Historia świętego z Powstania Warszawskiego, której nie znałeś
Kim był Powstaniec o pseudonimie "Radwan III", który podczas Powstania Warszawskiego udzielał sakramentów, grzebał umarłych, spowiadał, a także opatrywał rany, a nawet asystował przy operacjach?
Działalność „Radwana III” jest mało znana. Jakby lata tej posługi – wśród umierających, cierpiących, walczących – nie formowały go. Czy bez doświadczenia okupacji, a potem powstania warszawskiego 1944 roku teolog i intelektualista, profesor Stefan Wyszyński stałby się niezłomnym Ojcem Wolnych Ludzi?
W książce “Święci 1944”. Będziesz miłować” Agata Puścikowska przedstawia dobrze udokumentowaną powstańczą historię prymasa Stefana Wyszyńskiego.
CZYTAJ>>> Prymas Wyszyński w Powstaniu Warszawskim
„Radwan III”: główny czynnik uspokajający
Po wielu latach kapitan Józef Krzyczkowski, dowódca Grupy „Kampinos” Armii Krajowej, tak mówił o powstańczej posłudze Wyszyńskiego: „On był głównym czynnikiem uspokajającym ciężko rannych partyzantów. Gdyby nie jego osobowość, to jestem przekonany, że nie przetrwalibyśmy tego okresu”.
Kiedy w Warszawie wybuchło powstanie, ksiądz Jerzy Baszkiewicz nie skierował – wówczas już czterdziestotrzyletniego, a więc dojrzałego wiekiem, księdza porucznika Stefana Wyszyńskiego „Radwana III” na pierwszą linię walki. Pozostawił go w Laskach, co być może okazało się opatrznościowe, bo było to miejsce pod wieloma względami strategiczne dla okolicy. Potrzebowano tam człowieka zaufanego, ale też wyważonego – by po prostu bez powodu nie narażać cywili.
Ksiądz Wyszyński, choć rozumiał powstańców i ich motywacje, do samego powstania był nastawiony dość sceptycznie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że euforia może zamienić się w grozę. I być może – znając realia geopolityki, metody działania Sowietów – nie wierzył w oczekiwaną przez Polaków pomoc z Zachodu i ze Wschodu.
Wspominał: „Ja osobiście byłem przeciwny powstaniu, gdy jednak otrzymałem nominację na kapelana AK okręgu Laski–Izabelin, Wawrzyszew, Boernerowo, Kampinos, poddałem się bez zastrzeżeń decyzjom dowództwa. Dążyłem tylko do tego, by z zakładu nie czynić ośrodka koncentracji, intendentury, zaopatrzenia, piekarni i kuchni polowych, a nadto radia i formacji wileńskich. Uważałem, że to daje sposobność do ataków (…). Główną troskę zwróciłem na szpital powstańczy w domu rekolekcyjnym, salę chirurgiczną, dom św. Stanisława, salę położoną w piwnicach św. Teresy. Ważne było podtrzymywanie atmosfery spokoju, opanowanie podniecenia krzyżujących się wykładników różnych formacji wojskowych, wielkich dygnitarzy partyjnych, którzy siali podejrzliwość wobec niewinnych ludzi, przyprawiając niekiedy ich o śmierć.”
Przeczytaj również
Na dystans księdza profesora do włączenia się Lasek w powstanie miały wpływ losy wychowanków sióstr. Obawiał się zapewne ewentualnych represji na cywilach, w tym niewidomych dzieciach.
Rozmawiał o tym z matką Czacką. Wyszyński pytał wprost o los niewidomych: „Czy mamy prawo tak ich narażać? Są bezbronni, nie biorą udziału w walkach, a zostaną wystawieni na śmierć!”. Matka uważała, że wszyscy Polacy, również niewidomi, powinni mieć szansę i możliwość walki za ojczyznę…
ZOBACZ>>> Ci znani aktorzy walczyli w Powstaniu Warszawskim [ZDJĘCIA]
Wyszyński podczas Powstania Warszawskiego. „Dużo spowiadał”
Wyszyński z wielkim oddaniem i pietyzmem udzielał sakramentów, grzebał umarłych. Dużo spowiadał. Był charakterystyczny, więc wielu powstańców go zapamiętywało. Kapral Longin Kołosowski, ps. „Longinus”, z Grupy AK „Kampinos” tak go wspominał:
„Pamiętam, na krzesełkach pięciu kapłanów siedziało w ogrodzie. Przystąpiłem do spowiedzi, ale moim spowiednikiem był chyba ksiądz Stefan Wyszyński, później kardynał, później Prymas Tysiąclecia. On był w czasie Powstania kapelanem w Laskach w szpitalu powstańczym. (…) Prawdopodobnie to był on, gdyż był wysoki, chudy. W czasie spowiedzi otrzymałem od niego specjalną modlitwę z Rzymu, która się nazywała odpust zupełny, gdyż żołnierze w czasie wojny narażeni byli na śmierć. Złożyłem tę modlitwę w Muzeum Powstania Warszawskiego”.
Apteczka, zgubiony termometr i towarzyszenie rannym
Wyszyński świadomie i dobrowolnie angażował się w działania i akcje wykraczające poza jego podstawowe powołanie.
Już od 2 sierpnia ksiądz „Radwan III” opiekuje się rannymi powstańcami, którym nie udało się opanować i przejąć lotniska bielańskiego. Szpital zapełnia się ciężko rannymi, których trzeba obsłużyć. Wyszyński spełnia najprostsze posługi: pierze bandaże, zmienia opatrunki. Ma przy sobie apteczkę, którą z pudełka po butach i resztek skóry uszyły franciszkanki.
Asystuje też przy operacjach. W trakcie pierwszej zemdlał. A operacje trwały tam zresztą niemal bez przerwy. Prymas wspominał później, że doktor Cebertowicz operował nawet przez trzy dni i trzy noce – bez odpoczynku… Ksiądz Wyszyński był wciąż na nogach, w gotowości. Wspierał chorych duchowo, ale i po prostu obecnością…
CZYTAJ>>> „Obym jeszcze mogła chociaż ze cztery latka pożyć”. Przejmujące słowa Sosenki [WIDEO]
„Jak wspominano, zjawiał się w salach, gdzie odczuwało się niebezpieczne w takich sytuacjach zdenerwowanie (…). Jego niesłychany spokój, wiara, że wszystko skończy się dla szpitala pomyślnie, były stałym zastrzykiem optymizmu. Oddziaływało to na cały personel szpitala (…), uzbrajało w łagodność, cierpliwość, wyrozumiałość w stosunku nawet do najbardziej nieznośnych pacjentów”.
Stanowczo nie był to łatwy czas dla księdza profesora. Nie skarżył się jednak. Dopiero po latach szczerze przyzna: „Pamiętam, jak byłem zmęczony, znużony tą ciągłą krwią, amputacjami, koszami wynoszonych rąk i nóg, tą męką żołnierzy, którzy byli bohaterscy na froncie, a jak dzieci na stole operacyjnym. Patrzyłem na to wszystko, przeżywałem strasznie. Wydawało mi się, że nie dla mnie ten obraz, ale dzisiaj rozumiem, jak wiele mi to dało” -wspominał jako prymas… Wszystkie te „doświadczenia wiele go nauczyły. Jak sam mówił, więcej niż uniwersytet. Głównie – prawdy o ludzkiej wielkości. Bo – jak pisał – »szacunku do człowieka nabywa się wtedy, gdy się go widzi w udręce«.
Już wiele lat po powstaniu, Wyszyński mówił z podziwem również o swoich młodych współpracownikach: „Praca w szpitalu była niesłychanie trudna i ciężka, musieliśmy być zawsze gotowi. Pracowało tutaj kilka młodych dziewcząt, uczennic z siódmej i ósmej klasy. Spisywały się bardzo dzielnie. (…) Mieliśmy wiele przykładów bohaterstwa i ogromnego poświęcenia. Była to przeważnie młodzież – starszych prawie nie było – chłopcy osiemnastoletni, bez żadnej zaprawy wojennej, bez żadnego przygotowania”.
Ciągły kontakt z rannymi to jedno. Praca ponad siły fizyczne to drugie. A do tego dochodziło jeszcze nieustanne napięcie nerwowe spowodowane zagrożeniem życia. Bo przecież w Laskach było wielu Niemców, a potem członków brygad RONA. Szperali, myszkowali, siali postrach.
Wyszyński był też świadkiem częstych niemieckich rewizji. I był świetny w wyprowadzaniu Niemców w pole: „Gdyby nie opanowanie księdza kapelana Wyszyńskiego w trudnych sytuacjach – także podczas rewizji dokonywanych wewnątrz szpitala – wszystko mogłoby się skończyć tragicznie. Niemcy wystawili od frontu szpitala wartę, której zadaniem było wykrywanie wśród chorych wnoszonych do budynku partyzantów i żołnierzy AK. Dlatego też ksiądz Wyszyński wspólnie z doktorem Cebertowiczem ściągał do szpitala z okolicznych wsi starców i kobiety, by upozorować normalny, cywilny szpital. Rannych powstańców i partyzantów wnoszono od tyłu budynku od razu na salę, gdzie dokonywano poważniejszych zabiegów i operacji. W szpitalu przebywało zwykle od 100 do 120 rannych”.
Zdarzyło się też zresztą kiedyś, że do księdza Stefana w korytarzu budynku administracyjnego podeszli niemieccy żołnierze i zapytali o adres… księdza Wyszyńskiego. Chcieli go aresztować i… nie poznali. Ksiądz Stefan spokojnie poinformował, gdzie mieszka, i wskazał swój pokój. Niemcy poszli go szukać. A on… szybko się oddalił.
ZOBACZ>>> „Smutku i niepokoju szybko się wyzbywaj”. Niezwykły modlitewnik bł. kard. Stefana Wyszyńskiego
Upadek powstania. “Będziesz miłował”
Pod koniec września i na początku października do zakładu w Laskach zaczęli napływać bezdomni z Warszawy. Codziennie przychodziło od czterystu do sześciuset osób. Jedzenia nie starczało już nawet dla „swoich”. A dzielono się wszystkim… Bratanica matki Zofia Czacka powie potem, że było to zupełnie niewytłumaczalne, ale stawał się tam „nieustanny cud rozmnożenia chleba”, a Wyszyński nazwał to „Bożą ekonomią Lasek”.
Wówczas też ogromnie przygnębiające wrażenie robiły łuny nad spaloną Warszawą. Widać je było z Lasek. Do miejscowości i do zakładu, w okoliczne lasy, docierał też pył z płonącej stolicy. Ksiądz Wyszyński, który słynął z częstych spacerów po lesie, gdzie się modlił i spowiadał, któregoś razu wrócił z nadpaloną kartką przyniesioną przez wiatr z Warszawy. Tak wspominał ten moment. Być może – dla niego samego – przełomowy, a z pewnością bardzo ważny…
„Już pod koniec powstania, idąc przez las, zobaczyłem stertę spopielonych kart przyniesionych przez wiatr. Na jednej z nich został niedopalony środek, a na nim słowa: »Będziesz miłował…«. Nic droższego nie mogła nam przynieść ginąca Stolica. To najświętszy apel walczącej Warszawy do nas i do całego świata. Apel i testament… »Będziesz miłował…«
Fragment książki „Święci 1944. Będziesz miłował” Agaty Puścikowskiej
Agata Puścikowska
„Święci 1944. Będziesz miłował”
Agata Puścikowska dotarła do niepublikowanych tekstów na temat świętych z powstania, czyli ludzi wielkich, dobrych i oddanych, wartych pamiętania i odkrywania na nowo. Część bohaterów została wyniesiona na ołtarze. Inni są Sługami Bożymi, których proces beatyfikacyjny jest już na etapie watykańskim.
Ich historia jednak nie zakończyła się w momencie zakończenia upadku powstania lub śmierci. Trwa do dziś. Jak? Warto się przekonać…
KUP KSIĄŻKĘ>>>