„Nie zaśpiewasz na ŚDM w chórze. Wystąpisz przed chórem”. Historia Kuby Zaborskiego
"Dopóki nie pojawiłem się bezpośrednio na scenie, wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. Czułem taką ogromną radość, ogrom Bożej łaski" - mówi Kuba Zaborski, jeden z solistów koncertu na Brzegach w czasie ŚDM.
Dziś oddajemy głos Kubie Zaborskiemu – wokaliście, muzykowi, zwycięzcy V edycji Must Be The Music, który podczas Światowych Dni Młodzieży zaśpiewał na scenie koncertu „Credo in miseriordiam Dei” na Campus Misericordiae. Jak znalazł się w gronie głównych wokalistów?
Pamiętam jak ogłoszono, że Światowe Dni Młodzieży mają być w Polsce pierwszy raz od dłuższego czasu. Wtedy moi rodzice powiedzieli coś takiego, że cudownie byłoby gdybym mógł tam zaśpiewać. Pomyślałem, że faktycznie to byłoby niesamowite doświadczenie, ale powątpiewałem. Poszedłem na przesłuchanie chóru ŚDM – to była dodatkowa rekrutacja. Usłyszałem wtedy, że mam zbyt rozrywkowy głos. Zrobiło mi się przykro, ale mój humor szybko się poprawił – tego samego dnia, albo kilka dni później – kiedy dostałem telefon od o. Lecha Dorobczyńskiego, który razem z Adamem Sztabą organizował koncert na Brzegach.
Będziesz śpiewał nie z chórem, ale przed chórem!
Nie wiedziałem, że jest on organizatorem tego wydarzenia. Akurat rozmawialiśmy i wtedy wspomniałem mu o tym, co mi się przydarzyło podczas przesłuchań. Wtedy on zapytał mnie, czy znam taką piosenkę “Oceans”. Ja odpowiedziałem, że oczywiście, to moja ulubiona piosenka chrześcijańska. A on na to: “to super, bo zaśpiewasz ją podczas koncertu w czasie Światowych Dni Młodzieży”.
Miałem trzymać język za zębami i czekać na oficjalne potwierdzenie od Adama Sztaby. Pojechałem na finał jednej z ostatnich edycji show Must Be The Music i po zakończeniu programu Adam podszedł do mnie i powiedział, że słyszał moją historię i na Światowych Dniach Młodzieży będę śpiewał nie z chórem, ale przed chórem.
Tak naprawdę dopóki nie pojawiłem się bezpośrednio na scenie, wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. Czułem ogromną radość, ogrom Bożej łaski. Wtedy pojawiło się we mnie taka myśl „Panie Boże, Ty chcesz teraz zmienić coś w moim życiu”. To wydarzenie, ten występ, te emocje były dla mnie taką życiową odbudową. Od tego momentu wkroczyłem na ścieżkę dojrzewania w wierze.
Przeczytaj również
ZOBACZ: Wspominamy ŚDM. Czuwanie i Koncert
Jedyna taka okazja w życiu
To był specyficzny czas ze względu na to, że mieszkałem wtedy w Krakowie i widziałem, jak to miasto się zmienia. Było niewielu mieszkańców, ale byli obcokrajowcy i ludzie ze wszystkich części Polski. To było dla mnie coś niesamowitego – jedyna okazja, aby w jednym miejscu poznać tak wiele osób, różnych kultur i osobowości.
W Krakowie mieszkałem razem z siostrą i postanowiliśmy, że podczas ŚDM przyjmiemy do siebie pielgrzymów. Przyjęliśmy 3 Francuzki i jedną Argentynkę. Na koniec Światowych Dni Młodzieży Argentynka zwichnęła nogę i nie mogła pojawić się na Campusie, by obejrzeć koncert „Credo in misericordiam Dei”. Została w domu z moją siostrą i oglądała mój występ w telewizji. Wtedy powiedziała, że była wręcz dumna, że mieszkała u mnie. I to było dla mnie naprawdę urocze.
Przed samym występem bardzo gorąco się modliłem, aby Duch Święty wypełnił mnie całego. Nie wiedziałem, ile osób finalnie znalazło się na Campusie i przed telewizorami. To był ogromny stres występować przed taką publicznością. Ale mimo to miałem taką świadomość, że śpiewam na Bożą chwałę.
Zasiane ziarno, które wciąż się rozwija
Światowe Dni Młodzieży były niejako punktem zapalnym tego, że chciałem wgłębić się bardziej w wiarę, w duchowość. Myślę, że moja wiara przed ŚDM była na takim poziomie Pierwszej Komunii Świętej. ŚDM uświadomiły mi, że Bóg jest wielki, że potrafi działać cuda! To był taki zaczątek tego, że trzeba zaufać i stać jak dziecko.
Dla mnie to wydarzenie było ziarnem, które dziś cały czas się rozwija, cały czas kiełkuje. Ciężko określić, czy ŚDM w jakikolwiek sposób wpłynęły na wszystkich Polaków, wszystkich ludzi. Wiem jednak, że w sercach tych, którzy uczestniczyli w ŚDM, coś zostało.
Wszyscy z pewnością z przyjemnością wspominają ten czas, kiedy czuliśmy się zjednoczeni, czuliśmy się jak prawdziwa wspólnota. W gorszych chwilach przypominam sobie te wydarzenia, ten wspaniały czas i to mnie napełnia, to mnie podbudowuje.
Lubię wracać do mojego występu, lubię go słuchać, oglądać. Powracam wtedy myślami do tych emocji na scenie i do wszystkich tych, którzy w tamtym czasie byli przy mnie. Wiem też, że za 5, 10, czy kilkadziesiąt lat będę powracał myślami do tych wydarzeń z sentymentem i będę dalej przekonany, że to była naprawdę niezwykła łaska od Boga móc w tym uczestniczyć.
Kuba Zaborski