Nasze projekty
Unsplash

„Pierwszy List św. Pawła do Kościoła w Niemczech”. Rozmawiamy z biblistą o homoseksualizmie

"Nie jest dobrze, żeby człowiek był sam. Jeszcze gorzej jest jednak, jeśli człowiek próbuje zapełnić pustkę swego życia w sposób niezgodny ze swoją naturą, jeśli próbuje napisać swoją tożsamość na nowo. Samotność nikomu nie służy, to oczywiste". Z ks. Marcinem Kowalskim, członkiem Papieskiej Komisji Biblijnej, rozmawia Weronika Kostrzewa.

Reklama

Weronika Kostrzewa: „Wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie”. Czy św. Paweł w tym fragmencie sugeruje, że to Bóg dopuszcza na człowieka skłonności homoseksualne, jako karę?

Ks. Marcin Kowalski: Rzeczywiście może zabrzmieć to, jakby Bóg stał za skłonnościami homoseksualnymi, bo ostatecznie „wydaje” opisywane tu kobiety i mężczyzn na pastwę ich grzechów. Żeby jednak zrozumieć ten fragment z I rozdziału Listu do Rzymian, trzeba zdać sobie sprawę, że Paweł wspomina tu wiele różnych rodzajów grzechu. Mówi tu także o Bogu, który wydaje ludzi na pastwę ich niezdatnego na nic rozumu (Rz 1,28). Wszystko to w kontekście odrzucenia Stwórcy, czyli podeptania jego praw. Ludzkość opisywana w I rozdziale Listu do Rzymian depcze Boże prawa, odrzuca prymat Boga Stwórcy, zaczyna sama kreować swój świat ale też swoją tożsamość, naturę.  

Bóg w tej sytuacji – jak mówią niektórzy – wycofuje się z ludzkiego świata i pozwala nam doświadczać konsekwencji naszych wyborów. Nie jest to jednak wycofanie się Boga w sensie ścisłym. Bóg, swoim suwerennym aktem „wydaje” nas w moc naszych grzechów, czyli pozwala nam doświadczać przeklętego, zepsutego życia bez Niego. Jednak to nie On stoi za grzechem mnożącym się w ludzkim świecie. To nie On stoi także za relacjami homoseksualnymi, które opisuje Paweł.

Reklama

On pozwala nam przeżywać i mnożyć nasze grzechy, byśmy doświadczyli dramatycznej wagi naszych wyborów dokonywanych bez Niego, przy podeptaniu Jego praw. Ta gorycz oddalenia od Boga ma nas skłonić do tego, żeby szukać lekarstwa na nasze zepsute życie, na nietrafione ludzkie wybory. I wrócić do Boga. O to św. Pawłowi w tym rozdziale chodzi.  

Ta gorycz oddalenia od Boga ma nas skłonić do tego, żeby szukać lekarstwa na nasze zepsute życie, na nietrafione ludzkie wybory.

Osoby o skłonnościach homoseksualnych słyszą z jednej strony, że to co dla nich naturalne jest wbrew naturze i że kwestionuje porządek stworzenia. Z drugiej, że są na obraz i podobieństwo Boga. Można się w tym pogubić.

Reklama

Fakt, że każdy z nas jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga, jest niezaprzeczalny. Tak dokładnie opisuje nas Księga Rodzaju. Księga Rodzaju mówi też, że w tym obrazie i podobieństwie zakodowana jest wiadomość na temat naszej płciowości „Bóg stworzył ich mężczyzną i kobietą” (Rdz 1,28). Autor natchniony, mówiąc o tym w I rozdziale, nie ma na myśli ról płciowych, ale dosłownie płciowość, seksualność.

Hebrajskie terminy „mężczyzna” i „kobieta”, zakar i neqebah mają konotacje seksualne i oznaczają pierwszą parę zdolną do podjęcia współżycia płciowego oraz przekazywania życia. Tak tłumaczy scenę stworzenia człowieka grecki przekład Starego Testamentu, Septuaginta, która opisuje kobietę terminem thelys, mającym związek z karmieniem piersią. 

Nasze bycie na obraz i podobieństwo Boże realizuje się w bardzo głębokim sensie w naszej płciowości. Podobnie jak Bóg, mężczyzna i kobieta razem są zdolni do dawania życia. Bóg stworzył nas do samego rdzenia naszej osobowości przenikniętych kategoriami płciowymi. W pierwotnym planie Bożym wobec nas pojawiają się jednak także pęknięcia. Związane są one z grzechem pierworodnym, który wszedł w nasz świat i jest przyczyną naszego cierpienia. Nie ponosimy za nie bezpośrednio winy.

Reklama

Żyjemy w świecie na różne sposoby pełnym choroby, zła i niedoskonałości. I to odbija się także w naszym pojmowaniu swojej tożsamości płciowej, przeżywaniu jej. Innymi słowy, my dzieci Boże w przeżywaniu własnej płciowości możemy znajdować w sobie głębokie zranienia. W ten kontekst wpisują się w ujęciu biblijnym skłonności homoseksualne. To oczywiście nie przekreśla faktu, że każdy z nas jest dzieckiem Bożym, otwartym, szukającym i mającym prawo do bezwarunkowej miłości Boga.

Skoro zamysł Boga jest taki, że tworzymy związki małżeńskie by mieć potomstwo, to czy Kościół widzi w małżeństwach bezdzietnych albo osobach czujących pociąg do tej samej płci, ludzi gorzej wypełniających zamysł Boga?

Odnosząc się do bezdzietnych małżeństw, myślę, że nie powinniśmy tu operować kategoriami gorszego albo lepszego wypełniania zamysłu Bożego. Osoby, które, będąc w małżeństwie, nie mogą mieć dzieci, także budują swoja relację, piękną, prawdziwą i dobrą, w oparciu Boży zamysł odnośnie do ich płciowości. Płeć nie służy tylko do prokreacji i ale także do budowania relacji. Paweł to podkreśla pisząc, że małżonkowie nie powinni się od siebie na dłuższy czas oddalać, nie powinni pozbawiać się bliskości fizycznej. Jeśli na jakiś czas się rozstają, powinno się to dziać za ich obopólną zgodą (1 Kor 7,5).

Paweł przedstawia tutaj nasze relacje cielesne jako sposób budowania bliskości, cementowania więzi małżeńskiej, wyrażania miłości do drugiego człowieka. Warto zauważyć, że jest to ewenementem w starożytności, gdzie nie mówiło się o płci w kluczu budowania relacji. Płciowość według starożytnych służyła przede wszystkim prokreacji.

Według Pawła ciało to bardzo istotny składnik budowania więzi międzyludzkiej, która ma charakter psycho-fizyczny. Apostoł pozostaje tu zresztą znów wierny Księdze Rodzaju. W drugim rozdziale mężczyzna i kobieta są tu opisani jako wzajemny dar i lekarstwo na samotność. Ona jest dla niego opoką, on dla niej życiowym oparciem (Rdz 2,20-25). Paweł rozwija ten obraz w 1 Kor 11,7, mówiąc, że kobieta jest „chwałą” mężczyzny. Chwała to atrybut samego Boga, który towarzyszy jego objawieniu, zakrywa Go jako obłok, a równocześnie wskazuje na jego obecność.

Kobieta jest „chwałą” mężczyzny, to znaczy podkreśla jego różność, tajemnicę i pozwala odkryć mu odkryć, co znaczy być mężczyzną. Podobnemu celowi służy męskość. On pozwala jej odkryć i zrozumieć, co znaczy być kobietą.

Kobieta jest „chwałą” mężczyzny, to znaczy podkreśla jego różność, tajemnicę i pozwala odkryć mu odkryć, co znaczy być mężczyzną. Podobnemu celowi służy męskość. On pozwala jej odkryć i zrozumieć, co znaczy być kobietą. Ta różnorodność jest szalenie ważna i potrzebna, byśmy, nawzajem się nią obdarowując, wzajemnie rozwijali się jako osoby. To także zamysł Boga związany z naszą płciowością. Nie tylko rozmnażanie, ale uczenie się siebie nawzajem, odkrywanie siebie nawzajem w swojej wolności i różnorodności. Ten element jest jak najbardziej obecny w związkach kobiet i mężczyzn nieposiadających dzieci. Brakuje go natomiast w relacji homoseksualnych.  

Bóg dopuszczając skłonności homoseksualne skazuje człowieka na samotność? Co z „nie jest dobrze, żeby człowiek był sam”?

Nie jest dobrze, żeby człowiek był sam. Jeszcze gorzej jest jednak, jeśli człowiek próbuje zapełnić pustkę swego życia w sposób niezgodny ze swoją naturą, jeśli próbuje napisać swoją tożsamość na nowo. Samotność nikomu nie służy, to oczywiste. W przypadku osób o skłonnościach homoseksualnych nikt nie ma prawa skazywać ich na samotność. Tak jak w przypadku np. osób konsekrowanych, innych świeckich, którzy wybierają drogę bez rodziny, wybór takiego życia nie oznacza samotności. Trzeba bliskich przyjaciół, wspólnoty, grupy wsparcia. 

Dokumenty Kościoła, jak wytyczne z r. 1983 czy list z r. 1986, wyrażają się o osobach o skłonnościach homoseksualnych z ogromną empatią i szacunkiem, zachęcając do towarzyszenia im. Równocześnie przestrzegają przed akceptacją homoseksualnego stylu życia i traktowaniem związków natury homoseksualnej na tej samej zasadzie, co związki natury małżeńskiej. Nie ma więc skazywania nikogo na samotność, choć tego typu skłonności mogą stanowić krzyż i być źródłem cierpienia. Kościół w liście z 1986 r. zachęca, aby osoby homoseksualne włączały swoje życie w życie Chrystusa, w Jego cierpienie, czystą miłość i Ducha. Być jedno z Chrystusem i kochać, tak jak On kochał, włączać swoje życie w Boży plan wobec nas, szukać sensu, tego co przeżywamy w Bożym słowie, to nie jest droga samotników. To droga wspólnoty Kościoła.  

Od początku rozmowy powołujemy się na św. Pawła. Skąd u niego zainteresowanie tą kwestią?

Paweł żył w kulturze, w której postawy homoseksualne były obecne i wpisane w życie społeczno-kulturowe. Jego wspólnoty funkcjonowały w dużych ośrodkach miejskich świata grecko-rzymskiego. Kiedy apostoł pisze o relacjach homoseksualnych, ma je przed oczami. Nie można powiedzieć, żeby szczególnie się nimi interesował, choć w Nowym Testamencie najwięcej pisze o nich właśnie on. Kiedy jednak spojrzymy, ile miejsca w jego listach zajmują te kwestie, okaże się, że to zaledwie 4 wersy. To nawet nie jest 1% treści jego listów.

Paweł nie dyskutuje kwestii homoseksualnych i nie omawia ich wyczerpująco. Mówi o nich przy okazji, włącza je – jak w Liście do Rzymian – w obraz zepsucia pogańskiego świata. Są dla niego jednym elementów pogańskiego stylu życia, w którym depcze się Boże prawa, prawa natury, Boże prawa zapisane w stworzeniu. 

Tego typu krytyka relacji homoseksualnych pojawia się zresztą nie tylko u Pawła, ale i w Prawie żydowskim, a także u grecko-rzymskich filozofów i moralistów. Z kolei w Liście do Koryntian i do Tymoteusza – który jest już prawdopodobnie produktem szkoły Pawłowej – grzechy natury homoseksualnej przedstawione są jako sprzeczne z nowym życiem w Chrystusie i Jezusowym przykazaniem miłości. W Liście do Rzymian krytykuje się je z pozycji uniwersalnych, prawa natury, zaś w listach do Koryntian i Tymoteusza sugeruje się, że są one niekompatybilne z nowym życiem w Chrystusie.

Jak tłumaczy Paweł, bycie jednym ciałem z Jezusem wyklucza relacje typu homoseksualnego. U Tymoteusza dodaje, że niemożliwe jest życie miłością Chrystusową i praktykowanie homoseksualizmu. Warto zauważyć, że grzech homoseksualizmu u Pawła nie jest nigdy wymieniony sam, pojawia się zawsze w towarzystwie innych grzechów. Paweł nie skupia się na nim. Dołącza go do katalogów wad; nie absolutyzuje go, ale też nie lekceważy.  

Czy u Pawła znajdujemy coś nowego, „pawłowego”, czego nie ma ani w kulturze żydowskiej ani filozofów?

U Pawła nie ma nic rewolucyjnego. Krytyka relacji homoseksualnych może być wyczytana także na kartach filozofów i autorów grecko-rzymskich. Platon krytykuje je, bo nie służą przekazywaniu życiu i wiążą się ze zbytnim pobłażaniem sobie. W podobnym klimacie piszą o nich Dion Chryzostom, Plutarch, czy Seneka. Widzą oni w związkach homoseksualnych zaprzeczenie prawom natury i zamknięcie na życie. Po takie argumenty sięgają także współcześni Pawłowi autorzy żydowscy, jak Filon Aleksandryjski, Józef Flawiusz, czy Pseudo-Focylides. W tym samym kluczu opisuje je oczywiście Stary Testament, Księga Rodzaju i Księga Kapłańska, która dodatkowo widzi w nich grzech łamiący Przymierze.

Niektórzy historycy próbują dziś forsować tezę, że poza kulturą żydowską relacje homoseksualne były szeroko tolerowane w świecie grecko-rzymskim. Nie jest to prawdą. Starożytnym kojarzyły się one nie tylko z niezdolnością do dawania życia, ale też z zepsuciem. Były charakterystyczne dla bogatych elit miejskich, które stanowiły do 5% społeczeństwa. W tych środowiskach propagowano dość odbiegający od przeciętnej styl życia związany z luksusem i większą dostępnością środków materialnych. W opracowaniach historyków takich jak Amy Richlin czy Ramsay MacMullen oraz wielu innych wskazuje się na fakt istnienia praw i zwyczajów, penalizujących związki homoseksualne w starożytnym Rzymie, zasadniczy brak akceptacji dla nich i ich negatywną ocenę moralną w szerszych kręgach społecznych.

Można więc powiedzieć, że Paweł nie wymyśla krytyki homoseksualizmu, ale znajduje już jej przykłady w środowisku grecko-rzymskim i żydowskim. To jednak bardzo wymowne, że ten apostoł, głoszący niezwykle oryginalną Ewangelię łaski i wolności w Chrystusie, do tej krytyki się przyłącza. Życie w Chrystusie według Pawła wyklucza życie w związkach homoseksualnych. To umieszczenie homoseksualizmu i całego życia chrześcijanina w perspektywie Chrystusowej jest nowością myśli Pawła. 

Spojrzenie świata na relacje homoseksualne zmieniało się przez lata. Kościół pozostał przy tym, co głosił św. Paweł. Równocześnie jednak w swoim nauczaniu zmieniał wiele, choćby w kwestii częstotliwości spowiedzi, dzieci martwo urodzonych. Może więc to kolejna kwestia do zmiany i uwspółcześnienia?

To pytanie, czy nauczanie św. Pawła w tym względzie należy do normy kulturowej – czegoś co ewoluuje w czasie i z czasem, czy należy do prawd niezmiennych – które Biblia objawia, a Kościół przechowuje, bo do ich interpretacji mamy prawo, do zmiany już nie. Pojawiają się dziś głosy, że ocena relacji homoseksualnych to tylko i wyłącznie kwestia kultury, w jakiej żył św. Paweł. Padają tu argumenty mówiące, że my rozumiemy z tych relacji więcej niż apostoł, bo np. rozróżniamy pomiędzy homoseksualizmem esencjalnym i konstytutywnym.

Trudno sobie jednak wyobrazić, że pomiędzy naszym a ówczesnym rozumieniem homoseksualizmu zionie przepaść. Przeczą temu zresztą liczne monografie opisujące starożytny homoseksualizm. Także starożytni szukali odpowiedzi na pytanie, skąd biorą się skłonności homoseksualne. W starożytnych dziełach astronomicznych pojawiają się np. hipotezy, mówiące, że o preferencjach seksualnych decydują konstelacje gwiazd i planet. To może nam się wydawać zabawne, ale to pokazuje że także wówczas szukano źródeł determinizmu skłonności seksualnych. Nie jest zatem tak, że jesteśmy od starożytnych oddaleni o lata świetlne, a nasze szukanie odpowiedzi na te pytania jest zupełnie rozłączne z ich światem.

Argumentacja jaką znajdujemy u Pawła i u starożytnych filozofów, jest oczywiście zabarwiona ich kulturą i rozumieniem człowieka – pojawiają się np. kwestie honoru i wstydu, które my i oni rozumiemy inaczej. Równocześnie jednak, pisząc o związkach homoseksualnych, autorzy starożytni sięgają po argumenty znacznie poważniejsze. Sięgają do prawa naturalnego, wiążą postawy ludzkie z wolą bóstw albo z teologią stworzenia, jak w przypadku św. Pawła.

To jest szeroko uniwersalna płaszczyzna, która wykracza daleko poza kulturę danych czasów. W tym ujęciu rozróżnienie płciowe jest związane z boskim zamysłem, jest nam potrzebne do funkcjonowania jako jednostkom i jako społeczeństwu, stanowi fundament rozumienia ludzkiej natury. Nie można powiedzieć, że sposób rozumienia relacji homoseksualnych zmieni się, podobnie jak nasz sposób przystępowania do komunii św. albo kwestie ubioru na liturgii. Dotykamy tu serca Prawdy objawionej w Biblii, prawdy o Bogu jako Stwórcy i człowieku jako stworzeniu, zapisanej w Starym i Nowym Testamencie. O ile nie uznamy, że ta Prawda uległa zmianie, zmianie nie ulegnie także nasza ocena relacji homoseksualnych. 

Co zdaniem biblisty dziś św. Paweł napisałby w I liście do Kościoła niemieckiego?

Dokładnie to samo, co napisał do Rzymian, do Koryntian i do Tymoteusza. Te listy nie straciły nic ze swojej aktualności. Niestety, jak ostrzegają dokumenty Kościoła, proponuje się dziś ich zupełnie nową wykładnię. Twierdzi się, że Biblia nie ma nic przeciwko związkom homoseksualnym, związkom między kochającymi się ludźmi. Objawienie chrześcijańskie oczywiście zawsze stało po stronie miłości. Nikt nie chce dyskryminować kochających się ludzi, to jasne. Dokonuje się tu jednak nadużycia, nadając rangę miłości relacjom, o których Biblia i Kościół mówi jako relacjach naznaczonych „głębokim nieuporządkowaniem”, bo niespójnych z Bożą wizją miłości.

Chrystus i jego Kościół błogosławią każdemu bez wyjątku, nie znaczy to jednak, że błogosławią każdej relacji i każdej formie miłości. To ważne rozróżnienie czyni ostatnia wypowiedź Kongregacji z 2021, która wzbudziła w Niemczech tak wiele sprzeciwu. Kościół nie może błogosławić związków, które z natury noszą w sobie pękniecie, jak powiedziałby Paweł, przekroczenie Bożych praw stworzenia, są niespójne z byciem jednym z Chrystusem i kochaniem jego miłością. Problem, wydaje mi się, polega na tym, że w Kościele niemieckim tekstów Pawłowych albo w ogóle się dziś nie czyta, albo czyta się je w duchu nowej egzegezy, przed którą ostrzegają dokumenty Kościoła.

Kościół nie może błogosławić związków, które z natury noszą w sobie pękniecie, jak powiedziałby Paweł, przekroczenie Bożych praw stworzenia, są niespójne z byciem jednym z Chrystusem i kochaniem Jego miłością.

Nie ma ona wiele wspólnego z intencją autorów natchnionych, w tym przypadku Pawła, i odchodzi radykalnie od tradycji Kościoła. Nową normą interpretacji tekstów biblijnych stają się tu nauki empiryczne, psychologia, lub po prostu szeroko pojęta i rozmyta współczesna wrażliwość. Wydaje się, że w Niemczech na przestrzeni ostatnich lat, zwyciężyła ta właśnie tendencja. Próbuje się twierdzić, że teksty biblijne nie nadają się do oceny aktów homoseksualnych, bo tym powinna zajmować się np. współczesna psychologia, czy nauki o mózgu.

Popełnia się przy tym błąd metodologiczny. O ile nauki te nadają się do badania danych materialnych związanych z funkcjonowaniem naszego ciała, nie mają narzędzi lub uzurpują sobie prawo do dokonywania sądów moralnych, które pozostają w gestii etyki, filozofii i teologii. Akcje podejmowane przez kościół niemiecki trudno wybronić zarówno na gruncie empirycznym jak i teologicznym.

Jedni patrząc na to, co wydarzyło się w Kościele niemieckiemu mówią o zgorszeniu, inni widzą tam rzesze ludzi proszących o błogosławieństwo i niezrozumienie wobec stanowiska Watykanu. Czy przez te lata Kościół umiał wytłumaczyć swoje nauczanie wiernym? Czy udało się nie wylać człowieka razem z grzechem?

W nauczaniu Kościoła w ostatnich latach pojawiło się sporo dokumentów, dotyczącym kwestii homoseksualizmu. Szalenie dużo mówi się w nich, jak najbardziej słusznie, o szacunku do każdego bez wyjątku, o przyjmowaniu osób o skłonnościach homoseksualnych z ogromną empatią i otwartością. Zabrania się ich niewykluczania. Wspomniana już przez nas wypowiedź Kongregacji z 2021 r. bardzo mocno rozgranicza kwestię błogosławienia osób, które mają do tego prawo, i błogosławienia związków. Te drugie mogą być błogosławione, jeśli nie stoją w jawnym sprzeciwie z Prawdą objawienia. W kazaniach my księża musimy pamiętać, że jest to temat zarówno ważny jak i delikatny, związanym z bardzo intymnymi sprawami życia ludzkiego. Pamiętać o tym powinniśmy także w naszej debacie społecznej.

Czy zbytnio skupiamy się dziś na tych zagadnieniach, podczas gdy są inne równie pilne kwestie w Kościele? Oczywiście, relacje homoseksualne to nie jedyna i na pewno nie najważniejsza kwestia duszpasterska i nie powinniśmy jej absolutyzować. Równocześnie jednak z prostej przyczyny trudno od niej uciec. Jak powszechnie zwracają na to uwagę chrześcijańscy publicyści, teologowie i duszpasterze, kwestia tożsamości płciowej stała się dziś polem konfrontacji między chrześcijańską i pozostającą w kontrze do chrześcijaństwa wizją człowieka i społeczeństwa. Toczy się dziś walka w obszarze rozumienia płciowości. 

Publikacje, które masowo powstają na Zachodzie, pokazują, że od tej debaty uciec nie możemy. Od niej zależy nie tylko rozumienie męskości i kobiecości, ról płciowych, ale także macierzyństwa i ojcostwa, świętości życia, funkcjonowania rodziny oraz związanego z nią organicznie społeczeństwa. Współczesna zsekularyzowana kultura rości sobie prawo do definiowania i określania według własnego uznania definicji płci i natury człowieka. Nic nie wskazuje na to, aby ta debata miała w najbliższym czasie wygasnąć. Wręcz przeciwnie, od jej rezultatu zależy kształt kultury i cywilizacji Zachodniej. Wierni Ewangelii Jezusa i otwarci na nasze siostry i naszych braci o tendencjach homoseksualnych, jako chrześcijanie musimy w tej debacie świadomie uczestniczyć.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę