Kard. Nycz o postulatach lewicy: temat lekcji religii to barometr demokracji
Temat katechezy w szkole to jeden z barometrów demokracji, wyciągany przed wyborami. Rzeczowa dyskusja na ten temat jednak trwa na różnych praktycznych płaszczyznach - mówi w rozmowie ze Stacją7 kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski.
Co Ksiądz Kardynał myśli o wysuniętych ostatnio postulatach lewicy dotyczących lekcji religii w szkole?
Nie jest to dla mnie zaskoczenie, bo to jeden z postulatów pewnej części środowiska lewicowego, który pojawia się regularnie od czasu do czasu, zwłaszcza przed wyborami. Nazywam go “barometrem demokracji”. Istnieją dwa takie barometry. Jeden z nich to kwestia ochrony życia, a drugi to właśnie katecheza w szkole.
W moim odczuciu temat religii w szkole wyciągają ci, którzy nie mają mocy na cokolwiek w tej sprawie wpłynąć. Tworzą jedynie pewną opinię, chcą rozpoczęcia publicznej dyskusji. Temat jest wywoływany po to, by pewien typ elektoratu pozyskać takimi programowymi hasłami. Ta sprawa dotyczy bowiem kwestii już rozstrzygniętej i to na poziomie bardzo wysoko ustalanego prawa, takiego jak Konstytucja, Konkordat oraz prawo oświatowe. Decyzja dotycząca katechezy w szkole nie leży zatem w gestii tych, którzy te postulaty podnoszą. By cokolwiek zmienić, trzeba to zrobić na poziomie dużo wyższym. Patrzę zatem na to dość spokojnie.
Czyli nie trzeba się bać tej dyskusji, bo ona i tak niczego nie zmieni?
Nie do końca. Zauważam inny problem: czy państwo, jako państwo – nie jako jakieś ugrupowanie polityczne, ale jako państwo – jest świadome swojej odpowiedzialności za kształt wychowania młodego pokolenia. I czy to państwo uznaje, że do elementów składających się na wychowanie młodego człowieka należą – oprócz nauczania – również przedmioty natury etycznej, moralnej i także religijnej? Mówię o odpowiedzi na zapotrzebowanie ludzi różnych wyznań, zarówno chrześcijańskich jak i niechrześcijańskich. Jeżeli bowiem podzielamy świadomość, że fundament etyczno-moralny jest potrzebny jako dopełnienie wychowania, to jedyną do rozstrzygnięcia kwestią jest zapewnienie obecności tego fundamentu, czy to przez katechezę konkretnego wyznania, czy też przez lekcje etyki.
Przeczytaj również
Kościół i bardzo wielu ludzi w Polsce stoi na stanowisku, że przedmiot natury etycznej jest istotny w wychowaniu młodego pokolenia. Nie wolno młodym dawać sygnału, że można się wykształcić, przejść przez wszystkie szkoły zaś w miejscu przedmiotu natury moralnej czy etycznej wybrać “nic”, czyli pewną lukę. To jest moim zdaniem problem. O zauważenie tego elementu walczymy od 30 lat.
Jeżeli natomiast uznajemy nauczanie religii czy etyki za przedmiot ważny, to odpowiadamy na to również w praktyce. Rozstrzygnięcie, jak owa praktyka ma wyglądać, dokonało się w Polsce w roku 1992. Polegało na tym, że państwo bierze na siebie obowiązek zapewnienia możliwości zorganizowania nauki religii w szkole, Kościół zaś dba o jej poziom merytoryczny, o opracowanie podręczników oraz kontrolę jakości prowadzenia tego przedmiotu. Nie pozostawiono więc tego poza kontrolą władz oświatowych. Religia jest jednym z przedmiotów, ma swój program, zgłaszany do MEN i ma swoją strukturę. W pewnych zakresach dyrektor szkoły odpowiada więc za jej kształt. I to funkcjonuje dobrze. Nie bez problemów, które zawsze się pojawiają, ale dobrze. Dlatego myślę, że podważenie tego stanu rzeczy w imię doraźnych czy okresowych interesów takich jak zbliżające się wybory – może być zaskakujące. Czemu ciągle wracamy do tego samego tematu?
Lewica mówi, że walczy o świeckość państwa.
Do tego tematu nie wolno podchodzić z takim przed-założeniem, że oto obecność religii w szkole podważa świeckość szkoły. Jeśli pamiętamy o pierwszej przesłance, czyli uświadamiamy sobie, że taki przedmiot jest w wychowaniu człowieka potrzebny – to nie ma możliwości, by sama obecność religii podważała świeckość szkoły. Zresztą, dyskusja wokół kształtu katechezy i tak już trwa, zarówno na poziomie komisji wspólnej Episkopatu i Rządu, jak i podczas spotkań Komisji ds wychowania Episkopatu i Ministerstwa Edukacji czy na bardzo praktycznym poziomie samorządowym. Relacje parafia-szkoła są w moim odczuciu prowadzone absolutnie w duchu autonomii i współpracy Kościoła. Zachowujemy autonomię jak w wielu innych dziedzinach, ale jednocześnie współpracujemy, ponieważ i szkoła i Kościół są przy tym samym młodym człowieku pomagając mu w integralności wychowania oraz są przy jego rodzinie. Tej autonomii i współpracy uczymy się stale coraz bardziej.
Nawiązał Ksiądz Kardynał do problemów związanych z prowadzeniem katechezy, niedoskonałościami, które ciągle stają się pewnym paliwem dla podnoszenia tego typu postulatów, jakie ma lewica. Jak Ksiądz Kardynał je diagnozuje i czy są jakieś pomysły na poprawę sytuacji?
Po pierwsze chodzi o pewne przyzwyczajenie, które noszą prawie dwa pokolenia Polaków, związane z tym, że katecheza przez 30 lat działała wyłącznie przy parafii. Wiele osób to pamięta i uznaje za pewien model i wzorzec, zapominając, że to nie był wzorzec, ponieważ religia w szkole funkcjonowała wcześniej, zanim ją komuniści z niej usunęli.
Drugą i osobną rzeczą jest sprawa formacji katechetów, a de facto o tym mówimy gdy poruszamy jakość prowadzenia katechezy w szkole. W stosunku do pierwszych 5-10 lat po powrocie religii do szkoły, gdy liczba katechetów była stale za mała, ich formacja podniosła się znacząco. Głównie przez to, że przybyło wydziałów kształcących katechetów na wysokim poziomie. Poprawiła się też znacząco ich formacja permanentna, czyli dotycząca tych już uczących, i to poprawiła się na zarówno metodycznym, jak i teologicznym i duchowym poziomie. Oczywiście są sprawy, które trzeba poprawiać dalej i każda diecezja w miarę swoich możliwości stara się te rzeczy poprawiać.
Trzecią sprawą jest natomiast różnica między sytuacją szkolnej katechezy w różnych częściach Polski. W Warszawie pluralizm i polaryzacja stanowisk jest znacznie większa niż w diecezjach, gdzie dominuje ludność wiejska bądź mieszkająca w małych miastach. Jeśli w środowisku dużego miasta wychodzi problem, a uogólnia się go na całość katechezy w polskiej szkole, to mamy do czynienia z uproszczeniem.
Rozmawiała Anna Druś