Po prostu Szczęściarze
Zwykła, a jednak niezwykła szkoła. Tu realizuje się nie tylko treści programowe. Tu, przede wszystkim pomaga się uczniom zrozumieć świat i funkcjonować w realiach codzienności. To także miejsce, gdzie radośni, twórczy i pełni pasji nauczyciele, przygotowują swoich uczniów do dorosłości. Uczniów, którym - z racji specyfiki niepełnosprawności - jest trudniej, niż ich w pełni sprawnym rówieśnikom.
Rozmowa z Elżbietą Nowakowską, dyrektorką Szkoły Podstawowej Specjalnej nr 177, przy ulicy Szczęśliwickiej w Warszawie i jej nauczycielami, tworzącymi zespół muzyczny „Terapeuci – Grupa Wa-wa” Urszulą Czerwińską-Rut, neurologopedą i Szymonem Szczepańczykiem, pracującym jako pomoc nauczyciela.
Laura Izabela Jurga: Pani dyrektor, w jaki sposób wasza szkoła jest otwarta na ucznia i jego potrzeby?
Elżbieta Nowakowska: Nasza szkoła za swoje motto przyjęła słowa: Pomożemy rozwinąć ci skrzydła. Staramy się być miejscem, w którym nasi uczniowie wspierani są w swoim indywidualnym rozwoju- tak, żeby wyrosnąć na ludzi gotowych do polecenia w świat.
Do czego przygotowani są wasi uczniowie, gdy wylatują w świat?
To jest złożone pytanie. Tu podstawą jest to, co powiedziałam: indywidualne podejście. Pod koniec szkoły, staramy się znaleźć miejsce, gdzie będą mogli kontynuować naukę lub otrzymać właściwą opiekę. Wszystko zależy od możliwości dziecka. To są szkoły zawodowe, ośrodki terapeutyczne, ale bywają także licea. Przede wszystkim, jednak staramy się rozpoznawać ich mocne strony. To jest właściwie kluczowe. Chodzi nam o to, by ten młody człowiek czuł się spełniony i potrzebny, a nie rozwijał ambicje swoich rodziców.
Przeczytaj również
To bardzo ważna kwestia. Ale, o ile mi wiadomo, nie każda szkoła tak mocno angażuje się w rozwój swoich uczniów. Dziś raczej przekazuje się w szkole wiedzę. Na czym polega Wasza specyfika?
Mamy prawie stu uczniów, wszyscy mają niepełnosprawność intelektualną, z czego dwie trzecie, oprócz tej niepełnosprawności ma także zdiagnozowany autyzm. Z mojej wiedzy, jesteśmy największą na Mazowszu szkołą, która skupia tak dużo dzieci z autyzmem.
….Więc jednak jesteście Szczęściarzami…
(Śmiech) Tak… Ogromną wagę przywiązujemy nie tylko do wspomnianego indywidualnego podejścia, ale także do tego by, mając świadomość ich ograniczeń, mimo wszystko nauczyć naszych uczniów współżyć z innymi, komunikować się i zaistnieć w relacji z drugą osobą. Mam odwagę mówić, że połowę czasu w szkole poświęcamy na wychowanie naszych uczniów, a drugą połowę na ich edukację. Może nie wszystkim się to podoba, ale my mamy świadomość, że jak nauczymy młodego człowieka panować nad jego zachowaniami, problemami, także tymi w sferze zmysłów i komunikacji, to edukacja nabiera tempa i przynosi efekty. Natomiast, jeżeli dziecko wdrażane jest w zadania edukacyjne, a nie radzi sobie ze swoimi problemami, staje się to bardzo trudne zarówno dla niego, jak i dla nauczyciela.
To, o czym Pani mówi jest bardzo istotne, ponieważ dotyczy obszaru umiejętności społecznych. Są one ważne dla każdego ucznia, nie tylko niepełnosprawnego. Współczesna szkoła, nie przywiązuje, jak mi się wydaje zbyt wielkiej wagi do tego wątku. Jak się Państwu udaje połączyć kwestię edukacji i wychowania?
Tajemnica tkwi w wielu rzeczach. Trzeba zacząć od tego, że w szkole pracują niezwykli ludzie (uśmiech). Udało mi się stworzyć zespół pasjonatów. Ludzi, którym nigdy nie jest ciężko, którzy ciągle myślą, co jeszcze można zmienić, którzy traktują swoich podopiecznych, jako ciekawe wezwanie do poszukiwania, a nie tkwienia w miejscu. Kolejną rzeczą jest to, że pracujemy zespołowo. Tu nikt nie zostaje sam. Nie zostaje sam nauczyciel, nie zostaje sam człowiek z administracji, czy obsługi szkoły, nie zostaje samo dziecko. Każde dziecko znane jest wszystkim pracownikom szkoły. Ale także rodzic nie zostaje sam. Zapraszamy rodziców do ścisłej współpracy; kiedy rodzice wiedzą, jak postępować z dzieckiem, mówią: Tak, to działa! Zaczynamy się zmieniać, jako rodzina! W ten sposób, tworzymy front, współpracujących ze sobą osób, które mają wspólny cel: Wspomóc młodego człowieka, tak, by on sam mógł dojrzewać i zmienić się.
I tu jest kolejny aspekt. Nie będę generalizować, ale z doświadczenia wiem, że w wielu szkołach współpraca z rodziną stanowi problem. A z tego, co Pani mówi wynika, że stawiacie jednak na partnerstwo we współpracy z rodzicami.
Bardzo nam na tym zależy. To nie jest łatwe, ponieważ rodzice, przychodząc do szkoły mają bagaż doświadczeń współpracy z terapeutami. Niepełnosprawność dziecka to duże wyzwanie dla rodziny, więc pierwszym etapem jest budowanie zaufania. To, co my proponujemy, to pomysł na pójście drogą ku dojrzewaniu, dorastaniu, poszerzaniu umiejętności dziecka. Czasem rodzice mają własne wyobrażenia, co do skuteczności terapii. Zaufanie rodzi się powoli, to jest proces. Też czuliśmy pewien niedosyt w obszarze psychologicznego wsparcia dla rodziców, dlatego dwa lata temu powstał w szkole Klub Rodzica. Jest to forma współdziałania psychologów i pedagoga z rodzicami, na płaszczyźnie pozaedukacyjnej. Tu rodzice mogą przyjść, zadać pytanie i porozmawiać także z innymi rodzicami, którzy mając niepełnosprawne dziecko, już patrzą na nie nieco inaczej, już znaleźli rozwiązanie pozornie banalnych problemów i potrafią się nim podzielić. To jest wartość nie do przecenienia. Rodzice mogą tu porozmawiać, powiedzieć o swojej bezradności czy zmęczeniu, wyrzucić żale, a nie zostaną ocenieni. Dostaną wsparcie.
A mają prawo być zmęczeni?
Oczywiście, że tak. Myślę, że większym problemem jest to, by rodzice pozwolili sobie na takie stwierdzenie. Tkwią w przekonaniu, że muszą, każdego dnia, miesiąca i roku, dawać sobie radę. Nie tędy droga.
Zaczęłyśmy rozmowę od kwestii rozwijania skrzydeł. Powiedziała Pani też o Klubie Rodzica, o kadrze o Szczęściarzach. Wszystko dobrze funkcjonuje. Co jest kluczem do bycia Szczęściarzem? Czy mogę zaryzykować stwierdzenie, że ważnym czynnikiem jest tu dialog?
Oczywiście. Dialog, w którym ważna jest też umiejętność słuchania, nieoceniania, możliwość formułowania własnych opinii. Opracowaliśmy projekt innowacji, który zakłada rozwijanie komunikacji, samodzielności i zaradności życiowej naszych uczniów. Dialog był tu jednym z kluczowych elementów. Chodzi o to, by uczeń umiał wyrażać swoje potrzeby, żeby umiał słuchać tego, co do niego mówią inni i wyrażać swoją opinię, bez narzucania swojego zdania. Jest to bardzo trudne dla osób z autyzmem. Także to, by pomóc im dostrzec potrzeby innych. To praca także z rodzicami. Moją ideą jest to, by zajęcia sportowe, czy ruchowe albo plastyczne, stały się swego rodzaju przestrzenią do bycia w grupie, przy zachowaniu swojej indywidualności.
Najważniejsze, że jesteś…?
Najważniejsze, że jesteś, że możemy tu być razem, że możemy cię poznać (uśmiech).
Niemal od początku naszej rozmowy towarzyszy mi myśl, że Pani nie widzi problemów. Jak to się robi?
(Śmiech) Rzeczywiście, staram się być optymistką. Zresztą, kiedy omawiamy z nauczycielami jakiś problem, koncentruję się na pozytywach, zachęcam, żeby za nimi podążać. Rzeczywiście tak jest. I nie ukrywam, że czerpię energię i radość od moich pracowników, także rodziców, a co najważniejsze- od uczniów. I czasem z pasją i radością, ze łzami w oczach, opowiadam o drobnych rzeczach, które się zdarzyły. Wtedy mówię: Wow!
Muszę powiedzieć, że zachwyca mnie Pani entuzjazm. Ale chcę zapytać o jeszcze inne inicjatywy, których w Waszej szkole nie brakuje. Mam nieodparte wrażenie, że nie brakuje też tutaj twórczych osobowości. Pani pozwala rozwijać skrzydła nie tylko uczniom i nie tylko uczniowie są w tej szkole Szczęściarzami. Co jeszcze robicie?
Już mówiłam, że ludzie, którzy tu pracują, są niezwykli. Nie chodzi o to, że skończyli określony kierunek studiów i przyszli do pracy, gdzie będą wykonywać to, czego ich na studiach nauczono. To są ludzie, którzy, kiedy przyjmuję ich do pracy, mówią o swoich pasjach i zainteresowaniach. Daję im też możliwość realizowania tych pasji. Często mówię: Miejcie marzenia! Miejcie fantazję! My, pomożemy je zrealizować! Czasem trzeba je okroić do realiów, w których jesteśmy, ale, jeśli nie mamy marzeń, to nie wiemy, do czego mamy dążyć. I, rzeczywiście ktoś w naszej pracy ujawnia się jako poeta, tekściarz, czy tancerz albo plastyk, mający niezwykłe wizje i pomysły. Ktoś się ujawnia jako muzyk. Jego zadaniem wcale nie jest nauczanie muzyki, ale ma tak wspaniały talent, którym potrafi zarażać innych i zachęcić do wspólnych działań. To jest cudowne!
Świat byłby piękniejszy, gdyby każdy dyrektor miał takie podejście do swoich pracowników, pomagając im w wydobywaniu ich potencjału, rozwoju talentu i realizacji marzeń. Pani jest właśnie takim dyrektorem.
Nie ukrywam, że moją ideą zarządzania zespołem jest stworzenie takich warunków, w których ludzie będą szczęśliwi i zadowoleni. Żeby przychodzenie do pracy było przyjemnością, a nie przymusem i ciężarem. To jest specyficzna praca. Każdy, kto przychodzi tu tylko dlatego, że musi tu być, szybko się wypala i odchodzi. Natomiast, jeśli ktoś czuje, że to jest coś świetnego, że jest częścią zespołu i nie jest zostawiony sam sobie, także w chwilach słabości, zupełnie inaczej podchodzi do swojej pracy. W innym też nastroju do pracy przychodzi. Dla mnie potwierdzeniem, że to, co robimy ma sens jest czas po feriach, kiedy rodzice przychodzą i mówią, że wreszcie szkoła jest otwarta, bo dziecko nie mogło się doczekać powrotu. Dzieci przychodzą tu z uśmiechem na ustach.
To jest ewidentny sukces! Przy drzwiach wejściowych jest napis: Tu wchodzimy tylko z uśmiechem. Trudno go nie zauważyć. Ja też się uśmiechnęłam. Ale chyba chodzi o coś więcej. Czy dzięki postawie, jaką ma Pani wobec całej kadry, zmniejsza się zjawisko wypalenia zawodowego albo jest rzadsze, niż w innych szkołach? A może w ogóle nie występuje?
To temat, którego nie przemilczamy. Pracownicy mogą przyjść, przegadać trudne tematy, wiedząc, że nie będą ocenieni, że sprawa nie zostanie rozdmuchana, a co najważniejsze, że dostaną wsparcie. Takim wsparciem są także szkolenia. Robię też, co roku anonimową ankietę wśród pracowników, żeby wiedzieć, co warto poprawić, zmienić. W szkole można popaść w pewną rutynę. Jedni uważają, że to dobrze, bo wiedzą, co robić, inni potrzebują zmian. Ja też jestem taką osobą, że kiedy pewne rzeczy mnie nużą, zaczynam tych zmian poszukiwać. Po to, żeby w rutynę nie popaść. Staram się przestrzegać zasady zmiany, zwłaszcza, kiedy dana osoba długo się czymś zajmuje. Czasem, w klasach1-3, po trzech latach, nauczyciel przekazuje swoje dzieci komuś innemu, a czasem ten okres jest wydłużany. Tu też podchodzimy indywidualnie. Ważne, że nauczyciele mogą przyjść i powiedzieć mi o swojej potrzebie. Nawet, jeśli to jest dla mnie problem, kiedy nauczyciel oczekuje dużej zmiany – szukamy rozwiązań. To jest kluczowe. To też jest czasem wyzwanie, bo pewnie łatwiej mieć wszystko poukładane, ale tu, często nie chodzi o rewolucyjne, a o drobne zmiany. Bo nie możemy rujnować tego, co już udało się wypracować Może mi łatwiej, także ze względu na to, że mam młody zespół i rotacja jest nieunikniona, chociażby z punktu widzenia urlopów macierzyńskich. Kiedy nauczycielka idzie na urlop, reorganizacja pracy jest nieunikniona.
Ale ludzie na ogół boją się zmian…
Owszem.
Fot. Joanna Krzemińska
Jak Państwo sobie z tym radzą i jak sobie radzą dzieci?
Zmiany, które dotykają dzieci są tymi, nad którymi najdłużej pracujemy. Czasem są zmiany takie, których nie przewidzimy, na przykład wtedy, gdy nauczycielka odchodzi po urodzeniu dziecka. Wiem, że rodzicom się to nie bardzo podoba, ale trzeba się z tym pogodzić, szukać w tej sytuacji pozytywów i iść dalej. Natomiast, mamy też zmiany nieco inne, na przykład wtedy, gdy dziecko zmienia zespół czy nauczyciela. To są zmiany, nad którymi długo myślimy, obserwujemy. Od tego mamy też psychologów, pedagoga, wychowawców. W zespole analizujemy różne rozwiązania i wybieramy najlepsze. A, jeśli chodzi o zmiany, dotyczące całej wspólnoty szkoły lub kadry, staram się najpierw przekazać argumenty, przemawiające za daną zmianą. Staram się też słuchać i być otwarta na propozycje modyfikacji tego pomysłu albo inne rozwiązania. W związku z tym, proces podejmowania decyzji o zmianie jest wspólny. Ważne jest też zrozumienie, dlaczego jest ona niezbędna. Myślę, że to ułatwia jej akceptację. Minimalizuje też w ludziach strach przed zmianą, która mogłaby zrujnować to, co zostało już wypracowane.
Nie jesteście zwykłą szkołą. Twórczy nauczyciele mają twórcze pomysły. Czy to jest sposób na unikanie wspomnianej rutyny?
Tak. Nauczyciele często wspólnie szukają pomysłów. Nie są samotnymi żeglarzami, tworzą zespół. W związku z tym, gdy jedna osoba ma jakiś pomysł, kolejna do niego coś dorzuca. W rezultacie powstają zachwycające pomysły i inicjatywy.
Skąd w takim razie wziął się pomysł stworzenia inicjatywy Terapeuci. Grupa Wa-wa ?
(Śmiech) To było też odkrycie talentów, na poboczu pracy zawodowej. Jakiś bal, gdzie zaczęło się śpiewanie, występ, w którym ktoś zaczął tańczyć. Okazało się, że sprawia im to przyjemność. Trzy osoby, które ten Zespól tworzą, doskonale się rozumieją . Przy okazji imprez dla naszych dzieci, zaczęli się otwierać, tworzyć teksty, komponować. Tak powstawały kolejne piosenki.
Planujecie koncert…
Sam koncert, to bardziej złożona sprawa. Przykład dochodzenia do naszych marzeń. Od miasta otrzymaliśmy fundusze na remont sali gimnastycznej- jedynego dużego pomieszczenia w naszej szkole. Ma funkcję nie tylko sportową, ale także artystyczną. Pomyśleliśmy, że skoro mamy już fantastyczną salę, gdzie jest fantastyczna wentylacja, wyciszenie, które niweluje drażniące dźwięki, docierające do uszu naszych uczniów z autyzmem, to może warto zatroszczyć się o profesjonalne nagłośnienie i multimedia, które wykorzystujemy też do nauki komunikacji alternatywnej. Stąd pomysł zakupu kosztownego, ultra krótkoogniskowego projektora. Tu włączyli się rodzice, którzy chcą nas wesprzeć w realizacji marzeń i uznali, że skoro terapeuci mogą grać i śpiewać, to oni przygotują resztę. Stąd wziął się pomysł organizacji koncertu charytatywnego.
W ten sposób rozwiązuje Pani także częsty problem braku pieniędzy w szkołach.
(Śmiech). Trochę tak. Ale, ja wychodzę z założenia, że inaczej się z czegoś korzysta, jeśli to wypracujemy wspólnie. To ma inną wartość. Cząstka moich działań jest w tym, co może być wykorzystywane przez wszystkich.
Wszystko to brzmi naprawdę imponująco. Ale o pozostałe szczegóły zapytam w takim razie Muzyków. Skąd idea stworzenia Grupy?
Szymon Szczepańczyk: Do Warszawy przyjechałem z Pszczyny. Tam również, jako terapeuci, pracujący z osobami niepełnosprawnymi, stworzyliśmy zespół muzyczny. Postanowiłem to kontynuować tutaj. Z Ulą spotkaliśmy się na szkolnej przerwie.
Urszula Czerwińska – Rut: Chodził po szkole i brzdąkał na gitarze, więc pomyślałam, że skoro on gra, a ja czasami śpiewam, to może coś razem stworzymy.
Sz. Sz.: Ja się zajmuję muzykowaniem od wielu lat i cieszę się, że udało mi się połączyć pasję z pracą zawodową. Współpracowałem z Mirkiem Kowalewskim, znanym w świecie muzyki szantowej. Zrobiliśmy piosenkę Kulejący Anioł, by poruszyć tematykę niepełnosprawności.
U. CZ.- R. Tak, ta piosenka jest też piękną kontynuacją tego, co robimy tutaj. Idealnie się wpisuje.
Czyli Pan gra, a Pani śpiewa… Na czym Pan gra?
U. CZ.- R. Na czym on nie gra, może tak będzie prościej (śmiech). Ja śpiewam. Nie ma tu z nami trzeciego członka naszej Grupy- Michała Szymplińskiego, który w szkole jest kierownikiem świetlicy i matematykiem….
SZ. SZ. Objawił się jako twórca znakomitych tekstów, pięknych melodii. Głównie bazujemy na jego tekstach, trochę moich, trochę coverov, ale to rzadziej. Staramy się iść w stronę własnych utworów.
A dlaczego gracie i śpiewacie?
U. CZ. –R.: Uwielbiam śpiewać. To moje, nie do końca spełnione marzenie. Właściwie teraz robię to, co zawsze chciałam robić, bo nie byłam pewna, czy bardziej chcę śpiewać, czy uczyć. A, w tej szkole udało się to połączyć, ponieważ pedagogika pracy z dziećmi jest mi, jednak najbliższa (śmiech). Zarzuciłam szkołę muzyczną, ale w szkole średniej łączyłam obie pasje, w klasie artystyczno-pedagogicznej. Prowadziłam też szkołę tańca. Wiem, jak muzyka łagodzi obyczaje, i jak ją wykorzystać w pracy z uczniami niepełnosprawnymi.
SZ. SZ. : Dla nas samych jest to często zaskoczenie, jak muzyka wpływa na naszych uczniów, jak coraz lepiej słyszą, rozwój widzą też osoby z zewnątrz.
Zwykła, a jednak niezwykła szkoła. Tu realizuje się nie tylko treści programowe. Tu, przede wszystkim pomaga się uczniom zrozumieć świat i funkcjonować w realiach codzienności. To także miejsce, gdzie radośni, twórczy i pełni pasji nauczyciele, przygotowują swoich uczniów do dorosłości. Uczniów, którym- z racji specyfiki niepełnosprawności jest trudniej, niż ich w pełni sprawnym rówieśnikom. Widzimy też radość u naszych dzieci, poczucie sukcesu, kiedy mogą wydobyć jakiś prosty dźwięk z instrumentów, które przynosi Szymon. Czasem coś zaśpiewają, nie zawsze udolnie, ale to nie ważne.
SZ. SZ. Jeśli, miałbym podchodzić do pracy z punktu widzenia profesjonalnego muzyka, to nie o to chodzi. Tu ważna jest interakcja, która rodzi się przez muzykę.
U. CZ. –R. Dzieci się otwierają, stają się odważniejsze, nie ma takiego stresu przed występem. Jesteśmy szczęśliwi, że możemy robić to, co lubimy i to komuś służy.
A co z Koncertem?
U. CZ. _R.: Koncert jest 23 listopada, w piątek o godzinie 18.00, w naszej szkolnej, pięknej sali, przy ulicy Szczęśliwickiej 45/ 47 w Warszawie. Tym razem, jak wspomniała Pani Dyrektor, zbiórka dotyczy specjalnego projektora multimedialnego, Chodzi też o to, by się zintegrować, wypić kawę, herbatę i zjeść ciastko. I posłuchać nas. Będzie też kiermasz przedświąteczny ozdób choinkowych.
Bilety- cegiełki są w trzech cenach: 10 zł., aby przyjść i nas posłuchać, 20 zł.- koncert, kawa, ciastko, napój i 50 zł, to koncert, kawa, słodkość i upominek. Zapraszamy już od 17.00.
Dziękuję Państwu za rozmowę i również dołączam się do zaproszenia. Ja, będę na pewno.