Nasze projekty
fot. Marcin Jończyk/ Stacja7

Pielgrzymka. “Wymyślałem wymówki, ale podjąłem wyzwanie. Było warto!”

W tym roku coś we mnie pękło. Chyba jak nigdy przedtem, potrzebowałem czasu wyciszenia, kontemplacji, ale także odpoczynku od zgiełku miasta. Potrzebowałem innej formy spędzenia czasu wolnego. Formy bardziej wymagającej, stawiającej wyzwania. Pielgrzymka okazała się być idealnym remedium.

Reklama

Na samym początku muszę się do czegoś przyznać – dotychczas nigdy nie uczestniczyłem w pielgrzymce. Co prawda, jeszcze w czasach licealnych, gdzieś w głowie kiełkowała u mnie myśl dotycząca chęci pójścia na własnych nogach na Jasną Górę, ale zawsze szybko potrafiłem znaleźć powody, które czyniły ten pomysł mało atrakcyjnym. Wakacje  miały wtedy kojarzyć się głównie z czasem zabawy, wypoczynku i relaksu, a nie trudu, bólu i znoju… Dziś widzę w takim myśleniu wiele niedojrzałości, ale wtedy tak właśnie patrzyłem na rzeczywistość. Swoją drogą, to niesamowite, z jaką skutecznością jesteśmy w stanie przekonać samych siebie do wygody i nie narażania się na niedogodności

Coś we mnie pękło

W tym roku coś we mnie pękło. Chyba jak nigdy przedtem, potrzebowałem czasu wyciszenia, kontemplacji, ale także odpoczynku od zgiełku miasta. Potrzebowałem innej formy spędzenia czasu wolnego. Formy bardziej wymagającej, stawiającej wyzwania. Pielgrzymka okazała się być idealnym remedium, ale o tym za chwilę…

Z różnych względów nie mogłem pielgrzymować od początku. Do swojej grupy (pozdrowienia dla franciszkańskiej grupy Brązowej!) dołączyłem w czwartek 11 sierpnia w miejscowości Krosno (niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego). Do Jasnej Góry mieliśmy niecałe 100 kilometrów do przejścia. Przyznam, że do miejscowości, w której tego dnia miała nocować moja grupa, jechałem jak na ścięcie. Zaniepokojony opowieściami znajomych, którzy mówili o bąblach, udarach, lodowatej wodzie do mycia, jedzeniu z puszek, zimnych nocach w namiocie, przemoczonych ubraniach po rzęsistych deszczach, na kilka dni przed pielgrzymką coraz skuteczniej wymyślałem różnego rodzaju wymówki mające na celu ostateczną rezygnację. Tym razem zachowałem się inaczej niż w czasach nastoletnich (Bogu dzięki!) i nie zmieniłem zdania, ostatecznie decydując się na podjęcie wyzwania.

Reklama

CZYTAJ: Tomasz Wolny pielgrzymuje z rodziną na Jasną Górę. „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”

Tutaj liczy się cel

Muszę przyznać, że znajomi nie mylili się. Ich ostrzeżenia znalazły swoje potwierdzenie w rzeczywistości! Warunki atmosferyczne były bardzo zmienne, różnie na wysiłek reagował organizm, o żadnych luksusach nie mogło być mowy, nieraz pojawiały się chwile zwątpienia. Pomimo tego wszystkiego absolutnie nie żałuję swojej decyzji!

Pielgrzymka to świetny sposób na wyjście ze strefy komfortu! Spotkamy się tu z deficytem snu, nie zawsze będziemy mogli liczyć na obfite dwudaniowe obiady, będziemy zdani na łaskę i niełaskę warunków atmosferycznych, itd. Tu nie ma miejsca na artykułowanie naszych niezadowoleń, słabszych momentów czy obaw. Tutaj liczy się cel grupy zmierzającej określonym tempem do Jasnej Góry. Jakiekolwiek opóźnienia mogą tu popsuć starania wielu.

Reklama

Nie jesteśmy samowystarczalni

Pielgrzymowanie niesamowicie otwiera na drugiego człowieka. Uważam, że ludzka życzliwość, empatia, zrozumienie, osiągają tam swoje szczyty. Otwartość na pomoc jest czymś poruszającym, pokrzepiającym i dającym nadzieję. Wspomniany w poprzednim akapicie, pilnie przestrzegany harmonogram nie jest równoznaczny z tym, że  pielgrzymi zatracają dobroć i są niewrażliwi na czyjeś problemy. Bez pomocy drugiego człowieka, przejście pielgrzymki byłoby zdecydowanie dużo bardziej trudne, jeśli nie niemożliwe. Jest to czas niezwykły, bo uczy nas, że nie jesteśmy samowystarczalni, we wszystkim najlepsi, niezniszczalni. To czas, który pokazuje nasze słabości. To czas uczący pokory.

Niezwykłej otuchy dodaje też widok rozmodlonych, żyjących swoją wiarą ludzi. To piękne, kiedy widzi się tak wiele różnych osób, z różnymi bagażami doświadczeń, o różnym statusie materialnym, ludzi po mniejszych i większych zakrętach życiowych, idących wytrwale ku określonemu celowi. Dla mnie – człowieka z Warszawy – niejednokrotnie czującego się w swoim mieście jak na duchowej pustyni, to widok mocno pokrzepiający i dający nadzieję, że wiara nie zamiera, wciąż jest żywa i przynosi owoce! Polska niewątpliwie się laicyzuje, ale żywa, piękna wiara nadal jest tu obecna!

SPRAWDŹ: Ministranci z Kalisza biegną na Jasną Górę. Mają ze sobą pałeczkę sztafetową z ponad 100 intencjami

Reklama

Zobaczyłem nową rzeczywistość

Last but not least. Pielgrzymowanie to czas zbliżenia do Pana Boga. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak dużo zyskałaby moja relacja z Ojcem, gdybym zdecydował się na pielgrzymowanie od samego początku pielgrzymki! Te ledwo kilka dni było dla mnie wyjątkowym czasem poznawania Boga na nowo. Moje oczy otwarły się na nową rzeczywistość, a dzięki fantastycznym konferencjom Braci Franciszkanów udało mi się spojrzeć na – wydawałoby się znane mi doskonale fragmenty Ewangelii – z zupełnie innej perspektywy (np. genialne wyjaśnienie zaparcia się Piotra). Pielgrzymka to także czas wzmożonej modlitwy. To tutaj odkryłem jej prawdziwą moc! 

Nie dziwię się, że pielgrzymowanie na Jasną Górę nazywane jest „rekolekcjami w drodze”. To czas niezwykły. Bardzo ubogacający, wyciszający i uspokajający. Pozwala z innej perspektywy spojrzeć na nasze życie. Niezależnie od tego czy jesteśmy tymi, którzy pielgrzymują od początku (szczerze podziwiam i gratuluję!) czy też dołączamy do pielgrzymki jedynie na kilka dni – warto! 

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę