Karnawał czy też jak to częściej mówimy w Polsce – ostatki, to ten czas, który trwa od właściwie od kilku dni po nowym roku, aż do wtorku przed Środą Popielcową. Ten okres często kojarzymy, a nawet w wielu miejscach tak przeżywamy, żeby się wyszaleć, wytańczyć, wybalować przed Wielkim Postem.
Za chwilę post, a nawet Wielki Post!
Szukałem znaczenia tego słowa i znalazłem dwa, które oczywiście według mnie mogą być najbliższe zrozumienia. Pierwsze odnosi się do postu i ma swoje źródło w dwóch słowach pochodzących z łaciny – caro (mięso) i vale (żegnaj). Tym bardziej słowo to może być nam bliskie, bo często wielki post kojarzymy z odmawianiem sobie spożywania pokarmów mięsnych – tak jak w piątki całego roku. Drugie znaczenie również ma swoje źródło w łacinie i pochodzi od słów carrus navalis, co się tłumaczy jako wóz w kształcie okrętu, który był używany w cesarstwie rzymskim podczas parad na cześć Bachusa, boga płodów i wina. W Polsce kiedyś mówiło się o tym czasie „przedpoście” i nawet taki termin można było znaleźć w kalendarzu liturgicznym przed jego reformą. Może historię i zawiłości z nią związane – chociaż one są ważne – zostawmy na boku i zastanówmy się, po co ten czas jest dzisiaj i jak warto go przeżyć.
STACJA7 POLECA
Za kilka dni w Kościele rozpoczniemy ważny czas Wielkiego Postu. Zostaniemy zaproszeni, by się wyciszyć i zapatrzeć na krzyż, na którym cierpiał i umarł nasz Zbawiciel. Będziemy rozważać jeszcze mocniej i intensywniej tajemnicę naszego zbawienia. To wszystko będzie nas jeszcze bardziej mobilizowało, by podjąć post, modlitwę i jałmużnę. Wszelkie rozrywki i radości odłożymy na bok i z popiołem na naszych głowach będziemy czynić pokutę… Ale zanim to się zacznie, czeka nas szaleństwo – aż do utraty tchu i niestety czasem aż do utraty kontroli nad sobą, bale i tańce do białego rana, a to wszystko dlatego, bo zaraz nam to będzie zabrane, aż na prawie dwa miesiące. Czy taki jest tego sens? Czy mamy tak to przeżywać i z tego korzystać, bo za chwilę post, a nawet Wielki Post?
Przedłużenie świąt
Trochę mi to przypomina sytuację ludzi, którzy w czwartek wieczorem chcą się maksymalnie najeść mięsa, bo jutro piątek i nie będą mogli tego jeść przez całe 24 godziny… trochę, a nawet bardzo nas to może śmieszyć, ale przecież tak się zachowujemy, gdy chcemy przeżywać karnawał tylko dlatego, że zaraz będzie czas pokuty. To też może przypominać kierowcę jadącego po autostradzie z maksymalną prędkością i ile tylko – jak to mówimy – “fabryka da”, bo zaraz będzie zjeżdżał na drogę podrzędną. Może i dojedzie szybciej, ale czy bezpieczniej i jakie rozsiewa ryzyko bezpieczeństwa wobec innych czy siebie? Może więc lepiej umiejscowić bale i tańce – które są przecież piękną sprawą i tradycją, nie mówiąc o tym, że mają element integracji, a więc i też jedności między ludźmi – jako radość z faktu narodzenia się Jezusa. Chcemy się cieszyć i świętować, bo Bóg stał się człowiekiem, stał się jednym z nas. Chcemy tańczyć, śpiewać i zarażać tym innych, bo Bóg jest między nami, zamieszkał pośród nas. To takie przedłużenie świąt, a nie robienie czegoś, bo za chwilę mi to ktoś zabroni lub może zabierze. Jezus stał się naszym bratem, by nas zaprosić do swojej rodziny, a nie żeby nas zapędzić w niewolę.
Może też potrzeba dać radości w ten czas, który w Kościele nazywamy okresem zwykłym. Chrześcijaństwo przecież to nie religia smutku, ale radości. Jak mawiał św. Jan Bosko, którego wspomnienie przeżywamy w czasie karnawałowym: smutny święty to żaden święty. Tu na myśl przychodzi mi też św. Augustyn, który zachęcał do tańca takimi słowami: Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić. Wielkiego Postu też nie możemy traktować jako czasu, w którym muszę lub mam się smucić i być maksymalnie i doskonale poważnym. To nie czas, w którym myślę jak tu być smutnym, ale jak okazać miłość Bogu za tą miłość, którą On mnie obdarował.
Przeczytaj również
Radość, która scala
Jak więc przeżywać ostatki „po katolicku”? Jak najbardziej radośnie. W naszym duszpasterstwie akademickim Na Górce w Krakowie, gdzie jestem duszpasterzem organizujemy bal związany z czasem, w którym się znajdujemy, czyli „lata dwudzieste” – wiele duszpasterstw, wspólnot i nie tylko kościelnych środowisk też mają takie hasło przewodnie. Chcemy się cofnąć w muzyce i strojach o sto lat do tyłu. W grupie męskiej „Moria” będzie „śledzik po męsku na górce”. Oba wydarzenia rozpoczynamy modlitwą, by zaznaczyć dla Kogo się spotykamy i Kto jest prawdziwym źródłem naszej radości. Obydwa wydarzenia są dla nas momentem doświadczenia jedności między nami. Radość, która jest przecież owocem Ducha Świętego ma nas jeszcze bardziej i mocniej scalać. Doświadczenie bycia razem umacnia nas i wzywa do podejmowania wspólnej drogi dalej, a w tą drogę też wpisany jest Wielki Post, którego się nie boimy i przed którym nie uciekamy. Jedność umacnia nas w podejmowanych też trudach. Tak chcemy rozumieć ten czas karnawałowy. Chcemy ucieszyć się i podziękować Bogu za duszpasterstwo, wspólnotę do której nas powołał. Bawiąc się razem, spędzając czas, mamy świadomość jak bliscy sobie jesteśmy i jaki to dar mieć siebie razem i być dla siebie. Mamy więc element modlitwy, wspólnej zabawy i wdzięczności.
Karnawał w ciszy
Dobrym elementem przeżywania czasu przed Wielkim Postem jest też wyjazd w zaciszne miejsce. Znam wspólnoty, ale też pojedyncze osoby, które właśnie wykorzystując ten okres wyjeżdżają już teraz na rekolekcje w ciszy. Radość może też być źródłem wyciszenia. Tak tego bardzo każdy z nas potrzebuje. Czasem bowiem i sam mam takie doświadczenie, że cały rok, który wypełniony jest po brzegi mnóstwem obowiązków i zagonienia, może przypominać karnawał. Ciągle coś się dzieje i próbując wszędzie być i wszystko ogarnąć kręcę się jakbym był na parkiecie. Może dlatego właśnie potrzeba się zatrzymać i pozwolić sobie na bycie offline – w mediach społecznościowych i w obowiązkach. Warto zawalczyć o takie wyobcowanie i ciszę, by potem bardziej i mocniej i rzeczywiście być. Tym bardziej przecież, że Wielki Post jest też czasem bardzo aktywnym w Kościele.
Przecież chodzi o… miłość
Przedstawiłem dwie formy przeżywania karnawału – nawet bardzo sobie przeciwstawne. Chciałem pokazać przez to, że pomiędzy nimi jest mnóstwo możliwości i pomysłu, by wydobyć ze swojego serca radość. Możesz to przeżywać we wspólnocie – na parkiecie lub trzymając w ręku Pismo Święte i nigdy to nie będzie lepszy lub gorszy wybór. Możesz wyjechać i pozwolić sobie zniknąć na kilka dni. Wszystko jednak rozbija się o serce i jego intencje. Nie chodzi przecież o to, by tak się wyszaleć, by „wystarczyło mi” to na Wielki Post, ale żeby jeszcze mocniej odpowiedzieć miłością Bogu. Chodzi tu zawsze o miłość i nigdy o nic innego.