Krzysztof Antkowiak o ks. Pawlukiewiczu: „Poczułem, że zbiera mi się na łzy”
Kiedy Krzysztof Antkowiak został poproszony o skomponowanie muzyki do słów "Litanii", nie znał ich autora, ale na tyle go zaciekawiły, że z chęcią się zgodził. Tak wyglądał początek jego przyjaźni z ks. Piotrem Pawlukiewiczem.
O kulisach powstawania utworu „Litanii”, znajomości z ks. Pawlukiewiczem w książce „Bóg nie umie dawać mało. Ksiądz Piotr Pawlukiewicz we wspomnieniach bliskich i znajomych” autorstwa Katarzyny Szkarpetowskiej, opowiada Krzysztof Antkowiak, piosenkarz, kompozytor, pianista, producent muzyczny.
Katarzyna Szkarpetowska: Pana przyjaźń z księdzem zaczęła się od Litanii – utworu, o którym ksiądz Piotr powiedział: „autobiografia nas obu”.
Krzysztof Antkowiak: Po jednym z koncertów podeszło do mnie pewne małżeństwo i zwróciło się z prośbą o skomponowanie muzyki do tekstu księdza Piotra. Wręczając mi kartkę z tekstem Litanii, powiedzieli, że chcą w ten sposób podziękować księdzu, który uratował ich relację. Poruszyły mnie te słowa, bo były mocne i szczere, a tekst Litanii mnie zachwycił. Ja wtedy księdza Piotra nie znałem. Słyszałem o nim, ale nie słuchałem jego kazań, nie czytałem jego książek.
Pracą nad utworem zająłem się dość szybko. Nagranie wysłałem dosłownie kilka dni później. Otrzymałem informację zwrotną, że słuchając Litanii, ksiądz się wzruszył, i że chciałby mnie poznać. Wkrótce doszło do naszego spotkania w jaskini księdza na Przyrynku, w której królowały muzyka i literatura. To, co szczególnie mocno utkwiło mi wtedy w pamięci, to spojrzenie księdza Piotra – dobre, łagodne, a zarazem przenikliwe. Ksiądz miał coś takiego w oczach, jakby czytał duszę człowieka. Pomimo choroby, która go dotknęła, cierpienia, z jakim mierzył się każdego dnia, nie tracił pogody ducha.
Otrzymałem informację zwrotną, że słuchając Litanii, ksiądz się wzruszył, i że chciałby mnie poznać.
W Litanii padają słowa o ludziach tęskniących przez łzy: „Czy w Twoim domu są same mieszkania? / Może przedpokój się znajdzie dla tych, / co nie słuchali niedzielnych kazań, / ale tęsknili często przez łzy”. Za czym Krzysztofowi Antkowiakowi zdarza się tęsknić przez łzy?
Przeczytaj również
Myślę, że za miłością. To ona porusza nas najbardziej, najgłębiej, najdotkliwiej. To ona powoduje, że tęsknimy, wzruszamy się.
W czerwcu 2019 roku ksiądz Piotr był jednym z prelegentów forum charyzmatycznego w Szczecinie. Znajoma księdza, która to wydarzenie współorganizowała, poprosiła mnie, żebym podczas tego kongresu zaśpiewał dla księdza Litanię. Ksiądz o niczym nie wiedział, to miała być dla niego niespodzianka. Oczywiście zgodziłem się.
W trakcie wykonywania utworu poczułem, że zbiera mi się na łzy. Pamiętam, że walczyłem sam ze sobą, żeby nad tym zapanować i zaśpiewać do końca. Po występie udałem się do garderoby i tam już się rozpłakałem. To trwało kilka minut. Nie wiedziałem, dlaczego płaczę. Do dzisiaj nie wiem. Przedziwne to było. Rozmawiałem z ludźmi mądrzejszymi ode mnie duchowo i oni mówili, że czasami, gdy Duch Święty wylewa się na nas, zaczynamy płakać.
W trakcie wykonywania utworu poczułem, że zbiera mi się na łzy. Pamiętam, że walczyłem sam ze sobą, żeby nad tym zapanować i zaśpiewać do końca.
Dar łez?
Być może. Wszyscy tęsknimy do Boskiego Absolutu. Tęsknimy za Bożą miłością, która jest nieograniczona, wszechogarniająca, wieczna. Na tym świecie możemy się do niej przybliżyć, ale nie znajdziemy jej w pełni, ponieważ w pełni ona jest tam, po tej drugiej stronie.
Ksiądz Piotr mówił: „Każdy z nas jest wielkim światem. Światem, w którym są wspomnienia, tęsknoty, radości, smutki”. Jaki świat nosił w sobie ksiądz Piotr? A może to było kilka światów?
Ksiądz Piotr na pewno nie był jednobarwny. Nosił w sobie różne światy. Nosił w sobie miłość do muzyki, miłość do literatury, a nade wszystko miłość do drugiego
człowieka. Dawał świadectwo głębokiej wiary, ale też pokory. Pomimo choroby emanował spokojem. Był człowiekiem, który nikogo nie udawał, który w stu procentach był sobą.
Jednocześnie miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że człowiek chciał się przy nim porządkować. Nie pilnować, ale właśnie porządkować. Nasza relacja pokazała mi, w jakim miejscu duchowo jestem i jak wiele mam jeszcze do przepracowania. Po każdym spotkaniu z księdzem miałem poczucie, że ono coś we mnie uporządkowało, ułożyło, mimo że my raczej nie rozmawialiśmy o wierze. Rozmawialiśmy tak ogólnie – o życiu, o muzyce, o sporcie, literaturze. Oglądaliśmy filmy, mecze, słuchaliśmy muzyki, snuliśmy plany odnośnie do płyty. Zdarzało się, że ksiądz włączał jakiś kabaret, bo lubił kabarety. Czasami przychodziłem do niego ze znajomymi, z ludźmi, których lubił. Jedliśmy ciasto, piliśmy kawę, śmialiśmy się. Myślę, że ksiądz był już tak zmęczony chorobą, że potrzebował chwil, które byłyby dla niego odskocznią, wytchnieniem od cierpienia.
(…)
Krótko przed śmiercią wyruszył pan z księdzem Piotrem w kilkudniową podróż. Czy coś wskazywało na to, że ksiądz wkrótce odejdzie?
Nic na to nie wskazywało. Wiadomość o śmierci księdza była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. To był pierwszy dzień wiosny. Byłem wtedy w domu, w Poznaniu. Około godziny dziesiątej rano zadzwonił telefon. Odebrałem i dowiedziałem się, że ksiądz Piotr nie żyje.
Co pan czuł, jadąc na pogrzeb księdza Piotra?
Czułem, że jadę pobyć jeszcze trochę z przyjacielem. Już nie fizycznie, ale duchowo. Pamiętam, jak jechałem z Poznania do Warszawy na tę uroczystość, która miała się odbyć w przeddzień pochówku. Autostrada była praktycznie pusta. Zostałem poproszony o zaśpiewanie Litanii na pogrzebie księdza, ale ze względu na wspomniane obostrzenia do końca nie było wiadomo, czy to będzie możliwe. Ostatecznie okazało się, że tak.
Jak słowa Litanii brzmią dla pana dzisiaj, gdy ksiądz jest już po tej drugiej stronie?
Na każdym moim koncercie uśmiecham się do księdza, śpiewając Litanię. Na każdym koncercie o nim wspominam. I nie ma znaczenia, czy gram w klubie, w teatrze, czy w kościele – chociaż w kościołach zdarza mi się rzadko – ksiądz Piotr stale mi towarzyszy. Jego utwory niosą głęboki, ponadczasowy przekaz, a reakcja ludzi jest zawsze taka sama. Są poruszeni.
Bóg nie umie dawać mało
Ks. Piotr Pawlukiewicz we wspomnieniach bliskich i znajomych
Katarzyna Szkarpetowska
Słowa i życie księdza Piotra Pawlukiewicza zainspirowały miliony Polaków. Dziennikarka Katarzyna Szkarpetowska w książce Bóg nie umie dawać mało zebrała wspomnienia wielu bliskich i przyjaciół księdza Piotra, między innymi Krzysztofa Antkowiaka i księdza Bogusława Kowalskiego. Ich barwne opowieści ukazują go jako osobę pełną humoru, miłości i głębokiej wiary. Ta książka nie jest biografią, ale zapisem świadectw ludzi, którzy znali księdza Piotra osobiście i doświadczyli jego życzliwości i przyjaźni.
KUP KSIĄŻKĘ>>>