Nasze projekty

Hejt za hejtem. Za hejtem hejt!

Miewam czasem wrażenie, że nasze polskie chrześcijaństwo odeszło od formowania nas na apostołów. My dziś robimy z siebie stróży. Gości, którzy zamiast zarażać świat pięknem Ewangelii, radością Dobrej Nowiny, najpierw muszą ten świat wysterylizować. A z tabernakulum zrobić izolatkę z kodami dostępu i masą ochronnych ubrań w poczekalni.

Reklama

Od niemal dekady jestem posiadaczem wiejskiego obejścia, z ekspercką pewnością mogę więc stwierdzić: to, co wyrasta z ziemi i ma liście (albo igły), ma też korzenie pod ziemią. Korzeni nie widać, ale one są. To co widać wyrasta więc z tego, czego nie widać.

 

Eksperci od życia duchowego twierdzą, że podobnie jest z ludźmi. Wszystko co widać: całe nasze świadome zachowanie, gesty, słowa, emocje – ma swoje korzenie w sferze duchowej, z niej wyrasta. Co można by więc powiedzieć o życiu duchowym Polaków na podstawie analizy mediów, których ostatnio przestałem używać, ale coś mnie podkusiło i właśnie zerknąłem sobie, co w nich słychać?

Reklama

 

Jasne, mam świadomość, że wszystkie generalizacje są naciągane, a to co proponuję to tylko intelektualna zabawa. Ale jak obfitująca w doznania! Wspomniane przeglądanie zakończyłem po kwadransie, niemal pozwoliłem by trafił mnie szlag, tego nie dało się wytrzymać. Nie wiem, może po długim okresie siedzenia głową w zupełnie innej atmosferze (Afryki i mojej fundacji), wchodząc na polskie portale reaguję jak ktoś, kto życie spędza w Dolinie Strążyskiej, a nagle każą mu się przyssać do rury wydechowej warszawskiego samochodu. Skąd w tych ludziach tyle niechęci do innych, tak rozszalała skłonność do osądzania?

 

Reklama

Hejt za hejtem. Za hejtem hejt!

Ktoś nienawidzi i osądza dziennikarzy, których rodzice byli komunistami. Odpowiedzią jest nienawiść i osądzanie tych, co pierwsi znienawidzili i osądzili tamtych. Podobny proces z Owsiakiem: jedni go nienawidzą i osądzają (znany prawicowy publicysta pisze nawet na Facebooku: "Jak ja się tym Jurkiem brzydzę…"), w reakcji natychmiast mieszanie z błotem tych, co mordobicie zaczęli. Nawet o decyzjach papieża Franciszka (np. tych kasujących kolorowe księże fatałaszki, albo o chrzcie nieślubnego dziecka) opowiada się w tym samym kluczu: przecież wiadomo, że Franciszek zrobił to po to, by upokorzyć polskiego infułata, który lubił swoją mitrę oraz gamoniowatego proboszcza, który takiego dziecka ochrzcić nie chciał (bo nie lubił i osądzał z kolei jego rodziców).

 

Reklama

Jasne, można próbować przebijać się do takich debat z tak zwanym zdrowym rozsądkiem. Absurdalnym lustratorom przodków przypomnieć choćby genealogię Jezusa, w której występuje Dawid (cudzołóżnik i morderca, fakt że później nawrócony). Hejterom Owsiaka uświadomić, że wpadli w pułapkę niedojrzałości: oni w każdej wystającej trochę ponad tłum postaci natychmiast szukają sobie ojca, skończonego autorytetu, drugiego papieża. Każdy kto przelatuje im przed nosem natychmiast musi więc zostać opisany na zerojedynkowej skali, dlatego nasze życie publiczne to dziś przemieszany katalog mesjaszy oraz antychrystów. Ludzie, spokojnie! Prowadzący dobroczynną fundację nie musi być święty, przez wszystkich kochany oraz może mieć poglądy polityczne i rozrywkowe różne od kilku milionów Polaków. Robi to, co robi najlepiej jak umie, a jak się z nim nie zgadzasz – po prostu daj temu, z kim się zgadzasz. Nie poprzestawaj na negacji, nie młotkuj Owsiaka Caritasem. Już nawet o dobro nie jesteś w stanie walczyć tak, żeby nikogo przy tym nie znienawidzić?

 

Hejt za hejtem. Za hejtem hejt!

Wszystkim antyklerykałom, którzy tłuką teraz polskiego księdza Franciszkiem można by pokazać, że i u nas takich Franciszków znajdzie się kilku (podobnie jak w Watykanie znajdzie się kilku abp Głódziów).

 

Moim chrześcijańskim współbraciom, którzy niepytani biegają ludziom po sypialniach, badając kto się z kim rozwiódł i jak jeszcze grzeszy, serdecznie pragnę polecić, by zamiast obszczekiwać moralne podwórko "dając świadectwo prawdzie", dawali je raczej stałym doskonaleniem własnego życia. No chyba, że pokażą mi kogoś, kto nawrócił się, kto zakochał się w Jezusie, słysząc jak bracia "katole" głoszenie Ewangelii zastąpili redagowaniem "Etycznego Pudelka", jeżdżeniem np. po skomplikowanym życiu osobistym byłego agenta Tomcia. Wtedy zwrócę honor.

Gdzie szukać duchowego korzenia tych szkodliwych wyziewów?

 

Stawiam tezę, że w nieuświadomionej a mocno w nas zakorzenionej pysze. Mającej chyba korzeń w naszych mesjańsko – martyrologicznych dziejach, toczącej nas od spodu melancholii ewangelicznych starszych synów. Przekonanych, że chrześcijańskie życie to wyścig, na którego mecie czeka Jezus, który udekoruje tych, którzy okażą mu najbardziej okazałe nagniotki od klęczenia oraz wykażą największą moralną punktacją (czyli nas, bośmy się dla Niego napocili). Niezdolnych do szaleństwa w miłości. Pisałem już o tym na stacji7.pl: miewam czasem wrażenie, że nasze polskie chrześcijaństwo odeszło od formowania nas na apostołów. My dziś robimy z siebie stróży. Gości, którzy zamiast zarażać świat pięknem Ewangelii, radością Dobrej Nowiny, najpierw muszą ten świat wysterlizować. A z tabernakulum zrobić izolatkę z kodami dostępu i masą ochronnych ubrań w poczekalni.

 

Dobra Nowina w takim naszym wydaniu staje się nie wybawieniem dla słabych, ale nagrodą dla mocnych. Ludzie odwracają się od niej, widząc ile warunków wstępnych należy spełnić by do naszego klubu się zapisać. Zamiast snuć jednak czcze i smętne analizy (i samemu wpadać w opisane wyżej sidła), może lepiej od razu "zapodać" lekarstwo?

 

Ilekroć wchodzę na facebookowy profil mojej fundacji, nie mogę się nadziwić temu, co tam się teraz dzieje. Tysiące ludzi, którzy poruszeni śmiercią jednego z naszych chorych na AIDS wychowanków połknęli bakcyla, odkryli ile frajdy daje wspólnota, robienie dobra nawet najmniejszymi krokami i modlą się razem, poznają, budują więzi, spotykają, wpłacają, cieszą się jak dzieci, a wielu z nich zauważa: wreszcie uwierzyliśmy, że ludzie są dobrzy i od razu zaczęliśmy oddychać.

 

Hejt za hejtem. Za hejtem hejt!

Bo ludzie są dobrzy. Czasem miewają debilne zachowania (na naszym profilu też co parę godzin trzeba blokować jakiegoś matołka, który wypisuje, żeby czarnych wysłać do Afryki albo kupić im banany), ale to wynika z ich dramatycznej niewiedzy lub ze zbyt małej ilości przytulania w dzieciństwie. Najfajniejsze jest to, że każdy może zrobić coś dobrego. Codziennie. Prawie w każdej chwili. To byłaby chyba najbardziej potrzebna nam dzisiaj Wielka Orkiestra: taka, która zachęciłaby rodaków, by znów się do siebie uśmiechnęli. By zobaczyli, że tak mogą. Jestem pewien, że w następstwie to tchnęłoby życie i w nasze chrześcijaństwo i w akcje dobroczynne, ba – nawet w głupiejące media.

 

Banalne? To spróbujcie dziś wprowadzić to w życie.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę