“Dziś człowiek szuka swojej tożsamości poza ciałem”. Jaki sens mają nasze ciała?
“Dzisiejszy człowiek szuka swojej tożsamości dystansując się od swojego ciała. Szuka jej poza swoim ciałem. Tymczasem wszelka tożsamość człowieka zaczyna się od naszej cielesności.” Jaki potrójny sens mają nasze ciała i dlaczego wciąż tak mało mówi się w Kościele o cielesności i seksualności? Z prof. Jarosławem Kupczakiem OP, rozmawia Magdalena Siemion.
Magdalena Siemion: Ojcze, Karol Wojtyła nie bał się mówić o cielesności i seksualności człowieka w latach 50., 60-tych ubiegłego wieku, a wydaje się, że Kościół w Polsce po 70 latach, wciąż nie dojrzał do mówienia o cielesności i seksualności człowieka. Zgadza się ojciec z tym stwierdzeniem?
O. Jarosław Kupczak: Tak, zgadzam się, że jeszcze nie dojrzeliśmy do teologii ciała w Polsce, ale to nie jest tylko kwestia niedojrzałości, ale ogólnego zamieszania w Kościele. Gdybyśmy porozmawiali z księżmi na różne zapalne tematy np. antykoncepcji, zapłodnienie in vitro, współżycia przed ślubem, to w samym Kościele znajdziemy różne odpowiedzi. W Polsce jesteśmy dekadenckim Kościołem w chylącej się ku upadkowi, dekadenckiej kulturze. I właśnie ta dekadencka kultura potrzebuje świeżego powiewu Ewangelii, antropologii chrześcijańskiej czyli teologii ciała. A po trzecie teologia ciała jest antykulturowa. Mówi o tym, że ciało ludzkie ma sens, że męskie ciało ze swej natury wskazuje na ciało kobiety i odwrotnie, zakłada jakąś komplementarność, ale my jej przecież nie tworzymy, ona jest. Jest ona nie tylko na poziomie biologicznym, ale także psychicznym, emocjonalnym. Zakaz antykoncepcji opiera się na przekonaniu, że naturalne mechanizmy płodności kobiety to nie jest jakaś choroba, na którą trzeba brać tabletki. To pewna rzeczywistość, którą trzeba rozpoznać, od tego mamy rozum i zaakceptować te prawa, które Bóg włożył w nasze ciała, bo tylko ich akceptacja pozwala na właściwe korzystanie z naszej seksualności. Nie możemy się zgodzić, że stosunek homoseksualny jest taki sam jak hetero. Związek kobiety i mężczyzny jest unikalny ze względu na komplementarność biologiczną.
CZYTAJ: Wojtyła nie moralizował. On upomniał się o miłość!
Czy źródłem tych problemów nie jest kryzys tożsamości kobiety i mężczyzny, to że my już nie wiemy, kim jesteśmy? Współczesny świat robi przecież wszystko, żeby tę komplementarność, która możliwa jest tylko przy różnorodności, zatracić, zniszczyć. Jan Paweł II mówi, żeby wrócić do początku, dlaczego ten początek jest taki ważny?
Dzisiejszy człowiek szuka swojej tożsamości dystansując się od swojego ciała. Szuka jej poza swoim ciałem. To, co się wydarzyło w naszej kulturze, to jest przekonanie, że jest jakieś “ja”, które nie jest moim ciałem. Gdy rodzi się dziecko, to wiemy czy to jest chłopiec czy dziewczynka. A dziś w naszej kulturze rozjechał nam się obraz człowieka, że jest jakieś ja, cogito poza naszym ciałem, dlatego Wojtyła chciał uprawiać teologię ciała, bo był przekonany, że wszelka tożsamość człowieka zaczyna się od naszej cielesności. To najbardziej klasyczne, chrześcijańskie rozumienie człowieka. Nihil in intellectu quod nisi prius in sensu – “nic nie trafia do naszego intelektu zanim nie przejdzie przez nasze zmysły”. Nie mamy żadnych wrodzonych idei, wszystko, co mamy w naszej głowie, nawet rzeczywistość niematerialna, Bóg, wszystko co jesteśmy w stanie o Nim powiedzieć ma charakter cielesny. Np. to, że Bóg jest dobry, Bóg jest miłosierny. Nie jestem w stanie powiedzieć o dobroci Boga inaczej, niż transponując doświadczenie dobroci mojej mamy. Bóg jest dobry jak moja mama, tylko nieskończenie bardziej. Ja tego doświadczyłem.
Dzisiejszy człowiek szuka swojej tożsamości dystansując się od swojego ciała. Szuka jej poza swoim ciałem. To, co się wydarzyło w naszej kulturze, to jest przekonanie, że jest jakieś “ja”, które nie jest moim ciałem
Można powiedzieć, że – w skrócie – właśnie tym polega “teologia ciała”?
Teologia ciała jest o tym, że ciało ma sens, ma znaczenie, jest potrzebne do budowania naszej tożsamości. A w obecnej kulturze ciało jest, w najlepszym wypadku, tworzywem, które to moje świadome „ja” może sobie dowolnie kształtować. Jak mi się nie podoba to moje męskie ciało, zrobię sobie z niego kobiece. Jest więc postrzegane jako coś wrogiego i że mam go jakoś ujarzmić. A początek mówi o tym, że człowiek nie ma nad sobą absolutnej władzy, bo jesteśmy stworzeni. To jest trochę tak, jak z gitarą.
Przeczytaj również
Z gitarą?!
Do czego służy gitara? Do grania. Czy można z niej zrobić podstawkę pod kwiaty? No można, ale po co? Tak samo z naszym ciałem. Czy można użyć ciało w inny sposób, do którego zachęca nas dzisiejsza kultura: seks bez ograniczeń? Można. Autoerotyzm? Można. Ale zarówno gitara, jak i ciało zostało przez kogoś stworzone i mają jakiś pomysł, jest w nich zawarty jakiś sens, trzeba odkryć ich naturę, żeby tego nie zniszczyć, żeby właściwie tego użyć. Ciało służy miłości, nie użycia. Na poziomie biologii Bóg wychowuje ludzką miłość, ponieważ tłumaczy kobiecie i mężczyźnie stosujących naturalne metody – super, że was do siebie ciągnie i super, że chcecie mieć seks, ale to nie jest takie proste, to nie jest drożdżówka, którą możesz kupić w cukierni. Czasami nie będziesz mógł z tego korzystać. Czasami trzeba o to poprosić, czasami zaczekać. Małżonkowie mają się uczyć wzajemnego języka. Mężczyźnie jest łatwiej mieć seks bez miłości, bo on to robi poza sobą, dla kobiety zbliżenie jest bardzo głęboko osobowe, bo to się dzieje w jej ciele. Zgoda na seks bez miłości ostatecznie znieprawi kobietę. Kobiety tego najczęściej nie wytrzymują.
ZOBACZ: Czułość wśród… kotletów
W chrześcijaństwie też pokutuje takie myślenie, że ciało jest złe, podejrzane, właśnie dlatego, że łączy się z przyjemnością.
Są w człowieku dwie pokusy. Cnota jest po środku. Najgorsze są skrajności. Z jednej strony mamy biologizm, hedonizm, utylitaryzm, trzeba korzystać z życia i to nie jest prawda o ciele. Bo ciało ma podtrzymywać życie ducha. Nie jesteśmy tylko bytami cielesnymi, ale jesteśmy bytami osobowymi, bytami ducha i to nie oznacza negacji ciała, tylko patrzenie na ciało w pewnej właściwej hierarchii dóbr. Dobra duchowe, religijne są ważniejsze dla nas od dóbr materialnych. Można teraz pytać, co to znaczy dla nas. A po drugiej stronie ucieczka od bycia człowiekiem poprzez myślenie, że jesteśmy aniołami. Te dwie skrajności wzajemnie się indukują. Dlatego papież stworzył teologię ciała, bo chciał powiedzieć, że o ciele trzeba myśleć teologicznie. Do bycia osobą, człowiekowi jest potrzebna biologia, nie ma cogito, jaźni, myślenia, wiary, relacji z Bogiem bez cielesności. Nie ma osoby ludzkiej bez ciała. I tym różnimy się od osób w Bogu i od aniołów. Jesteśmy tym rodzajem osoby, której potrzebne jest ciało.
To jaki jest sens naszego ciała?
Wojtyła mówił, że są trzy sensy ciała: osobowy, oblubieńczy tzn., osobowy – gdy patrzymy na nasze ciało, to ono nam mówi, co znaczy być osobą. Mówimy, że do bycia osobą jest potrzebny rozum i wolna wola, ale nie ma rozumu bez zmysłów, bez języka, bez porozumiewania się. Ciało ma sens oblubieńczy, tzn. biologia naszego ciała informuje nas, że jesteśmy stworzeni do miłości. I ciało ma sens rodzicielski, każdy potencjalnie może być ojcem i matką. Co to znaczy być ojcem lub matką? Zaopiekować się kimś.