowatymi nie chcą być ich bliscy, a my tak. Tego uczy nas nasz Mistrz – przyznała Helena Pyz w rozmowie z Krzysztofem Tomasikiem.
Sł. B. Marian Żelazek SVD. „Nie jest trudno być dobrym, wystarczy tylko chcieć!”
Sługa Boży o. Marian Żelazek SVD stał się, obok Matki Teresy z Kalkuty, jednym z najbardziej rozpoznawalnych ambasadorów chrześcijaństwa w hinduistycznych Indiach. Do Indii dotarł w 1950 roku i na zawsze zmienił życie trędowatych w świętym hinduistycznym mieście Puri. Był szanowany przez wszystkich. Jednym z jego przyjaciół był… najwyższy kapłan hinduistycznej świątyni.
Święcenia kapłańskie otrzymał 18 września 1948 roku po ukończeniu studiów teologicznych na Uniwersytecie Anselmianum w Rzymie. Wkrótce po święceniach wyjechał na misje do Indii. Po przybyciu do Bombaju w 1950 r. został skierowany do pracy misyjnej wśród tubylczego ludu Adiba.
Pytają mnie nieraz Hindusi: „Co cię skłania do pracy w wiosce trędowatych?”. Odpowiedź jest jedna – słowa Pana Jezusa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili. A także mój los, gorszy niż trędowatego: pięć lat w obozach w Dachau i Gusen.” Jest za co dziękować Panu Bogu, że mnie przeprowadził przez piekło obozowe i z niego wyprowadził – mówił ojciec Żelazko.
W 1975 r. został skierowany do pracy w Puri. Tam zajmował się pracą wśród trędowatych, ludzi odrzuconych, marginalizowanych. To właśnie wtedy założył Centrum Pomocy Trędowatym Karunalaya, by zapewnić dach nad głową, wyżywienie, edukację, pomoc medyczną i socjalną dla ludzi, którzy przez Hindusów uważani byli za nietykalnych.
W Puri zbudował także kościół Niepokalanego Poczęcia NMP oraz Centrum Poszukiwania Prawdy z biblioteką chrześcijańską. Zmarł w 2006 roku na rękach tych, którym służył przez większość swojego życia. Był prawdziwym człowiekiem dialogu, a dla dzisiejszego świata może być patronem godności życia każdego człowieka. Do końca życia pozostał wierny swojej dewizie: „Nie jest trudno być dobrym, wystarczy tylko chcieć!”
CZYTAJ: „Nie jest trudno być dobrym, wystarczy tylko chcieć!” Marian Żelazek SVD, ojciec trędowatych
Wanda Błeńska. “Moja praca była dla mnie szczęściem”
“Wszyscy myślą, że moja praca była poświęceniem, a dla mnie była szczęściem” – powiedziała w jednym z wywiadów Wanda Błeńska, polska lekarka, specjalizująca się w leczeniu trądu. Na misjach w Ugandzie spędziła 43 lata. Od października 2020 trwa jej proces beatyfikacyjny.
Wanda Błeńska urodziła się 30 października 1911 r. w Poznaniu. W 1934 r. na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Poznańskiego uzyskała dyplom lekarski. Po II wojnie światowej, w której uczestniczyła jako żołnierz Armii Krajowej, uzyskała też dyplom Instytutu Medycyny Tropikalnej i Higieny na Uniwersytecie w Liverpoolu.
W 1950 r. wyjechała do Ugandy, gdzie w Bulubie nad jeziorem Victoria ofiarnie leczyła chorych, zwłaszcza trędowatych. Dzięki poznańskiej lekarce tamtejsza placówka sióstr franciszkanek zyskała światową sławę, a centrum szkoleniowe szpitala nosi nazwę „Wanda Blenska Training Centre”. Centrum medyczne jej imienia działa też w Befasy na Madagaskarze.
W pracy polegała jednak nie tylko na sobie, a może lepiej powiedzieć: nie przede wszystkim na sobie. Znakomicie znała swoje ograniczenia i wiedziała, że prawdziwy Lekarz jest tylko jeden – Chrystus. Nieraz, gdy widziała jak poważny jest stan pacjenta, zaczynała się modlić nawet przy innych, włączając pozostałych w swoją modlitwę.
Oprócz modlitwy za najskuteczniejsze lekarstwo na ludzkie cierpienie uznawała jednak… miłość. Tę, którą pacjentowi okazuje lekarz i tę, którą okazują mu jego najbliżsi. Wanda Błeńska wróciła z Ugandy po 43 latach pracy. Prężnie funkcjonujący już wtedy ośrodek leczenia trądu w Bulubie przekazała swojemu uczniowi i wychowankowi – doktorowi z Ugandy.
Po powrocie do Poznania przez 20 lat wiodła życie skromnej starszej pani, choć często otaczali ją ludzie, którzy bez końca chcieli słuchać o jej misyjnej działalności. Była uznanym na świecie specjalistą od leczenia trądu, często proszonym o konsultacje. Peszyły ją jednak publicznie wyrażane słowa uznania, pochwały i laudacje ku czci. Zmarła w 2014 r. w wieku 103 lat.
Proces beatyfikacyjny Wandy Błeńskiej rozpoczął się 18 października 2020 roku uroczystą sesją otwierającą w katedrze w Poznaniu.
CZYTAJ: Doktor Wanda od trędowatych
Św. Matka Teresa z Kalkuty. “Matka ubogich”
Do historii przeszła jako „matka ubogich”. Za swoje zaangażowanie na rzecz biednych, bezdomnych, chorych i umierających założycielka zgromadzenia zakonnego i laureatka Pokojowej Nagrody Nobla stała się niezapomnianą postacią.
Agnes Gonxha Bojaxhiu urodziła się 26 sierpnia 1910 roku jako trzecie dziecko w rodzinie albańskiej w wówczas osmańskim Skopje. Została ochrzczona następnego dnia. Dzień swego chrztu uważała za swoją właściwą datę urodzin. Jako 12-latka podczas misji prowadzonej przez jezuitów w Skopje usłyszała o pracujących w indyjskim Bengalu loretankach i postanowiła, że zostanie tam siostrą misjonarką.
W kilka miesięcy po zamieszkaniu u sióstr loretanek Agnes została posłana do Indii, gdzie w mieście Darjeeling uczyła się angielskiego, bengalskiego, trochę hindu i rozpoczęła nowicjat. Jako imię zakonne wybrała sobie: Maria Teresa od Dzieciątka Jezus na pamiątkę kanonizacji Teresy z Lisieux.
W życiu Matki Teresy dokonał się przełom, gdy 10 września 1946 roku jadąc pociągiem do Darjeeling spojrzała na krzyż i poczuła, że Bóg ją wzywa, aby wszystko zostawiła i służyła najbiedniejszym w slumsach. Po tym wydarzeniu, które określała jako „inspiration day”, chciała opuścić klauzurę, ale i też pozostać w klasztorze. Jednak zgodę na ten krok otrzymała od arcybiskupa Kalkuty, Ferdinanda Perier oraz papieża Piusa XII dopiero po dwóch latach starań.
W 1959 r. Matka Teresa otworzyła w Kalkucie dom starców i centrum dla trędowatych, a w dwa lata później założyła dla nich miasto Shanti Nagar (Miasto Pokoju). Nieco później podobne placówki zaczęły powstawać w wielu dużych miastach Indii ale też i w innych krajach.
Wielkie zaabsorbowanie pracą i ciągłe podróże znacznie obciążyły stan zdrowia Matki Teresy. W 1983 r. lekarze stwierdzili problemy z sercem, w 1989 wszczepiono jej rozrusznik serca. Zmarła 5 września 1997 r. w Kalkucie w wieku 87 lat. „Matka Teresa była darem dla Kościoła i świata” – powiedział Jan Paweł II na wiadomość o jej śmierci.
CZYTAJ: Matka Teresa z Kalkuty – dar dla Kościoła i świata
Św. o. Damian de Veuster. Niósł trędowatym światło miłości
Ojciec Damian z Molokaʻi, a właściwie Jozef (Jef) de Veuster urodził się 3 stycznia 1840 roku w małej wiosce Tremelo w Belgii. Mając 19 lat wstąpił do Zgromadzenia Najświętszych Serc Jezusa i Maryi w Leuven, gdzie przybrał imię zakonne Damian. Rozpoczął studia na Uniwersytecie w Leuven. To właśnie wtedy podjął decyzję o swojej przyszłej drodze – zdecydował, że będzie misjonarzem.
Biskup Maigret zwrócił się do duchownych o wyjazd do pracy z trędowatymi na Moloka’i. Ojciec Damian poprosił biskupa o wyznaczenie go do tego zadania. 10 maja 1873 roku przybył do odosobnionej osady Kalaupapa, którą zamieszkiwało 600 trędowatych. Pierwszymi zadaniami ojca Damiana było wybudowanie kościoła i założenie parafii. Jego zadanie nie ograniczało się tylko do bycia duchownym. Dzielił z trędowatymi wszelkie niedogodności losu na wygnaniu, dobrowolnie godząc się na niebezpieczeństwo zarażenia tą nieuleczalną wtedy chorobą.
W kolonii trędowatych, jak nazywano wyspę, powszechne było poczucie rozpaczy i brak nadziei na pomoc. Po przyjeździe ojca Damiana, życie tamtejszych ludzi zaczęło się zmieniać. W ciągu szesnastu lat jego posługi prawo zaczęło być respektowane, rudery zamieniono na schludne domki, uprawiano ziemię i wybudowano szkoły. Ojciec Damian stał się nie tylko kapłanem trędowatych, lecz także ich towarzyszem, doradcą, pielęgniarzem, lekarzem, cieślą, grabarzem, kuratorem oraz przyjacielem wszystkich, przede wszystkim młodocianych ofiar trądu.
CZYTAJ: Św. o. Damian de Veuster. W „kolonii śmierci” niósł trędowatym światło miłości
Przypominamy artykuł opublikowany 30 stycznia 2022 roku.
KAI,wikipedia,Anna Druś,marianzelazek.werbisci.pl,zś/Stacja7