Nasze projekty
Fot. Archiwum prywatne Anny Musiał

Anna Musiał: Nie znam bardziej wpływowej i inspirującej kobiety od Maryi

O tym w jaki sposób Maryja może stać się inspiracją dla współczesnych kobiet, czym jest zawierzenie Maryi i dlaczego warto zawierzać Jej siebie i najbliższych, rozmawiamy z Anną Musiał, aktorką, prywatnie mamą Macieja Musiała.

Reklama

Zofia Świerczyńska: Czy Maryja może być inspiracją dla współczesnych kobiet?

Anna Musiał: Maryja jest najdzielniejszą kobietą świata. Nie dyskutowała z Bogiem, tylko od razu przyjęła zadanie, które dla Niej miał. To przecież takie trudne. Dyskretna, zawsze w ukryciu i zawsze pełna miłości. Najpokorniejsza, a jednak Bóg chciał, by była Królową Świata. Najdelikatniejsza, a jednocześnie najwaleczniejsza. Jest czułą Matką, ale też tą, która depcze głowę węża i toczy nieustanne boje ze złem, które na nas czyha. Nie znam bardziej wpływowej i inspirującej kobiety.

I jest piękna, bo jest przepełniona Bogiem, promienieje Jego światłem. Dziś, kiedy tyle czasu poświęcamy na to, by dobrze wyglądać, warto przypomnieć sobie, że prawdziwe piękno wypływa ze środka, z relacji z Bogiem. Jego pokój i Jego miłość wygładzają rysy twarzy i dają jakąś młodość, która nie przemija. To lepsze niż medycyna estetyczna (śmiech).

Postać Maryi, która łączy w sobie te przeciwstawne cechy jest Ci szczególnie bliska…

Moja mama zawierzyła mnie Maryi jeszcze przed moim narodzeniem. Zaszła w ciążę jak miała 46 lat, a wtedy nie był to normalny wiek na rodzenie dzieci. Lekarze zalecili przerwać ciążę. Ona tego nie zrobiła, zaufała Bogu. Przeżyła poród, a ja urodziłam się zdrowa. Już na początku mojego życia Maryja została poproszona o to, by się mną opiekować. Później, w czasach liceum, chodziłam na piesze pielgrzymki. Widziałam też często moją mamę modlącą się w kościele przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. W domu też wisiał taki obraz. Ale jakoś było mi bliżej do Boga Ojca, i do Jezusa, nie czułam jakiejś większej relacji z Maryją. I tak było przez większość mojego życia.

Kiedy to zaczęło się zmieniać?

Wszystko zaczęło się jakieś sześć lat temu, kiedy we wrocławskim szpitalu umierała moja przyjaciółka. Pojechałam tam i modliłam się w szpitalnej kaplicy o jej zdrowie i wtedy miałam niezwykle mocne doświadczenie smutku Boga i tego, że ludzie nie chcą przyjąć Jego miłości. To zwaliło mnie z nóg. Sprawiło, że kilka następnych miesięcy spędziłam czytając wszystkie dostępne pisma mistyków. Chciałam poznać Boga takiego, jakiego oni znali. Prawie nie wychodziłam z domu. Miałam taki głód bycia z Nim! Prosiłam Go z całych sił o bliskość. Taką, jaką mieli święci, o których czytałam. I o to, by mi pokazał, co mogę zrobić, żeby był mniej smutny. I nagle, po kilku miesiącach zupełnie przestałam czuć Jego obecność! Nie wiedziałam co się stało. I to był dokładnie ten czas, kiedy dostałam zaproszenie na wyjazd do Medjugorie.

Reklama
Trzeba umieć kochać. I choć to praca na całe życie, to z Maryją jest jakoś szybciej. Ona jest najlepszą nauczycielką. Dlatego Bóg odesłał mnie do Niej, aby mnie trochę poduczyła

Wiedziałaś po co tam jedziesz?

Wtedy jeszcze nie. Kompletnie nie interesowało mnie to miejsce. Czułam, że to jakieś zaproszenie, ale nie wiedziałam do czego. Dziś wiem. Żeby być przy Bogu naprawdę blisko i by On mógł się mną posługiwać, trzeba przygotowania, poukładania swojego życia, pokory, delikatności, wrażliwości… Trzeba umieć kochać. I choć to praca na całe życie, to z Maryją jest jakoś szybciej. Ona jest najlepszą nauczycielką. Dlatego Bóg odesłał mnie do Niej, aby mnie trochę poduczyła…

Taka nauka jest możliwa w tak krótkim czasie pobytu w Medjugorie?

To był początek drogi. Doświadczyłam w tym miejscu wielu łask. Byłam na jednym z objawień. Tysiące ludzi czekających w deszczu, rozmawiających głośno, przekrzykujący się Włosi… I nagle wszyscy milkną i zapada absolutna cisza. I poczułam, że Ona przyszła. Autentycznie. Że jest. Medjugorie to miejsce, które odwiedza Maryja, bywa tam często. Tam po prostu można Ją spotkać. Świadczy o tym ilość nawróceń, długie kolejki do spowiedzi odbywanej czasem po kilkudziesięciu latach, tłumy mówiące w różnych językach. Czuje się tam jakiś ogromny pokój, który zalewa serce i daje ukojenie. I będąc tam, nie chcesz wracać do domu. Medjugorie, to taka namiastka Nieba. Kto doświadczył Nieba, nie chce wracać do świata.

Zawierzenie to coś więcej niż modlitwa. To jest oddanie komuś swojego życia. Dziś, kiedy świat niesie tyle zagrożeń, to niezwykle ważne, bo Maryja naprawdę chroni, prowadzi i nie pozwala zabłądzić. 

Mówiłaś o tym, że Twoja mama jeszcze przed narodzinami zawierzyła Cię Maryi. Czym jest zawierzenie Maryi? Czy nie wystarczy po prostu modlić się za Jej wstawiennictwem?

Zawierzenie to coś więcej niż modlitwa. Kiedy się zawierzam, mówię: ufam Ci, dlatego oddaję Ci moje życie, moje sprawy, bo wierzę, że Ty Maryjo ochronisz mnie, wyprowadzisz z trudnych sytuacji, pomożesz zerwać z grzechem i doprowadzisz do Jezusa. To jest oddanie komuś swojego życia. Dziś, kiedy świat niesie tyle zagrożeń, to niezwykle ważne, bo Ona naprawdę chroni, prowadzi i nie pozwala zabłądzić.

Reklama

Wiele osób powie – po co się zawierzać Maryi, skoro można bezpośrednio zwrócić się do Boga?

Oczywiście. Bóg nie potrzebuje pośredników. Ale chodzi o coś innego. Każde serce jest poranione, szorstkie, mało wrażliwe i nieczułe często przez to, że nie doświadczyło miłości w dzieciństwie czy w późniejszym etapie życia. Nie umiem słuchać, nie umiem mówić, nie mam pokory. Jeśli autentycznie, z pełną świadomością oddam się Matce Bożej, Ona będzie przemieniać moje serce w Jej serce, aby takim sercem kochać Boga. I w takim sensie Maryja jest mi potrzebna do relacji z Panem Bogiem. Oczywiście mogę sama się do Niego modlić i sama próbować Go kochać, ale Maryja uczy lepiej kochać – i Pana Boga i drugiego człowieka.

Jak w praktyce wygląda zawierzenie swojego życia Maryi? Czy wyraża się ono w modlitwie, codziennej postawie?

Są dwa rodzaje zawierzenia. Pierwsze to takie, które możemy uczynić w każdej chwili swoimi słowami w domu, albo odczytując akt zawierzenia podczas spotkań i modlitwy w pierwsze soboty miesiąca. Wtedy decyduję się oddać Matce Bożej siebie, albo jakieś konkretne sprawy, problemy – moje albo moich bliskich. Drugi rodzaj zawierzenia jest o wiele bardziej zobowiązujący i wymaga przygotowania. To oddanie się w niewolę miłości według św. Ludwika Grignion de Montforta. Ten rodzaj zawierzenia, to już ścisła relacja i współpraca z Matką Bożą. To jakby bycie w sercu Maryi i wzajemna wymiana miłości. Ja modlę się w Jej sprawach, Ona w moich. Uczy mnie, wychowuje i posyła tam, gdzie mogę pomagać Jej mówić ludziom o Bogu. A ja powtarzam codziennie: jestem do Twojej dyspozycji. Właśnie po Medjugorie zawierzyłam się w ten sposób.

Reklama

To bardzo duże zobowiązanie…

To zawierzenie niesie za sobą konkretne zobowiązania, ale nie odczuwam ich jako przymus, albo ciężar. To dzieje się samo. Bycie w relacji miłości i współodczuwania sprawia, że chcę oddawać Jej swoją modlitwę, aby Ona mogła ofiarować ją Bogu w takich sprawach, jakie są najważniejsze w danej chwili dla świata. Prawie nigdy nie modlę się w moich sprawach. Odmawiam codziennie różaniec w Jej intencjach, i mam pewność, że Ona modli się w moich. I robi to zdecydowanie lepiej niż ja sama mogłabym to zrobić.

Organizujesz spotkania w Warszawie z uroczystym zawierzeniem Maryi. Skąd wziął się ten pomysł?

Po przyjeździe z Medjugorie i po moim zawierzeniu według Ludwika Grignion de Montforta, bardzo często pojawiała się tematyka Fatimy. Ciągle na nią trafiałam. Wiedziałam, że w tym miejscu były objawienia, ale nie wiedziałam nic więcej. Będąc w Kościele od zawsze, nie wiedziałam nic więcej o Fatimie – myślę, że niestety wielu ludzi ma tak samo. Wgłębiałam się w temat, a Matka Boża prowadziła mnie powoli. Zrozumiałam, że prosi mnie o pierwsze soboty miesiąca. A potem jakoś wewnętrznie usłyszałam, że samo wynagrodzenie Matce Bożej to za mało. Że w dzisiejszym świecie jest ogromna potrzeba zawierzenia się Jej. Zaczęłam czytać o tym, jak dla Prymasa Wyszyńskiego ważne było zawierzenie się Matce Bożej. On sam oddał Jej siebie i Polskę w macierzyńską niewolę miłości. Także Jan Paweł II potwierdzał, że to jest właśnie ta droga. Ja czuję mocno w sercu, że dziś Bóg chce, aby każdy człowiek indywidualnie, każda rodzina zawierzyła się Matce Bożej. I z tego poczucia w styczniu 2017 roku rozpoczęłam organizację spotkań.

Jak wyglądały początki?

Trochę zwlekałam z rozpoczęciem, bałam się. Wiedziałam, że mam to robić, ale było mi trudno – nie miałam żadnej wspólnoty, nie wiedziałam z kim to zorganizować. Kiedy pojawia się jakieś trudne zadanie, człowiek od niego ucieka. Już we wrześniu poszłam do proboszcza w Sanktuarium Andrzeja Boboli w Warszawie i opowiedziałam mu o pomyśle. Zgodził się i zarezerwował tzw. “dolny kościół” na wszystkie pierwsze soboty. A ja zwlekałam do stycznia. Nie miałam nikogo do pomocy i myślałam, że nikt nie przyjdzie na spotkania.

Ale stało się inaczej…

Nie zrobiłam właściwie żadnej reklamy i na pierwsze spotkanie przyszło około 10 osób, na kolejne 40, a po czterech miesiącach było nas już 200. I to było dla mnie niesamowite, bo Matka Boża mi pokazała, że rzeczywiście tego chce i jest to potrzebne. Minęły już 3 lata i mimo, że te spotkania trwają dość długo, bo 3 godziny, to w każdą pierwszą sobotę miesiąca jest nas około 150 osób.

Jak wygląda takie spotkanie?

Najpierw jest wystawienie Najświętszego Sakramentu i krótkie uwielbienie, potem to, o co prosiła Matka Boża w Fatimie, czyli różaniec wynagradzający, medytacja. Potem konferencja, przygotowanie do zawierzenia i świadectwa. Wszystko kończy się Mszą świętą, na której odczytywany jest Akt Zawierzenia.

O czym mówią uczestnicy spotkań podczas świadectw?

Na mnie świadectwa robią zawsze ogromne wrażenie. Ludzie przychodzą i mówią o tym, jak zmieniło się ich życie po zawierzeniu. I to najczęściej są niesamowite rzeczy…Uzdrowienia, naprawa relacji, znalezienie pracy i mnóstwo innych rzeczy. Kocham te chwile świadectw, bo dzięki nim wiem, że to, co robimy ma sens. A to już trzy lata… Sama się dziwię jak to minęło… A ludzie przychodzą, dziękują i znów za miesiąc wracają.

FOT. Instagram Anny Musiał

Gdy jako dziecko, potem nastolatek mój syn jeździł na plany filmowe, mówiłam: Maryjo chroń go, i wierzyłam, że nic mu się nie stanie. I tak rzeczywiście było.

Swoje życie zawierzyło Maryi już bardzo dużo osób, wśród nich są znani aktorzy, dziennikarze… Dlaczego ludzie decydują się na to, by zawierzyć swoje życie Maryi?

Ja powierzyłam swojego syna Maryi już przed jego narodzeniem, tak jak moja mama mnie i to była najlepsza rzecz, którą mogłam mu dać! Gdy jako dziecko, potem nastolatek jeździł na plany filmowe, gdzie dzieją się różne trudne rzeczy i trochę się o niego bałam, mówiłam: Maryjo chroń go, i wierzyłam, że nic mu się nie stanie. I tak rzeczywiście było. Polecam bardzo wszystkim rodzicom. To najlepsza polisa na życie.

Syn odczuwa tą obecność Maryi w swoim życiu? Rozmawiacie wspólnie o wierze?

W tym wieku generalnie mało rozmawia się z rodzicami o wierze. Natomiast bardzo często powtarza, że wszystko do czego doszedł, co posiada, to dar od Boga i mocno widzi Jego działanie w swoim życiu. Nie rozmawiamy o szczegółach, nie dopytuję go o to. Myślę, że to czuje i to wie.

Czy to zawierzenie szczególnie jest potrzebne osobom publicznym?

Osoby publiczne są może bardziej narażone na pokusy świata, bo mają więcej możliwości, nie wiem… Ale przecież każdy człowiek odczuwa zło które jest w świecie, niepokój. Większość ludzi żyje w nieustannym lęku, niepewności, depresji.. Maryja jest Matką. Ona wyzwala z trudnych sytuacji, chroni i prowadzi do Boga. A jeśli żyję w bliskiej relacji z Bogiem, to ustępuje lęk, depresja, i przychodzi radość.

Jaki jest Twój sposób na budowanie relacji z Maryją?

To jest tak jak z każdą relacją. Jeśli chcemy się z kimś przyjaźnić albo po prostu ktoś jest nam bliski, to rozmawiamy z nim, słuchamy go, i próbujemy go poznać. I to nam sprawia radość i przyjemność, ale też rodzi więź. Tak jest też z relacją z Maryją. W moim domu, przy wejściu, wisi ogromny, prawie naturalnych rozmiarów obraz Matki Bożej Kodeńskiej. To Matka Boża Jedności. Witam się z Nią każdego dnia, bo muszę koło Niej przejść, rano zawsze mówię Jej dzień dobry (śmiech). A potem najczęściej jadąc do pracy odmawiam różaniec w Jej intencjach. Staram się bywać często na Mszy Świętej, i słuchać co mówi Ona, co mówi Bóg, i jakie mają plany dla mnie… Takie, zwyczajne życie.


Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę