Nasze projekty

Julian Apostata. Historia odstępstwa od wiary

Julian był człowiekiem przebiegłym, dlatego zamiast brutalnie prześladować chrześcijaństwo, starał się je osłabić. Wykorzystywał do tego wewnątrzkościelne spory, odsunął też chrześcijan od nauczania w szkołach publicznych...

Reklama

Julian Apostata

W warszawskim Muzeum Narodowym znajduje się jeden z najbardziej niezwykłych zabytków dawnej sztuki chrześcijańskiej: freski z katedry w Faras, odkopanej w latach 60’ w Sudanie przez polskich archeologów. Pochodzą one z okresu VIII—XIV w. i są świadectwem chrześcijańskiej kultury, która kwitła w ówczesnym Królestwie Nubii. Wśród zgromadzonych na ekspozycji fresków znajduje się jeden o szczególnie intrygującej tematyce. Przedstawia on jeźdźca na koniu, przeszywającego włócznią małą postać ubraną w białe szaty i w koronie na głowie. Tytuł głosi: „Święty Merkuriusz zabijający cesarza Juliana Apostatę”. Na szczęście nie jest to epizod z życia świętego, ale scena legendarna. W czerwcu 363 roku nieżyjący od ponad stu lat św. Merkuriusz, żołnierz i męczennik, miał się cudownie zjawić w czasie bitwy pod perską Marangą, by zadać śmiertelną ranę rzymskiemu cesarzowi Julianowi, zwanemu Apostatą.

Kim był cesarz o tak oryginalnym przydomku? Urodził się około 332 roku w Konstantynopolu. Jako dziecko został ochrzczony i odebrał chrześcijańskie wychowanie, jednak później, być może w czasie studiów filozoficznych w Atenach, odstąpił od wiary. Jego odstępstwo — po grecku apostasis, apostazja — stało się jawne, gdy został cesarzem i przystąpił do systematycznego zwalczania Kościoła, próbując jednocześnie przywrócić do życia kult bóstw pogańskich. 

Strategia powolnego osłabiania Kościoła

Julian był człowiekiem przebiegłym, dlatego zamiast brutalnie prześladować chrześcijaństwo, starał się je osłabić. Wykorzystywał do tego wewnątrzkościelne spory, odsunął też chrześcijan od nauczania w szkołach publicznych. Na wyznawców Chrystusa patrzył zapewne z mieszaniną pogardy i fascynacji. W porównaniu z wielkimi kulturami Grecji i Rzymu, którymi przesiąkł, chrześcijaństwo musiało mu się jawić jako jakaś prymitywna, wschodnia sekta. 

Reklama

Z drugiej strony, pewne jego elementy wydały mu się na tyle cenne, że starał się je włączyć do odnowionej religii pogańskiej. 

Z kolei dla chrześcijan postać Juliana musiała być od początku jakimś skandalem. Jak to możliwe, że człowiek, który został ochrzczony i wychowany w prawdziwej wierze, wrócił do dawnych błędów? Dodatkowo, zadziwiający musiał być fakt, że Jego wrogość wobec Kościoła współistniała z autentycznymi, ludzkimi cnotami. Według przekazów, Julian był świetnym wodzem, dobrym administratorem i człowiekiem o surowej dyscyplinie moralnej…

Co było dalej?

Historia pokazała, że odstępstwo Juliana nie było początkiem żadnego szerszego ruchu. Po jego śmierci chrześcijaństwo swobodnie się rozwijało, a po cesarzu-apostacie pozostała jedynie pamięć. Pamięć ta nie przestaje jednak intrygować. Choć bowiem wiarołomny cesarz nie był pierwszym apostatą w historii, to stał się swego rodzaju symbolem świadomego porzucenia wiary. Ilekroć zjawisko apostazji wraca, wraca też i wspomnienie Juliana wraz z jego złowieszczo brzmiącym przydomkiem.

Reklama

Apostazja dziś

W naszych czasach temat apostazji stał się znowu aktualny. Być może od zeszłej jesieni niektórzy z nas zadają sobie pytania: kim są ci ludzie, którzy — choć ochrzczeni i wychowani na katolików — składają akty apostazji? Dlaczego nie wystarcza im wewnętrzne zdystansowanie się od Kościoła? I wreszcie — jak mogą odrzucać ze wstrętem to, co dla nas jest największą wartością?

W ostatnich miesiącach zdecydowanie wzrosła liczba młodych ludzi, którzy decydują się na ostateczne rozstanie z Kościołem. Często robią to bez żalu, raczej z poczuciem moralnej słuszności… Niektórzy księża, spotykając się z taką postawą, traktują kandydatów na apostatów obcesowo albo piętrzą przed nimi problemy formalne. Z drugiej strony, tu i ówdzie odzywają się katolicy, którzy całą odpowiedzialność za odstępstwa próbują zrzucić na sam Kościół — na jego uwikłanie w politykę czy różnego rodzaju afery obyczajowe. Sądzę, że są to niewłaściwe reakcje, wynikające z nieumiejętności emocjonalnego poradzenia sobie z faktem, że ktoś uznał za bezwartościowe (lub wręcz niegodziwe) to, co najgłębiej określa moją tożsamość. Jaka zatem reakcja byłaby właściwa?

Podjąć wyzwanie

Pełna odpowiedź na to pytanie jest złożona. Tutaj chciałbym zasugerować tylko jeden z kierunków: otóż, trzeba podjąć wyzwanie, które rzucają nam apostaci. Jeśli odrzucają oni chrześcijaństwo jako coś, co tłamsi ludzką wolność albo odbiera radość życia, to tym samym prowokują nas do zadania sobie pytania o naszą wolność i naszą radość. Jeśli odchodzą, to zmuszają do zastanowienia się: czy ja trwam w Kościele tylko z przyzwyczajenia, czy też naprawdę odnalazłem w wierze swój skarb i wkładam w nią swoje serce? Zdaję sobie sprawę, że takie pytania bywają niebezpieczne. Człowiek, który akurat przeżywa jakiś religijny „dołek”, może zbyt pochopnie stwierdzić, że w jego wierze nie pozostało już nic poza przyzwyczajeniem. Z drugiej strony, te same pytania mogą pomóc odkryć mu racje swojej wiary, którymi potem można podzielić się z innymi (por. 1 P 3, 15). Mogą też zmobilizować go do szukania we własnej wierze nieodkrytego jeszcze skarbu, tak, że w końcu zawoła za św. Augustynem: „Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa!”.

Reklama

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę