Strzelał, by zabić. „Milimetry zdecydowały o życiu i śmierci”
13 maja 1981 roku. Plac Świętego Piotra. Rocznica pierwszych objawień fatimskich. Zimne oczy wpatrywały się w cel. Był coraz bliżej...
Niezauważony morderca
Zbliżała się 17. 19. Spocona dłoń ścisnęła mocniej rękojeść pistoletu. Zimne oczy wpatrywały się w cel. Był coraz bliżej. Doskonale widoczny. Wyróżniał się w kolorowym tle. Człowiek, który miał zginąć, był z każdą chwilą bliżej i bliżej… Zostało kilka metrów – zabójca nie mógł przegapić dobrego, jedynego momentu. Jeśli się zawaha, cel zacznie się oddalać, albo zostanie zasłonięty. Chłodna rękojeść koiła nerwy, dodawała wiary. Jeszcze chwila. Dziesiątki osób z najbliższego otoczenia także wpatrywały się w człowieka, który za chwilę miał zostać zabity. Nikt nie zwracał uwagi na mordercę. Ten bezpiecznie mógł wreszcie wyjąć pistolet.
Kilkanaście metrów dalej, na przeciwko stał młody Włoch, Giuseppe Felici. On także celował w tego samego człowieka. Miał wprawę. Robił to już wielokrotnie. Biała postać była wyraźna. Zbliżała się powoli. Felici widział uniesioną rękę, uśmiech na twarzy. Widział w wizjerze falujący tłum. Włoch nacisnął spust. I jeszcze raz. I znowu. Trzask migawki ledwo przebijał się przez okrzyki pielgrzymów.
ZOBACZ>>> Zakrwawiona sutanna św. Jana Pawła II. „Ślady jego męczeństwa”
Spust migawki
Papa! Papa! Giovanni Paolo! Giovanni Paolo! Samochód z Papieżem Janem Pawłem II jechał powoli, spokojnie. Uwielbiany przez ludzi, bezpośredni, skromny, radosny Papież z Polski uśmiechał się i pozdrawiał. Obok niego, w papamobilu, siedział jego sekretarz – ksiądz Stanisław Dziwisz. Felici naciskał spust migawki swojego aparatu. Raz za razem. Chciał mieć jak najwięcej ujęć Ojca Świętego z pielgrzymami. Potem, pielgrzymi w jego zakładzie fotograficznym będą wybierać zdjęcia – każdy chciał mieć wspólną fotografię z Ojcem Świętym.
Turek, Mehmet Ali Agca, uniósł rękę wyżej. Pistolet zawisł nad głowami pielgrzymów. Jan Paweł II był już blisko. Zbyt blisko, by Agca chybił – nawet z tak niewygodnej pozycji. Papamobil niemalże ocierał się o barierki ochronne. Palec Turka dotykał spustu. Wystarczyło tylko lekko nacisnąć.
Przeczytaj również
CZYTAJ>>> Kard. Dziwisz o zamachu na Jana Pawła II: Serce pękało z bólu, byliśmy w szoku
Zdjęcie z pistoletem w tle
Rok 2011. Rzym. Piękna kamienica w centrum Wiecznego Miasta. Na domofonie, wśród wielu nazwisk jedno, które nas interesuje: Felici. Jesteśmy umówieni na rozmowę. Wchodzimy. Trzeba przejść hol. Zakład fotograficzny jest w głębi podwórza. Śniady, szpakowaty Włoch jest ujmująco miły i uśmiechnięty. Szczerze uśmiechnięty – takie rzeczy czuje się od razu. Natychmiast budzi naszą życzliwość. Giuseppe Felici. Słynny fotograf papieski.
Felici pokazuje nam swoje słynne zdjęcie – leży, wśród innych zdjęć, pod szybą na biurku. Widać na nim wszystko wyraźnie: po prawej stronie, w papamobilu znajduje się Papież. Wyprostowany, wystaje ponad tłum pielgrzymów. Dalej, po lewej są barierki, a za nimi ludzie. Szczęśliwi i uśmiechnięci. Za nimi schowany jest morderca. Widać tylko rękę z pistoletem. To taki nierzeczywisty widok – ta broń nie pasuje ani do tych ludzi, ani do miejsca. Felici, gdy robił to zdjęcie, widział tylko ogólny obraz, bez szczegółów – nie widział zamachowca, choć chwilę potem znalazł się na linii ognia.
Strzelał, by zabić
Agca chciał zabić. Po prostu zabić. Taki miał plan i konsekwentnie go realizował. Mierzył dokładnie – w głowę. Z tej odległości, w tych okolicznościach Jan Paweł II nie miał żadnych szans. Ktoś podpisał na Papieża wyrok śmierci. Kat powoli naciskał spust.
Papież był uśmiechnięty. Tak, jak ludzie wokół niego. Ktoś wyciągnął na rękach dziewczynkę w jego kierunku. Felici naciskał spust aparatu. Agca nacisnął spust pistoletu. Pierwszy raz… I drugi… Opóźnił nieco swój strzał, a ułamek sekundy wcześniej Ojciec Święty zmienił swoją pozycję. Później Jan Paweł II powie: „Jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulę.”
Trafiony dwoma pociskami
Ali Agca miał popularną, ale skuteczną broń: pistolet Browning HP. Duża siła rażenia. W magazynku mieści się 13 sztuk amunicji. Kaliber to słynny 9 mm x 19 Parabellum. Prostymi słowami – pocisk ma średnicę prawie jednego centymetra! Wystrzelony, leci z prędkością 350 metrów na sekundę. Gdy trafia w cel – sieje spustoszenie.
Jan Paweł II, trafiony dwoma pociskami osuwa się w ramiona swojego przyjaciela i sekretarza, ks. Stanisława Dziwisza. Jedna kula utkwiła w ciele. Milimetry zdecydowały o życiu i śmierci, pocisk minął najważniejsze organy. Druga kula zraniła rękę Ojca Świętego i poleciała dalej.
Felici stał na linii strzału. „To cud” – mówi nam – „że kula, która zraniła Papieża, minęła mnie, trafiła kobietę stojącą za nim. I kolejny cud – nie zabiła jej”. Przed chwilą fotograf oddał kobiecie swój własny stołeczek. Gdyby na nim stał…
CZYTAJ>>> Siostra Łucja. Zakonnica, która pochwyciła Alego Agcę
Panika na Placu
Na Placu Świętego Piotra szok, niedowierzanie, panika. Na samochód wskakuje ochrona Papieża. Ojciec Święty jest przytomny, na twarzy widać ogromne cierpienie… Papamobil błyskawicznie odjeżdża. Karol Wojtyła cały czas podtrzymywany jest przez Stanisława Dziwisza.
Karetka odwozi Jana Pawła II do kliniki Gemelli. Liczą się sekundy. Po drodze, sanitariusze wkłuwają się w rękę Jana Pawła i podają mu płyny fizjologiczne. Podtrzymują życie… Zachowała się buteleczka oraz igła. Lekarze w szpitalu operują ciężko rannego Papieża. Ratują mu życie…
Kula w koronie Maryi
Przestrzelony pas noszony na sutannie Jana Pawła II znajduje się na Jasnej Górze. Pocisk – w Fatimie – w koronie figury Maryi. Rok po zamachu Jan Paweł II złożył go u stóp Matki Bożej Fatimskiej, której wspomnienie obchodzimy właśnie 13 maja. Dziękował Jej za uratowanie życia.
Giuseppe Felici, ze spokojnym uśmiechem na twarzy i pewnością w głosie, powtarza nam. „To że moja żona ma męża, a moje dzieci ojca, zawdzięczam Janowi Pawłowi II. Kula, którą zatrzymał, trafiłaby we mnie”.
Tekst pierwotnie opublikowany 13 maja 2016 roku