Św. Teresa. Wielka Madre i jej twierdza wewnętrzna – jak zdobyć kolejny level
Twierdza wewnętrzna - powiedzielibyśmy dziś escape room lub ostatni level gry strategicznej. Tyle, że tu chodzi o prawdziwe życie. Na który poziom dotarła św. Teresa?
Mała dziewczynka, która chciała iść do Maurów, by otrzymać palmę męczeństwa, gdy dorosła, odkryła jak być niezwyciężoną wojowniczką. Nie wychodząc z domu czy murów klasztoru. I napisała, jak to zrobić. W trudnych czasach warto przypomnieć, jak wejść do twierdzy wewnętrznej, by uzyskać dar owocnego apostolatu.
„Twierdza wewnętrzna”. Dlaczego św. Teresa nadała taki tytuł najbardziej dojrzałemu utworowi, jaki napisała? – Jeśli ktoś był w jej rodzimej Avili, nie może mieć wątpliwości – wybór metafory był oczywisty – wychowała się i dorastała w średniowiecznych murach z osiemdziesięcioma ośmioma wieżami, w mieście, które się broniło i walczyło z Maurami, a gdy pewnego roku mężczyźni byli nieobecni, zostało obronione przez kobiety.
Na szczęście Teresę i jej brata, którzy uciekli, by zrealizować swoje pragnienie o męczeństwie, przyłapał wujek, który odstawił uciekinierów do domu. Dzieci dostały burę i już wówczas można było się zorientować, że ta mała ma nieprzeciętny charakter. A ponieważ bardzo chciała dostać się do nieba, gdy nie powiódł się jej plan męczeństwa, zbudowała w ogrodzie pustelnię i tam naśladowała pustelników i ascetów – projekt zewnętrznego działania w świecie zastąpiła modlitwą. I tak było w jej dorosłym życiu – wszystko, co robiła i czego dokonała, wypływało z modlitwy.
Samotne szukanie
Co było dalej, wiadomo z jej własnych wspomnień i licznych biografii. Gdy miała dwadzieścia jeden lat wstąpiła do Karmelu w rodzinnym mieście, gdzie przeżyła rozczarowanie – było tu zbyt światowo. Odczuła potrzebę reformy i powrotu do korzeni Zakonu, ale nim stała się reformatorką Karmelu, przeszła długą drogę duchowego dojrzewania. Była to przeważnie samotna wędrówka i mocowanie się z problemami. Choć miała i świętych spowiedników, takich jak św. Franciszek Borgiasz i św. Piotr z Alkantary, ale byli też całkiem przeciętni, (w sumie naliczono ich ponad dziewięćdziesięciu), więc często była pogrążona w mroku i niepewności.
Dobrze wiedziała, czym jest to samotne szukanie, dlatego zależało jej na przekazaniu swojego doświadczenia swym duchowym córkom oraz wszystkim, odczuwającym głód Boga.
Przeczytaj również
Mapa drogowa dla spragnionych
Malarze przedstawiają św. Teresę z piórem w ręku, malują także nad jej głową gołębicę – symbol Ducha Świętego, bo wielka Madre była autorką najwybitniejszych dzieł chrześcijańskiej duchowości. Paradoksalnie, poza listami i poezją, wszystkie swe dzieła napisała z posłuszeństwa i z oporami. „Twierdzę wewnętrzną” napisała na polecenie prowincjała karmelitów o. Graciana i mimo trudności zakończyła pracę dość szybko, bo w pół roku. Znawcy jej dorobku twierdzą, że to najdojrzalsze jej dzieło teologiczne. I mapa drogowa dla spragnionych.
Jak zdobyć kolejne mieszkania twierdzy?
Porównuje w nim św. Teresa duszę, stworzoną na obraz i podobieństwo Boga, do twierdzy wykonanej w całości z jednego diamentu. A na jej dnie mieszka sam Bóg i celem jest dotarcie do Niego, po przejściu siedmiu mieszkań. Zaś bramą, przez którą wchodzi się do środka, jest modlitwa i rozważanie, modlitwa bez oglądania się na umiejętności i kunszt. Zaczyna się droga osobistego wysiłku, wytrwałości, odwagi i męstwa, „bo wielkie i niezliczone trudności czart stawia początkującemu”, przechodzenia od jednego do kolejnego mieszkania. Pierwsze trzy to okres, który w innym traktacie porównała do dokopywania się kilofem do źródła i czerpania wody ze studni. Głód i pragnienie Boga mają być bodźcem, aż dusza dojdzie do mieszkania czwartego, do momentu, w którym Bóg przejmuje inicjatywę. To etap, gdy człowiek unika zła, jest wierny modlitwie… i większość pobożnych chrześcijan na nim się zatrzymuje. Niesłusznie, gdyż trzeba mieć świadomość, że toczy się walkę i trzeba być gotowym ”stawić czoło wszystkiemu wojsku diabelskiemu i że do tej walki nie ma dzielniejszego oręża nad krzyż”.
I dalej, przez rany, pustynne oschłości i oczyszczenia, poczucie opuszczenia, ale też ekstazy i zachwyt dociera się do siódmego mieszkania, w którym przebywa Bóg, Oblubieniec i następuje zjednoczenie mistyczne duszy z Bogiem, określane jako mistyczne zaślubiny.
Czytelnik „Twierdzy” śledząc kolejne etapy wędrówki duszy, która ją unosi wyżej i wyżej, ale jest także schodzeniem w dół, do głębin, może dostać zawrotu głowy. Bo co powiedzieć po przeczytaniu takich słów: „Chociaż w opisie tej twierdzy mówiłam o siedmiu tylko mieszkaniach, każde z nich jednak składa się z wielu komnat na górze i na dole, i po bokach, z wdzięcznymi ogrodami, wodotryskami, klombami, gajami i takim mnóstwem wszelkiego rodzaju rzeczy rozkosznych, że na widok ich chciałybyście rozpłynąć się w uwielbieniach tego Boga wielkiego, który te cuda stworzył na wyobrażenie i podobieństwo swoje”.
Czy da się to zdobyć?
Pojawia się pytanie, a także powątpiewanie, czy to wszystko jest przeznaczone dla zwykłych śmiertelników, czy może dla ludzi z wyższej półki duchowości, mistyków i wizjonerów, skupionych za murami swoich klasztorów? A wielka Madre odpowiada kategorycznie, że ta droga jest dla wszystkich. „Bo nie w tym rzecz, wierzcie mi, czy ktoś nosi habit zakonny, czy nie, ale w tym jedynie, by usilnie ćwiczyć się w cnotach i całą istnością swoją oddać się Bogu i wszystek tryb życia swego do tego stosować, co i jak Pan zechce, i nie szukać spełnienia woli swojej, tylko spełnienia woli Bożej”.
Więc dalej w drogę, bo gdy już ktoś wyruszy, Bóg w pewnym momencie przejmie inicjatywę i będzie nosił na rękach. Madre określa modlitwę, jako „rozmowę przyjaciół, rodzinną zażyłość z Bogiem, z którym przestajemy w ukryciu, wiedząc, że jesteśmy przez Niego ukochani”.
Ona zdobyła siódme mieszkanie
Św. Teresa pewnego dnia dotarła do siódmego mieszkania. Co było dalej? Nie pozostawała w czterech ścianach by kontemplować swoje absolutne szczęście, bo małżeństwo ma owocować płodnym apostolatem. Została apostołem. To było trudne, była kobietą, w tamtych czasach kobietą. Nie była uczonym teologiem ani duchownym. „Lecz nie mając żadnej możności uczynieniu czegoś w służbie Bożej na chwałę Pana, gdyż jestem niewiastą i to jeszcze tak nędzną, tym gorętsze uczułam w sobie i dotąd czuję pragnienie, aby, skoro Bóg ma tylu nieprzyjaciół, a tak niewielu przyjaciół, ci niewielu przynajmniej, byli prawdziwymi Jego przyjaciółmi. Postanowiłam zatem uczynić choć to maluczko, co uczynić zdołam, to jest, wypełniać rady ewangeliczne jak najdoskonalej…” I modlić się za tych, którzy bronią Kościoła.
Reforma Karmelu
Św. Teresa stała się gorliwą orędowniczką modlitwy za Kościół, bo zrozumiała, że celem Karmelu ma być modlitwa w tych intencjach. A czasy były trudne, kolejne kraje po Reformacji zrywały z Kościołem. Żeby ten cel osiągnąć, trzeba było stworzyć warunki do takiej modlitwy. Przejechała Hiszpanię wzdłuż i wszerz, założyła siedemnaście klasztorów i zreformowała już istniejące, bo klasztory karmelitanek miały być miejscem modlitwy i pokuty, a wszelkie umartwienia i ofiary miały na celu, by Pan ochraniał swój Kościół. Pewnego dnia otrzymała nagrodę za gorliwość i posłuszeństwo wierze katolickiej – jeszcze za życia poznała swoje mistyczne imię, o którym czytamy w Apokalipsie św. Jana: „Zwycięzcy dam (…) kamyk biały, a na kamyku tym wypisane nowe imię, którego nikt nie zna, jak tylko ten, który je otrzymuje”. Jej imię to „Córka Kościoła”.
Córka Kościoła i doktor mistyczny. Uczy, że w każdych okolicznościach można zdobyć twierdzę i stać się opoką dla innych.