Nasze projekty
Reklama
Zapiski ks. Pawlukiewicza | Fot. Materiały Wydawnictwa Esprit

Niepublikowane zapiski ks. Pawlukiewicza. Zdradza w nich bezcenną wskazówkę

Kazania “Pawluka” otwierały oczy i koiły duszę. Choć minęło pięć lat od jego śmierci, wciąż skutecznie pomaga odnaleźć radość w codzienności.

Ksiądz Pawlukiewicz nazywał to, co niewypowiedziane, wyciągał na światło dzienne to, co boli, a potem delikatnie prowadził do Boga. Mówił prosto, mocno, z miłością. Aż 366 takich poruszających refleksji, wybranych spośród niepublikowanych dotąd zapisków Księdza Piotra znalazło się w książce “Miej szczęśliwe dni. Słowa, które leczą”, która właśnie pojawiła się na rynku wydawniczym. 

Poniżej przytaczamy fragment książki – świadectwo ze wstępu i wybór rozważań, “które leczą”.

Ksiądz Piotr uratował nasze małżeństwo!

Kiedy przyjechaliśmy do Austrii, byliśmy bardzo młodym małżeństwem z małymi dziećmi, a mieszkając z dala od Polski, musieliśmy się mierzyć z wieloma problemami. Szukając pomocy, natrafiliśmy na kazania ks. Piotra. One były jak balsam na nasze poranione serca i dlatego po konsultacji z naszym księdzem, Herbertem Sojką, zmartwychwstańcem, pojechaliśmy z Linzu do Warszawy, aby zaprosić do nas ks. Piotra na rekolekcje. I choć musieliśmy przejechać prawie tysiąc kilometrów, to jednak było warto, bo on zgodził się do nas przybyć. Mieliśmy szczęście, gdyż gościliśmy go w naszym domu. Głosił wtedy do nas kazania nie tylko na ambonie, lecz przez zwykłe sytuacje. Wiele razy mówił: „Wiecie, dziś za krótko się modliłem. Idę do pokoju, bo potrzebuję się pomodlić w ciszy”. Innym razem po Mszy Świętej długo rozmawiał przed kościołem z pewną studentką. Kiedy wróciliśmy do domu, był bardzo zmęczony i poruszony. Mówił niewiele.

Następnego dnia podczas śniadania powiedział tylko: „Wczoraj chyba byłem zbyt surowy dla tej studentki i żałuję tego”. Chwilę potem, kiedy wiozłem go do kościoła, ks. Piotr zobaczył tę kobietę idącą chodnikiem obok drogi, poprosił mnie, abym się zatrzymał, gdyż chce z nią porozmawiać, i od razu wyskoczył z auta. Widziałem, że on i jego rozmówczyni po chwili rozmowy już uśmiechali się do siebie. Przyznam, że ta jego postawa, ta gotowość do skorygowania własnego postępowania, do powiedzenia „przepraszam” była dla mnie bardzo mocnym kazaniem i pomogła mi mówić „przepraszam” wobec mojej żony. Wiem, że jeśli dziś jesteśmy małżeństwem z ponad trzydziestoletnim stażem, to jest to łaska Boga i zasługa ks. Piotra, gdyż czas jego rekolekcji był lepszy niż lokata w najlepszym szwajcarskim banku.

Reklama
Zapiski ks. Pawlukiewicza | Fot. Materiały Wydawnictwa Esprit

Z zapisków ks. Piotra. Dlaczego Jezus pomógł trędowatemu?

„Gdy Jezus przyszedł do domu Piotra, ujrzał jego teściową, leżącą w gorączce. Ujął ją za rękę, a gorączka ją opuściła. Wstała i usługiwała Mu” (Mt 8, 14-15). Nie „miała gorączkę”, nie „z gorączką”, ale „w gorączce”. Biała gorączka, wściekłość. Dlaczego?

– Zięć znalazł Mesjasza.

– Zostawił sieci (zarobki).

Reklama

– Z koleżkami wali do teściowej.

I teraz obiad im szykuj. Nic tak kobiety nie wkurza jak chłop, który przyprowadza do domu kolegów (nawiedzonych). Jezus ujął teściową Piotra za rękę. Dotknął. Po co? Bo od tego się zaczyna. Jezus przychodzi w Prawdzie. Wielu ludzi nie pozwala Jezusowi zbliżyć się do siebie. Wielu trwa w uporze. Sami często nie wiemy, co w nas jest. Boimy się, że Bóg nam coś zabierze.

Trędowaty, który przyszedł do Jezusa, chciał rozwiązania problemu. A my nie zawsze chcemy. My mamy problem i nie chcemy go rozwiązać, tylko żeby nie bolał za bardzo. Jak ćmi, to może być. Przydaje się, BY SIĘ WYTŁUMACZYĆ. „Gdyby nie ten problem, to ja bym ho, ho…” „Żebym miała chłopaka, to…” „Żebym miała innego męża…” „Żeby Kościół zgadzał się na rozwody…” Ten trędowaty musiał sobie ustawić wszystko od nowa. Gdy przychodzisz do Jezusa po pomoc, wtedy… wszystko od nowa.

„Panie, spraw, żebym przejrzał!”.

Czy ja jestem niewidomy? Jeśli nienawidzisz, zazdrościsz, nudzisz się na Mszy Świętej, przy Biblii – to tak. Jeśli nie używasz słowa „przepraszam”, nie odpuszczasz grzechów bliźnim, to tak, jesteś niewidomy.

Reklama

Dlaczego nie widzimy Jezusa? Bo GRZECH. Nie znaczy, że mamy być doskonali, ale co innego mieć grzech i walczyć, a co innego mieć grzech i nic z nim nie robić. Bo BRAK POKORY. Jezusa widzi się na kolanach. Bo HAŁAS. Trzeba wyciszyć wszystko, co tandetne. Jezus ciągle pyta: Czego chcesz naprawdę? Czego chcesz tak, że aż ci serce mocniej bije? Wołajmy: „Panie, spraw, żebym przejrzał!”.

Są takie doły, że już się nie ma siły prosić. Już było tyle prób, to tak długo trwało. Ale Jezus tych zdołowanych nie zostawia: „Splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: «Idź, obmyj się w sadzawce Siloam» – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc” (J 9, 6-7). Dlaczego Jezus nie zmoczył jego oczu śliną, ale splunął na ziemię, uczynił z niej błoto i nałożył na oczy niewidomego? Przecież to niesympatyczne, obrzydliwe… Jezus sprawdza w ten sposób pokorę i ufność. Ilu by się oburzyło! „Idź, obmyj się w sadzawce Siloam”. A to był kawał drogi. I on szedł. Z błotem na oczach. Przeszedłbyś kawał drogi z błotem na oczach? Dlaczego ten człowiek tak zaufał? Bo usłyszał od Jezusa słowa prawdy o sobie i swojej rodzinie. Jezus znał tę rodzinę. Jezus zna ciebie i twoją rodzinę.

Bóg nie widzi tłumu. On zna twoje sprawy. Bóg cię zna, mówi do Ciebie ciebie po imieniu. Widzi uwarunkowania, okoliczności twojego życia: syn Mieczysława, Danuty, brat Ewki… Umiesz krzyczeć? Bartymeusz umiał, trzeba to przyznać. „Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!»” (Mk 10, 48). Bartymeusz nie zastanawiał się: „Zawołam innym razem”, „Może Jezus jeszcze raz będzie tędy przechodził”. Wiedział, że tak się nie stanie. TO BYŁA OSTATNIA SZANSA. KAŻDY JĄ MA. A Bóg? Natychmiast uzdrowił!

Gdy Bartymeusz odzyskał wzrok, mógł go wykorzystać do starego życia. Do żebractwa. Nie zrobił tego. Uratowały go WIELKIE PRAGNIENIA. „Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą” (Mk 10, 52). My czasami o coś prosimy, otrzymujemy, a potem: „Dzięki, Jezu, wracam do siebie”. Coś bierzemy i wracamy w stary świat. Nie. Nie wracaj w stary świat! Zmieniaj świat.

dalsza część tekstu pod filmem

Ile my się nieraz namęczymy kręceniem

Wielu z nas narzeka, ale chce mieć źle. Dlaczego? Bo to nam daje znaczenie.

– Mam największy cukier na osiedlu.

– Pani ma największy cukier? Ja to mam dopiero cukier! Ja taki wielce nieszczęśliwy, że nic mi nie pomoże. Niewidomy od urodzenia, którego Jezus uzdrowił, oddał Mu pokłon. My się mądrzymy. Nie potrafimy stać się mali i śmieszni. Chcemy być wielcy.
Wielu żyje w niepokoju, a boi się prawdy. Bogaty młodzieniec zachowywał przepisy. Gdy Pan Jezus zaczął wymieniać przykazania – nie cudzołóż, nie kradnij, nie oszukuj – chłopak odparł Mu: „Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości” (Mk 10, 20). On przepisy zachowywał, ale… nie było relacji do Jezusa, budował siebie. Był porządny – musiał trzymać wszystko w ryzach, trzymał i życie duchowe. „Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!»” (Mk 10, 21). Wtedy Jezus spojrzał na niego z miłością… Miłość to największa broń Boga. Bogaty młodzieniec zapytał, co ma robić. To niewłaściwe pytanie. Robotą się zasłaniamy. Podobnie religią, nadopiekuńczością i tak dalej. Nie pytaj Boga: CO MAM ROBIĆ? ale: KIM JESTEM?

Prosimy Pana Boga, aby zatroszczył się o nasze potrzeby: uzdrowił nas z choroby, dał nam lepiej płatną pracę, pomógł znaleźć żonę/męża, wykształcić dzieci. Panie, pomóż… Panie, spraw… Bóg: Dam wam chleb, ale będę robił wszystko, byście pragnęli nieba.  „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba <mało albo> tylko jednego” (Łk 10, 41-42). Piotrze, Moniko, Ewo… troszczysz się i niepokoisz o wiele, a Bóg chce, abyś pragnął/pragnęła nieba…

Składasz podanie o pracę – odmowa. Próbujesz po raz kolejny, w innym miejscu – ZNÓW ODMOWA. Planowałeś fajny urlop – nie wyszło. Rodzina cię ochrzaniła. Rok później już nie planujesz żadnego wyjazdu, myślisz sobie: „Zostaję w domu”. Pamiętaj, diabeł będzie chciał cię zniechęcić. Będzie ci mówił: „Po coś się rwał?”, „Nie odzywaj się”, „Siedź w kącie”. On chce wyrwać ci z serca nadzieję. Doprowadzić do tego, że powiesz: „Nienawidzę nadziei”. Nie daj się zagonić w ciemny kąt. Bóg jest Bogiem nadziei: „ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą” (Iz 40, 31). Zachęca nas, byśmy byli mocni i mężnego serca: „Bądźcie mocni i mężnego serca, wszyscy, którzy pokładacie ufność w Panu!” (Ps 31, 25).

Miej szczęśliwe dni! Jak?

Przyjdź do Jezusa. Odsłoń przed Nim skrywaną ranę. Czytaj Słowo Boże. Znajdź sobie wymagającego spowiednika. Kiedy się modlisz, nie myśl o sobie, ale o Jezusie. Bądź pokorny. Bądź cierpliwy. Nie lękaj się Boga, człowieka. Przestań widzieć wszędzie zagrożenie.

Patrz sercem.


Inspirująca książka pełna motywacji, pozytywnych myśli i duchowych refleksji, która pomaga odnaleźć radość w codzienności.
Książka jest kontynuacją serii książek „Dbaj o dziś” i „Alfabet ks. Piotra Pawlukiewicza”.
KUP KSIĄŻKĘ>>>

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja