Spotkał Maryję, nawrócił się, a z nim… cały zespół karateków! Historia ks. Dominika Chmielewskiego
Od dawna praktykowali zen i różne techniki medytacji z Bliskiego Wschodu, które – jak się okazało – dały im tylko złudzenie pokoju. Nikt z nich jednak nie doświadczał tego, o czym mówił Dominik Chmielewski. Miłości. Poznaj historię założyciela wspólnoty “Wojownicy Maryi”.
Ksiądz Dominik ma charyzmat wojownika – mówi ks. Bartek Brzostowski, Wojownik Maryi z Łomży. My, mężczyźni, lubimy mieć przywódcę, lidera, który ma miejsce w stadzie, jest autentyczny w tym, co robi, i radykalny. I przez to pociąga innych.
„Prawdziwym powołaniem mężczyzny jest bycie wojownikiem. Jeśli nie walczysz, nigdy nie osiągniesz zwycięstwa. A każdy mężczyzna kocha być zwycięzcą”, powtarza ks. Dominik Chmielewski. O jego nawróceniu i konsekwencjach tego zdarzenia pisze Joanna Bątkiewicz-Brożek w książce “Wojownicy Maryi. Rycerze Apokalipsy. Historia i tajemnica”. Przytaczamy jej fragmenty.
CZYTAJ>>> Abp Ryś do Wojowników Maryi: zła nie zwycięża się złem
Doświadczenie, które wywraca życie do góry nogami. “Zacząłem się cały trząść”
Dwudziestotrzyletniemu Dominikowi udaje się przedostać przez gęsty tłum pod sam błękitny krzyż u stóp Góry Objawień, Podbrdo w Medjugorie. Jest wieczór, po zachodzie słońca. Nagle dziesiątki aparatów fotograficznych ruszają do akcji. Celują w młodego chłopaka, który siedzi na kamieniu, jest skupiony i modli się.
Dowiedziałem się, że to jeden z widzących, Ivan, który przygotowuje się na przyjście Matki Bożej. Obserwowałem go wnikliwie. I mówię do moich kolegów: “Panowie, tak powinniśmy się koncentrować na medytacji. To jest doskonały zen!”.
Dominik przygotowuje się w tamtym czasie do wyjazdu na Okinawę, gdzie narodziło się karate bojowe, walka na śmierć i życie. Ma już trzeci czarny pas dan w sztukach walki. I poważne plany małżeńskie. Za chwilę nastąpi moment, który wywróci do góry nogami całe jego życie. Trzydziestoletni Ivan nagle klęka, wznosi oczy ku niebu, zastyga. Widać, jak porusza ustami. Nie słychać słów, które wypowiada. „Matka Boża jest już wśród nas. Przyjmijcie Ją w swoim sercu. W ciszy”, ogłasza przez megafon jeden z franciszkanów z parafii św. Jakuba.
Przeczytaj również
Patrzyłem na widzącego i uświadomiłem sobie, że on naprawdę z kimś realnym rozmawia. Patrzyłem na jego gesty, na jego mimikę. I w pewnym momencie odczułem, jakby ktoś przy mnie stanął i mnie przytulił. Objął ramionami. Wiedziałem, że są to ramiona kobiety. Nigdy wcześniej nikt tak mnie nie przytulił. Moje serce zaczęło całe dygotać, łzy napłynęły mi do oczu, zacząłem się cały trząść. I doświadczenie tej czułości, miłości mógłbym zwerbalizować w ten sposób: kocham cię.
CZYTAJ>>> Męski Różaniec. „Wiara mężczyzn jest potężna, daje siłę żeby chronić żonę i dzieci”
Gdy przychodzi… Maryja
Tymczasem na Podbrdo kończy się modlitwa. Dominik jednak nie rusza się z miejsca. Siedzi na kamieniu, sam pod błękitnym krzyżem. Trzęsie się, płacze. „Maryjo, jeżeli wszystko to, co tu się dzieje, jest prawdą, jeśli to nie są tylko moje emocje, a Ty tu naprawdę przyszłaś, to proszę Cię, abyś teraz przyszła, ale tylko do mnie”, modli się przyszły kapłan.
Matka Boża natychmiast odpowiada dwudziestotrzylatkowi. Poczułem, jakby ktoś usiadł na kamieniu obok i przytulił mnie. Dominik rozmawia w sercu z Matką Bożą w „przestrzeni nieprawdopodobnej czułości, akceptacji, bez żadnego sądu, potępiania czy zmuszania do czegokolwiek”. Młody student oddaje wtedy Maryi całe swoje życie, także sztuki walki, dziewczynę, z którą planuje ślub, przeszłość i przyszłość. To zdarzenie z pogranicza mistyki trwa przez kilka godzin, choć Dominik nie jest świadomy upływającego czasu.
“Panowie, dzisiaj odmówimy sobie wszyscy dziesiątkę Różańca!”
Chłopie, gdzie ty jesteś?! Od dwóch dni miałeś prowadzić zgrupowanie dla czarnych pasów nad morzem! – Po kilku dniach od powrotu Dominika z Bośni i Hercegowiny dzwoni jeden z jego kolegów. – Zapomniałem! – Chwyta się za głowę. „Plecak, kimono i pojechałem natychmiast”. Na zgrupowaniu czeka na swojego mistrza kilkudziesięciu dobrze umięśnionych mężczyzn. Wszyscy przewiązani czarnymi pasami. Kiedy wchodzi na salę ćwiczeń, tamci zastygają. Ten jeszcze do niedawna jeden z najgroźniejszych zawodników idzie pogodny, ma wyraźnie zmienioną twarz, inne – już bez złowrogiego błysku tygrysa, z jakim się utożsamiał – spojrzenie. Do czarnego pasa ma przywiązany różaniec, który kołysze się w miarę stawianych przez niego kroków.
– Panowie, dzisiaj nie ma medytacji, a zamiast tego odmówimy sobie wszyscy dziesiątkę Różańca! – mówi pewnym tonem. Jak ktoś jest niewierzący, to nie mówi. Jak wierzy, to razem ze mną powtarza. Przebrani w białe kimona mężczyźni są zszokowani, ale Dominik nie daje im czasu do namysłu.
– W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
– Amen – odpowiadają zgodnie jak na komendę.
„Potem tradycyjnie pokazywałem, jak na trzydzieści sposobów człowieka zabić”, wspomina.
– Panowie, najważniejsze jest jednak, żebyście poznali, jak bardzo Bóg was kocha. A najlepiej tego doświadczyć przez poznanie Maryi. Mężczyźni nie potrafią zamaskować przerażenia. Ktoś ewidentnie wyprał ich mistrzowi mózg.
ZOBACZ>>> Przemysław Babiarz: Różaniec to współdziałanie z Maryją
Gdy pubie milkną rozmowy i nie słychać już brzdęku kufli…
Po treningu chłopaki idą jednak razem z nim na browara. Stary, weź powiedz, co się z tobą stało? – rzuca niczym wyzwanie wiszące w powietrzu pytanie jeden z kumpli Dominika. Przyszły kapłan wylewa z siebie opowieść. Dwudziestu młodych karateków słucha w osłupieniu, nie tykając piwa. Kiedy piana już opadnie, jeden z nich wyrwie się nagle: „Ja też chcę coś takiego przeżyć!”. Inni się dołączą: „I ja też chciałbym tego doświadczyć!”. Wszyscy od dawna praktykują zen i różne techniki medytacji z Bliskiego Wschodu, które – jak się okazuje – dają im tylko złudzenie rozwoju umysłu, głębokich przeżyć czy pokoju. Nikt z nich jednak nie doświadczał tego, o czym mówił Dominik.
– Chcę być tak rzeczywisty jak ty – deklaruje jeden z jego kolegów.
– Proste. Trzeba się pomodlić do Maryi i Jezusa. Niekoniecznie musisz jechać od razu do Medziugorje. Zrób to tutaj – odpowiada pewnie Dominik.
– Jak: tutaj?
– Normalnie. – Dominik podnosi się ze stołka. – Wstajemy, panowie!
– Ale jak: wstajemy?
– No wstajemy! Z krzesła.
Po knajpie rozchodzi się dźwięk szurania krzeseł. Mężczyźni spoglądają po sobie.
– Klękamy teraz i powtarzamy za mną: Panie Jezu.
– Panie Jezu.
– Nie znam Ciebie.
– Nie znam Ciebie.
– Chcę Ciebie poznać.
– Chcę Ciebie poznać.
– Objaw mi, jak bardzo mnie kochasz.
– Objaw mi, jak bardzo mnie kochasz.
W pubie milkną rozmowy, nie słychać już brzdęku kufli i szmeru nalewanego piwa. Podchmieleni co poniektórzy goście odwracają głowy w kierunku klęczących wokół zastawionego piwem stołu karateków.
Miałem zamknięte oczy. Kiedy je otworzyłem, zobaczyłem ukradkiem ocierane łzy na twarzach tych facetów. Byłem zdumiony. Bo to byli ludzie, którzy byli twardzielami. A w czasie tej modlitwy doświadczyli czegoś, co nieprawdopodobnie poruszyło ich serce. I tak się zaczęła ewangelizacja w środowisku walki – śmieje się ks. Chmielewski.
Joanna Bątkiewicz-Brożek
Wojownicy Maryi
Rycerze Apokalipsy. Historia i tajemnica
Joanna Bątkiewicz-Brożek, autorka bestsellerowej biografii o o. Dolindo pt. Jezu, Ty się tym zajmij!, z reporterską i dziennikarską pasją odkrywa, kim są Wojownicy. Dzięki niej poznajemy nie tylko historię ruchu, jego początki i duchowe fundamenty, ale też jego duchową misję w Polsce i w świecie.
KUP KSIĄŻKĘ>>>