16 lat w sutannie i 35 za obiektywem. Ks. Mariusz Wedziuk
Zatrzymuje samochód w trasie, wysiada i robi zdjęcia. Czasem wspina się na górę, innym razem moknie. Ale jak sam przyznaje, to koszty, które warto ponieść. Jego fotografiami można opowiedzieć Księgę Rodzaju i byłaby to prawdziwa uczta dla oka. Kadry warte uchwycenia zauważa też celebrując Mszę świętą, ale za aparat chwyta najwcześniej „na ogłoszeniach”. Zdjęcia robi od 9 roku życia. Gdy domownicy już spali, kuchnia albo łazienka zamieniała się w ciemnię. Pojawiał się powiększalnik, kuwety, roztwory.
Powołanie do?
Gdy w maturalnej klasie zaczął zastanawiać się, czy jego drogą jest kapłaństwo, czy fotografia, usłyszał od znajomego księdza, by poszedł do studium fotograficznego, porobił sobie te zdjęcia, bo jak kapłaństwo ma być jego drogą, to Bóg się jeszcze o niego upomni. Dokładnie tak zrobił, a powołanie do „większej Miłości” – jak sam je określa – po kilku latach, gdy już był pracownikiem jednego z największych dzienników w kraju, przypomniało o sobie. Numer do rektora seminarium ks. Mariusz znalazł w książce telefonicznej, ale zanim stał się alumnem, pojechał do USA do pracy fizycznej, aby zarobić na utrzymanie w seminarium duchownym.
Po zakończeniu pracy podróżował i fotografował m.in. amerykańskie parki narodowe. By rodzina dobrze przyjęła nagłą „zmianę zawodu”, o swojej decyzji powiedział im po spotkaniu z Janem Pawłem II w Siedlcach w 1999 roku. Koledzy z pracy byli bardzo zaskoczeni, że odchodzi z gazety, a szefostwo chciało go zatrzymać. Na próżno.
W seminarium uczył się i …pełnił rolę fotografa. Uwieczniał święcenia, uroczystości. Bóg jasno dawał znać, że powołując go, nie każe rezygnować z pasji.
Potrzebna pasja
Fotografię nazywa sztuką obserwacji świata. W jego przypadku ta sztuka bywa jak GPS, który wyznacza trasę. Z rekolekcji odprawianych 100 km od Bałtyku, droga do Warszawy biegnie też przez … morze, które swoim pięknem woła o uwiecznienie. Te zdjęcia później służą samemu ks. Mariuszowi ale i obserwującym go ludziom. Pomagają odpocząć, zrelaksować się, złapać dystans. Dlatego bez problemu znajdziemy je w sieci. Jak bardzo mocno podkreśla każdy potrzebuje pasji, a ksiądz katolicki szczególnie powinien ją mieć. Wolny czas nie stanowi wtedy zagrożenia, a uskrzydlenie.
Kilka wskazówek od zawodowca
Sentyment do starych aparatów, klisz, to wszystko pozostało. Nie oznacza to, że ks. Mariusz nie robi zdjęć telefonem. Jak na zawodowca przystało dodaje, że w przypadku np. portretu nie jesteśmy w stanie osiągnąć takiej głębi ostrości, którą daje profesjonalny sprzęt. Jednak nie aparat ostatecznie jest najważniejszy, a umiejętność obserwacji świata. Pytany o automatyczne upiększenia, filtry aplikacje przerabiające zdjęcie nie do poznania, sugeruje by z pochmurnego dnia, nie robić słonecznego. W laboratorium też zdjęcia są dopracowywane, ale obowiązują zasady, wiadomo, jakie kolory z jakimi można mieszkać.
Przeczytaj również
Jak na księdza, doktora teologii, dyrektora radia przystało, twardo stąpa po ziemi. Ale że w ręce często trzyma aparat, chciałby kiedyś wyjechać do Kanady, by uwiecznić tamtejszą naturę.
Swoich zdjęć reklamować nie chce. To, które jego najbardziej zachwyca, to „Przełom rzeki Osławy pod Duszatynem w Bieszczadach”, a to które przypłacił przemoknięciem do suchej nitki to „Widok z mostu na rzekę Bug pomiędzy Kózkami a Turną Małą”. Zdecydowanie – było warto.
Cykl “O księdzu mowa”
stwarza przestrzeń, w której poznając lepiej naszych duszpasterzy, możemy stać się sobie nawzajem bardzo bliscy.
Mam nadzieję, że ten cykl zachęci nas do poznawania księży, których mamy wokół siebie – wskazuje Weronika Kostrzewa i dodaje: “ludzka relacja duchowny-świecki jest obu stronom – i Kościołowi – bardzo potrzebna”.
Czytaj pozostałe artykuły serii:
Biegający rektor. Ks. dr Przemysław Kwiatkowski
Modlitwa, ewangelia i bańki mydlane. Ks. Teodor Sawielewicz
Santiago de Łeba – by nie ustać w drodze.Ks. Zenon Myszk