
Radość mimo cierpienia? S. Mary David udowadniała, że to możliwe! Poznaj jej rady
Nieprzeciętnie utalentowana, energiczna i zarażająca optymizmem benedyktynka, siostra Mary David OSB nie straciła radości życia mimo kilkuletnich zmagań z nieuleczalnym nowotworem. Jak radziła sobie z trudnościami? W swoich listach pozostawiła wskazówki, jak być wytrwałym i radosnym mimo trudności.
Mary David OSB urodziła się w Filadelfii w rodzinie katolickich Arabów z Ramallah (Palestyna), jako Michele Frieda Totah. Dorastała w Luizjanie. Studiowała literaturę angielską na Loyola University w Nowym Orleanie, ukończyła studia magisterskie na Uniwersytecie Wirginii. W 1985 roku – po rekolekcjach na zakończenie pracy doktorskiej – wstąpiła do benedyktyńskiego opactwa św. Cecylii, z radością oświadczając, że pozostanie tam „na zawsze”.
Wezwanie do całkowitej akceptacji choroby zaczęło się od poznania diagnozy. Trzy miesiące wcześniej u siostry Mary David nic nie stwierdzono, ale objawy nie ustępowały. Dopiero tomografia komputerowa i kolejna endoskopia wskazały źródło problemu. Złe wieści: rak jelita. To był dla niej totalny szok. Ufała medycynie, a przecież zapewniano ją, że to nie nowotwór. A teraz, trzy miesiące później, nie tylko stwierdzono u niej raka, ale okazało się jeszcze, że choroba prawdopodobnie już się rozwijała w czasie poprzednich badań i nikt tego nie zauważył.
Większość z nas w obliczu takiej sytuacji pewnie zareagowałaby złością czy też rozgoryczeniem, że popełniono tak fatalny błąd. Ale siostra Mary David obrała ścieżkę akceptacji, pomimo zaskoczenia i niepokoju. Droga ta od początku nie należała do najłatwiejszych – wiele ją kosztowała. Czasami dopuszczała do siebie domysły co do tego, co by było, gdyby rak został wykryty od razu. Być może nie byłoby tylu przerzutów i operacja wszystko by rozwiązała? Jednak w tych gdybaniach nigdy nie było śladu urazy czy rozgoryczenia, choć trzeba też przyznać, że wiązały się one z cierpieniem. Siostra nie rozwodziła się nad nimi jednak zbyt długo. „Wszystko jest częścią tajemniczego Bożego planu” – stwierdzała. „Nie mogę sobie pozwolić na wątpliwości”.
W krótkim czasie osiągnęła poziom całkowitej akceptacji, co większości z nas zajęłoby wiele miesięcy. A wraz z akceptacją przyszedł tak charakterystyczny dla niej pogodny optymizm. Nie zamierzała pozwolić się zdołować. Wciąż było tyle powodów do życia i zamierzała wykorzystać każdą chwilę – czas okazał się tym cenniejszy, kiedy zaczęło go brakować.
W swoich listach siostra Mary pozostawiła wskazówki, jak być wytrwałym i radosnym mimo trudności.
Przeczytaj również
1. Nie chodzi tu o to, żeby „jakoś wytrzymać”…
…ale o to, by poddać się temu procesowi, nawet jeśli go nie rozumiemy. Walcz z niepokojem najlepiej, jak potrafisz, nie oglądaj się za siebie i ufaj temu, co czyni Bóg, wyzbywając się wszelkiego przywiązania do swoich interpretacji, upodobań, uczuć, obrazów dotyczących Boga. Nie ma magicznej różdżki…
Myślę, że kluczem do tego wszystkiego jest większa akceptacja swojej rzeczywistości i rzeczywistości w ogóle: ciągłego przenikania się natury i łaski, krzyża i zmartwychwstania.
Czerpiesz wielką radość z Bożych spraw, karmisz i rozkoszujesz się Słowem Bożym oraz liturgią. Jesteś w pełni ważna dla Boga – możesz nieco zwolnić uścisk, oddać Mu się w opiekę i pozwolić się kochać.
2. Nasze trudności, jakiekolwiek by były, mogą zostać wykorzystane
Są one zbawienne. Wielu, wielu świętych w różnym stopniu doświadczało umysłowych i emocjonalnych cierpień i niepokojów. Doświadczenia te, choć bolesne, wywarły głęboki duchowy wpływ na nich samych i na inne osoby. Niepokój jest autentyczny na poziomie odczuwalnego doświadczenia, ale na głębszym poziomie, poziomie ducha i wiary, może się dziać coś zupełnie innego. Nawet w niepokoju można odnaleźć prawdziwy sens Bożej miłości i zyskać wiarę.
3. Nie myśl sobie, że skoro czujesz się fatalnie, to pewnie robisz coś fatalnie. Jest dokładnie na odwrót
Umysł (twój dobry umysł) podpowie ci, że robisz to, co konieczne; twoja wola daje ci siłę, by to czynić. To wielka rzecz. Jak najbardziej możesz prosić Boga, by obdarował cię uczuciami adekwatnymi do twojego postanowienia, ale wielką sprawą jest czynienie woli Bożej. Wiesz, że to dobre i słuszne. To jak żal za grzechy. To akt woli, który nie musi się wiązać z żadnymi konkretnymi uczuciami. Oczywiście to pomaga, gdy prócz wyrażania żalu możemy go poczuć, ale nie jesteśmy przecież w stanie kontrolować swoich emocji.
4. Postanów sobie, że nie poddasz się już więcej „gdybaniom”
Ciągłe kręcenie się w kółko („a co by było, gdyby…?”, „będzie tak a tak” itd.) to sposób na ucieczkę od cierpienia. Ale krzyż Chrystusa nauczył nas, że nie tak znosi się ból. Cierpienie może zostać przyjęte, przemienione, wykorzystane. Wydaje mi się, że gdy pozwalamy sobie wybiegać myślami w przyszłość i zniechęcać się, zwykle za bardzo skupiamy się na sobie. Prawdziwą łaską jest zapomnienie o sobie, a życie chwilą pomaga nam to czynić, dodając nam siły i odwagi do udzielenia odpowiedzi.
5. Możemy zostać Jego wspólnikami
Zły może powodować cierpienie, ale tylko Chrystus i krzyż uczą nas, jak wykorzystywać te udręki, jak uczynić z nich odkupienie dla nas i całego świata, w jedności z Nim. Możemy zostać Jego wspólnikami. Cierpienie to nie ostatnie słowo. A pokój tkwi we wdzięczności i przyjmowaniu.
6. Nie panikuj, jeśli czujesz lęk
Przecież sam Chrystus wziął na siebie coś z naszego lęku i niepokoju, kiedy stał się człowiekiem. Z perspektywy krzyża lęk może przynieść owoce, jeśli zwrócimy się z nim do Boga; jednocześnie można powiedzieć, że ludzki lęk został ostatecznie zwyciężony właśnie na krzyżu. Doświadczenie lęku w naszych sercach nie oznacza, że nie możemy wykazać się odwagą. Bycie naprawdę śmiałym oznacza przyjęcie krzyża pośród lęku, nawet wtedy, gdy z nim walczymy, tak jak Jezus w ogrodzie Oliwnym. Jest to rodzaj odwagi, którym wykazywali się męczennicy. W tych chwilach Pan jest najbliżej siebie. Ten rodzaj odwagi pośród lęku to największy świadek wiary w Boga, a także Jego miłości, która ma moc nas uzdrawiać i działać dla naszego dobra.
7. Oglądanie się za siebie nie działa na twoją korzyść…
…i może być ucieczką od prawdziwej pracy nad ufnością i miłością. Wierzę w twoją wiarę, nawet jeśli wydaje się ona ukryta pod powierzchnią niczym wody głębinowe – i równie pełna życia jak one! Ufaj całkowicie Bogu dzień po dniu, w rzeczach wielkich i małych, Bogu, który nie zdradził ludzkiego zaufania. Nie pozwalaj sobie oglądać się wstecz ani poddawać się „rozmyślaniom”, ale bierz życie w całości, bez namysłu, w całkowitej ufności Bożej miłującej opiece. Po prostu nie wszystko jesteśmy w stanie zrozumieć. I nigdy nie wyzbywaj się wiary w to, że Bóg jest cały Dobrem.
8. Zamiast obwiniać wszystkich dookoła za nasze negatywne doświadczenia, musimy wzbudzić w sobie mocną wiarę w Opatrzność
Cierpliwość, podobnie jak stabilność, to tak naprawdę kwestia wiary w Bożą opatrzność. Jeśli przyjmiemy w naszym sercu, że ta przykra chwila to narzędzie Bożej opieki, będziemy mniej zdenerwowani i przygnębieni, a bardziej zdolni do uniknięcia wewnętrznego buntu. Zamiast obwiniać wszystkich dookoła za nasze negatywne doświadczenia, musimy wzbudzić w sobie mocną wiarę w Opatrzność, zdając sobie sprawę z działania Boga w naszym codziennym życiu. Będąc ślepymi na owo działanie, odrzucimy wartość naszych konkretnych okoliczności. Zamiast wzrastać przez trudności, będziemy chcieli uciec. Dostrzeżenie, że Bóg jest w tej sytuacji obecny i wzywa nas, byśmy odnaleźli Go tu i teraz, to wielki dar łaski.
9. Nasza siła bierze się z naszej relacji z Chrystusem
Praktykowanie cierpliwości to tak naprawdę nic innego niż rzeczywiste życie Ewangelią. Nasza siła bierze się z naszej relacji z Chrystusem, z tego, że Jego miłość jest dla nas najcenniejsza. Walka o cierpliwość nie ma końca. Życie zawsze będzie stawiać przed nami nowe wyzwania i potrzebujemy nowych zasobów, by twórczo sobie z nimi poradzić. Zasoby te będą pochodziły z liturgii, modlitwy, lectio, pracy, życia we wspólnocie i naszego zaangażowania. Są to filary, które wspierają nasze zobowiązanie.
10. „Choćby mnie zabił Wszechmocny – ufam” (Hi 13,15)
Nasza radość w przyszłym życiu będzie zależeć od tego, jak kochamy na ziemi. Każda okazja, by przyjąć trudność z powodu Chrystusa, powinna być chwytana w obie ręce jako szansa wymiany miłości za miłość. To właśnie odkrywa przed nami chrześcijańska cierpliwość: cierpienie, które znosimy, jest o wiele bardziej darem Boga dla nas niż naszym dla Boga. Im więcej się od nas wymaga, tym większe błogosławieństwo otrzymujemy.
Fragment pochodzi z książki „Droga do radości” s. Mary David OSB

DROGA DO RADOŚCI
Mary David OSB
Droga do radości (The Joy of God: Collected Writings) to fragmenty konferencji i listów, nieprzeciętnie utalentowanej, energicznej i zarażającej optymizmem benedyktynki. Tworzą one poruszające świadectwo jej życia i kilkuletnich zmagań z nieuleczalnym nowotworem. Historia Mary David Totah daje realne umocnienie w wierze i nadzieję, bo stoi za nią człowiek, który w pełni zaufał Panu, inspirując innych do podążania drogą Prawdy absolutnej. Mimo zdiagnozowania u niej nieuleczalnego nowotworu, pozostała wierna swoim przekonaniom – „Akceptacji – z – Radością”. Do ostatnich chwil czerpała garściami ze źródeł życia zakonnego i odnalazła szczęście w dzieleniu się swymi odkryciami, głównie z nowicjuszkami klasztoru św. Cecylii.
KUP KSIĄŻKĘ:
W sklepie Stacji7 dobroci.pl>>>