Adwent. Daj sobie czas i szansę
Coraz częściej wiedziemy życie w formie „instant”. Wszystkiego potrzebujemy na „już”, dążymy do natychmiastowych (najlepiej prostych) rozwiązań, a na nurtujące pytania oczekujemy jednoznacznych i nieskomplikowanych odpowiedzi. W pędzie codziennego życia zapominamy o wartości jaką jest umiejętne czekanie. O tym jak jest ono ważne, przypomina nam okres Adwentu.
Oczekiwanie jest wpisane w nasze życie. Jest ono również nieodłączną częścią historii zbawienia. Obietnice składane przez Boga pojawiają się na kartach Starego i Nowego Testamentu wielokrotnie. Życiorysy takich postaci jak chociażby Abraham czy Dawid pokazują nam, że ufność w Boże zapewnienia zawsze ma sens. Pięknym wzorem cierpliwości i wiary w Słowo Boże jest też oczywiście Maryja. Wzorując się na tych przykładach i mając przed sobą perspektywę spotkania ze Zbawicielem, wszystko inne powinno automatycznie zejść na dalszy plan. W tym wyczekiwaniu powinna być obecna autentyczna radość.
Dodatek do świąt?
Trendy we współczesnym świecie są zgoła odmienne. Dla sporej części społeczeństwa Chrystus – zamiast być punktem odniesienia – staje się co najwyżej dodatkiem do Świąt – nomen-omen – Bożego Narodzenia. Wszechobecny konsumpcjonizm nadaje priorytet wszelkim błyskotkom, ozdobom, świątecznym piosenkom, a wyczekiwanie Najważniejszego przestaje mieć znaczenie… Powstaje w tym miejscu pytanie, czy potrafimy jeszcze wyczekiwać Mesjasza? Czy zanurzeni głęboko w doczesności chcemy jeszcze w ogóle o Nim myśleć?
Przypatrując się życiu współczesnego człowieka nie sposób nie zauważyć, że my – ludzie współcześni – spłyciliśmy nasze życie. Strywializowaliśmy je i dokonaliśmy jego banalizacji. Nasze rozmowy straciły głębię. Powierzchowne „jak się masz” i zamerykanizowane „wszystko w porządku” wytworzyły iluzję, pod którą często skrywają się osobiste dramaty. Nasze światy przenieśliśmy do mediów społecznościowych, dzieląc się z innymi starannie wyselekcjonowanymi i pozytywnymi informacjami na nasz temat. Szybkie jedzenie, krótkie acz intensywne znajomości, różnorakie medykamenty mające natychmiast wpływać na poprawę humoru to tylko niektóre z przykładów życia, które znalazło się w pułapce tymczasowości. Nie potrafiąc czekać, domagając się otrzymania wszystkiego od ręki zapomnieliśmy, że do odkrycia prawdziwego piękna potrzeba czasu, wysiłku i ciszy.
„Strać” czas na spotkanie
Coraz rzadziej potrafimy czekać, bo coraz częściej nie wiemy na co czekać. Pogubiliśmy się, pobiegliśmy przed siebie, nie wiedząc dokąd tak naprawdę zmierzamy… Jest w nas sporo z dziecka, ale w złym tego słowa znaczeniu, bo o ile brak umiejętności czekania jest immanentną cechą dzieciństwa i nie ma w tym nic złego, to u dorosłych ludzi przejawy infantylizmu świadczą głównie o braku dojrzałości.
Biegnąc przez życie boimy się zatrzymać. Lękamy się wytchnienia. Lękamy się konfrontacji z własnymi myślami, boimy się głębszych relacji z drugim człowiekiem, obawiamy się spotkania z Panem Bogiem. Jako ludzie wiary powinniśmy mieć świadomość, że nie należy się tego lękać.
Przeczytaj również
Tylko pozorna „strata” czasu na spotkanie daje okazję do prawdziwie przemieniającego doświadczenia. Silne i trwałe relacje tworzy się długotrwale. Między innymi o tym mówi fragment Ewangelii wg św. Mateusza (Mt 7,21-29) – budowa domu na skale wymaga samozaparcia i wytrwałości. Nie da się stworzyć czegoś trwałego bez odpowiednych fundamentów. To także o tym przypomina nam Bóg podczas Adwentu.
Szczere i prawdziwe oczekiwanie jest wyrazem tęsknoty, a ta świadczy o miłości. Czy jesteśmy spragnieni spotkania z Bogiem? Czy rzeczywiście chcemy dać Mu się odnaleźć? Dajmy sobie czas, dajmy sobie szansę.