Cud Zmartwychwstania
Kilka dni po publicznej egzekucji Jezusa z Nazaretu, po Jerozolimie rozeszła się plotka, że On żyje.
Kilkadziesiąt lat temu pewna zaprzyjaźniona rodzina przeżyła dramat: z Zakopanego nadszedł telegram o śmierci ich syna, który pojechał z kolegą w Tatry na narty. Kiedy przygotowywali się do wyjazdu po jego ciało, syn nieoczekiwanie pojawił się na podwórku. „Cud, cud, cud” – powtarzała jego matka.
Kiedyś niedaleko Koła doszło do wypadku. Dwoje rannych lekarz pogotowia zabrał do szpitala, jednego z kierowców pozostawiono leżącego na asfalcie: lekarz stwierdził zgon. Strażacy i policjanci po pewnym czasie dostrzegli, że ręka zmarłego porusza się.
Wydarzenie z 2001 roku z pewnego miasta na północy Polski: lekarze stwierdzili zgon nienarodzonego jeszcze dziecka. Po kilku dniach, jeszcze przed zabiegiem usunięcia martwego płodu, przeprowadzono ponowne badanie. Pokazało ono, że dziecko żyje, rozwija się normalnie, nie ma oznak choroby, która doprowadziła do śmierci.
I jeszcze jedno wydarzenie, z I wieku, wprost z Ewangelii. Kilka dni po publicznej egzekucji Jezusa z Nazaretu, po Jerozolimie rozeszła się plotka, że On żyje.
Czytaj także >>> Niech w święto radosne paschalnej ofiary… Co warto wiedzieć o sekwencji wielkanocnej?
Dwa dowody
Dowody były dwa. Pierwszy: pusty grób Jezusa. Został opieczętowany i ochraniała go straż, by uczniowie Jezusa nie wykradli Jego ciała z grobu i z triumfem ogłosili: powstał z martwych. A jednak wielki kamień został odsunięty, strażnicy śmiertelnie przerażeni. Zaś grób – pusty. Drugi dowód: ludzie widzieli Jezusa. Najpierw widziała Go Maria z Magdali.
Gest życia po śmierci zawsze jest cudem. W Tatrach w rzeczywistości zginął kolega syna, milicja pomyliła dane. Kierowca traktora nie ożył cudownie, nie zmartwychwstał. Po prostu, lekarz – nie mając odpowiedniej aparatury – omyłkowo uznał, że mężczyzna nie żyje. Rodzice i rodzina nienarodzonego jeszcze dziecka modlili się w czasie choroby przez wstawiennictwo Stanisława Papczyńskiego, kandydata na ołtarze. Modlili się także po jego śmierci. Nikt w tamtym szpitalu w miasteczku na północy Polski nie miał wątpliwości, że nastąpił cud.
Przeczytaj również
Zmartwychwstania nikt nigdy nie widział
Zmartwychwstania nikt nigdy nie widział. Poranek z rezurekcją przybiegają zawsze po fakcie. Pamiętam z dzieciństwa taki obraz z kościoła parafialnego, kiedy za niewyspaną i zdezorganizowaną służbą liturgiczną do Grobu Pańskiego podchodził jako ostatni ksiądz. Mówili mi w domu: „Zobaczysz, grób będzie pusty”. Ja niczego nie widziałem, bo wszyscy mi wszystko zasłaniali, zdołałem jedynie dostrzec głowę proboszcza. Ale jego mina, zaglądającego do grobu, powiedziała mi wtedy wszystko: pusty!… Naprawdę, myślałem wtedy, że TO stało się tu.
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, Maria Magdalena – jak relacjonuje święty Jan – udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła do Szymona Piotra: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono!
Czytaj także >>> Bieg, który ciągle trwa
Łatwiej uwierzyć w kradzież niż w zmartwychwstanie
Piotr wraz z drugim uczniem, pewnie Janem, pobiegli i zobaczyli pusty grób. Patrzyli pewnie na to tak samo, jak ksiądz proboszcz Kwiatkowski, tyle że prawie dwa tysiące lat wcześniej, i jako pierwsi. A potem wrócili do siebie, zostawiając samą, bezradną Marię. Stała ciągle przed grobem. Płakała.
– Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz? – usłyszała nieoczekiwanie, nieświadoma, że oto rozpoczyna się pierwsza i najpiękniejsza epifania.
– Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go zabiorę.
Czyżby Piotr i Jan milczeli? Ani słowem jej nie szepnęli, co nastąpiło? A może tak właśnie jest: ona ciągle wątpiła, a im bardziej człowiek wątpi, tym więcej łez, tym razem radosnych, tryśnie z oczu, kiedy doświadczenie zabije wszystkie wątpliwości:
– Mario…
– Rabbuni!…
Kod do prawdy
Oczywiście, szybko zakwestionowali to arcykapłani. Jak mówi święty Mateusz w 28 rozdziale swojej Ewangelii, strażnikom, opowiadającym, co się stało (trzęsienie ziemi, aniołowie przesuwający kamień), kazali rozpowiadać, że to uczniowie nocą wykradli ciało Jezusa.
James Cameron, reżyser „Titanica” ogłosił kiedyś, że odnalazł doczesne szczątki Jezusa, jego żony Marii Magdaleny i dziesięciu innych jeszcze osób z Jego rodziny.
Krytykę rewelacji Camerona przeprowadzili odpowiednio przygotowani eksperci, a właściwie powtórzyli to, co już w chwili odnalezienia grobowca w 1980 roku powiedziano, sprawa bowiem nie była wcale nowa. W ogóle, jakiekolwiek sensacje podważające wiarygodność Jezusa, Ewangelii, jak choćby Ewangelia Marii Magdaleny, to ciągle odgrzewane kotlety.
Ale co robi Cameron, jak nie kwestionuje zmartwychwstania w pierwszej kolejności? Skoro Jezus umarł jako mąż Marii z Magdali – to znaczy, że nie umarł na krzyżu, by potem zmartwychwstać, ale żył jak zwykły śmiertelnik.
W XX wieku zakończył się spór o historyczność Jezusa. Zakończył, bo co do tego, że Jezus istniał, nie ma już raczej wątpliwości. Jezus z Nazaretu to nie mit, wymysł chrześcijan.
Ten człowiek żył naprawdę
Co więcej, był geniuszem, zdolnym odmienić losy świata, jedną z trzech, jeśli nie pierwszą z najważniejszych postaci wszechczasów, według różnych rankingów o charakterze wcale nie chrześcijańskim. Ale… czy na pewno był Bogiem, jak chcą Jego uczniowie, chrześcijanie? Czy zmartwychwstał? Granice rozsądku nie pozwalają przyjąć tej tezy.
Najpopularniejszą z wątpliwości jest hipoteza zawartą w książce „Święty graal, święta krew”, na której pomysł „Kodu Leonarda da Vinci” oparł Dan Brown. Jezus, owszem, był postacią historyczną, ale prawdę o Nim niekoniecznie podają pisma Nowego Testamentu.
Nie był Bogiem
Skazany na śmierć, przeżył ukrzyżowanie. Piętnasty werset 28 rozdziału Ewangelii Mateusza zyskuje swoje nowe, prorocze znaczenie. Konsekwencje tej hipotezy znają wszyscy, którzy zetknęli się z „Kodem”. Kościół prawdę o zmartwychwstaniu wymyślił, dobrał do tej tezy (a może i sfałszował odpowiednio), Ewangelie, nazywając je natchnionymi, pozostałe zaś, odrzucone, określił mianem apokryfów.
Te publikacje, przedstawiające „alternatywną historię” z Marią Magdaleną w roli żony, a przynajmniej kochanki Jezusa z Nazaretu, w istocie kontynuują na wielorakie przemyślne sposoby jej płaczliwe zawołanie: „Zabrano Pana z grobu i nie wiem, gdzie Go położono!”.
Ukrzyżowany, przeżył egzekucję
O wiele prościej byłoby zakwestionować zmartwychwstanie, pozostając na stanowisku, że Jezus na krzyżu po prostu umarł. A jednak alternatywne historie o Jezusie wolą Go „nie uśmiercać” w ten sposób. Według nich, ukrzyżowanie rzeczywiście nastąpiło, rzeczywiście, Jezus był widziany po śmierci. Jednak nie dlatego że zmartwychwstał, po prostu przeżył egzekucję.
Ale ten pusty grób… Nie można pozostawić go bez wyjaśnienia
Michael Baigent, Richard Leigh i Henry Lincoln przedstawiają to tak: całe ukrzyżowanie Jezusa było mistyfikacją. Rzekomy ocet podany na gąbce to w istocie środek nasenny, który miał stworzyć pozory zgonu. Goleni nie złamano, bo to w istocie zabiłoby Jezusa (a przy okazji kolejne spełnione proroctwo!).
Problem polega jednak na tym, że ten sam św. Jan mówi o przebiciu włócznią jego boku, co też zapisano wcześniej w proroctwach – ten fakt jednak autorzy skwapliwie pomijają.
W mistyfikację wciągnięty był sam Piłat, łasy na wszelkie łapówki, który pozwolił też wbrew zwyczajowi zabrać rodzinie ciało Jezusa. Wszystko po to, by społeczność Jerozolimy sądziła, że Jezus umarł na krzyżu, że wypełniły się proroctwa Starego Testamentu, że jest On Mesjaszem. – Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go zabiorę…
Czytaj także >>> Jest tylko jedno „ale” – Alleluja! Playlista na Wielkanoc
Pierwsi przy grobie
Dlaczego nie weszła do środka? Nie chciała prowadzić „męskiego” śledztwa w sprawie zaginięcia ciała Jezusa? Ta kobieta, Maria z Magdali? Jan wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. „A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył”.
Ułożenie płócien, a zwłaszcza chusty… „oddzielnie zwinięta w jednym miejscu”… to nie mogła być kradzież… W erze elektroencefalografu dochodzi do zdarzeń, które cudem są chyba w bardziej rzeczywistym sensie niż w efekcie biurokratycznych bądź medycznych pomyłek.
To znaczy, po zgonie (potwierdzonym przez lekarzy całym ich autorytetem) nieoczekiwanie wraca życie (czego już medycyna wyjaśnić nie potrafi), wbrew prawom natury.
Wskrzeszenia znamy z Pisma Świętego. Wskrzeszał Eliasz wskrzeszał Elizeusz, a także Szymon Piotr. O trzech wskrzeszeniach dokonanych przez Jezusa wspominają Ewangeliści, w tym o tak wyrazistym, jak wskrzeszenie Łazarza, który był już od trzech dni złożony w grobie.
Na przestrzeni dwóch tysięcy lat wskrzeszali wielokrotnie różni święci. Dzisiejsza medycyna pewnie wiele z tamtych wskrzeszeń przesunęłaby w rejon znaków zapytania (nie było sposobów władnych stwierdzić całkowite i nieodwracalne uszkodzenie pnia mózgu), ale tym większy znak zapytania stawia sama sobie, kiedy ma do czynienia na przykład z opisywanym wcześniej ożywieniem zmarłego dziecka.
Nie wypada tu pisać o wskrzeszeniu dziecka więcej i szerzej. Rodzina poprosiła o dyskrecję, kiedy stało się jasne, że ten cud, wzięty pod lupę największe autorytety świata medycznego z Polski i Włoch, rozstrzygnął o beatyfikacji ojca Papczyńskiego.
„Ujrzał i uwierzył”
W meandrach skomplikowanego i bardzo krytycznego wobec tego typu „cudów” procesu beatyfikacyjnego nikt nie potrafił tego zakwestionować, nikt nie znalazł racjonalnego wytłumaczenia „ożywienia” dziecka, nikt nie miał wątpliwości przede wszystkim, że zgon rzeczywiście nastąpił i dziecko w łonie matki było już martwe.
Nawet „advocatus diaboli” musiał przegrać potyczkę na argumenty. Benedykt XVI wydał dekret potwierdzający ten cud, a potem, we wrześniu 2007, Stanisław Papczyński, któremu i za życia (żył w XVII wieku) przypisano wskrzeszenie, został wyniesiony na ołtarze.
– Rabbuni!…
Zawsze, gdy życie – czy przez nieporozumienie, czy przez grożącą życiu chorobę, albo w wyniku wypadku – ociera się o śmierć, odkrywa zakurzoną codziennością prawdę, że samo ono jest cudem.
Zmartwychwstanie jest już z innego świata. To święty Paweł najwcześniej zwerbalizował w jednym z listów: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” (1 Kor 15, 14).
A jeden z autorów „Świętego graala, świętej krwi” zapytał w jakimś wywiadzie: „Przepraszam bardzo, a w co łatwiej uwierzyć, że Jezus ożenił się z Marią Magdaleną, czyż w to, że zmartwychwstał?”. Łatwiej uwierzyć w kradzież niż w zmartwychwstanie.
A na świecie są podobno niemal trzy miliardy chrześcijan. Cud…
Zmartwychwstanie to więcej, niż powrót do życia. Coś więcej, niż cud
Smutna prawda pozostaje niezmienna, że ci wszyscy cudownie ocaleli, cudownie wskrzeszeni – wcześniej czy później umrą, podobnie jak umarł Łazarz, pomimo tego że Jezus przywrócił mu wcześniej życie.
Zmartwychwstanie czyni życie odtąd nieśmiertelnym. Tym różni się od wskrzeszeń, cudownych reanimacji, przebudzeń z letargów. Tym różni się od reinkarnacji, że powtórne wcielenia nie wypuszczają z obcęgów cierpienia i doczesności, ale każą ciągle wracać doń na nowo: może w coraz doskonalszej formie, ale na nowo. Jeśli ma w końcu nastąpić wyzwolenie z prawa karmy (moje uproszczenia wynikają tylko z wielości koncepcji o metempsychozie), to po to, by zatopić się w nicości i niebycie.
Zmartwychwstanie zachowa moje „ja”. Jak dotąd, znamy tylko jeden taki przypadek w historii: Jezusa Chrystusa.
A od zmartwychwstania tyle zależy. Jeśli sprawę postawić na ostrzu noża, to niezależnie od tego, czy to mit, czy fakt, z powodu zmartwychwstania nastąpił wśród Żydów podział i narodziła się sekta chrześcijan, ta sama, która potem zwie się Kościołem Powszechnym. Zmartwychwstanie określiło wiarę i myślenie miliardów ludzi w ciągu dwudziestu wieków.
W zależności zaś od tego, czy przyjmę to jako bajkę, czy jako fakt – wierzę w Boga albo nie wierzę. Wierzę w Jezusa albo nie wierzę. Jestem chrześcijaninem albo nie. Jestem w Kościele albo nie.
Życie trwa po śmierci albo nie. Zmartwychwstanę albo nie. Świat ma sens albo go nie ma. Życie jest cudem albo nie. Moje największe pragnienia będą spełnione albo nie. Wierzyć albo nie wierzyć? Oto jest pytanie… – Przepraszam bardzo, a w co łatwiej uwierzyć, że Jezus ożenił się z Marią Magdaleną, czy też w to, że zmartwychwstał? Czasem warto zdać sobie sprawę, na czym zasadza się moja wiara.
A może jesteśmy wszyscy przed tym porankiem, przed szabatem, przed Dniem Przygotowania? I słyszymy obietnicę, jak słyszeli ją Piotr, Jan, może też Maria z Magdali: – Syn Człowieczy będzie cierpiał, ale po trzech dniach zmartwychwstanie.
Jak słyszał ją nieraz w swoim życiu mój kuzyn. Pamiętam, kiedy umierał. Umierał młodo, nowotwór. Widziałem tę jego walkę, wołanie: „Chcę żyć!”. A realia choroby, własne jego samopoczucie, pomimo pocieszeń rodziny, uświadamiały mu coraz bardziej: „Umrę”. Twarda prawda w tańcu maskarady z nadzieją.
– Chcę żyć!
– Umrę!
Podnosił się mężnie z każdego kryzysu, ale w telefonach do znajomych, z którymi umawiał się na spotkanie, coraz częściej zastrzegał: „Ja tego mogę nie przeżyć”.
– Chcę żyć!
– Umrę!
– Ale po trzech dniach…
Życie, które trwa pomimo dramatu śmierci głosił Jezus z Nazaretu. Głosił coś, o czym potem sam zaświadczył, a co tak nieokreślenie żyje w historii – zmartwychwstał. Przemienione Jego ciało, życie poza doczesnymi ramami czasu i przestrzeni, choć epifanie musiały nastąpić w tym czasie i w tej przestrzeni.
On zmartwychwstał pierwszy, my potem, każdy ma miejsce w tej kolejce zbawienia.
Krzyż tak gładko wbił się w realizm czasu i historii, zmartwychwstanie tego tak nie potrafi. Dużym zgrzytem jest ostatnia scena „Pasji” Mela Gibsona: po niezwykle naturalistycznym sposobie przedstawienia ostatnich godzin Jezusa przyszedł czas na pokazanie Jego zmartwychwstania… Nie wyszło to Gibsonowi, ale czy komukolwiek by to się udało?
Krzyż da się udowodnić, racjonalnie wytłumaczyć, pusty grób też, a nawet te epifanie. Tylko ta dziwna noc między krzyżem a pustym grobem, to noc nie do udowodnienia.
– Jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go zabiorę…
A jednocześnie najbardziej oczekiwana przez naszą nadzieję, nasze łzy, odruchy, pragnienia. One też są z innego świata.
…syn nieoczekiwanie pojawił się na podwórku.
…ręka kierowcy poruszyła się.
…Mario…
Przecież od początku powtarzam: to cud.