Nasze projekty
fot. Roman Odintsov / Pexels

Media społecznościowe czy anty-społecznościowe? O budowaniu relacji w czasach social media

Mojemu pokoleniu pewnie się nie śniło, że kiedyś w kontakcie z drugim człowiekiem przestanie nas ograniczać odległość. Mam też poczucie, że w dzisiejszych czasach coraz trudniej o bliskość, a samotność staje się globalnym cierpieniem.

Reklama

Jako nastolatka, w czasach tuż przed i tuż po upadku żelaznej kurtyny, miałam dwójkę znajomych z zagranicy. Dima mieszkał w Biełgorodzie i pisaliśmy do siebie po rosyjsku. Z Tiffany z Colorado korespondowałam przez dziesięć lat. Nie spotkałam się z nimi nigdy, ale z ową Amerykanką, podobnie jak z kilkuset innymi osobami z kraju i dalekich zakątków świata, teraz mam kontakt dzięki social media. Mimo to mam też poczucie, że w dzisiejszych czasach coraz trudniej o bliskość, a samotność staje się globalnym cierpieniem.

Nie chcę pisać, że „kiedyś było lepiej”. Idealizacje upraszczają świat, a każde czasy mają blaski i cienie. Połowa naszej klasy w podstawówce musiała korespondować z dziećmi z ZSRR, a podwórka z czasów PRL-u (dziś kontrastowane z wirtualną rzeczywistością) były świadkami i szczęśliwych historii, i traum. Przyjmuję z wdzięcznością dobrodziejstwa technologii – dostęp do wiedzy i informacji, wymianę doświadczeń, szybki kontakt. Możliwość rozprzestrzeniania dobrych treści i inspiracji. Łatwość organizowania zbiórek publicznych na ważne cele i pomagania innym.

Ukryte uwodzenie

Myślę, że social media robią nam dwie rzeczy na raz: łączą i oddalają. Sztaby ludzi wymyślają, jak sprawić, byśmy potrzebowali ich coraz bardziej. I niestety jest w tym coś z ukrytego uwodzenia, bo nie od razu orientujemy się, że czekoladowe pralinki ich obietnic mają gorzkie nadzienie. Albo że w pewnym momencie zaczną karmić nasz kluczowy ludzki głód – głód więzi – przy pomocy erzacu. Że to nie tabliczka dobrej mlecznej z orzechami, ale znany mojemu pokoleniu wyrób czekoladopodobny. Dało się go zjeść tylko dlatego, że nic innego nie było. I człowiek dobrze pamiętał, że czekolada smakuje inaczej.

Reklama

Media społecznościowe dotykają w nas czegoś najbardziej fundamentalnego i wrażliwego, dlatego stają się dla wielu codziennym towarzyszem życia. Obiecują spełnić naturalną i ogromnie ważną potrzebę relacji, tworząc kanał kontaktu non-stop, bo przecież telefony często sypiają z nami lub na półce tuż obok. Kłopot polega na tym, że obiecują na wyrost. „Gdy ci smutno albo źle, wystarczy, że otworzysz Facebooka i zaraz będziesz blisko innych ludzi”. To nic, że kontakt jest pozorny, a przesuwające się obrazy działają jak znieczulenie – nie jak empatyczna obecność kogoś, kto cię wysłucha, przytuli albo opowie ci, co tam u niego. Nawet człowiek samotny w ciemnym pokoju czuje się częścią czegoś większego, gdy zobaczy zdjęcie znajomych na nartach, okładkę książki, którą ktoś przeczytał, albo słodkiego pieska w grupie miłośników zwierząt.

Schowani za lepszym profilem

Samopoczucie poprawia się chwilowo, także gdy ty coś pokażesz światu – i masz odzew. Przychodzą powiadomienia o reakcjach, które po erze „lajków” stają się coraz bardziej urozmaicone. Ktoś zareagował uśmiechem, ktoś inny dał serduszko albo wow. Dotyka to nas, bo potrzebujemy wiedzieć, że istnieją ludzie, dla których to, kim jesteśmy i co robimy, jest ważne. Za tym dobrym, ciepłym odczuciem, stoi jednak i drugie – co z tymi, którzy nie zareagowali? Jeśli na tysiąc moich znajomych dwójka reaguje, to co robi reszta? Choć i ta dwójka mogła okazać swoją aprobatę stojąc w kolejce w sklepie albo scrollując Facebooka w ubikacji, w której smartfony powoli zajmują miejsce gazet.

Dotykając potrzeby bliskości z innymi – media społecznościowe równocześnie odpowiadają na podstawowy lęk przed odsłonięciem się, ryzykiem zaufania komuś i wejściem w relację, która dzieje się naprawdę i nie możemy jej kontrolować. W mediach możemy odsłonić tylko kawałek siebie. Najlepszy, przemyślany, wyedytowany. Mimo że Facebook – to „książka twarzy”, możemy pokazać tylko lepszy profil. Ten słaby, niedowierzający, poraniony, niepewny – większość ukrywa z lęku przed odrzuceniem. I ukrywa słusznie, bo to, co kruche, nie powinno wpaść w ręce byle kogo. Schowani za lepszym profilem, zyskujemy powierzchowne kontakty, które nie są w stanie nas nasycić, ponieważ do życia potrzebujemy głębokich i silnych więzi. Potrzebujemy ludzi, którzy nas przyjmują i interesują się nami nie tylko w wolnych chwilach, gdy mają czas sięgnąć do newsów na swoich telefonach.

Reklama

Odzyskać czas

Potrzebujemy spotkania, dotknięcia czyjejś dłoni, wypicia razem herbaty. Pojechania wspólnie na wycieczkę albo pójścia na koncert i podzielenia się wrażeniami. Potrzebujemy ubogacenia skarbami, jakie mają nam do ofiarowania inni, gdy dzielą się sobą. I potrzebujemy także pokazywać najgłębsze części siebie w bezpiecznym „tu i teraz”, nie w odmętach cyberprzestrzeni, gdzie nie wiadomo do końca, kto przeczyta i czy odpowie. Zbyt osobiste i delikatne nosimy w sobie rzeczywistości, by je wystawiać na pastwę anonimowych ocen.

Warto odzyskać czas, który przywłaszczają sobie od nas social media. Odzyskać go na wykonanie telefonu, rozmowę i spotkanie twarzą w twarz – zamiast anonimowej „księgi twarzy”. Dla nieocenionych chwil serdecznego kontaktu z samym sobą i drugim człowiekiem.

Reklama
Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę