Nasze projekty
fot. facebook.com/czapkins

„W górach jestem bliżej Boga”. Dziś mija pięć lat od śmierci Tomasza Mackiewicza

Mija pięć lat od historycznej akcji polskich himalaistów, którzy próbowali ratować dwójkę swoich kolegów, zdobywających zimą Nanga Parbat. Tomasza Mackiewicza, który razem z Élisabeth Revol utknął pod szczytem, nie udało się uratować.

Reklama

Jako datę jego śmierci przyjmuje się 30 stycznia 2018 roku – taka data widniała na akcie zgonu, jaki ojciec Tomasza otrzymał w Pakistanie. 

Według relacji Élisabeth Revol, z którą polski himalaista po raz kolejny próbował zdobyć ośmiotysięcznik, obojgu udało się zdobyć szczyt. Działali w stylu sportowym, alpejskim, bez wsparcia w postaci tragarzy sprzętu oraz bez tlenu w butlach. Dramat rozpoczął się gdy zaczęli schodzić ze szczytu. Pogoda się załamała, a Tomkowi zaczęła dokuczać choroba wysokościowa, ślepota oraz liczne odmrożenia. Według lekarzy miał już wtedy także objawy obrzęku płuc, więc śmierć groziła mu w ciągu kilku godzin. Mimo asekuracji Élisabeth Revol nie dawał rady iść dalej. Francuska zostawiła go zatem w namiocie na wysokości 7280 m. i obiecała wezwać pomoc, ponieważ była w lepszej kondycji. Rzeczywiście, udało jej się skontaktować z innymi ekipami przebywającymi w pobliżu.  

27 stycznia na ratunek wspinaczom wyruszyli członkowie polskiej Narodowej Wyprawy Zimowej na K2 – Adam Bielecki, Denis Urubko, Piotr Tomala i Jarosław Botor – którzy zostali przetransportowani śmigłowcem spod K2 na Nanga Parbat (na około 4800 m n.p.m.) Bielecki i Urubko dotarli w rekordowym czasie około 8 godzin, po nocnej wspinaczce, do Élisabeth Revol, z którą spotkali się na wysokości około 6000 metrów 28 stycznia tuż przed godziną 2. w nocy czasu pakistańskiego. 

Reklama

Wtedy też było od razu wiadomo, że powrót po Tomka Mackiewicza jest w tych warunkach pogodowych niemożliwy. 

Kilka miesięcy wcześniej, podczas innej z wypraw, Mackiewicz nagrał filmik komórką, w którym opowiada, co najczęściej śpiewa idąc samotnie pod górę. Zanucił najpierw „Abba Ojcze”, a potem starą, ewangelicką pieśń chrzcielną „Down to the river to pray”. W górach jestem zdecydowanie bliżej Boga – mówił, tłumacząc ten pobożny repertuar. Jest tak ze względu na strach: przed śmiercią, kalectwem, bólem, cierpieniem. Człowiek jest egocentryczny, że się tak wyrażę – dodał w zamyśleniu. 

W kolejną rocznicę śmierci otoczmy go modlitwą.

Reklama

ad/Stacja7

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę