Nasze projekty
Fot. Hawaii State Archives/Wikipedia

Św. o. Damian de Veuster. W „kolonii śmierci” niósł trędowatym światło miłości

"Ojciec Damian de Veuster, święty apostoł trędowatych, z wielką szczodrością odpowiedział na wezwanie, aby udać się na wyspę Molokai, która była gettem dostępnym jedynie dla trędowatych, aby tam żyć i umrzeć z nimi. Zakasał rękawy i zrobił wszystko, aby uczynić życie tych biednych chorych i zmarginalizowanych, zniszczonych w stopniu ekstremalnym, godnym tego, by je przeżyć."

Reklama

Powołanie: misjonarz

Ojciec Damian z Molokaʻi, a właściwie Jozef (Jef) de Veuster urodził się 3 stycznia 1840 roku w małej wiosce Tremelo w Belgii jako siódme dziecko. Wychowywał się w środniozamożnej, wiejskiej rodzinie. Mając 19 lat wstąpił do Zgromadzenia Najświętszych Serc Jezusa i Maryi w Leuven, gdzie przybrał imię zakonne Damian.

Rozpoczął studia na Uniwersytecie w Leuven. To właśnie wtedy podjął decyzję o swojej przyszłej drodze – zdecydował, że będzie misjonarzem. W tym celu, w 1863 roku, gdy był jeszcze przed złożeniem ślubów wieczystych, wyjechał na Hawaje. To właśnie tam, w katedrze w Honolulu 24 maja 1864 został wyświęcony na księdza.

Dom rodzinny o. Damiana w Tremelo | Fot. Paul Hermans/Wikipedia

Życie na „wygnaniu”

W tym czasie na Hawajach rozprzestrzeniły się nowe, wcześniej nie znane choroby, a wśród nich – trąd. Ówczesny król Kamehameha IV, widząc rozszerzanie się tej nieuleczalnej choroby, zarządził segregację chorych na wyspie Moloka’i. Kolonii trędowatych dostarczano żywność i inne środki potrzebne do życia, jednak nie zapewniając właściwej pomocy medycznej.

Reklama

Biskup Maigret zwrócił się do duchownych o wyjazd do pracy z trędowatymi na Moloka’i. Ojciec Damian poprosił biskupa o wyznaczenie go do tego zadania. 10 maja 1873 roku przybył do odosobnionej osady Kalaupapa, którą zamieszkiwało 600 trędowatych. Pierwszymi zadaniami ojca Damiana było wybudowanie kościoła i założenie parafii. Jego zadanie nie ograniczało się tylko do bycia duchownym. Dzielił z trędowatymi wszelkie niedogodności losu na wygnaniu, dobrowolnie godząc się na niebezpieczeństwo zarażenia tą nieuleczalną wtedy chorobą.

Kapłan, lekarz i przyjaciel

W kolonii trędowatych, jak nazywano wyspę, powszechne było poczucie rozpaczy i brak nadziei na pomoc. Po przyjeździe ojca Damiana, życie tamtejszych ludzi zaczęło się zmieniać. W ciągu szesnastu lat jego posługi prawo zaczęło być respektowane, rudery zamieniono na schludne domki, uprawiano ziemię i wybudowano szkoły. Ojciec Damian stał się nie tylko kapłanem trędowatych, lecz także ich towarzyszem, doradcą, pielęgniarzem, lekarzem, cieślą, grabarzem, kuratorem oraz przyjacielem wszystkich, przede wszystkim młodocianych ofiar trądu.

Wiadomości o heroicznych wysiłkach na rzecz trędowatych rozeszły się na Hawajach, w Stanach Zjednoczonych i w Europie. Liczne kościoły, fundacje i osoby prywatne przekazywały środki finansowe dla wsparcia pracy wśród trędowatych. Do Kalaupapy przybyli pomocnicy i następcy ojca Damiana.

Reklama
Fot. William Brigham/Wikipedia

Patron odtrąconych

Krótko przed śmiercią Damiana na wyspę przybyły franciszkańskie zakonnice m.in. bł. Marianna Cope. Zakonnik wiedział, że jego dzieło będzie kontynuowane. Zmarł w otoczeniu swoich przyjaciół i chorych, którymi się opiekował, 15 kwietnia 1889 roku na Moloka’i na Hawajach.

Po śmierci ojca Damiana rozgorzała dyskusja nad jego działalnością. Krytycznie odniosły się do niej niektóre kościoły protestanckie. W obronie dzieła ojca Damiana stanęli między innymi Robert Louis Stevenson oraz Mahatma Gandhi. Wspomnienie liturgiczne w Kościele katolickim obchodzone jest 10 maja, na Hawajach i w święto odbywa się corocznie 15 kwietnia.

Ojciec Damian jest patronem chorych na trąd, AIDS, wszystkich odtrąconych oraz stanu Hawaje.

Reklama

Świętość, która nie wystawia się na widok

W orędziu na 5. Światowy Dzień Ubogich, papież Franciszek podaje go jako przykład świętego, który dzielił z biednymi swój projekt życia, i określa Damiana De Veustera „świętym apostołem trędowatych”.

„Z wielką szczodrością odpowiedział on na wezwanie, aby udać się na wyspę Molokai, która była gettem dostępnym jedynie dla trędowatych, aby tam żyć i umrzeć z nimi. Zakasał rękawy i zrobił wszystko, aby uczynić życie tych biednych chorych i zmarginalizowanych, zniszczonych w stopniu ekstremalnym, godnym tego, by je przeżyć. Stał się lekarzem i pielęgniarzem, nie zważając na ryzyko, na które się wystawiał i w tej „kolonii śmierci”, jak była nazywana ta wyspa, niósł światło miłości. Trąd uderzył również w niego, ewidentny znak totalnego współudziału z braćmi i siostrami, dla których oddał życie” – pisze papież.

Papież porównuje jego świadectwo z tymi, którzy po ciuchu, bez rozgłosu służą chorym oraz tym, u których pandemia spowodowała pogorszenie sytuacji materialnej. „Jego świadectwo jest bardzo aktualne również w naszych czasach, naznaczonych pandemią koronawirusa: łaska Boża działa z pewnością w sercach wielu, którzy nie wystawiając się na widok, oddają się najbiedniejszym, biorąc konkretny udział w ich życiu.”

wikipedia.pl,zś/Stacja7

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę