Czy każdy świecki może publicznie głosić Ewangelię? O korzyściach i zagrożeniach mówi bp Adrian Galbas
"Często mamy duży deficyt podstawowych wiadomości z katechezy, który sprawia, że łatwiej ulegamy ładnie brzmiącym nowinkom, które bywają herezjami". Na co zwracać uwagę słuchając świeckich katechistów? Co z ewangelizatorami głoszącymi w Internecie? Na te pytania odpowiada bp Adrian Galbas, przewodniczący Rady KEP ds. Apostolstwa Świeckich oraz biskup pomocniczy diecezji ełckiej.
Anna Druś: Czy każdy świecki może głosić Ewangelię, wypowiadać się publicznie na temat wiary?
Bp Adrian Galbas SAC: Każdy wręcz powinien ją głosić, bo to jeden z obowiązków wynikających z przyjęcia sakramentu chrztu świętego. Mamy obowiązek dzielić się naszą wiarą z innymi. Papież Franciszek w swojej adhortacji „Evangelii Gaudium” nadał jednemu z rozdziałów tytuł: „Cały Lud Boży głosi Ewangelię”, przypominając, że każdy chrześcijanin jest misjonarzem. Jeśli jestem uczniem Chrystusa, jestem misjonarzem, jeśli nie jestem misjonarzem, moje chrześcijaństwo jest jakby uszkodzone. Pytanie oczywiście o to, w jaki sposób to robić, oraz czy każdy świecki może i powinien nauczać publicznie.
Czy coś go powinno ograniczać?
Przede wszystkim zwykła przyzwoitość, która zakłada, że celem takiego nauczania jest dzielenie się wiarą i umacnianie w niej innych, a nie własne błyszczenie, czy tym bardziej sianie zamętu. Po drugie potrzebna jest kompetencja. Gdy ktoś podejmuje się nauczania na temat Ewangelii, gdy chce głosić naukę Kościoła, po prostu musi ją znać. Inaczej zamiast doktryny będzie to niebezpieczna fantazja na jej temat.
Wydaje się, że wielu świeckich te kompetencje już ma, bo np. studiowali teologię, może nawet mają wiedzę większą niż niejeden kapłan. Czy jest jednak coś, co wynika z samych święceń kapłańskich, a co wiąże się z tym publicznym głoszeniem?
Ze święceń wynika obowiązek głoszenia Słowa. Jeden z trzech, oprócz sprawowania sakramentów i przewodzenia wspólnocie. Duchownych wyróżnia także i to, że nie tylko mogą, ale powinni głosić Słowo Boże podczas zgromadzeń liturgicznych. Zwłaszcza dotyczy to homilii. Świecki z zasady nie może tego robić, nawet kleryk. Nieco inna sytuacja jest w krajach, gdzie brakuje księży, wszędzie jednak jest to regulowane przez lokalne Episkopaty.
Wróćmy jednak do naszego kraju. Jak to jest we wspólnotach modlitewnych, którym bardzo często przewodzą świeccy liderzy – może nie głoszą oni homilii, ale jednak na modlitwach często mówią katechezy, przewodzą innym w wierze. Czy to jest uprawnione?
Gdy myślę o swojej drodze duchowej, widzę jak bardzo skorzystałem z nauczania ludzi świeckich podczas takich zgromadzeń. Było to głównie na rozmaitych kursach ewangelizacyjnych. Do dziś pamiętam te katechezy. Były bardzo cenne i bardzo wzbogacające. Głosili je zarówno mówcy z Polski jak i z zagranicy, których uznawałem za duchowe autorytety. Wierzyłem im! Ważne było i to, że głosili w obecności księdza, wzajemnie się z księdzem uzupełniali, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa i jakąś ufność, że ta osoba jest narzędziem Ducha Świętego. Tak jest zresztą nadal. Ludzie świeccy, także jako nauczający o wierze, bardzo mi pomagają w niej wzrastać.
A czy taki świecki lider wspólnoty powinien mieć oficjalną zgodę biskupa, rodzaj „posłania”, tak jak jest to w przypadku katechetów?
Prawnie nie ma takiego obowiązku. Świeccy mówcy, występujący np. na spotkaniach modlitewnych nie otrzymują specjalnej misji od biskupa. Być może pojawiające się tu czasami nadużycia spowodują, że ta sytuacja zostanie też jakoś prawnie uregulowana, o czym coraz częściej się mówi. W przypadku, gdy duchowny mówi rzeczy niezgodne z doktryną Kościoła, jego przełożony może mu w łatwy sposób cofnąć prawo do nauczania, co się zresztą dzieje i o czym od czasu do czasu słyszymy. Wobec osób świeckich jest to trudniejsze, albo nawet niemożliwe. Oczywiście zawsze władza kościelna może powiedzieć: to, co ta osoba głosi, nie jest katolickie i nie należy za tym iść. Ważna jest – raz jeszcze to powiem – współpraca świeckich z duchownymi, którzy w imieniu biskupa odpowiadają za daną wspólnotę. Tam, gdzie taka współpraca jest, tam zwykle nie ma problemów.
Przeczytaj również
Ważna jest współpraca świeckich z duchownymi, którzy w imieniu biskupa odpowiadają za daną wspólnotę. Tam, gdzie taka współpraca jest, tam zwykle nie ma problemów.
Wspomniał Ksiądz Biskup o potencjalnych nadużyciach. Co nas powinno zaniepokoić w przypadku jakiegoś świeckiego lidera wspólnoty? Kiedy możemy już podejrzewać, że w swoim nauczaniu przekracza granice?
Dobrze, żebyśmy my sami wiedzieli w co wierzymy czyli znali nauczanie Kościoła zawarte w Katechizmie. „Musicie wiedzieć w co wierzycie”, powtarzał Benedykt XVI. Niestety, często mamy duży deficyt podstawowych wiadomości z katechezy, który sprawia, że łatwiej ulegamy ładnie brzmiącym nowinkom, które bywa, że są bałamutniami, albo wprost herezjami. Jeśli nie wiem, w co wierzę, albo wiem błędnie – to nie będę też wiedział, czy czyjeś nauczanie jest właściwe. Nie zaniepokoi mnie też, gdy ono będzie fałszywe.
Sygnałem niepokojącym powinno być też, gdy w nauczaniu pojawia się publiczne obrażanie pasterza, podważanie jego misji, czy wzywanie do buntu.
Po drugie, niepokojące jest, gdy mówca obiektywizuje swoje osobiste przeżycia. „Tak jest, bo ja tak mam. Tak masz żyć, bo ja tak żyję. Tak trzeba robić, bo ja tak robię…”. Jeszcze bardziej zaniepokoić powinno stawianie rozmaitych prywatnych objawień, zwłaszcza niepotwierdzonych przez Kościół ponad Ewangelię, czy – co też się przecież dzieje – dzielenie się własnymi, rzekomymi przeżyciami nadprzyrodzonymi, czy mistycznymi. Takie muszą być uprzednio zweryfikowane.
Kolejna sprawa to przyglądanie się owocom, jakie wydaje czyjeś głoszenie. To jest jedno z kryteriów rozeznawania, jakie dał nam sam Chrystus. Patrzmy więc, co się dzieje ze wspólnotą, z ludźmi, którzy słuchają danego mówcy, obserwujmy, czy jakieś nauczanie powoduje wzrost ich wiary, nawrócenie, większą gorliwość, czy też przynosi chaos, rozbicie wspólnoty i zamęt. W tym drugim przypadku jest to sygnał, że chyba Duch Święty z tym mówcą i tym głoszeniem nie ma wiele wspólnego.
Sygnałem niepokojącym powinno być i to, gdy w nauczaniu pojawia się publiczne obrażanie pasterza, podważanie jego misji, czy wzywanie do buntu.
Co w takiej sytuacji możemy zrobić?
W Ewangelii jasno jest opisana droga postępowania: najpierw rozmowa z daną osobą, by powiedzieć jej o swoich wątpliwościach. Jeśli to nie poskutkuje – trzeba spróbować własne niepokoje jakoś zobiektywizować, czyli zapytać kogoś jeszcze, osób do których mamy zaufanie i które uważamy za mądre. Czy ich też niepokoi to, co nas, bo może to tylko nasze wrażenie i uprzedzenie? Ostatecznie, jak naucza Ewangelia, trzeba „donieść Kościołowi”, czyli poinformować proboszcza czy biskupa i poprosić o pomoc w rozeznaniu.
A jak to zastosować w odniesieniu do ewangelizatorów głoszących w Internecie?
Przede wszystkim dobrze odróżnić tu prywatne opinie od rzekomego nauczania w imieniu Kościoła. Internet to współczesny areopag o niespotykanym wcześniej zasięgu. Każdy może tu zamieścić własną opinię na dowolny temat. Tak jest i tego nie zatrzymamy. To część rewolucji cyfrowej, w której uczestniczymy. Jedne opinie podzielamy, inne nie. Tę uważam za mądrą, tę za głupią; z tą podejmuję dyskusję, tę lekceważę.
Inna jednak sprawa to sytuacja, gdy ktoś podejmuje internetowe nauczanie z zakresu doktryny Kościoła, moralności, duchowości, duszpasterstwa, czy innych. Wygłasza już nie swoje opinie, ale mówi, że mówi, to co Kościół mówi. Także tu Internet pełen jest dobrych propozycji, które bardzo pomogły wielu ludziom – choćby ostatnio, w miesiącach obowiązkowego lockdownu. Ale niestety, ma też propozycje wątpliwej jakości. Mamy wielu świeckich, internetowych mówców, którzy robią super ewangelizacyjną robotę, ale są i przykłady osób niekompetentnych, które głównie wprowadzają zamęt.
Wiadomo, w Internecie każdy jest u siebie szefem. Ma kanał i rządzi. Podobnie, jak w przypadku nauczania podczas spotkań modlitewnych, o czym mówiliśmy wcześniej, także i tu zachęcam, by – jeśli coś w takim internetowym nauczaniu bardzo nas niepokoi – nie zostawać z tym niepokojem, ale zareagować. Zawsze warto podzielić się swoimi wątpliwościami, skonfrontować je, a ostatecznie poprosić o pomoc w rozeznaniu władzę kościelną, by ta rozwiała, lub potwierdziła nasze obawy. Oczywiście biskup nie zabroni świeckiej osobie umieszczania swoich nauczań w sieci, ale może powiedzieć, że to nie jest katolickie.
Zachęcam, by – jeśli coś w takim internetowym nauczaniu bardzo nas niepokoi – nie zostawać z tym niepokojem, ale zareagować. Zawsze warto podzielić się swoimi wątpliwościami, skonfrontować je, a ostatecznie poprosić o pomoc w rozeznaniu władzę kościelną
Tylko gdzie przesyłać takie zgłoszenia? Pod kogo podlegają ”katechiści z Internetu”?
Zacząłbym od swojego duszpasterza. Po prostu pójść do księdza i o tym pogadać. Można napisać też napisać do kurii w diecezji swojego zamieszkania, albo do Sekretariatu Episkopatu, który już będzie wiedział kogo poprosić o kompetentną ocenę.