Spadek powołań. Nowy przedmiot lewicowej troski
Jak to zwykle w Polsce bywa najbardziej zatroskani o Kościół są ci, którzy - wnioskując po działalności - niewiele mają z nim wspólnego. Rok temu o jakość kształcenia seminaryjnego martwiła się Gazeta Wyborcza, dziś nad spadkiem powołań załamuje ręce natemat.pl
Czy powołanie można wypromować? – pyta Redakcja w tytule obierając sobie za tło – jak sama diagnozuje – dramatyczny spadek powołań i odpowiada na to retoryczne pytanie cytując samą siebie: Nic nie zachęci do seminariów, póki Kościół się nie zmieni. I w zasadzie o tekście wiemy już wszystko.
Tekst kruszy kopię o tzw. spoty powołaniowe, czyli umieszczone na Youtubie filmy mające stanowić wizytówkę seminarium. Na ten nowatorski krok zdecydowały się seminaria we Wrocławiu i Warszawie. Samo to, że po kilku miesiącach od ich premiery ogólnopolski portal odgrzebuje temat i przypomina o ich istnieniu, pokazuje, że – abstrahując nawet od liczby wyświetleń – inicjatywa wywołała porządny szum, a między innymi o to w tym wszystkim chodziło. Portal jednak pozostaje sceptyczny co do efektywności tej inicjatywy, wieszcząc dalsze nikłe nabory i wyśmiewając tłumaczenia odwołujące się m.in. do demografii.
Co ciekawe, autorka tekstu zdaje się ignorować informację o tym, że ilość osób przyjętych do wyżej wspomnianych seminariów w żaden sposób nie będzie dla twórców jednego lub drugiego spotu wyznacznikiem jego efektywności, bo nawet pomóc udzielona jednemu przyszłemu kapłanowi już jest sukcesem trudnym do przecenienia. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że autorka sama tę informację podała.
Przeczytaj również
Obietnica – spot warszawskich kleryków
Z resztą nie tylko ten fakt został zignorowany. Na pytanie, jak Kościół zachęca młodych mężczyzn do kapłaństwa, udzielona odpowiedź wydaje się infantylnie naiwna w świadomym ograniczaniu działalności Kościoła do audiowizualnych tworów.
A przecież wystarczy spojrzeć na sprawę szerzej, by dostrzec zaczątki formacji już u najmłodszych ministrantów, wśród których rekrutują się prawie wszyscy późniejsi księża. Inna sprawa, że wśród wieloletnich ministrantów myśl o kapłaństwie jest kompletnie naturalna i staje się doświadczeniem prawie wszystkich służących przy ołtarzu. I tak od codziennej formacji po jednodniowe eventy typu: coroczny dzień otwarty w seminarium (ogromne zainteresowanie m.in. w WŚSD w moich rodzinnych Katowicach) można dostrzec pełną paletę działań, które zadają kłam zredukowaniu ilości inicjatyw do epizodycznych projektów w internecie.
Ktoś powie: ale wszystko to nie hamuje spadku powołań! Moje pytanie brzmi: jak to sprawdzić? Skąd ta buńczuczna pewność, że bez tych działań redukcja ograniczyłaby się do przytaczanych w tekście 7-9% w skali Europy?
Na tym polega problem tekstu w natemat.pl – dostrzega tendencję do mniejszych naborów seminaryjnych, zadaje pytanie, jak Kościół temu zapobiega i choć twórcy filmów zgodnie mówią, że celem spotów nie było zahamowanie tego spadku, a pomoc wahającym się, portal triumfalnie tańczy nad nieefektywnością bardziej oryginalnych działań Kościoła. Typowe dla tych środowisk: zapytać i zignorować odpowiedź.
Chcę być księdzem – spot wrocławskich kleryków
Tymczasem tą inicjatywą Kościół w Polsce pokazał, że wbrew wygodnym stereotypom, potrafi przemówić do młodych ludzi i ma dla nich niezastępowalną niczym innym ofertę. Byłby naiwny, gdyby wierzył, że jeden spot załatwi sprawę. Problem w tym, że nie Kościół w to wierzy, ale dziennikarze.
Tekst pyta, czy wystarczy seminaria pokryć lukrem PR-u, aby powołań było więcej i odpowiada, że aby takie działanie przyniosło efekt, Kościół musi się zmienić. Wypada zapytać: jakich jeszcze znaków zmiany Kościoła oczekują adoratorzy Jego modernizacji, jeżeli nawet tak nowatorsko zarzucone sieci, wyjście z propozycją do potencjalnych kapłanów musi stanąć w ogniu krytyki tych, którym wiecznie będzie źle lub za mało? I czy zmiany, których oczekują nie rozgoniłyby nam wszystkich seminarzystów na cztery wiatry?