Nasze projekty
Archiwum prywatne

Zaręczyny w Rzymie, idealny chłopak i kafejka internetowa. Powołanie s. Eweliny Feliszek

„Pan Bóg daje nam ogromną wolność i wychowuje do tej prawdziwej wolności i miłości. Życzyłabym sobie i wszystkim, żeby w zakonach żeńskich były osoby, które podjęły wolną decyzję, bo w czasie codziennych szarpanin, trzeba codziennie mówić tak. Myślę, że osoba, która podejmie wolną decyzję, to będzie szczęśliwa i będzie wiedziała dla kogo tu jest” - mówi siostra Ewelina Feliszek MC, misjonarka klaretynka.

Reklama

Arkadiusz Grochot, Stacja7.pl: Jaka była nastoletnia Ewelina? Czy chodziła do kościoła i myślała o zakonie?

S. Ewelina Feliszek MC: Nastoletnia Ewelina nie znała żadnego żeńskiego zgromadzenia zakonnego. Wychowałam się w rodzinie bardzo pobożnej i tradycyjnej, zawsze modliliśmy się razem, więc miałam wrodzoną wspólną modlitwę i świadectwo wiary rodzinnej. Była to jednak wiara bardzo mocna, ale też bardzo tradycyjna.

Jeśli chodzi o Kościół, to nie angażowałam się w żadne przyparafialne grupy. Może to być śmieszne, ale dopiero w okolicach 16. roku życia, kiedy pojechałam razem z rodzicami do Częstochowy, to wtedy po raz pierwszy świadomie zauważyłam, że istnieją młode siostry i młodzi księża. Nigdy nie zadawałam sobie też pytania – skąd się biorą młode siostry i to tam był pierwszy impuls. Tam w Częstochowie po raz pierwszy zobaczyłam młodych ludzi, którzy mieli uśmiech na twarzy i ten uśmiech był bardzo głęboki. I zadawałam sobie pytanie: co jest źródłem tego uśmiechu?

Reklama

I wokół tego uśmiechu zaczęła się siostra zastanawiać?

Zadawałam sobie takie pytanie: mam znajomych, chodzę do pubu, na imprezy, ale to nie jest ta sama radość. Źródło tej radości bardzo mnie zafascynowało. To pytanie we mnie zostało.

Czy nastoletnia Ewelina dużo imprezowała?

Reklama

Może nie aż tak dużo, ale miałam takich znajomych, że żyliśmy od soboty, do soboty, myślało się w ciągu tygodnia, że w sobotę się gdzieś spotkamy. To nie były imprezy niekulturalne, ale tak jak wielu nastolatków – miałam paczkę znajomych, z którą spędzałam miło czas.

Kiedy siostra po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać nad swoją przyszłością, studiami, zawodem, powołaniem?

Jak sobie przypominam, to w czasie mojego młodego życia przychodziły momenty głębokich pytań i nie wiem skąd one przychodziły – dzisiaj wiem, że od Ducha Świętego i to Pan Bóg się o mnie upominał. Te pytania pojawiały się w najmniej oczekiwanych momentach – na przykład, kiedy siedzieliśmy ze znajomymi i nagle pojawiało się we mnie jasne pytanie: na czym bazujesz w przyjaźni z nimi? Co jest jej fundamentem?

Reklama

Momentem przełomowym był 2000 rok, kiedy zaraz po zdaniu matury pojechałam za namową taty do Rzymu na Światowe Dni Młodzieży. Pojechałam przez przypadek z siostrami z mojego zgromadzenia, tylko dlatego, że moi znajomi nie chcieli jechać i szukałam jakieś grupy. Na Placu św. Piotra bardzo mocno trafiły do mnie słowa św. Jana Pawła II „Otwórzcie drzwi Chrystusowi i nie bójcie się”. Wtedy sobie pomyślałam: a co by było, gdyby…

To było dla mnie bardzo mocne osobiste doświadczenie, te słowa we mnie tak brzmiały i kiedy papież koło nas przejeżdżał, to zobaczyłam w tym momencie, jak dwoje moich znajomych zaręcza się. Ja wtedy miałam w sercu otwarte dwie drogi i ogromną wolność w sercu – możesz wybrać to, albo to. Albo pójdziesz na całość tu, albo będziesz żyć ze mną tak. To we mnie zostało.

Co później siostra z tym zrobiła?

Na tym wyjeździe przyjęłam postawę obserwatora, patrzyłam na siostry i zastanawiałam się, czy chciałabym tak żyć, patrzyłam co to za zgromadzenie i jego obraz był zupełnie inny, niż zgromadzenia, które spotkałam gdzieś po drodze. To mnie fascynowało.

Po powrocie miałam jeden wielki znak zapytania i nie podjęłam żadnych studiów. Powiedziałam rodzicom, że nie chcę iść na 5-letnie studia, bo nie wiem do końca, jaki kierunek chcę wybrać. Pojechałam do Wrocławia, szłam ulicą i zastanawiałam się, czy się „zahaczyć” o jakąś roczną, bądź dwuletnią szkołę. Chciałam dać sobie czas rozeznania, żeby nie podejmować decyzji w euforii i emocjach. Natrafiłam na roczne studium turystyczne i stwierdziłam: to będzie dobry czas. Postanowiłam w tym czasie rozeznać. Powiedziałam Bogu: To jest rok dla Ciebie i dla mnie. Rozeznajmy to razem, podejmę decyzję za rok.

Co Bóg zrobił przez ten rok?

Bóg przez ten rok dawał mi wszystko, o czym moje serce marzyło. Dał mi chłopaka, który był niesamowitym dżentelmenem i zachwycał mnie pod każdym względem. Pamiętam ten moment, kiedy nasza przyjaźń zmieniała się w coś więcej i ja miałam taką świadomość, że nie mogę zranić tego człowieka i muszę być z nim szczera. Powiedziałam mu, że kroku dalej nie chcę zrobić, bo jestem w takim momencie, w którym nie wiem, co zrobię z moim życiem.

To był dla mnie bardzo trudny moment, dlatego że to był chłopak, który spełniał moje marzenia o relacji. Dziś wiem, że nie byłabym z nim w związku, po prostu to nie był mąż dla mnie, jednak na tamten moment to była dla mnie znacząca osoba.

Kiedy siostra po raz pierwszy podjęła decyzję o wstąpieniu do zakonu?

W okolicach marca napisałam list do sióstr, to było pierwsze powiedzenie, że rozeznaję. Otrzymałam odpowiedź, że moja historia nie jest dziwna – dla mnie się taka wydawała. Zaczęłam częściej o tym rozmawiać z jednym księdzem, ale wszyscy mi to odradzali. Wikary i proboszcz odradzali mi tę decyzję i przekonywali, że marnuję moje życie – to było dla mnie trudne doświadczenie, że osoby z Kościoła nie wspierały mnie w tej decyzji, tylko mi ją odradzały. Z jednej strony to było trudne, ale z drugiej strony oczyszczające. Nikt mnie do tej decyzji nie nakłaniał i ja do dzisiaj mam taką wolność w sercu, że ja tę decyzję podjęłam prawdziwie sama.

Był taki moment, w którym już był lipiec i wszyscy mnie naciskali, żeby wiedzieć, co ja robię z moim życiem, rodzice też dopytywali o nowe studia. Pamiętam, że poszłam do kafejki internetowej napisać e-maila do siostry o tym, że decyduję się na zakon i idąc tam było mi bardzo trudno. W momencie, kiedy napisałam słowo „tak”, to pamiętam, że duży kamień spadł mi z serca i towarzyszyła mi ogromna wolność przy tej decyzji.

Czy po wstąpieniu do zakonu były wątpliwości i siostra musiała na nowo podejmować tę decyzję, którą już wcześniej podjęła?

Było bardzo dużo takich momentów. Patrząc na to z perspektywy czasu to były duże wątpliwości i dużo szarpaniny, ale to było cały czas oczyszczanie. Dzisiaj mogę powiedzieć – nie ja to wybrałam, tylko On wybrał mnie.

Co by siostra powiedziała młodym, którzy zastanawiają się nad życiem zakonnym?

Porównałabym sytuację młodych ludzi do sytuacji bogatego młodzieńca z Ewangelii: Jezus mówi: jeśli chcesz więcej, to sprzedaj wszystko i chodź za mną, ale Jezus nie zmusza i nie nakazuje. Jeżeli ktoś ma w sercu takie pragnienie i sam w wolności zdecyduje w sercu: tak chcę, to warto. Jeżeli zdecyduje i powie, że ma dużo posiadłości, to nie musi tego robić.

Myślę, że Pan Bóg daje nam ogromną wolność i wychowuje do tej prawdziwej wolności i miłości. Życzyłabym sobie i wszystkim, żeby w zakonach żeńskich były osoby, które podjęły wolną decyzję, bo w czasie codziennych szarpanin, trzeba codziennie mówić „tak”. Myślę, że osoba, która podejmie wolną decyzję, to będzie szczęśliwa i będzie wiedziała dla kogo tu jest.

Siostra jest szczęśliwa?

Tak, jestem szczęśliwa, bo jestem z tym, z kim chciałam być. Ja bardzo świadomie podjęłam tę decyzję z kim chcę być i codziennie Pan Bóg mnie oczyszcza i pokazuje: chcesz być ze mną, czy z kimś, czy ze sobą samą?

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę