Wyjechał w Bieszczady i wybrał życie pustelnika, choć nie jest duchownym!
Pustelnik Jano mieszka w Bieszczadach, pisze książki, a większość czasu spędza w pustelni na modlitwie i kontemplacji. Dlaczego zdecydował się na takie życie? Poznajcie jego historię!
Pustelnik Jano powiedział mi bardzo ważną rzecz: – „Pustelnictwo to stan umysłu”. Aby być pustelnikiem, nie jest konieczna cała ta otoczka, z którą kojarzymy bycie pustelnikiem. Wcale nie trzeba mieszkać w chatynce, gdzieś głęboko w lesie, nosić habit, spać w trumnie i trzymać czaszkę na stole. Jak ważne jest oddalenie i służba w pustelnictwie, o tym wspomina prawie każdy z moich rozmówców! – mówi Jan Nalepa, autor książki „Ludzie wielkiej ciszy. Jak żyją współcześni pustelnicy”.
Kim jest współczesny pustelnik?
Jan Nalepa odbył podróż w najodleglejsze zakątki kraju, by odnaleźć współczesnych polskich pustelników. Spotykał ich, mieszkał z nimi, rozmawiał na najróżniejsze tematy i przyglądał się ich życiu z bliska. Jeden z jego rozmówców mieszka na skraju gęstych puszczy, inny – w głębokich Bieszczadach, jeszcze inny – w centrum dużego miasta wojewódzkiego. Większość z nich to ludzie wierzący w Boga, choć jeden nie deklaruje żadnej wiary. Niektórzy z rozmówców to duchowni, w tym jeden prawosławny. Inni żyją jako pustelnicy bez jakiejkolwiek formy instytucjonalizacji swojego sposobu życia.
CZYTAJ>>> Ojciec życia pustelniczego. Św. Benedykt z Nursji
Przeczytaj fragment jego rozmowy z pustelnikiem Jano – jak wygląda jego życie? Dlaczego zdecydował się na takie życie?
Jan Nalepa: Podczas lektury Autobiografii… uderzyło mnie, jak pan pisał o bezdomności, że to jest jedna z pana trzech tęsknot. Skąd to pragnienie życia w nędzy, życia bez domu?
Pustelnik Jano: To musimy się cofnąć do mojego dzieciństwa. Teraz mam lat 67. Kiedy po latach tak patrzę wstecz i obserwuję całe swoje życie – trochę tajemnicze, trochę dziwne – zastanawiam się, skąd w młodym chłopaku taka tęsknota, żeby żyć jako człowiek bezdomny. Kto o tym marzy? Nikt. Ludzie marzą o tym, żeby żyć bogato, w luksusach, mieć samochody, a tutaj taka tęsknota? Ta tęsknota, także za lasem, zaczęła się w dzieciństwie. Od dziecka miałem przeróżne doświadczenia, nazwijmy to, mistyczne. Jako dziecko tego nie rozumiałem w ogóle. Coś się ze mną działo, a ja nie wiedziałem, co się dzieje. Ale ogólnie było ciekawie: jakieś inne światy, tajemnicze doświadczenia. No i później przyszedł wiek dojrzały, studia. Zacząłem studiować na Akademii Rolniczej w Rzeszowie, ale te studia strasznie mnie nudziły i męczyły. Jakieś zboża ozime, jare – a ja chłopak z miasta! Co mnie jakieś jare, ozime obchodzą, po co mi to do szczęścia potrzebne? To nie dla mnie. I na szczęście rzuciłem studia już na pierwszym semestrze. Na szczęście, bo jakbym tak rzucił pod koniec studiów, to szkoda tych pierwszych lat. I powiedziałem sobie, że ja chcę realizować wewnętrzne marzenia, które gdzieś odnajdywałem w sobie. I jako młody człowiek odkryłem właśnie tęsknotę do tego, żeby żyć jako człowiek bezdomny. Być może to tłumaczyło się tym, że chciałem doświadczyć tego, czego doświadczają najbiedniejsi.
Przeczytaj również
Pamiętam, jak mieszkałem na wyspie, wziąłem ze sobą Biblię. To jest ważne, że miałem Pismo Święte. Wspominam to jako bardzo ważne doświadczenie, bo kiedy wychodziłem z domu, ojciec, który był nauczycielem, nie był bogaty, dał mi parę złotych na życie. Mówi: – Nie dam ci więcej, bo po prostu nie mam, ale masz tu coś najcenniejszego, co ci mogę dać. I dał mi Nowy Testament. Ja sobie myślę: No i po co mi Nowy Testament? Ja jeszcze nie byłem taki rozmodlony, ale wziąłem przez grzeczność. Na wyspie zacząłem czytać, otworzyłem Ewangelię św. Jana i zacząłem czytać prolog, „Na początku było Słowo…”. Tego się nawet nie da przeczytać poprawnie, tutaj jest tak zagmatwane, a zrozumieć – to już w ogóle! I sobie myślę: to jednak nie dla mnie. Ale miałem też taką książeczkę niedużą, nie pamiętam autora – W co wierzę. Przeczytałem ją i to mi zaczęło tak troszeczkę otwierać te klapki w umyśle, że jest jakiś inny świat, duchowy. I wtedy się zrodziło we mnie takie młodzieńcze marzenie, miałem wtedy 24 lata, żeby kiedyś napisać książkę o swoim życiu, bo widziałem, że życie mam ciekawe. Żyję na wyspie jak Robinson, w lesie, mam różne przygody…
ZOBACZ>>> Bohaterowie biblijny robiący selfie? Zobacz te zdjęcia!
(…)
Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy, chociaż cały czas trzymam się samotności.
Mieszkam tu, w Polańczyku, to się właściwie z nikim nie spotykam. Od rana do nocy siedzę w książkach: albo piszę swoje książki, albo czytam. Po knajpach nie chodzę, nigdzie nie chodzę, po prostu mnie to nie interesuje, szkoda mi czasu. Owszem na wywiady wyjeżdżam, bo jak piszę książkę, to wiem, że mam coś do zrealizowania, chcę jakieś kolejne swoje marzenie wcielić w życie – te książki są moim marzeniem. Cóż więcej? Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy, chociaż cały czas trzymam się samotności.
Czy pustelnik jest samotny?
A czy można powiedzieć, że samotność ma wartość? Bo dzisiaj w ludzkim rozumieniu ta samotność jest postrzegana jako najgorsza tragedia.
Może być. To zależy od samotności. Jest samotność pozytywna i negatywna. Najczęściej nas, ludzi, dopada samotność negatywna. Żyję w wielkim mieście, ale jestem samotny, bo nie ma bliskich, przyjaciół, rodzina się odwróciła. I to faktycznie może być niszcząca samotność. Ale samotność w tym znaczeniu pozytywnym, pustelniczym jest to coś pięknego. Człowiek wchodzi w świat, gdzie przede wszystkim nikt nie przeszkadza, bo wybrał samotność. Może się spotkać sam ze sobą, ze swoimi problemami, pracować nad nimi, uzdrowić je, odzyskać szczęście, równowagę duchową. A wtedy można iść do ludzi, ale jako człowiek zmieniony, uzdrowiony, a nie chory, który swoim cierpieniem pogłębia cierpienia tamtych.
Ja uważam, że człowiek nie może być albo skrajnie samotny albo skrajnie wciśnięty w tłum, bo coś traci. Że człowiek, tak jak moneta, ma dwie strony, również tę stronę samotniczą, gdzie potrzebuje właśnie ciszy, odejścia do pustelni. Ale to nie może być na zasadzie buntu przeciw ludzkości czy jakiegoś obrażania. To ma być po to, żeby odejść i przede wszystkim dokonać uzdrowienia wewnętrznego, siebie uzdrowić, bo jeśli ja jestem wewnętrznie chory, to przerzucam to – nawet nieświadomie – na innych. Ja jestem zły, to inni są źli albo jeszcze gorsi, a tymczasem świat jest, jaki jest. Ważne jest moje podejście do tego świata. I właśnie pustelnia jest takim miejscem, gdzie można – a jest to proces bardzo bolesny – uzdrawiać powoli swoje problemy. Każdy jakieś ma, ważne jest, żeby świadomie wejść w proces ich rozwiązywania. I jeśli ja uzdrowię coś w sobie, to nagle zobaczę, że ten dotychczasowy wróg przestaje być moim wrogiem. On się nie zmienił, on dalej jest taki, jaki był, tylko że moje spojrzenie jest na tyle mądre, że ja już nie widzę w nim wroga, tylko widzę w nim człowieka, który też ma też swoje problemy, swoje cierpienia.
Ja uważam, że człowiek nie może być albo skrajnie samotny albo skrajnie wciśnięty w tłum, bo coś traci.
I teraz jest pytanie: czy my mamy na tyle odwagi? Bo potrzeba odwagi, i to wielkiej, by wejść w swoje cierpienia, cofnąć się aż do dzieciństwa, aż do tych pierwszych urazów. Może te pierwsze boleści to spięcia z rodzicami czy z towarzystwem, czy w życiu codziennym – w pracy, na studiach ktoś mnie zranił. Do tego musimy wrócić i to wszystko przerobić od początku jeszcze raz, a to jest proces bardzo bolesny. O tym mówił Ignacy Loyola w swoich Ćwiczeniach duchowych, że to wszystko trzeba przerobić i uzdrowić. I można to uzdrowić. Jeżeli można zranić, to można tę ranę i zagoić. Tylko nie żadne czary-mary i uzdrowione, tylko jest to bolesny proces, ja to przerabiałem przez wiele lat. Najpierw mi się marzyła pustelnia, żeby w lesie mieszkać, w samotności, jakie to cudowne!
ZOBACZ>>> „Z ludzkich planów się śmieje Bóg”. Piękny utwór Sanah! [WIDEO]
A jak pan dzisiaj patrzy, z perspektywy czasu, na te doświadczenia, też, jeśli chodzi o szukanie Pana Boga?
Bóg jest tak ponad nami, że my naszym umysłem nie jesteśmy w stanie go ogarnąć. My możemy pisać o Nim wielkie tomy, napisano tysiące książek na temat Pana Boga, tylko że to nie jest On, On jest jeszcze ponad tym. Nasz umysł ludzki jest zbyt ubogi, to jest instrument zbyt ograniczony, aby pojąć Nieograniczonego. My próbujemy go opisać, zrozumieć. Wielcy teologowie, np. Tomasz z Akwinu, opisali Go w sposób niemalże precyzyjny, ale Bóg jest i tak ponad. Dlatego to jest ważne, co podkreślę jeszcze raz, żeby do Tego, o którym napisano tyle książek, żeby do Tego Kogoś przytulić się osobiście, nie poprzez księgi. Wtedy, gdy się człowiek przytuli osobiście, doświadczy Go po prostu na sobie i mówi: – Aha, to Augustyn miał rację… Tomasz z Akwinu też dobrze to ujął, na ile mógł swoim umysłem. Jest ogromna różnica: tylko czytać o Bogu, a naprawdę go poczuć. Jest takie porównanie, że siedzi dwóch ludzi przy stoliku, każdy ma przy sobie szklankę z wodą. I teoretyk mówi o wodzie i ma swoją szklankę wciąż pełną, a mistyk nie gada, tylko bierze szklankę z wodą i wypija. I to jest przewaga mistyka nad teoretykiem. Tak samo jest z Bogiem – możemy tylko o Nim mówić albo Go doświadczyć. Teoretyk może mistyka zgasić swoją wiedzą, ale go nie zgasi swoim doświadczeniem, chyba że jest i teoretykiem, i mistykiem.
Pustelnik Jano: To jest największy plus życia w pustelni
Poruszmy kwestię motywacji pustelniczych, dla których niektórzy szukają samotności. Z jednej strony jest ta motywacja religijna, kiedy człowiek podejmuje pustelnictwo ze względu na Boga, ale też okazuje się, że możliwa jest motywacja ucieczkowa. Na przykład zmarły niedawno perkusista zespołu Dżem Michał Giercuszkiewicz (Jano wstaje w tym momencie, by pokazać zdjęcie Giercuszkiewicza). O, właśnie to on. I on mówił, że uciekł tutaj, nad jezioro Solińskie, dlatego że miał już dość swoich nałogów. Przed alkoholem uciekł, przed narkotykami.
Tak, no i Bieszczady go uratowały, uzdrowiły. On mieszkał z początku tam na ranczo u Brossa, później na Wyspie Skalistej. Mieszkał tam, gdzie ja wcześniej, więc żeśmy po
swoich śladach chodzili. I on właśnie wyszedł z nałogu w Bieszczadach, przyroda go uzdrowiła. To spotkanie właśnie też w samotności, bo tutaj prowadził życie samotnicze. Na wyspie też nikogo nie było, więc znowu samotność. Z innych pobudek tak żyliśmy, ja z religijnych, on z takich – powiedzmy – terapeutycznych.
Największym plusem życia w pustelni, że można – choć nie zawsze się to udaje – dzięki tej samotności dojść do Boga i w końcu się przytulić
Największym plusem życia w pustelni, że można – choć nie zawsze się to udaje – dzięki tej samotności dojść do Boga i w końcu się przytulić. Jak ktoś prowadzi życie aktywne, no to wiadomo: praca, obowiązki, no nie ma czasu. A gdy ja siedziałem na Wyspie Skalistej, gdzie mi nikt nie przeszkadzał, nie gderał, to mogłem sobie wtedy, jako młody chłopak, szukać Boga – nie w książkach, bo miałem jedną książkę i Biblię, tylko szukać w doświadczeniu. Ale doświadczenie przychodzi nie siłą moich wysiłków, to jest ciekawe. To, że ja tak się wkurzę i zawezmę i dojdę do Pana Boga, to za mało. Jeśli Bóg nie da łaski, to można skrzydłami machać i jakby powietrza nie było. Ptak bez powietrza nie poleci, mimo że będzie machał skrzydłami. I wtedy przychodzi łaska i nagle człowiek leci, chociaż wykonuje tylko lekkie ruchy, ale już wtedy Duch Święty go niesie.
Fragmenty pochodzą z książki Jana Nalepy „Ludzie wielkiej ciszy. Jak żyją współcześni pustelnicy”
„Ludzie wielkiej ciszy. Jak żyją współcześni pustelnicy”
Jan Nalepa
Kim są współcześni pustelnicy? Odludkami, którzy uciekli od zwykłych problemów codzienności czy herosami tak świętymi i doskonałymi, że jedną nogą już są w niebie? Pustelnicy, z którymi rozmawiał autor, to ludzie z krwi i kości – z grzechami, słabościami, trudnymi życiowymi wyborami jak każdy z nas. A jednocześnie są to ludzie wielkiej ciszy.
KUP KSIĄŻKĘ>>>