“Myślałem, że konfesjonał się rozleci”. Jak księża wspominają święcenia i prymicje?
Moment święceń kapłańskich to wyjątkowa chwila dla każdego księdza. W ich czasie neoprezbiterzy przysięgają posłuszeństwo biskupowi, modlą się krzyżem i pierwszy raz zakładają na siebie ornat. Jakie emocje towarzyszą święceniom? Jak wspominają odprawianą pierwszą mszę świętą? Przeczytajcie historie i wspomnienia pięciu duchownych.
Święcenia są pełne symboli i niezwykłych momentów. Zaczyna się od przedstawienia kandydatów i dialogu, który prowadzi biskup udzielający święceń z innym kapłanem, najczęściej przedstawicielem seminarium, który mówi: „Czcigodny Ojcze, święta Matka, Kościół, prosi, abyś tych naszych braci wyświęcił na prezbiterów”. Biskup zadaje pytanie: „Czy wiesz, że są tego godni?” Na to słyszy odpowiedź: „Po zbadaniu opinii wiernych i po zasięgnięciu rady osób odpowiedzialnych za ich przygotowanie zaświadczam, że uznano ich za godnych święceń”. Wtedy hierarcha stwierdza: „Z pomocą Pana Boga i naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, wybieramy tych naszych braci do stanu prezbiteratu”.
Po homilii biskup zadaje 5 pytań kandydatom, na które ci 5-krotnie odpowiadają „chcę”. Po tym wkładają swoje ręce w ręce biskupa i przyrzekają mu cześć i posłuszeństwo.
To jednak nie koniec symboliki. Rozpoczyna się śpiew litanii do Wszystkich Świętych, a kandydaci w tym czasie leżą na podłodze i modlą się w taki sposób. Później następuje nałożenie rąk biskupa i księży na głowę każdego kandydata i modlitwa święceń. Po tym obrzędzie wszyscy nowi księża zakładają ornat i stułę we właściwy sposób dla prezbiterów. Następnie biskup namaszcza ich ręce i przekazuje neoprezbiterom chleb, wodę i wino, które zostaną przemienione w czasie Eucharystii w Ciało i Krew Jezusa. Ostatnim akcentem święceń jest znak pokoju. Od tego momentu nowo wyświęceni księża dołączają do swojego biskupa i razem z nim sprawują mszę świętą.
Zwykle dzień później każdy z nowo wyświęconych księży odprawia swoją pierwszą mszę świętą, zwykle w swojej rodzinnej parafii.
CZYTAJ>>> Poruszająca modlitwa, którą napisał nowo wyświęcony ksiądz! [TEKST]
Przeczytaj również
Ks. Mateusz Szymczyk. 10 lat po święceniach prezbiteratu
Dobrze pamiętam przysięgę i wyznanie wiary dzień wcześniej – wtedy emocje były duże. Kiedy leżałem na posadzce i słyszałem litanię do Wszystkich Świętych, to modliłem się o to, żebym zawsze był wierny Panu Bogu, żebym go nigdy nie zdradził i nie zawiódł. Żeby Bóg dał mi łaskę wytrwania. W czasie święceń bardzo czekałem na ogłoszenie tego, gdzie pójdę na pierwszą parafię.
Pamiętam też jak tuż po święceniach w sobotę pojechałem do mojej parafii diakońskiej spowiadać. Do dzisiaj pamiętam, kto był moim pierwszym penitentem.
Bardzo dobrze wspominam też mszę prymicyjną. Byłem zbudowany tą sytuacją – wokół było bardzo dużo mojej rodziny, przyjaciół, znajomych. Był też stres – pomyliłem kolektę z modlitwą nad darami i proboszcz mnie poprawił. Wyjątkowe było też to, że najpierw w domu rodzice mnie błogosławili, a potem w kościele to ja ich błogosławiłem. To było duże przeżycie.
ZOBACZ>>> Kard. Ryś do przyszłych księży: wybieracie kapłaństwo na całe życie, a nie na 5-letni kontrakt
Ks. Marcin Kowalski. 19 lat po święceniach
Sam moment święceń pamiętam jako bardzo wzruszający. Niewiele pamiętam, bo towarzyszyły mi duże emocje.
Pamiętam zimną posadzkę katedry, na której leżeliśmy krzyżem modląc się w czasie litanii do Wszystkich Świętych. Miałem świadomość tego daru, który otrzymujemy, padamy wtedy na twarz i otrzymujemy go z całą pokorą, zupełnie niegodni tego, co w tej chwili się dzieje. Zimna posadzka i ogromne szczęście – to najbardziej zapisało mi się w sercu w czasie święceń.
Z mszy świętej prymicyjnej pamiętam zdecydowanie więcej. W dniu święceń pamiętam moment, kiedy ja, chłopak wychowany w mieście szedłem w otoczeniu rodziny i bliskich z domu do kościoła. Jest taki zwyczaj, że prymicjant przechodzi w procesji w otoczeniu wieńca z kwiatów niesionego przez dziewczynki pierwszokomunijne. Czułem, że ta sytuacja jest niewspółmierna do miejskiego życia.
Z mszy prymicyjnej pamiętam kazanie, które trwało 45 minut. Ks. prof. Henryk Witczyk, który był promotorem mojej pracy powiedział kazanie z motywem „łaski Bożej, która jest cenniejsza od życia”, który powtarzał jak refren, również po hebrajsku.
Pamiętam też moment radości i świętowania prymicji po mszy świętej z moimi znajomymi i rodziną.
ZOBACZ>>> Ks. Piotr Pawlukiewicz o kapłaństwie. Zaskakujące porównanie!
Ks. Kacper Nawrot. 8 lat po święceniach
Im było bliżej święceń, tym masz coraz większe wrażenie, że jesteś coraz bardziej beznadziejny. Pamiętam, że z pomocą duchową przyszedł nam biskup Grzegorz Ryś, powiedział dla nas konferencję, w której stwierdził: im masz więcej wątpliwości, tym jest lepiej, bo skoro je masz, to wiesz do czego podchodzisz, masz świadomość ogromnej odpowiedzialności.
Z samych święceń najbardziej pamiętam leżenie na posadzce w czasie litanii i wtedy przez głowę przelatywało mi milion przeróżnych myśli: od tego, czy się nadaję, do zastanawiania się gdzie trafię na pierwszą parafię, jak będzie wyglądała moja praca.
Po święceniach wróciłem do domu, ale jeszcze tego samego dnia odprawiłem swoją pierwszą mszę i była to msza trydencka, a przedtem po raz pierwszy w życiu spowiadałem i zapamiętam tę spowiedź do końca życia. Przyszła pewna pani, a ja myślałem, że ten konfesjonał się rozleci, bo ja bałem się tej spowiedzi bardziej, niż ona. Byłem strasznie przestraszony, bałem się, że zapomnę formuły rozgrzeszenia.
Później ksiądz proboszcz powiedział na ogłoszeniach, że jest z nami ksiądz prymicjant i właśnie pierwszy raz w życiu siedział w konfesjonale. Tuż po tym do zakrystii przyszła ta kobieta i bardzo płakała mówiąc, że spotkała ją wielka łaska, bo spowiadał ją ksiądz prymicjant.
Do mszy prymicyjnej starałem się przygotować jak najlepiej, myślałem o znaczeniu każdego gestu, który wykonuję. Starałem się, żeby ta msza była idealna, nie dla siebie, nie dla ludzi, ale dla Pana Boga. Wtedy pewien ksiądz powiedział mi: pamiętaj, żebyś każdą mszę odprawiał tak, jakby to była ta prymicyjna. Minęło 8 lat i bardzo często wracają do mnie te słowa.
Bp Mirosław Milewski. 24 lata po święceniach prezbiteratu, 5 lat po święceniach biskupich
Miałem w swoim życiu dwie msze prymicyjne i trzy święcenia: diakonatu, prezbiteratu i biskupstwa. Jeśli myślę o święceniach, to miałem wtedy głębokie poczucie Bożej obecności, miałem realne, dotykalne i sakramentalne doświadczenie Pana Jezusa.
Jeżeli miałbym to porównać do jakiegoś obrazu, to zachowując proporcje, czułem się jak Mojżesz – miałem poczucie oglądania Boga twarzą w twarz, bez żadnych zasłon i pośredników.
Kiedy byłem święcony na biskupa, to miałem realną pewność, że Kościół mnie potrzebuje, że jest to moja droga. Miałem doświadczenie rzeczywistości apostolskiej. Wcześniej czytałem Dzieje Apostolskie, czytałem dokumenty Kościoła o posłudze biskupów i miałem głębokie poczucie wspólnoty apostolskiej. W tym umacniało mnie to, że w czasie moich święceń było 20 biskupów, był też przedstawiciel Ojca Świętego.
Prymicje biskupie przypominają te przy okazji święceń prezbiteratu, z tą różnicą, że wszyscy byli starsi o 19 lat. Doświadczenie i emocje były niemal te same, z tą różnicą, że przybyło lat i siwych włosów.
CZYTAJ>>> Jakim księdzem być dzisiaj?
Ks. Bartłomiej Znaleźniak. Kilka dni po święceniach
W czasie rekolekcji towarzyszył mi stres przed odpowiedzialnością. Miałem poczucie, że to, co przyjmuję, to jest decyzja na całe życie. Rekolekcje to był też dobry czas, bo były one okazją do skupienia. Do tej pory towarzyszy mi poczucie odpowiedzialności, bo wiem, jakie ciężkie zadanie przede mną. Czuję odpowiedzialność za siebie i za innych.
Ze święceń najbardziej przeżyłem nałożenie rąk przez biskupa i litanię do Wszystkich Świętych, w czasie których leży się krzyżem.
Na mszy świętej prymicyjnej towarzyszyła mi przede wszystkim radość, stres i emocje opadły. Cieszyłem się z tego co robię i do czego zostałem powołany.