
Jesteśmy “narodem piłkarskim”, sukcesy nas niosą, porażki dołują. To nie są tylko mecze
Karmieni filmikami o świetnej atmosferze, cytatami o najlepszym zgrupowaniu i okrągłymi słowami Paulo Sousy uwierzyliśmy, że znowu mamy drużynę. Jednak na stadionie w Sankt Petersburgu zobaczyliśmy, że w białych koszulkach biegał zbiór indywidualności.
Podstawowy bramkarz Juventusu, gwiazda ligi rosyjskiej, podpora włoskiego Napoli, najlepszy zawodnik na świecie, dwóch zawodników zbierających dobre oceny w angielskiej Premier League – to połowa składu reprezentacji Polski. Do tego trzech doświadczonych zawodników z włoskiej Serie A, do tego piłkarz regularnie grający w Lidze Mistrzów i młody skrzydłowy z Championship. Czy to przepis na dobrą drużynę? Jak najbardziej.
Na boisku jednak tego nie było widać. Paulo Sousa uczynił z reprezentacji Polski plac budowy. Budowy swoich wizji grania w nowym ustawieniu i dominowaniu w meczu. Zapomniał jednak o podstawie, czyli obronie. Dość powiedzieć, że w meczu ze Słowacją reprezentanci Polski w tym składzie zagrali po raz pierwszy. Polski związek zatrudnił Paulo Sousę, bo reprezentacja od lat nie potrafiła nawiązać walki z lepszymi od siebie drużynami. Tymczasem w najważniejszym meczu ostatnich 3 lat kadra przegrała z przeciętną Słowacją. Na boisku byliśmy zbiorem indywidualności, który nie stanowił zespołu. Kolejny raz.
Od gry kadry zależy nastrój milionów Polaków
Reprezentacja Polski w piłce nożnej to dobro narodowe. Przy miernej grze naszych drużyn klubowych, posada selekcjonera to jedno z najważniejszych stanowisk w państwie, a od jego obsady zależy nastrój milionów Polaków. Wczorajszy mecz w telewizji śledziło 7,5 miliona widzów. Jesteśmy narodem piłkarskim, więc takie sukcesy nas niosą, a wygrana ze Słowacją mogła być balsamem na skołatane, popandemiczne nerwy Polaków.
Dzisiaj trzeba powiedzieć, że decyzja Zbigniewa Bońka o zmianie trenera tuż przed Euro jest decyzją zupełnie nietrafioną. Zamiast stabilizacji mamy chaos, zamiast koncepcji, mamy metodę prób i błędów. Niestety wczoraj w Sankt Petersburgu tych drugich było więcej. Takie dobro narodowe jak polska reprezentacja piłkarzy wymaga odpowiednich nakładów i rozliczania z wyników. To nie jest prywatna szkółka PZPN-u ale nasza wizytówka na arenie międzynarodowej. Wczorajsza kompromitacja ze Słowacją powoduje tylko wstyd i zażenowanie.
Przeczytaj również
Znów liczymy na cud
Dobry wynik na dużym turnieju to najczęściej konsekwencja długiej pracy, realizowania określonej wizji, budowania krok po kroku drużyny. W PZPN-ie jednak stwierdzili, że oszukają przeznaczenie. Zmienimy w ostatniej chwili selekcjonera, przypudrujemy nasze braki, ruszymy odważnie do przodu i jakoś to będzie. Niestety nie było.
Uśpiliśmy naszą czujność ładnymi filmikami z kadry, zachwycaliśmy się nowym podejściem Paulo Sousy, jego okrągłymi zdaniami po angielsku, cytatami o najlepszym zgrupowaniu w historii i ciężkiej pracy. Niestety w meczu ze Słowacją wyszedł brak przygotowania, przy którym błędy w obronie były tylko kwestią czasu.
W tych okolicznościach w meczu z Hiszpanią musimy liczyć na cud. Czy mamy do tego realne podstawy? Raczej nie.