Nasze projekty
Reklama
Fot. SalveNet/YouTube

Bóg uzdrowił go z narkomanii i ezoteryki. „Bóg się o mnie upomniał i jestem Mu wdzięczny”

Nawrócenie jest możliwe w każdym przypadku i w każdej chwili, a miłość Boża nie zna granic! Najlepszym przykładem jest historia Macieja Sikorskiego, któremu wydawało się, że nie ma dla niego ratunku - jego życie zdominowały narkotyki, ezoteryka, podjął próbę samobójczą. Dziś w poruszający sposób mówi o swoim nawróceniu i uzdrowieniu.

Kasia Supeł-Zaboklicka: Powiedz mi. Artysta z wykształcenia, artysta z fachu czy artysta z potrzeby serca, z pasji?

Maciej Sikorski: Wszystkie trzy odpowiedzi można określić jako prawidłowe. Najważniejsze są te ostatnie, które wymieniłaś, bo bez serca i bez pasji nie ma sztuki prawdziwej, więc te pierwsze mają znaczenie, ale można się bez tego obejść. Natomiast bez tych dwóch kolejnych to na pewno nie.

Starałam się przedstawić ciebie bardzo krótko i konkretnie, powiedziałam, że artysta. Gdybym miała tak przedstawiać to, co robiłeś i robisz, to myślę, że całe nasze dzisiejsze spotkanie upłynęło by na tym.

Wiem, że nie mamy zbyt wiele czasu i że się muszę trochę ograniczać, więc będę powściągliwy.

PRZECZYTAJ TEŻ>>> Wokalistka zespołu Lombard: „Nie walczmy z krzyżem. Walczmy ze złem”

Reklama

Czy byłeś taki powściągliwy przez całe życie, jeśli chodzi o swoją wiarę?

Wiesz co, mi się wydaje, że nie byłem nigdy powściągliwy. Tylko że ja tej wiary na początku nie miałem albo miałem zupełnie coś innego. Jak wiesz, moja historia to jest historia taka w zasadzie etapowa. Można powiedzieć, że moje życie składało się z takich trzech dużych segmentów, gdzie pierwszy okres można by było streścić jednym słowem: „narkotyki”. Drugim była podróż na Wschód, a trzecim, od lat osiemnastu, o ile dobrze liczę, to jest taka świadoma podróż, podążanie za Jezusem Chrystusem. Natomiast nigdy te wątki nie były dla mnie obojętne, bo to było coś dla mnie bardzo ważnego, pojmowanego w różny sposób. Może niekoniecznie za pomocą słowa „wiara”, ale była to rzeczywistość, której szukałem i która była mi po prostu potrzebna. Moje serce potrzebowało tego rodzaju zaangażowania zawsze, tylko że w różny sposób to się objawiało.

Może przeanalizujemy te trzy fragmenty twojego życia. Narkotyki. Jednak szukasz czegoś. Po to też ludzie sięgają chyba po narkotyki.

Narkotyki są pewnego rodzaju taką protezą różnych deficytów. W moim wypadku to było to, że ja się wychowywałem bez ojca. Na to też warto zwrócić uwagę, bo to jest dość częsty powód później sięgania po alkohol, narkotyki czy powoduje pewnego rodzaju zagubienie duchowe. Brakowało tej podstawowej relacji w moim życiu. Mam na myśli relację z ojcem, którego zabrakło po rozwodzie rodziców, który nastąpił, kiedy miałem sześć lat. Bardzo drastycznie nastąpiło to rozejście. Później wychowywałem się z mamą i to też w jakiś sposób na pewno mnie definiowało. Natomiast narkotyki były dla mnie pewnego rodzaju poszukiwaniem, jakimiś takimi manowcami, w które człowiek wdepnął, nie mając pojęcie o tym, czym to się może zakończyć.

Natomiast bezwzględnie ktoś kiedyś powiedział, że narkotyki to jest duchowość zła. I myślę, że to jest u wielu ludzi właśnie. Młody człowiek, jakim byłem, sięgając pierwszy raz po narkotyki, potrzebuje właśnie pewnego przeżycia duchowego. I tego się szuka po prostu, tylko niekoniecznie szuka się w tych miejscach, gdzie się to ma szansę znaleźć. U mnie oczywiście był standardowy przebieg, najpierw marihuana, haszysz i dopiero potem cała reszta. Kiedy miałem 14 lat, zaczęło się coś, co bym nazwał pewnym fatalnym zauroczeniem, który zostało na bardzo długo w moim życiu. Na dobrych kilkanaście lat. Przez całe lata to było wmawianie sobie, że to w czymś pomaga – że to chwila na twórczość, to było nic innego jak tkwienie w iluzji.

(…)

Reklama

Doszedłem do skraju życia i z tego skraju życia, w absolutnie cudowny sposób będąc uratowanym rozpoczyna się odwrót gdzie początkowo narkotyki ustępują miejsca wschodnim duchowościom. Te kolejne lata to było zanurzenie w medytacji, praktykach oddechowych – to było dla mnie kolejne fatalne zauroczenie, które odbierałem je jako wielki rozwój. Pozbyłem się narkotyków, natomiast była to pewnego rodzaju stymulacja. Ciągle miałem wielką potrzebę stymulowania się.

Całe szczęście dane było mi przeżyć coś, czego kompletnie nie szukałem, a to zupełnie przemodelowało moje życie. W pewnym momencie upomniał się o mnie Jezus Chrystus. To jest coś, czego kompletnie nie rozumiem, bo patrzę na moje życie z perspektywy ludzi, którzy umarli. Łaska wiary jest dla mnie czymś nie zasłużonym, czymś, co otrzymałem za darmo. To było niesamowitym prezentem i cały czas dociekam, dlaczego przydarzyło się to mi, a nie tym wszystkim moim znajomym, którzy już nie żyją.

ZOBACZ>>> “To była największa solówka, jaką musiałem stoczyć”. Historia Dobromira Makowskiego z filmu “Powołany 2”

Reklama

Spotyka cię coś dobrego i pytasz: dlaczego ja? czym sobie na to zasłużyłem?

To jest wdzięczność! Nie zasłużyłem sobie absolutnie niczym. To jest fenomen – przychodzi Bóg, który jest Wszechmogący i może dotknąć każdego i dotyka mnie a nie dotyka mojego kolegi – jednego czy drugiego, którzy nie mieli tyle szczęścia i nie żyją. I to jest refleksja, która wiąże się z wdzięcznością. Ja to pytanie wciąż sobie zadaję pomimo bardzo wielu lat.

W jaki sposób Bóg się o ciebie upomniał?

W największym skrócie – to było dość dziwne. Studiowałem wtedy w szkole ezoterycznej, byłem mocno zaawansowany w technikę samo uzdrawiania i w tym czasie moja koleżanka wyjeżdżała do Medjugorie i wracała stamtąd jako obserwatorka rzeczywistości duchowej, bardzo mocno przeżywała to, że tam objawia się Matka Boża katolikom, relacjonowała mi to jako coś niezwykłego, ale nie z perspektywy katolickiej a kogoś, kto bada zjawiska energetyczne, duchowe. Ja też pierwszy raz pojechałem tam z czystej ciekawości. Później nastąpiła niesamowita sekwencja zdarzeń, bo byłem zawiedziony – nie zobaczyłem wirującego słońca, Matka Boża nic do mnie nie powiedziała. Powiedziała do mnie natomiast… pani w sklepie z pamiątkami, która popatrzyła na mnie i powiedziała: „Co, do Mamy przyjechałeś?”. Mnie to wtedy niesamowicie dotknęło, bo wiedziałem że ma na myśli Matkę Bożą, a mówi o niej jak o sąsiadce, cioteczce. Mówi o postaci duchowej, jakby to była realna osoba i bardzo to we mnie pracowało i nie dawało mi spokoju.

Wróciłem do Polski, miałem pracować w największej hurtowni ezoterycznej, miałem sprzedawać sprzęty ezoteryczne. A ja tęskniłem za Medjugorie, za takimi prostymi rzeczami, nie dawało mi to spokoju.

Posłuchaj całego świadectwa:

SalveNet,zś/Stacja7

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja