“Teściowie”. Czyli tragikomiczna opowieść o relacjach, emocjach i pozorach, które mylą
Jesteśmy zaproszeni na pewne wyjątkowe, niepowtarzalne wesele w centrum Warszawy. Jest ono o tyle interesujące, że odbywa się bez udziału państwa młodych, a prym podczas uroczystości wiodą tytułowi “Teściowie”. Co może się stać, gdy emocje biorą górę?
“Ach, co to był za ślub!” – takie okrzyki zachwytu chcieli usłyszeć rodzice pana młodego, tuż po tym, jak ich syn złoży przysięgę na ślubnym kobiercu. Opłacona sala, zespół, dekoracje, alkohol… to nie mogło się zmarnować! No i nie zmarnowało się nawet wtedy, gdy do ślubu nie doszło, bo pan młody prysnął sprzed ołtarza. W tej sytuacji “Teściowie” postanowili zaprosić wszystkich gości na wspólne “świętowanie”.
“Nasze zdrowie”
Wszystko dopilnowane na ostatni guzik, na miejscu w pierwszej kolejności pojawiają się rodzice młodego – Małgorzata i Andrzej, którzy czekają na wszystkich gości w lokalu. To para z wyższych sfer, od której bije nieskrępowane poczucie wyższości, tłumione nieco dozą pozorów. Nie spodziewają się, a raczej mają nadzieję, że na przyjęciu nie pojawi się rodzina od strony panny młodej, a przede wszystkim – jej rodzice: Wanda i Tadeusz, którzy podchodzą z zupełnie innego świata.
Od początku nie przypadli oni do gustu Małgorzacie i Andrzejowi. Z czasem okazuje się też, że właściwie od pierwszych chwil znajomości po obu stronach nie było sympatii. Obie strony dowiadują się o tym dopiero podczas przyjęcia, gdy postanawiają wylać wszystkie żale w tempie przelewania się alkoholu w kieliszkach.
Nie można się przyczepić!
Nie można mówić o filmie, w którym debiutuje reżyser Jakub Michalczuk, bez docenienia genialnej obsady. W role głównych bohaterów wcielili się: Maja Ostaszewska, Marcin Dorociński, Izabela Kuna oraz Adam Woronowicz. To ich postacie budują napięcie i całą fabułę. Film “atakuje” nas mistrzowskimi dialogami już od pierwszych chwil. Marcin Dorociński grywający najczęściej w dramatach, rewelacyjne wpisał się w komediowy sznyt i swoją mimiką, lekką szyderczością – dodał “Teściom” nutkę dobrze zagranej ironii.
Czas w maksymalnie szybkim tempie ucieka widzom przez palce, bowiem na zapoznanie się z bohaterami – ich problemami, emocjami, mają tylko godzinę, dwadzieścia minut. Dzięki temu nie jesteśmy w stanie poznać bohaterów drugiego planu, którzy tworzą z teściami doskonałe połączenie. A szkoda, być może powodów, dla których do ślubu nie doszło, byłoby jeszcze więcej, a nam łatwiej byłoby zrozumieć decyzję młodej pary?
Przeczytaj również
Bez wytchnienia
Film pędzi i nie zwalnia ani na chwilę. Emocje skumulowane są wokół dwóch teściów, a my – widzowie nie mamy ani minutki, by kontemplować to, co oglądamy na ekranie. Wszystko dzieje się tak szybko, że żyjemy od dialogu do dialogu, przechodząc do kolejnych, ostrych mniej lub bardziej ważnych wymian zdań.
Te sceny maksymalnie nasycone dialogami, ten dynamizm może wynikać z tego, że film ma swój teatralny rodowód. Produkcja “Teściowie” powstała na podstawie sztuki “Wstyd”. Co ciekawe, w teatralnym oryginale w rolę Małgorzaty (w filmie: Maja Ostaszewska) wciela się Izabela Kuna (w filmie: Wanda).
Tragikomedia
Gdybym miała w jednym słowie powiedzieć, o czym właściwie jest ten film, to odpowiedź brzmiałaby: o relacjach. W filmie pojawia się tak wiele absurdów, które z humorem, a czasem za pomocą tragikomicznych zabiegów, udaje się wyciągnąć z bohaterów. Czasami są to niewyjaśnione konflikty z przeszłości, niedopowiedzenia, a czasem rany, których żadna z postaci nie rozdrapałaby w normalnych okolicznościach, ale gdy dochodzą emocje…
Co więcej, po seansie mamy poczucie, że zaniedbanie relacji, brak rozmowy, brak wyjaśnienia może prowadzić do tragicznych skutków w małżeństwie. A w momencie, w którym próbuje się o błędach, trudnych doświadczeniach, niewyjaśnionych sprawach zapomnieć – żeby było lepiej, najczęściej prowadzi to do odwrotnego rezultatu.
Duże dzieci
Konflikt “teściów” zbudowany jest na dwóch płaszczyznach. Pierwszy z nich, to wspomniany wcześniej status społeczny. Dialogi wówczas i gra aktorska sprowadzone są do stereotypów, co niektórym miłośnikom kina, może się nie spodobać.
Druga płaszczyzna konfliktu jest tym razem oparta o pytanie: “Kto zawinił – panna młoda, czy pan młody?”. Dzięki temu odkrywamy, jakie właściwie były intencje obu rodzin i okazuje się, że rozpad związku młodej pary był co poniektórym całkiem na rękę. Do głosu nie dopuszcza się tutaj dzieci, a prym wiodą rozgoryczeni rodzice, którzy za wszelką cenę chcą obronić swoje pociechy i przerzucić winę, która jak piłka siatkowa odbija się z jednej strony siatki, na drugą.
Kiedy rodzice, a w szczególności mamy, próbują ze swoich dzieci uczynić “duże dzieci”, to nie wróży najlepiej i może odbić piętno na ich przyszłych relacjach. Film daje nam do zrozumienia, że rodzice pomimo często dobrych intencji, nie do końca potrafią pogodzić się z decyzjami swoich dorosłych dzieci. Wtrącają się, stawiają swoje “ale” i czasami nieświadomie szukają przestrzeni do wywierania wpływu. Prowadzi to do frustracji obu stron, a ponadto emocjonalnych działań, które skończyć się mogą… no właśnie!
Pozory mylą
Film pomaga nam także zrozumieć, że pozory mylą. Bowiem bohater, który z początku filmu wydaje się budzić największą sympatię, okazuje się mieć na swoim sumieniu całą stertę brudów z przeszłości, które udaje mu się zatuszować za pomocą uroku osobistego, nonszalancji i dobrych manier. To z kolei stwarza obraz bohatera w krzywym zwierciadle i nie pozwala w pełni odkryć jego intencji, co dodaje tej postaci mrokliwego uroku.
Z pozoru szczęśliwe małżeństwo, które w stu procentach może na sobie polegać i maksymalnie oddane jest swemu dziecku, ma w sobie tyle bólu i niewyjaśnionych spraw, że daje to nam do zrozumienia, że nie w pieniądzu, nie w wygodzie jest szczęście, ale w prawdzie i związku budowanym na miłości, wsparciu i zaangażowaniu.
Tymczasem po drugiej stronie barykady jest drugie małżeństwo, które na swoich niespełnionych ambicjach i wrodzonym, bezapelacyjnym poczuciu godności, buduje swój związek i swoje życie. Tadeusz na każdym kroku pragnie rozliczyć się z Andrzejem za koszty wesela, a Wanda z pogardą patrzy na wszystkich gości, którzy mają więcej od niej, przypisując ich majątek kradzieżom i skarbowym machlojkom. Jak tak wybuchowe połączenie dwóch rodzin może się skończyć? Zobaczcie sami!
Komedia taka jak inne?
Jeśli spodziewasz się typowej, polskiej komedii – możesz się zdziwić. To opowieść, która dzieje się właściwie od końca. Ten zabieg pozwala ci zabawić się w detektywa i odkrywać coraz to nowe wątki, które spowodowały stan rzeczy, który zastałeś na początku poznawania historii. Zaczynasz dostrzegać, dlaczego postaci zachowywały się tak, a nie inaczej, a w twojej głowie rysują się portrety psychologiczne niedoszłych weselników.
Dlaczego warto zobaczyć ten film? Czy tylko dla dobrego humoru? Dlatego, by uświadomić sobie, że kłamstwo, złe nastawienie, niedomówienia, ukryte frustracje, tłumiony gniew… mają krótkie nogi. Po seansie zrozumiesz, że czasem zwykła rozmowa, szczerość, proste komunikaty są szansą na ocalenie relacji, a ślub to nie event, ale połączenie węzłem małżeńskim dwóch rodzin.