Nasze projekty
fot. Vlada Karpovich / Pexels

Jak wychować dziewczynki? Krótki nieporadnik mamy 4 córek

Lubię powtarzać, że dzieci są dla nas - rodziców nieustanną prowokacją. Jeśli miałabym powiedzieć, do czego najbardziej sprowokowały mnie moje cztery córki, to bez wątpienia na pierwszym miejscu będzie jedno – do odkrycia kobiecości.

Reklama

Kiedy człowiek dostaje od Redakcji pytanie „Jak wychować dzisiaj dziewczynki?”, to w pierwszym odruchu ma ochotę zmierzyć się z doktoratem z prawa administracyjnego, byleby tylko nie odpowiadać. Najchętniej powiedziałabym – „Konia z rzędem temu, kto wie!”.

Dom na skale

Lubię baumanowskie określenie płynnej rzeczywistości. Czasem mam wrażenie, że każdy, kto próbuje ogarnąć dzisiejszy świat, zachowuje się jak człowiek z sitem, który wchodzi do rwącej rzeki, żeby nabrać wody. Zadanie z gatunku tych niemożliwych. Niemniej, my przecież właśnie w tym płynnym świecie żyjemy, jesteśmy, rodzimy dziewczynki i marzymy, żeby wyrosły na szczęśliwe, mądre kobiety. Czy jedyne, co nam pozostaje, to opuścić w rezygnacji ręce i powiedzieć jak student przed pierwszą sesją „Nie da się”? Ależ skąd!

Niechęć do prawa administracyjnego jest we mnie na tyle silna, że jednak podejmę temat. W końcu, jako mama czterech dziewczynek, od kilkunastu lat nie robię nic innego, jak zastanawiam się, jak wychować je na ludzi.

Reklama

Od czego zaczynamy? Chyba od konfrontacji ze Zbigniewem Baumanem. O ile wszystko wkoło nas jest płynne, nieprzewidywalne, tonie w poczuciu braku sensu i nie wykazuje ambicji ładotwórczych, to jednak istnieje przestrzeń, która jest nie tyle arką unoszącą się bezwładnie na tej rwącej rzece historii, ale raczej skałą, której ta kipiel nie jest w stanie zagrozić.

Usłyszałam kiedyś zwierzenia pewnego literaturoznawcy, który opowiadał o swojej drodze odkrycia boskiej natury Jezusa Chrystusa. Wspomniał wtedy między innymi o perykopie, w której Chrystus mówił o domu na skale. W historii życia tego naukowca to był punkt zwrotny. Zdałem sobie wtedy sprawę – powiedział – że tylko Bóg potrafiłby w tak zamierzchłych czasach stworzyć tak uniwersalny i stale aktualny obraz.

Od ponad dwóch tysięcy lat chrześcijanie są powołani tak naprawdę do jednego – do stawiania swoich domów na skale, jaką jest Chrystus. Do zasłuchania się w Jego słowo i do wynoszenia swoich rodzin ponad rwącą kipiel rzeczywistości. Być może wszystko naprawdę buzuje wkoło, ale nasz dom może spokojnie przetrwać nawet najgorszą nawałnicę i to nie poprzez wyniszczające konfrontacje z mainstreamem tego świata, ale przez podniesienie wzroku ku górze, gdzie panuje kojąca cisza. Co podpowiedziała mi ta cisza?

Reklama

Kochana mamo! Zacznij od siebie.

Chyba przede wszystkim to, żeby w temacie wychowania dzieci zacząć od siebie. Klucz do ich wychowania leży w nas – rodzicach. Kiedyś myślałam, że to kolejna teoria, dzisiaj myślę, że jedyna sensowna rada wychowawcza. Chcesz wychować dzieciaki na ludzi? Wychowaj siebie!

Lubię powtarzać, że dzieci są dla nas – rodziców nieustanną prowokacją. Jeśli miałabym powiedzieć, do czego najbardziej sprowokowały mnie moje cztery córki, to bez wątpienia na pierwszym miejscu będzie jedno – do odkrycia kobiecości. Miałam w tym temacie pewne zaległości i z każdą kolejną pojawiającą się na świecie dziewczynką docierało do mnie, że jednak nie mam szans na przekładanie w nieskończoność tego życiowego egzaminu i trzeba wreszcie coś z tym całym kobiecym światem zrobić.

POLECAMY: Ani szminka, ani szpilki czyli przepis na kobiecość totalną

Reklama

Miłość

Gdybym miała z tej wciąż trwającej podróży ku kobiecości wybrać najjaśniejsze drogowskazy, według których staramy się prowadzić nasze dziewczyny, to bezsprzecznie na pierwszym miejscu będzie miłość. Z całą mocą i premedytacją wychowujemy je do miłości, której jedyną pełną definicję znaleźliśmy na Golgocie. Kochać to znaczy postawić innych przed sobą. Kochać to znaczy nie bać się poświęcenia i ofiary. Kochać to znaczy postawić relację z drugim człowiekiem najwyżej w hierarchii życiowych wartości.

Wrażliwość

Drugi drogowskaz to ocalić w nich wrażliwość i kruchość. Wydaje mi się, że z wszystkich aspektów wychowania dziewczynki ten jest najtrudniejszy. Bo ilekroć widzę, jak bardzo dotyka je okrucieństwo świata, mam ochotę wyć z rozpaczy. Wiem jednak, że nie ma innej drogi – jeśli chcę, żeby kiedyś były mądrymi, pełnymi życia kobietami, nie mogę dzisiaj znieczulać ich serca

Jestem głęboko przekonana, że warto doświadczyć wszystkich smutków, strachów i zawodów po to, żeby kiedyś dzięki tej pięknej wrażliwości móc tworzyć, rozumieć, słuchać, patrzeć i widzieć świat od jego najpiękniejszej strony.

fot. Kate Gundareva / Pexels

Relacje

Trzeci drogowskaz to wychowanie ich do przyjaźni z męskim światem, wychowanie do pięknej, partnerskiej i dojrzałej relacji z mężczyzną ich życia. Chodzi w pierwszej kolejności o wzbudzenie w dziewczynkach takiego przeświadczenia, że dwa światy naszych płci potrzebują siebie wzajemnie i że ta potrzeba jest fundamentalnie mocno wpisana w naszą naturę.

Odsyłam do katechez środowych Jana Pawła II. Mam wrażenie, że w tym aspekcie, najważniejsza jest stała troska o piękną relację między małżonkami. Troska o to, żeby dziewczynki słyszały, jak mama zachwyca się swoim mężem, jak go chwali, jak pokazuje, że bez spojrzenia tej drugiej strony czasem trudniej zrozumieć samą siebie. Ale pewnie jeszcze ważniejsze jest, żeby widziały, jakim szacunkiem i nieukrywanym statusem gwiazdy cieszy się ich mama w oczach swojego męża. Jak bardzo jest szanowana, chwalona, noszona na rękach. Ważne jest, żeby widziały ofiarną miłość taty, który bierze dzielnie całą ferajnę na lody po to, żeby jego żona, a ich mama, mogła pójść sama na rower, spacer, wejść do wanny czy wypić w spokoju kawę.

W tej nauce przeżywania w sposób piękny wzajemnej zależności nie tylko od mężczyzn, ale szerzej – od ludzi, chodzi chyba najbardziej o to, żeby zrozumiały, że nikt z nas nie jest samotną wyspą i że jak powietrza potrzebujemy innych po to, aby móc ich kochać naszymi wrażliwymi, pięknymi sercami. Bo w ostatecznym rozrachunku tylko to – zdolność do budowania pięknych, mocnych relacji da im w życiu prawdziwe szczęście i poczucie spełnienia.

Słuchanie

Przedostatni, z tych najważniejszych drogowskazów, to nauczyć je słuchania. I bynajmniej nie chodzi o to, że jako rodzice czwórki dziewczyn z konieczności opanowaliśmy do perfekcji zabawę w króla ciszy.

Nie chodzi o to, żeby nie mówiły, ale żeby nauczyły się słuchać. Żeby dość szybko wybić je ze skłonności do nadawania narracji rzeczywistości. Świat nie jest tylko taki, jak ja go widzę. Świat jest mozaiką ludzkich spojrzeń, myśli, odczuć, pragnień. Jeśli nauczymy nasze dziewczynki słuchania innych, będą miały szansę odkryć o wiele więcej barw, jakie kryje w sobie rzeczywistość.

Ktoś mnie kiedyś zapytał, jak to robimy, że przy naszym rodzinnym stole panuje cisza, a jedynym wybijającym się głosem jest ten należący do najmłodszego osobnika płci męskiej. Odpowiedziałam z przekąsem, że ciszą to ja bym tego nie nazwała, ale prawdą jest, że nasz rodzinny stół jest stałym laboratorium słuchania. To przy nim uczymy się codziennie wysłuchiwać w spokoju rozgorączkowanych relacji szkolno-przedszkolnych, to przy nim snujemy plany wakacyjno-weekendowe i rozwiązujemy nabrzmiałe rodzinne spory. Nasz domowy stół jest takim zwykłym wstępem do tego, żeby kiedyś nasze dziewczynki miały nie tylko odwagę, ale także głęboką potrzebę usłyszeć innych.

fot. Misha Voguel / Pexels

Głębia ducha

I wreszcie ostatni z drogowskazów to poprowadzić je ku głębiom ich ducha. Życie duchowe naszych dziewczynek jest dla nas wielką tajemnicą. Poruszamy się w tej przestrzeni bardzo ostrożnie, wręcz na palcach, nie chcąc swoim dorosłym spojrzeniem zaburzyć tej wyjątkowej, prawie naturalnej więzi, jaką mają ze swoim Ojcem w niebie.

Każda z nich pozwala nam czasem zajrzeć do swojego serca podczas wieczornej modlitwy. Możemy wtedy usłyszeć jak piękne i wyjątkowe jest ich rozumienie Bożych prawd. Kiedy wieczorem tulimy je na dobranoc błogosławiąc je, wiemy, że płyną już w swoich małych łódeczkach w ramiona Przedwiecznego i że czują się przy Nim bardzo bezpieczne.

Radość

To wszystko to zaledwie urywek naszych wychowawczych starań. Tyle by trzeba jeszcze napisać o odwadze w byciu sobą, o tym, jak ważne jest to, by nasze dziewczyny nauczyć akceptacji swoich słabości, licząc na to, że dzięki temu nie wpadną w sidła zdradzieckiego i wyniszczającego perfekcjonizmu.

Wreszcie – książkę całą trzeba by napisać o radości! O tym jak istotne jest, żeby panowała w naszych domach. O nieskrępowanych wieczornych pląsach, o jedzeniu leśnych jagód i bieganiu na bosaka w letnim deszczu. O tym wszystkim, co je uodporni na sztuczność i wyrachowanie świata smutnych dorosłych, a kiedy nadejdzie czas, pozwoli w sposób wolny i piękny przeżywać swoją kobiecą seksualność.

Czuła obecność

Tak wiele czynników składa się na to, aby z małej dziewczynki wyrosła kobieta. Myślę, że jednak w tym wszystkim najważniejsza zawsze była i będzie nasza obecność przy dzieciach. Zwykła, codzienna obecność. Nasza gotowość do zostawienia swoich spraw wtedy, kiedy komuś wali się świat, aby cierpliwie wysłuchać jego dramatu. Coraz wyraźniej widzę, że takie zwykłe – niezwykłe bycie przy sobie sprawia, że dziewczyny z roku na rok stają się odważniejsze, mocniejsze, piękniejsze.

Nie wiem, jak potoczą się ich losy, nie wiem czy uda nam się ustrzec je przed złym wpływem świata, ale mam cichą nadzieję, że opuszczą nasz dom z jednym przekonaniem – że były przez nas, swoich rodziców, bardzo kochane. I że to im wystarczy.

Wskazać przyszłość

Ojciec Karol Meissner OSB zapytany przed laty o to, jak w tych trudnych czasach wychowywać dzieci, powiedział, że jednym z najważniejszych zadań rodziców jest wskazać dzieciakom przyszłość. Wszystkie te drogowskazy mają pewnego dnia doprowadzić nasze dziewczynki do odkrycia przez nie ich pierwotnego, fundamentalnego powołania do macierzyństwa.

Nie wiem, czy wszystkie założą rodziny, nie wiem czy skończą studia pedagogiczne, medyczne czy artystyczne, nie wiem, czy wybiorą ścieżkę życia konsekrowanego, czy poświęcą się nauce, ale wiem jedno – w każdej z tych ról odnajdą się w pełni tylko wtedy, kiedy zrozumieją, że ich pierwotnym zadaniem jest otaczać świat kojącymi ramionami, wspierać najsłabszych i dawać schronienie zbolałym.

Moją rolą, jako ich mamy, jest pokazanie im, że życie przeżywane dla innych, życie pełne poświęcenia i oddania przynosi kobiecie autentyczną wolność i wyzwala wręcz atomową energię. Takie życie ma cudowny smak i jest pełne sensu. Jeśli to wszystko we mnie zobaczą, ufam, że i w nich  rozbłyśnie kiedyś kobiecy geniusz i zrozumieją, jak wielka i wyjątkowa jest rola kobiety na tym świecie.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę