Narastający strach św. Piotra i wzrok Chrystusa
Św. Piotr - z jednej strony zarozumiały, pewny siebie, porywczy, władczy, zalękniony, a z drugiej strony urodzony przywódca, ufny, przekraczający własne ograniczenia. Jezus przyjmował go całego, z jego wszystkimi słabościami i mocnymi punktami, bo widział w nim coś więcej niż on sam.
Ostrożnie i z oddali
Trzeba przyznać, że jeden uczeń, ten, który przysiągł wierność aż do śmierci, czyli Piotr, po nieudanej próbie obronienia Nauczyciela w czasie pojmania, mimo ucieczki swoich towarzyszy, szedł za aresztowanym Jezusem, aczkolwiek ostrożnie i w oddali, zachowując bezpieczny dystans.
Według czwartej Ewangelii towarzyszył mu także drugi uczeń (J 18, 15), którym był prawdopodobnie Jan. Razem dotarli do pałacu najwyższego kapłana i Jan, który miał tam jakieś znajomości, umożliwił Piotrowi wejście na dziedziniec. Piotr usiadł między służbą i grzejąc się przy ognisku czekał na dalszy rozwój wypadków (Mt 26, 58). Sprawy jeszcze mogły przecież przybrać pozytywny obrót. Jeszcze wszystko mogło się zdarzyć. Piotr chciał wiedzieć się, co stanie się z Jezusem. Miał ograniczone możliwości, ale on faktycznie nie opuścił jeszcze swego Mistrza.
Nie wymówił nawet Jego imienia
Niestety właśnie na tym dziedzińcu rozegrał się wielki dramat zaparcia się Pana. W Ewangelii czytamy, że jakaś służąca rozpoznała go jako ucznia Jezusa. Słysząc, że podejrzewa go o związek z aresztowanym, Piotr zaczął udawać, że jej nie rozumie i dla bezpieczeństwa wyszedł (Mt 26, 69-71a). Potem wobec większego grona wyparł się Jezusa wprost (Mt 26, 71b-72), a w końcu zupełnie formalnie, publicznie „zaklinając się i przysięgając” (w. 73-74) oznajmił, że „nie zna tego człowieka”. Nie wymówił nawet Jego imienia.
Tak nisko upadł ten, który miał być skałą Kościoła i który deklarował jeszcze kilka godzin wcześniej, że odda za Jezusa życie. Co takiego się stało? Jak pojąć tajemnicę tej nagłej zmiany u mężczyzny, który przed paroma godzinami rzucił się na uzbrojoną zgraję, nie zważając na ich liczebną przewagę? Gdy ujrzał, że chcą pojmać Nauczyciela, tak się wzburzył, że dobył miecza i odciął ucho Malchusowi (por. J 18, 10), a kiedy słyszał bluźnierstwa i szydercze komentarze służących arcykapłana, wtedy się Go wyparł.
Skapitulował przed… służącą
Nie tylko nie okazał oburzenia, ale powiedział, że Go nie zna, nie wytrzymując groźby ze strony jakiejś tam służącej. Chełpliwy Piotr skapitulował przed służącą! Przed jakąś zwykłą dziewczyną! Jakiż to zdumiewający i spektakularny upadek. Chyba dotarła do niego nagle cała groza sytuacji i sparaliżował go strach. Z rozmów, których był świadkiem, wywnioskował, że sprawa jest znacznie poważniejsza niż początkowo zakładał. Zrozumiał, że aresztowanie Jezusa przez straż świątynną stanowi preludium do czegoś naprawdę strasznego, a on sam jest zbyt „cienkim Bolkiem” wobec tej całej politycznej intrygi. Nagle sytuacja przerosła go. Być może przy ognisku ktoś podzielił się nawet plotką, że pojmany Jezus zostanie przekazany Rzymianom, aby ci skazali Go na śmierć na krzyżu. Najstraszniejszą z możliwych śmierci.
Przeczytaj również
Narastający strach
W narracji Ewangelistów widać to stopniowe narastanie strachu u Piotra. I ten był z Nim – słyszy Piotr od służącej. Potem padają słowa I ty jesteś jednym z nich. Aż w końcu, po upływie godziny ktoś zaczął zawzięcie twierdzić, że Na pewno i ten był z Nim. Jest przecież Galilejczykiem. Ten ostatni zarzut, to uderzenie najcięższe. Skoro Piotr jest Galilejczykiem, co zdradza jego mowa, to pewnie jest także zelotą, zamachowcem, wichrzycielem, którego im prędzej zadenuncjuje się policji, tym lepiej.
Piotr czuł, że zamyka się wokół niego sieć. I ostatecznie zaczął przysięgać służącym arcykapłana: Nie znam tego człowieka (por. Mt 26, 72.73). Piotra opanował paraliżujący strach, który stał się bezpośrednią przyczyną wyparcia się Jezusa. Ten strach zniszczył wszystko i pokazał mu, jak wielka była jego zarozumiałość, kiedy składał deklaracje absolutnej i niczym nie zachwianej wierności. Jezus wielokrotnie wzywał swoich uczniów do tego, aby się nie lękali. Przypominają mi się tu słowa z litanii, której Lady Jessica nauczyła Paula Atrydę w „Diunie”: Nie wolno się bać, strach zabija duszę. Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie.
Jezus przyjmował go całego
Wraz z pianiem koguta Piotr przypomniał sobie słowa Jezusa, że wyprze się Go jeszcze tej nocy. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał – zapisał Mateusz (Mt 26, 75), a Marek napisał, że wybuchnął płaczem (Mk 14,72). Nie miał jednak odwagi płakać jawnie, aby nie zdradzić się swoimi łzami. Łukasz dodał jeszcze jeden element, pisząc o spotkaniu między Piotrem i Jezusem, prowadzonym do lochu: A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra (Łk 22, 61). Moment, kiedy spotkały się ich oczy to moim zdaniem klejnot całej narracji męki Pańskiej.
Łukasz dodał jeszcze jeden element, pisząc o spotkaniu między Piotrem i Jezusem, prowadzonym do lochu: A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra (Łk 22, 61). Moment, kiedy spotkały się ich oczy to moim zdaniem klejnot całej narracji męki Pańskiej.
Piotr jest postacią złożoną, utkaną ze sprzeczności. Z jednej strony zarozumiały, pewny siebie, porywczy, władczy, zalękniony, a z drugiej strony urodzony przywódca, ufny, przekraczający własne ograniczenia. Jezus przyjmował go całego, z jego wszystkimi słabościami i mocnymi punktami, bo widział w nim coś więcej niż on sam, mimo że on sam miał nadmiernie wielkie mniemanie o swej wierności.
Ewangelie ukazują nam różne postawy uczniów Jezusa. Nie pomijają ich słabości, tchórzostwa i upadku. Wiemy, że w godzinie próby uczniowie rozproszyli się i Mesjasz został sam. Wiemy, że zwątpienie wdarło się w krąg jego najbliższych i najwierniejszych przyjaciół. Wiemy, że w ich serca wniknął strach… Ale wiemy także, co stało się później. Zmartwychwstały Chrystus zrekonstruował swoją rozbitą wspólnotę i pchnął ją na podbój całego świata (Mt 28, 19), a Jego uczniowie znaleźli siłę i odwagę, aby głosić prawdę o Chrystusie, mimo grożących im prześladowań.
Fragment tekstu „Porzucony przez uczniów” Romana Zająca