Nasze projekty
Reklama
Fot. P. Vojtěch Kodet/Wikipedia

„Apostolat parasola i obrazków”. Nietypowe sposoby ewangelizacji Ojca Dolindo

"Moją apostolską działalność rozpalało pragnienie, aby Bóg był poznany i kochany. Wykorzystywałem każdą okazję oddawania Mu chwały i nawet na ulicy upominałem bluźniących, zachęcałem dzieci do czynienia dobra, specjalnie przystawałem przy kioskach z gazetami, aby mieć okazję powiedzenia paru dobrych słów ludziom, którzy tam się zatrzymywali".

Wśród licznych i cennych dzieł Księdza Dolindo Ruotolo, jego autobiografia należy do najbardziej oczekiwanych, kochanych i poszukiwanych. Zaczął ją pisać w roku 1923 pod wpływem wielokrotnie powtarzanych i natarczywych próśb swojego spowiednika, i kontynuował do roku 1925. Oto fragmenty autobiografii o. Dolindo.

Kiedy padało i zauważyłem, że ktoś nie ma parasola…

Robiłem to, co nazywałem… „apostolatem parasola”. Kiedy padało i zauważyłem, że ktoś nie ma parasola, szedłem za nim, proponowałem schronienie pod moim parasolem, a ponieważ biedak wzruszał się tą niespodziewaną uprzejmością, zastawałem bardziej przygotowany grunt, aby powiedzieć mu dobre słowo.

Wieczorami celowo zapuszczałem się w najbardziej wyludnione ulice, gdzie zatrzymywały się podejrzane pary albo przestępcy, i zachęcałem ich do porzucenia grzechu. Wyznam, że bałem się tego i… często drżałem, wypowiadając te zachęty; lecz Pan dawał mi siłę do pełnienia tego apostolatu, który nie był pozbawiony niebezpieczeństw.

Reklama

Na początku mówiłem do… krzeseł

Kazania głoszone przeze mnie w małej kaplicy przy vico Lammatari szczególnie poruszyły pewną dobrą staruszkę, Carolinę Orte. Była ona czcicielką Najświętszego Imienia Jezus w kościółku Regina Paradisi, do którego przylega dawny klasztor, dziś zmieniony w konserwatorium. Po wysłuchaniu kazań ta dobra czcicielka pomyślała o zaproszeniu mnie do kontynuowania apostolatu Najświętszego Imienia Jezus w jej kościółku. Zgodziłem się i zacząłem od razu od 1 stycznia 1914 głosić kazania o Najświętszym Imieniu Jezus.

Właściwie na początku mówiłem do… krzeseł. Grono moich słuchaczy na początku liczyło około dziesięciu dorosłych i dziesięcioro dzieci. Ja głosiłem słowo, jakbym przemawiał do wielu, ponieważ nawet jedna jedyna dusza zasługuje na nasz szacunek i troskę. Wkrótce kościółek zaczął się zapełniać.

Kupiłem święte obrazki i na odwrocie każdego napisałem maksymę

Pod koniec stycznia 1914 pomyślałem, że warto byłoby w pewien sposób utrwalić owoc tego nauczania, pozostawiając wiernym jakąś maksymę, pisemną pamiątkę. Kupiłem więc święte obrazki i na odwrocie każdego napisałem maksymę, zachętę, polecenie, napomnienie itd. Przed ich pisaniem błagałem Jezusa, aby On sam zechciał przemówić do każdej z tych dusz, których ja nie znałem. Po podpisaniu obrazków, każdego inaczej, mieszałem je, a schodząc z ambony po ostatnim kazaniu, rozdawałem wiernym, prosząc Jezusa, aby każdej duszy przypadło to, co odpowiadałoby jej potrzebom. Dobry Jezus zawsze wysłuchiwał tej modlitwy, dlatego od tego czasu zachowałem zwyczaj rozdawania podobnych obrazków po każdym dłuższym kazaniu.

Reklama

Czasem sam siebie nazywałem „wariatem”

Czasem wydawało mi się, że piszę rzeczy nie na miejscu, i sam siebie nazywałem „wariatem”. Pisałem jakby przymuszony i mówiłem sobie: „Panie, miej litość nade mną, muszę być naprawdę pomylony”. Bałem się również, że tymi tekstami mógłbym zaszkodzić duszom i bardzo przez to cierpiałem. Lecz później wzbudzałem w sobie akt ufności oraz zawierzenia Jezusowi i kontynuowałem pisanie. Fakty zawsze potwierdzały, że Jezus w swym delikatnym miłosierdziu, posługując się mną, Jego kapłanem, przemawiał wewnętrznie do dusz.

Pewnego razu napisałem z tyłu obrazka te dziwne słowa, przez które sam nazwałem się „wariatem”: „Dlaczego upierasz się przy żądaniu spłaty kredytu, skoro masz pewność, że osoba winna ci pieniądze nie jest w stanie ich oddać? Zmuszasz ją do życia w niełasce Bożej i jesteś zgorzkniały. Anuluj więc kredyt, którego nigdy nie odzyskasz, i każ jej się pojednać z Bogiem”. Cytuję dokładnie te słowa. Ten tekst wydawał mi się bardzo dziwny, ale wymieszałem go z resztą obrazków.

Po kilku dniach do Rosariello, gdzie odprawiałem Mszę, przyszła pewna osoba, która pokazała mi ten obrazek i powiedziała: „Ojcze, ten obrazek trafił do mnie, kiedy ojciec rozdawał je w kościele. Otóż ja rzeczywiście udzieliłam kredytu, którego nie mogę odzyskać od wielu lat. Co ojciec mi radzi?”. Przez moment się dziwiłem i błogosławiłem Jezusa za tak wielką dobroć. Poradziłem jej, aby kazała dłużnikowi pojednać się z Bogiem, ponieważ jego kredyt zostanie anulowany; jeśli jednak kiedyś będzie w stanie go spłacić, chętnie przyjmie pieniądze. Tego typu przypadki zdarzały się zawsze, gdy rozdawałem obrazki.

Reklama

„Która z was pierwsza stanie przed Bogiem?”

Zacząłem te rekolekcje 16 grudnia 1914. Głosiłem słowo w wielkiej sali szpitala della Pace, założonego przez samego św. Jana Bożego, jak mi mówiono. Nie potrafię opisać tego, co poczułem, gdy po raz pierwszy tam wszedłem. Wewnątrz znajdowało się około setki tych biednych stworzeń, ofiar i narzędzi grzechu, często oszpeconych najstraszniejszymi chorobami; były jednak spragnione Słowa Bożego i słuchały z wielką uwagą, często wybuchając płaczem.

Mówiłem im o dobrym Pasterzu szukającym zbłąkanej owieczki i czułem wielkie miłosierdzie, z jakim Jezus zapraszał je do pokuty. Wspomnienie tych kazań sprzed ponad dziewięciu lat wciąż pozostaje żywe, tak silny był podmuch łaski, którą odczuwałem w sobie, gdy je głosiłem. Przyniosły one obfity owoc i poskutkowały licznymi nawróceniami, wśród których wymienię następujące. Na pierwszym łóżku, obok ołtarzyka, leżała pewna biedna kobieta, cierpiąca na straszny ból (może raka) w piersiach i nogach. Była jedną z najzdolniejszych baletnic w teatrze, jeździła po świecie, oklaskiwana i obsypywana najróżniejszymi darami. Następnie porzucona
przez męża, wydziedziczona z rodziny, została umieszczona w szpitalu.

Zauważyłem, że Słowo Boże mocno ją poruszało, często jęczała i płakała. Przy
okazji mówienia o śmierci zapytałem: „Która z was pierwsza stanie przed Bogiem?”. Ona podniosła rękę i przytaknęła: „To będę ja!”. Och, miłosierny Pan doprowadził ją do takiego stanu, aby ją zbawić! Przystąpiła do spowiedzi, przyjęła Komunię, a potem jej stan się zaostrzył i w wielkim pokoju, wśród nadzwyczajnej skruchy, oddała duszę Bogu.

Od tego czasu zacząłem bywać w szpitalu della Pace co sobotę; głosiłem słowo we wspomnianej sali, w sali wenerologicznej dla mężczyzn, i często również dla Sióstr Miłosierdzia w ich kaplicy. Kontynuowałem tę posługę, dopóki nie odebrano mi możliwości głoszenia słowa w 1918 roku.



Fragmenty autobiografii o. Dolindo „Nazwano mnie Dolindo, co oznacza ból. Autobiografia”

„Nazwano mnie Dolindo, co oznacza ból. Autobiografia”

Wśród licznych i cennych dzieł Księdza Dolindo Ruotolo, jego autobiografia należy do najbardziej oczekiwanych, kochanych i poszukiwanych. Zaczął ją pisać w roku 1923 pod wpływem wielokrotnych próśb swojego spowiednika, i kontynuował do roku 1925. 
KUP KSIĄŻKĘ>>>

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja