Nasze projekty
Reklama
Fot. Tenan/Wikipedia

Co się działo w Rzymie od rezygnacji Benedykta do wyboru Franciszka?

Dziennikarze lubią mówić: “na naszych oczach dzieje się historia”. Ale wtedy naprawdę się działa - wspomina red. Jacek Tacik, przed 10 laty wysłannik TVP Info. Do Rzymu zjechał cały dziennikarski świat. Nikt nie wiedział jak będą wyglądały kolejne dni. Wydawcy pytali: co teraz będzie?

Ci, którzy byli wtedy w Rzymie, dni sede vacante, a więc czas po ustąpieniu Benedykta XVI, a potem wybór Franciszka, zapamiętają na zawsze. Jacek Tacik (dziś TVN) poleciał do Rzymu od razu po ogłoszeniu rezygnacji. Anna Hałas-Michalska (dziś Polsat News) przybyła na ostatnie dni pontyfikatu ustępującego papieża, podobnie jak red. Krzysztof Tomasik z Katolickiej Agencji Informacyjnej. Ks. Przemysław Śliwiński w Rzymie mieszkał. Najbardziej zapamiętałem 28 lutego 2013 o godz. 20. Pamiętam wszystko: zapach, odcień nieba nad Pałacem Apostolskim w Castel Gandolfo, atmosferę na placu i ciszę bez pokasływań. Czuło się, że dzieje się coś ważnego, jakiś styk czasu kairos z czasem chronos, choć nikt nie wiedział, co dalej. 

Zaskoczenie i niedowierzanie

Jako pierwsza informację o tym, że papież zamierza ustąpić z urzędu podała Giovanna Chirri, doświadczona dziennikarka włoskiej agencji ANSA. Jako jedna z nielicznych śledziła w poniedziałkowy poranek transmisję konsystorza w biurze prasowym Stolicy Apostolskiej. Wszystko miało przebiegać standardowo, Benedykt XVI miał zapowiedzieć trzy kanonizacje i to wszystko. Papież rozłożył kartkę i odczytał z niej po łacinie zdania, które wprawiły obecnych w osłupienie:

“W pełni świadom powagi tego aktu, z pełną wolnością, oświadczam, że rezygnuję z posługi Biskupa Rzymu, Następcy Piotra, powierzonej mi przez Kardynałów 19 kwietnia 2005 roku, tak że od 28 lutego 2013 roku, od godziny 20.00, rzymska stolica, Stolica św. Piotra, będzie zwolniona i będzie konieczne, aby ci, którzy do tego posiadają kompetencje, zwołali konklawe dla wyboru nowego papieża” 

Reklama

Notatnik wypadł jej z rąk. W przeciwieństwie do kolegów z innych redakcji Chirri znała łacinę. Kilka minut później media na całym świecie cytowały jej depeszę o rezygnacji Benedykta XVI – przypomina Jacek Tacik z TVN24. Ta wiadomość zelektryzowała cały świat. On sam, kilka godzin później był już w samolocie do Rzymu.

Red. Anna Hałas-Michalska z Polsat News pracowała wtedy w redakcji Wiadomości TVP i pamięta ogromne zaskoczenie i niedowierzanie, kiedy agencje informacyjne podały, że papież Benedykt XVI podjął decyzję o rezygnacji.

Był środek dnia, każdy przygotowywał zaplanowany na porannym kolegium temat. Depesze z notką “pilne” poderwały wszystkich na nogi. Pamiętam ogromne zdziwienie i zamieszanie. Nie było takiej sytuacji w nowożytnej historii. Papieże piastowali przecież stanowisko aż do śmierci, bez względu na stan zdrowia. Każdy więc zastanawiał się, czy dobrze rozumie to, co czyta. I jak to nazywać – abdykacja, rezygnacja, dymisja, ustąpienie? Pojawiły się dziesiątki pytań – jak to możliwe, co to oznacza, co teraz będzie? 

Reklama

Co z Benedyktem XVI? Jak będzie wyglądało pożegnanie i cała procedura rezygnacji? Jaka będzie rola ustępującego papieża, co się z nim stanie? Jak będzie tytułowany? Jak i czy będzie współpracował z nowym papieżem? Wszystko to było zupełnie nowe. My – reporterzy zaczęliśmy dzwonić do historyków, duchownych i ekspertów kościelnych, szukając odpowiedzi na te pytania i zbierając komentarze do wieczornego wydania Wiadomości – zupełnie innego niż to pierwotnie planowane.

Ten dzień pamiętam jak dziś, byłem wtedy w Rzymie – wspomina ten lutowy dzień sprzed 10 lat ks. Przemysław Śliwiński, obecnie rzecznik arcybiskupa i archidiecezji warszawskiej. Pracował nad artykułem naukowym, w tle miał włączony telewizor na kanale RaiNews. Usłyszałem tylko “la rinuncia del Papa”, odwróciłem się z niedowierzaniem, a na ekranie na żółtym pasku była już informacja, że papież złożył rezygnację. To było coś tak nieprawdopodobnego! Zresztą zaraz kolejny pasek telewizji informacyjnej dobrze to wszystko wyrażał: “Jak grom z jasnego nieba”, bo tak dokładnie zareagował na rezygnację kardynał dziekan kolegium. Co się dzieje? Co to znaczy? Jak to rozumieć? 

Z jednej strony – wrzawa medialna, a z drugiej strony byłem do tego teoretycznie przygotowany – komentuje to dziś, już z perspektywy czasu. Sprawą rezygnacji papieży w historii zajmowałem się ze względu na moją pracę doktorską, którą wtedy pisałem – dopowiada.

Reklama

Emocje, jakie mu towarzyszyły ks. Śliwiński postanowił zagospodarować i zdecydował się na pisanie specjalistycznego bloga. Siłą rzeczy powstałe wtedy artykuły były punktem wyjścia do publicystycznych analiz w polskiej prasie i z tego powodu często  był zapraszany do mediów, ale najpierw to dziennikarzom wyjaśniał zawiłości konklawe i dzieje papiestwa. Dzielił się też wynikami prowadzonych przez siebie badań naukowych na ten temat. 

Jednak najważniejsza – jak wspomina ten czas – była chęć towarzyszenia Benedyktowi XVI w ostatnich dniach jego pontyfikatu, dlatego był przy ołtarzu podczas papieskiej Mszy w Środę Popielcową, która wtedy wyjątkowo była odprawiana w bazylice św. Piotra a nie na Awentynie. Uczestniczył także w spotkaniu papieża z rzymskimi księżmi. Zapamiętał też, że zaraz po ogłoszeniu decyzji Benedykta, wieczorem na placu św. Piotra zaczęło się czuwanie ludzi, głównie młodych, którzy chcieli być z papieżem w tej ważnej chwili i modlili się za Kościół. 

W samolot i do Rzymu

Jacek Tacik wspomina, że od razu poleciał do Rzymu. Spadł na mnie nie tyle ciężar, co niesamowity przywilej relacjonowania tamtych dni na żywo, dzień po dniu, gdyż ówczesna korespondentka TVP była akurat na urlopie

Był także na placu św. Piotra 28 lutego 2013, gdy Benedykt XVI wylatywał z Watykanu śmigłowcem do Castel Gandolfo. Ludzie mieli wtedy łzy w oczach, szczerze – też mi się to udzielało. Na telebimie śledziliśmy obraz z Castel Gandolfo, ustępujący papież jeszcze raz wyszedł do wiernych, powiedział kilka słów, odwrócił się i zaczął znikać w swojej letniej rezydencji.  To było bardzo mocne i poruszające, bo wydawało nam się, że papież odchodzi i już go więcej nie zobaczymy – opowiada Jacek Tacik.

Anna Hałas-Michalska do Rzymu dotarła na ostatnie dni przed zakończeniem pontyfikatu Benedykta XVI. Na miejsce zjeżdżały dziesiątki dziennikarzy oraz wiernych z całego świata. Pamiętam specyficzną atmosferę w Watykanie. Z jednej strony nie było żałoby, przecież papież żył, ale był zarazem taki dziwny smutek, bo to w jakimś sensie był koniec. Jednocześnie towarzyszyło temu oczekiwanie na to, kto będzie następcą, z jakiego kraju i  jaki będzie nowy pontyfikat. 

Z jednej strony reportaże, które wtedy przygotowywałam z Watykanu dla Wiadomości TVP, to były wspomnienia osób, które osobiście znały Benedykta VI. Nie tylko duchownych, to byli też właściciele restauracji, czy pracownicy sklepów przy ulicy Borgo Pio, którą niemal codziennie spacerował kard. Ratzinger zanim został papieżem. Rozmawialiśmy z Gladio Colantonim z zakładu optycznego, Raniero Mancinelim kościelnym krawcem, czy też szewcem Antonio Arellano. To były ciepłe wspomnienia, ale powszechne też było zaskoczenie – opowiada dziennikarka telewizyjna.

Do dziś ma w pamięci rozmowy z wiernymi. Przyjechali z całego świata do Rzymu, żeby go pożegnać. W jakimś sensie czuli się opuszczeni, wciąż nie dowierzali, ale w wypowiedziach słychać było też zrozumienie i wdzięczność za pontyfikat. Benedykt XVI zrezygnował z powodu słabego zdrowia i braku sił, ale ludzie w jego decyzji nie widzieli słabości, tylko wręcz przeciwnie – wielką siłę i odwagę. Pokorę i mądrość

Pożegnanie w Castel Gandolfo

28 lutego Anna Hałas-Michalska została wysłana przez redakcję do Castel Gandolfo. Od rana rejestrowaliśmy jak to miasteczko, gdzie mieści się letnia rezydencja papieży, szykuje się na pożegnanie. Zmierzali tam pielgrzymi, wielu miało transparenty z podziękowaniami a nawet koszulki z podobizną papieża. Na Piazza della Liberta wywieszony był napis: “Dziękujemy Benedykcie, wszyscy jesteśmy z Tobą”. Gdy helikopter z papieżem na pokładzie odlatywał z Rzymu, biły kościelne dzwony. Biły też, gdy Benedykt XVI lądował  w Castel Gandolfo. Jednocześnie witały go okrzyki i oklaski. 

Ludzie, z którymi rozmawiałam z jednej strony mówili, że są smutni, z drugiej, że przyjechali tam, żeby podziękować i osobiście pożegnać papieża. Najbardziej wzruszający dla zgromadzonych na placu moment to ten, gdy Benedykt XVI stanął w oknie i wypowiedział ostatnie słowa. O tym, że od godziny 20.00 przestanie być już papieżem, a będzie jedynie pielgrzymem, który rozpoczyna ostatni etap swej ziemskiej wędrówki. Potem pobłogosławił zebranych, pomachał i zniknął we wnętrzu budynku. Brawa długo nie milkły.

Do Castel Gandolfo wybrał się i ks. Śliwiński. 28 lutego, około godz. 15 papież miał tam przylecieć i zaplanowano krótkie spotkanie z wiernymi. Pamiętam mnóstwo ludzi na placu przed pałacem apostolskim. Benedykt XVI powiedział, że od godz. 20 już nie będzie papieżem, ale będzie pielgrzymem. Tak to zapamiętałem, jego słowa odebrałem jako zapewnienie “idę z wami cały czas, idziemy razem”. To były poruszające słowa. Pamiętam też nieustającą modlitwę różańcową. Po tym spotkaniu pozostały jakieś 3-4 godziny do godziny 20, którą z księżmi-kolegami chcieliśmy tam przeżyć – opowiada ks. Śliwiński.  

Było mnóstwo dziennikarzy, z różnych telewizji, także z Polski, którzy w oczekiwaniu na godz. 20 po prostu razem ze sobą siedzieli, rozmawiali. Dla mnie było to pierwsze zapoznanie się ze środowiskiem, z którym potem jako rzecznik pracowałem

A potem, gdy zbliżała się godzina 20, dziennikarze wrócili do pracy, by na żywo relacjonować to, co się działo w Castel Gandolfo. Ja wróciłem wraz z kolegami na plac. Chcieliśmy być jak najbliżej drzwi prowadzących do Pałacu Apostolskiego przyklejonego do centralnego placu miasteczka. Przy wejściu stali dwaj gwardziści szwajcarscy – papieska straż. Była przejmująca cisza, a oni o godz. 20 odłożyli swoje halabardy i po prostu odeszli. 

Przed sekundą był papież, a teraz papieża nie ma. Pontyfikat zakończył się. Nie przez śmierć, ale przez dobrowolny akt rezygnacji, precyzyjnie o dwudziestej zero zero.

Gdy potem w milczeniu wracaliśmy do samochodu nie umieliśmy nazwać tego, co się stało – opowiada ks. Śliwiński. Mieliśmy świadomość, że uczestniczyliśmy w wydarzeniu historycznym. Wiedzieliśmy, że pontyfikat się zakończył, chociaż papież żyje, ale takiej sytuacji nie było od 500-600 lat. Działa się jakaś wielka tajemnica Kościoła, wiara że Bóg nie zostawi Kościoła. Wszystko przeszło w rytm proszenia Boga o kolejnego papieża. Nigdy w życiu tego nie zapomnę.  

Sede vacante i biały dym

Potem rozpoczęło się sede vacante – trochę inne niż po śmierci Jana Pawła II bo papież przecież żył, choć już nie zasiadał na Stolicy Piotrowej. Ruszyły przygotowania do konklawe. Kardynałowie, którzy przyjeżdżali do Rzymu, spotykali się na kongregacjach. Dziennikarze mogli się akredytować, codziennie uczestniczyć w konferencjach prasowych i obsłudze medialnej. Na tyłach bazyliki św. Piotra, w pobliżu auli Pawła VI powstało zaimprowizowane biuro prasowe, skąd dziennikarze z całego świata, którzy pozostali w Rzymie, relacjonowali te przygotowania. 

Byłem i jestem księdzem, który  modli się za Kościół, a z drugiej strony starałem się być dziennikarzem, ekspertem. Zacząłem wtedy współpracować z Katolicką Agencją Informacyjną. Bardzo często służyłem jako tłumacz z języka włoskiego na polski i odwrotnie – wspomina ks. Śliwiński współpracę z red. Krzysztofem Tomasikiem. 

Nie obyło się bez wpadek. Na jednej z konferencji prasowych opowiadano dziennikarzom w jaki sposób powstaje dym sygnalizujący wybór papieża. O. Thomas Rosica z biura prasowego Watykanu wyjaśniał, że od 2005 roku Stolica Apostolska używa podczas konklawe specjalnych środków chemicznych. Chodzi o to, by wierni nie mieli wątpliwości, jakiego koloru jest dym. Chociaż Kościół unowocześnił swoje metody komunikacji z wiernymi, używa Twittera, internetu, komputerów to podczas konklawe nadal polega na dymie – mówił o. Rosica.

W Kaplicy Sykstyńskiej są dwa piece – jeden do palenia kart do głosowania, a drugi do produkcji dymu. Czarny dym powstaje dzięki mieszaninie nadchloranu potasu, siarki i antracenu. Biały dym pojawia się dzięki spaleniu mieszaniny chlorku potasu, laktozy i kalafonii. Na tych fachowych terminach poległ mój włoski. Co robić? Nagle myśl: wikipedia! Najpierw szukałem terminu we włoskiej wiki, a potem przełączałem na polski odpowiednik, by się dowiedzieć, o jakiej substancji mowa – śmieje się ks. Śliwiński. Google Translate chyba wtedy jeszcze nie było.

Potem okazało się, że była to najchętniej opisywana w tym czasie informacja. Niby nic, “michałek” a dziennikarzy właśnie to najbardziej zainteresowało. 

W tych dniach dziennikarze pracowali od rana do nocy. Nie było ważniejszego tematu. Biegaliśmy cały dzień z kamerą i mikrofonem w Watykanie. Bywało, że tekst pisałam siedząc z laptopem na kolanach na chodniku. Gotowy materiał filmowy wysyłaliśmy z kawiarni, licząc na dobry zasięg internetu. Ale to sól tego zawodu. To był niezapomniany, ciekawy czas. Historia działa się na naszych oczach. A potem czekaliśmy na konklawe – wspomina Anna Hałas-Michalska.

Oczywiście pojawiały się też napięcia na linii media-Watykan. Kongregacje kardynałów wiązały się z tajemnicą przedmiotu tych spotkań, a dziennikarze chcieli jak najwięcej wiedzieć, być obecni w trakcie obrad, bo przecież kardynałowie omawiali stan Kościoła. Nie mogliśmy za dużo wiedzieć, co się tam działo, ale jakieś przecieki – mniej lub bardziej wiarygodne były – mówią dziennikarze.

Dużo było też nieporozumień, nieścisłości, które pojawiały się w przestrzeni medialnej ale “młody” jeszcze Twitter okazał się narzędziem bardzo przydatnym dla dziennikarzy, którzy – jak pamięta ks. Śliwiński –  spotykali się tam ponadredakcyjnie. Już tego nie ma, tej atmosfery – zauważa. Wtedy udało się zarazić pasją do konklawe, do Kościoła, wielu ludzi mediów i nie tylko. Wiele udało się wyjaśnić, opowiedzieć, choć ówczesne tweety mogły mieć tylko 120 znaków. To nie było przeszkodą. Wokół rozmów na Twitterze skoncentrowali się dziennikarze, księża studenci rzymskich uczelni, ale także sporo zainteresowanych w Polsce tym, co  dzieje się w Watykanie. 

To było naprawdę ważne źródło informacji, ich weryfikowania oraz merytorycznych dyskusji bowiem dotychczasowa narracja opierała się na stereotypach i nieprawdziwym obrazie konklawe. W sumie temu problemowi poświęciłem doktorat, więc widziałem w tym swoją rolę – przybliżania wiedzy, statystyk i informacji – wspomina ks. Śliwiński. Również z bloga, na którym przedstawiał wtedy historię konklawe i wyjaśniał dlaczego jest właśnie, takie jakie jest, dziennikarze i publicyści czerpali bardzo chętnie.  

Papabili 

W końcu kardynałowie zakończyli kongregacje. Została wyznaczona data rozpoczęcia konklawe. Zgodnie z prawem powinno rozpocząć się między 15 a 20 dniem od zakończenia pontyfikatu, ale zostało przyspieszone i zaczęło się 12 dnia. Benedykt XVI zezwolił na to, ponieważ, nie było pogrzebu, a wszyscy kardynałowie, także ci z odległych zakątków, mieli możliwość przybycia do Rzymu, nie było więc sensu dłużej czekać. 

Dziennikarze tworzyli własne listy papabili – kardynałów, którzy mieli ich zdaniem największe szanse na wybór. Codziennie je aktualizowali, na bazie własnych analiz i spekulacji. Jeszcze przed konklawe, kardynałowie odwiedzali swoje kościoły tytularne w Rzymie. A tam, gdzie byli papabili, pojawiali się też dziennikarze, którzy z homilii próbowali odczytać program pontyfikatu, gdyby ów kardynał został papieżem. Tak było też w niedzielę poprzedzającą rozpoczęcie konklawe. 

Redaktorzy Marek Zając, Krzysztof Tomasik i ks. Śliwiński skądś dowiedzieli się, że tego dnia, 10 marca 2013 r., polscy kardynałowie wybierają się do ulubionego sanktuarium maryjnego Jana Pawła II, które znajdowało się w Mentorelli, położonej już w górach, 55 kilometrów od Rzymu. Pojechaliśmy moim fiatem pandą, ale dotarliśmy za późno, polskich kardynałów już tam nie było, spotkaliśmy metropolitę Kolonii kard. Joachima Meisnera – wspomina ks. Śliwiński. Z podziwem opowiada o “sprawności dziennikarskiej” Marka Zająca, który zdobył zaufanie kustoszy sanktuarium, polskich księży zmartwychwstańców, gdy zajął się grupą pielgrzymów. Każdemu z czterdziestu pielgrzymów parzył kawę z ekspresu. A przy okazji dowiedział się, że kardynałowie wpisali się do księgi pamiątkowej. Choć wpis miał być zastrzeżony, zmartwychwstańcy nie mogli mu wtedy odmówić pokazania tej księgi, bo jak można odmówić komuś, kto właśnie przygotował ponad 40 kaw? – śmieje się ks. Śliwiński. 

„Bardzo dziękujemy za życzliwe, jak zawsze, przyjęcie. Prosimy o modlitwę o dobry wybór nowego następcy św. Piotra” – napisali kardynałowie Stanisław Dziwisz, Kazimierz Nycz i Stanisław Ryłko, ówczesny przewodniczący Papieskiej Rady ds. Świeckich. Fotografia Marka Zająca ukazała się w “Tygodniku Powszechnym”.

Prymas Czech kard. Miroslav Vlk, którego red. Tomasik rozpoznał wśród pielgrzymów do Mentorelli, zapytany o nowego papieża, powiedział wtedy, że Kościół potrzebuje papieża, który jest mocno związany z Jezusem Chrystusem i prowadzony przez Ducha Świętego, papieża, który nawiąże do dziedzictwa swoich poprzedników ale będzie otwarty na świat, pełen energii i siły, aby rozwiązywać problemy stojące przed Kościołem”.

W Rzymie widać było dużą mobilizację przed konklawe. Wierni modlili się za kardynałów mających dokonać wyboru papieża, a w internecie popularna była strona, na której można było wylosować kardynała, by specjalnie modlić się za niego.

Było to też wydarzenie ważne nie tylko dla katolików. Niecodziennie zdarza się niespodziewana zmiana przywódcy Kościoła i głowy państwa watykańskiego – zwraca uwagę Jacek Tacik. A ks. Śliwiński dodaje, że do Rzymu przyjeżdżało także coraz więcej turystów, którzy po prostu chcieli zobaczyć wybór nowego papieża. Być w Rzymie i zrobić mu zdjęcie. Miało się bowiem rozpocząć pierwsze konklawe czasu mediów społecznościowych. Gdy porównywano potem zdjęcie placu św. Piotra zrobione w chwili ogłoszenia wyboru Franciszka ze zdjęciami z wcześniejszych konklawe, okazało się, że jeszcze w 2005 r. zebrani przed bazyliką watykańską byli widoczni: widać mnóstwo twarzy. W 2013 r. byli już ukryci za swoimi smartfonami, którymi robili zdjęcia nowemu papieżowi, gdy po raz pierwszy pojawił się w loggii bazyliki.

“Ktoooo?”

Red. Tacik nie pamięta już dokładnie, ile dni, non stop był w Rzymie, ale dobrze pamięta, że wybór Franciszka nastąpił w dniu, w którym się tego nie spodziewał. Przez cały dzień spotykałem się z watykanistami, z duchownymi i rozmawialiśmy o tym, jaki powinien być nowy papież. Być może kto nim będzie? – Późne popołudnie, padał deszcz, byliśmy z operatorem przed placem św. Piotra, bo na plac nie udało się nam już wejść z kamerą. Nagrałem standupa czyli komentarz do kolejnego materiału “że znowu nie wybrano papieża”. Marzyłem o tym, żeby wrócić do hotelu. Pojawia się biały dym. Ludzie wpadli w pozytywną ekscytację a my wbiegliśmy na plac św. Piotra. 

Jeśli się nie mylę, wtedy najwięcej mówiło się o kard. Angelo Scoli, metropolicie Mediolanu, że to on zostanie papieżem. Wszyscy byliśmy gotowi na niego, każdy z dziennikarzy znał dokładnie jego biografię. Czekaliśmy tylko, aż się pojawi na balkonie bazyliki św. Piotra. I kiedy usłyszeliśmy nazwisko Bergoglio to na placu zapanowała cisza. Zdziwienie. Ale kto to jest? Jakiś mężczyzna obok nas zaczął wykrzykiwać: Yes, yes! Super, dobrze! Cieszył się jakby trafił szóstkę w totka. Pytamy go, kto to? Nie wiecie? To kardynał z Argentyny! My naprawdę nie wiedzieliśmy. W Polsce nikt go nie znał, pamiętam, że na pasku w TVP Info nazwisko nowego papieża podano z błędem. Bergolio zamiast Bergoglio.

Ogromne zaskoczenie, nikt się nie spodziewał wyboru kardynała z Ameryki Południowej – mówi red. Krzysztof Tomasik, szef działu zagranicznego KAI, który wtedy również był na placu św. Piotra. Jego pierwsze skojarzenie to depesza, jaką kiedyś napisał o metropolicie Buenos Aires. Była to ciekawostka o biskupie, który jeździł komunikacją miejską, odwiedzał swoich diecezjan w domach, chodził na targ i sam sobie gotował. Ot taka osobliwość wśród biskupów, potem okazało się, że to jest osobowość – komentuje. Przypomniana depesza narysowała Polakom obraz, że nowo wybrany papież jako biskup jeździł metrem.

W biurze prasowym Stolicy Apostolskiej był wtedy m.in. red. Wojciech Cegielski z Polskiego Radia, który przywołuje tamte dni w podcaście “Tajemnice konklawe”. Do dziś pamięta to zdziwienie dziennikarzy i głośne pytanie: “ktoooo?” 

Ks. Śliwiński był wtedy gościem Piotra Kraśki w Wiadomościach TVP nadawanych na żywo z Rzymu. Moment ogłoszenia nowego papieża widział z góry, z plenerowego studia TVP nad placem św. Piotra.

Jeszcze zanim pojawił się biały dym, mieliśmy mały sygnał – nigdy nie ujawnię, skąd – że papież został wybrany – przywołuje ten moment z pamięci ks. Śliwiński. Światowe stacje telewizyjne, których plenerowe studia sąsiadowały ze sobą, nieustannie prowadziły relacje na żywo w oczekiwaniu na dym. Faworytem był wtedy kard. Scola. Właściwie mówiono tylko o nim. Biuro prasowe Stolicy Apostolskiej wprawdzie przygotowało biogramy wszystkich kardynałów uczestniczących w konklawe, ale dziennikarze wyrwali z dossier tylko biogram Scoli. Gdy ogłoszono nazwisko nowego papieża, momentalnie wszyscy zaczęli szukać kartek z jego biogramem, by dowiedzieć się, kto to jest ten Bergoglio? Kompletnie nie był znany.  

Cały czas bronię tej tezy – przekonuje ks. Śliwiński – że naprawdę nigdy nie wiemy, kto będzie papieżem. Zgadywanie właściwie nie ma sensu, choć ekscytuje, to tylko zabawa, “toto-papa”. – Historyk Ambroggio Pazzoli udowodnił, że tylko w 4 proc. wyborów papieskich wybrano kogoś, kogo wcześniej wskazywano jako faworyta. Reszta to są niespodzianki.

Red. Krzysztof Tomasik pamięta, że zaraz po wyborze w 2013 jeden ze znanych mu kardynałów zdradził, iż podczas jednej z kongregacji przed konklawe głos zabrał kard. Bergoglio. Jego wystąpienie zrobiło bardzo dobre wrażenie i utkwiło pozostałym w pamięci. Było krótkie, na temat i trafiało w sedno. 

Kto wie, czy to nie ono wywróciło wszystkie dziennikarskie typy.  

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja