Nasze projekty
fot. Nadzieja umiera ostatnia/ print screen

„Każdy człowiek musi umrzeć, a my umrzemy teraz, razem”. Historia Haliny Birenbaum – ocalałej z Holocaustu

Wiedzieliśmy, że nasza droga w getcie dobiega końca. Już? Idą nas zabić. Mama jakby pogodziła się z losem, spojrzała na mnie i powiedziała: “Każdy człowiek musi umrzeć kiedyś, a my umrzemy teraz, razem. To nie będzie straszne, nie bój się”. Nie bałam się.

Reklama

Kiedy zaczęła się wojna, Halina Birenbaum mieszkała z rodzicami, dziadkami i dwoma braćmi na pierwszym piętrze przy ul. Winiarskiej. Nagle cała ulica stanęła w ogniu, a oni wzięli to, co udało im się złapać w ręce i uciekli. Wtedy pierwszy raz wszyscy zobaczyli Niemców wkraczających do Warszawy. 

Nie miałam już wtedy domu. Byli tacy pewni siebie, w lśniących butach i mundurze, oni byli tacy pewni siebie, czuli się panami świata. Niemcy zaczęli dzielić chleb na ulicach. Przywieźli kocioł z zupą i dzielili. Kiedy widzieli kogos o ciemnych włosach, ciemniejszej karnacji krzyczeli: “Jude, jude”, wyciągali z kolejki i bili. Wyrywali ten chleb im z rąk. Kazali nam nosić opaski z gwiazdą Dawida na prawym ramieniu. Wkrótce potem otworzyli getto. Postawili mur, przy murze ochrona niemiecka i napisy: “Achtung, achtung”. Żydom nie wolno było rozmawiać z Polakami, a Polakom nie można było rozmawiać z żydami pod groźbą rozstrzelania całej rodziny. 

Doczekać szczęśliwych czasów…

Kiedy rodzina Haliny znalazła się w getcie, nic tylko marzyli o tym, co będzie się działo po wojnie. Jako dzieci bawili się pomiędzy zwłokami ludzi w klasy, a także obserwując niemiecką okupację, bawili się w Niemców. Brat Haliny kazał jej się uczyć, aby w razie, gdyby została sama, umiała sobie poradzić. W tamtej chwili była analfabetką. Dlatego najpierw sam próbował ją uczyć, a następnie przyprowadził inną żydówkę do domu, swoją było polonistkę, Panią Esterę. 

Reklama

Raz Pani Estera kazała mi napisać, co widzę przez okno swojego pokoju. Opisałam łapankę. Przyjeżdża ciężarówką, jak strzelają, jak ludzie uciekają. Tak mi się udało to wypracowanie, że myślałam, że mnie pochwali. Kiedy ona to przeczytała, zaczęła krzyczeć: “Natychmiast zniszcz to, porwij. To jest reportaż, to jest niedozwolone!”. Kilka dni później nie przyszła już do mnie do domu. Okazało się, że umarła z głodu. Byłam na jej pogrzebie, ale ona miała pogrzeb – dotrwała szczęśliwych czasów, gdy miało się pogrzeb. 

Chleb i kilo marmolady 

Pewnego dnia wszyscy wyszli na ulicę. Zrobił się tłok, wyczuwalny był niepokój. Pani Halina także wyszła i ujrzała, że na murach wiszą plakaty, “Wszyscy żydzi zostaną przesiedleni na Wschód do pracy, a kto się zgłosi dobrowolnie – otrzyma chleb i kilogram marmolady”. W tym czasie trudno było już znaleźć chleb, czy kartofle…Nie wiadomo było, co robić. Ci, co byli głodni, poszli – zwabił ich chleb i kilogram marmolady. 

My postanowiliśmy za wszelką cenę zostać w getcie. Niemcy obiecywali, że ci, którzy są im potrzebni do pracy, do jakichś robót – zostaną, przeżyją. Wtedy wszyscy chcieli dostać pracę, co było bardzo trudne. Trzeba było przekupywać dyrektorów określonych placówek. Ciemna piwnica, ciemne pomieszczenia – to był nasz raj. Światło dzienne to był największy nasz wróg. Najgorsze było, jak małe dziecko zaczęło płakać. Ludzie byli dzicy w tych warunkach, od razu rzucali się na to dziecko, dusili je i matce zatykali usta, żeby nie płakała, bo nie zginie 200 osób przed jedno małe dziecko. I to było normalne… 

Reklama

“To nie będzie straszne, nie bój się” 

W tamtym czasie noc dawała w getcie chwilę oddechu. Wtedy Niemcy nie łapali, nie bili, wszyscy spali. To wszystko działo się za dnia. Pewnego dnia jednak, kiedy rodzina pani Haliny przyszła do domu, z czterech stron ulicy przyjechali Niemcy i krzyczeli: “Halt”. Wtedy wiadomo już było, że tej nocy ten ciemny strych nie był już rajem do osiągnięcia. Na placu zapadła cisza, a Niemcy wprowadzili ogromny karabin maszynowy, nikt nawet nie oddychał. 

Wiedzieliśmy, że to było to, że nie pojedziemy na wschód, że nasza droga w getcie dobiega końca. Już? Idą nas zabić. A mama zupełnie spokojna, pewna siebie, jakby pogodziła sie z losem… Spojrzała na mnie i powiedziała: “Każdy człowiek musi umrzeć kiedyś, a my umrzemy teraz razem, to nie będzie straszne, nie bój się”. Spojrzała na mnie z taką miłością z taką dobrocią. Nie bałam się. Czułam coś tak niesamowitego, takie ciepło, taki spokój i radość, że jeszcze widzimy jeden drugiego, że żyliśmy, że jeszcze byliśmy na tym świecie, a zaraz nas nie będzie… 

Jeszcze będzie normalnie… 

Wtedy rozległ się dźwięk lokomotywy, nadjechał pociąg. Wtedy mama Pani Haliny złapała swoje dzieci za ręce i chciała iść w odwrotną stronę od pędzącego za namową Niemców tłumu. Początkowo ojciec nie chciał iść z nimi, ale kiedy zobaczył, że się oddalają, poszedł za nimi. Niemcy wyciągnęli go z tłumu, zaczęli bić i kopać, aż w końcu zmusili go do wejścia do wagonu. 

Reklama

Kiedy wyszlismy z tłumu, zaczęliśmy z bratem mówić do mamy, żebyśmy wsiedli ze wszystkimi do wagonów, ale ona ze spokojem, jak gdyby getto to było najbezpieczniejsze miejsce na ziemi  powiedziała “Jakie wy głupie dzieci jesteście. Te wagony to śmierć. Musimy walczyć, żeby jak najdłużej pozostać tutaj. Nie tylko tym razem, ale wiele razy”. Łudziliśmy się jeszcze, że kiedyś będzie normalnie, że tata wróci, że ci ludzie wrócą. A mama wtedy mówiła, że tyle wagonów ludzi wywieźli, a od żadnego człowieka nie ma żadnego listu, żadnej wiadomości. Żyjący człowiek daje o sobie znać. To nie znaczy nic dobrego. 

To jeszcze nie ten czas?

W tym czasie po obozie zaczęły chodzić słuchy o powstaniu, budowano bunkry nisko, pod piwnicami. Szykowali powstanie, zbierali broń, amunicję i… cyjanek, który w tamtym czasie był produktem szczególnie pożądanym i deficytowym. Służył on temu, by umrzeć godnie, bez udziału Niemców, by umrzeć przed dostaniem się do wagonu. Wtedywte Helena wraz z mamą i bratem, schowali się w bunkrze, gdzie wykupili miejsce. Spędzili tam 3 tygodnie. Niemcy wtedy nie chodzili już po ulicach, nie wyprowadzali z domów, ale palili i wysadzali kamienice, żeby nikt nie mógł się tam schować. Rodzina Haliny miała to szczęście, że w zasadzie leżała już pod gruzami. 

Aż nakryli nas – ktoś doniósł. Nie mogli znaleźć otworu do tych gruzów, dlatego wrzucili granat, wysadzili wejście i weszli do nas po drabinie w tych lśniących butach, w tych lśniących mundurach. To już był maj, czyli po powstaniu. W getcie nie było już absolutnie nic. Pomogli nam wyjść na plac, stali jak z ołowiu i nawet najmniejszy ruch mógł spowodować rozstrzelanie. Modliłam się, żebyśmy weszli razem do tego wagonu i na szczęście się udało. Zatrzasnęli drzwi, zapolombowali, pociąg ruszył. Powietrze nie wchodziło do środka, słabsi padali, inni padali na nich. Dusiliśmy się.Chciałam usłyszeć kłamstwa, że nas nie zabiją, że to nie jest jeszcze czas. 

Pociąg stanął. Dojechaliśmy do Lublina, wiedzieliśmy, że do Treblinki. Z daleka było widać obóz.. pasiaste piżamy. Ja się modliłam, żeby tam wejść, żeby to przyspieszyć, żeby już tam być. To były ostatnie minuty życia mojej mamy. 

Nie ma mamy. Ja jestem teraz twoją matką. 

Tam był prysznic i kiedy znaleźliśmy się tam…ucieszyłam się niezwykle, że nas nie zabiją, że jesteśmy w obozie pracy, że żyjemy. Obróciłam się, żeby uściskać mamę i podziękować jej za wszystko. Mamy nie było, zniknęła.Ścisnęło mi się gardło, obróciłam się do mojej bratowej i zapytałam: “Gdzie jest mama?. Ona spuściła wzrok i odpowiedziała: Nie ma mamy, ja teraz jestem twoją mamą. 

“Tej nocy zabrakło gazu” 

O 4 nad ranem, było jeszcze ciemno, Niemcy wypędzili nas pałami z miejsca, w którym próbowaliśmy spać. Pędzili nas do krematorium, my wiedzieliśmy po co tam idziemy. Weszliśmy do łaźni, a za nami zamknęły się drzwi. Pani Halina gotowa była na śmierć, czekała tylko, aż przyjdzie, ale nic się nie działo. Spędzili tam wraz z innymi więźniami kilka godzin, po czym Niemcy wypędzili ich na zewnątrz obozu i znowu zagnali do wagonu.

Kiedy wychodziliśmy przez bramę Majdanka postanowiłam, że przeżyję! Jeśli ja mogę przejść przez tę bramę na zewnątrz, to ja przeżyję. Po drodze powiedzieli nam, że tej nocy zabrakło gazu. 

Okazało się, że więźniowie jadą do Auschwitz. 

“Gasła jak płomień świecy” 

O 4,5 rano był apel, który trwał te 2-3 godziny. Ludzie modlili się, by jak najszybciej ten apel się skończył. Pewnego dnia gwizdek rozległ się dwukrotnie. Za drugim razem kazano, by wszystkie żydówki zostały na miejscu. Zaczęła się selekcja. 

Wtedy kazali więźniarkom iść na bok i zaczęła się kolejna selekcja na tych słabych i niezdolnych i na tych, którzy jeszcze się do czegoś nadają. Wtedy rozdzielono Halinę i jej bratową Helenę (ona była tą, którą przeznaczono na stracenie). Halina niewiele myśląc powiedziała, że ona i jej przyszywana mama są jednością i albo pójdą razem, albo wcale. Wtedy niemiecki żołnierz wzdrygnął się, kazał jej zamilknąć, po czym skreślił Helenę z listy.

Hela była potem coraz słabsza, zaczęła zanikać. Gasła jak świeczka i zabrali ją, na rewir. Zostałam sama, nikomu niepotrzebna, nikomu.

Nie, ja nie umrę! 

1945 rok. Mróz, ale taki słoneczny dzień, śnieg skrzył się w słońcu. Tego dnia doszłam do drutu i usłyszałam strzał. Potem poczułam okropny ból w ręce, rozrywający. Pomyślałam: “zabił mnie, teraz, kiedy już jest prawie koniec. Słychać było armaty rosyjskie, już nie było krematorium. Tyle przeżyłam, 5 lat i powiedziałam sobie, nie, ja nie umrę! Ja nie dam, żeby życie uciekło ode mnie, nie dam! Zaczęłam pędzić, miała gwiazdy przed oczami i dobiegłam do rewiru, żadna więźniarka nie chciała się mną zainteresować. 

Wtedy Haliną zainteresował się chłopak imieniem Abram. Wraz z innymi zaopiekowali się nią i wyjęli kulę. Zaprzyjaźnili się i opowiadali sobie o swoich przeżyciach, rodzinach. Tak było dwa tygodnie i już było słychać wojsko rosyjskie i czuć było wolność. Abram, kiedy dowiedział się, że zaraz wyzwolenie obozu, powiedział tylko: Kiedy skończy się wojna, przyjedź do Krośniewic, Kościuszkowska 8 – tam się spotkamy, pamiętaj. Pani Halina więcej go już nie widziała. 

Ravensbrück  

Kiedy Niemcy zorientowali się, co właściwie dzieje się i że już za chwilę wojna skończy się dla nich tragicznie, zaczęła się podróż więźniów do innego obozu. Tym razem:Ravensbrück. Pani Halina wspomina, że w tym czasie jedyną rzeczą, która dodawała im otuchy był widok wypłowiałych niemców wracających wagonami ze wschodniego frontu. Już nie mieli lśniących mundurów, byli brudni i wymięci. 

Znowu weszliśmy do pociągu, tym razem osobowego, był nawet ogrzewany. Kiedy jechaliśmy, podziwiałam niemiecki krajobraz i myślałam “to stąd przyszło całe to zło, tutaj śpią ich żony, dzieci. Czy oni wiedzą o tym? Dojechaliśmy na dworzec. Potem szliśmy bardzo długo i wreszcie znów obóz. Wprowadzili nas do kolejnego baraku. Zamknęli nas w nim i kazali stać. Tutaj umierało się z głodu, od kól, od bicia. (…) Nigdy nie byłam tak upokorzona. 

Wyzwolenie obozu 

3 maja Niemcy wyprowadzili więźniów na apel, ale po apelu nie wzięto ich do pracy, kazali wrócić do baraku i zamknęli na klucz. Już nie krzyczeli, nie bili, mówili spokojnym językiem. Wiadomo było, że zaraz to wszystko się skończy. Na koniec jeszcze poranili wiele kobiet, ale chwilę potem odjechali, a brama obozu stała otworem. 

W pierwszym chwili stałam przy oknie, jakbym była staruszką wypaloną zupełnie. Nazajutrz wstał kolejny dzień, nagle poczułam, że żyję, że jestem młoda, że całe życie jest przede mną.  

“Przyszłam z daleka..” 

Po 40 latach przyjechałam z daleka do Polski, dorosła kobieta, mam już dzieci. Tu był mój ojciec, cała moja rodzina – oni nie byli na moim ślubie. Nie byli, kiedy się urodził mój syn. Teraz chciałabym im jakoś powiedzieć, że jestem, że przyszłam z tak daleka. Chciałam włożyć fotografie moich dzieci do tej ziemi, może zobaczą…

kw/Stacja7

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę