Poganiacze, szeryfowie drogowi, mistrzowie slalomu. To nie my?
Myśląc pirat drogowy, nie zawsze myślimy o sobie. A to akurat sfera na którą mamy wpływ i realnie możemy poprawić bezpieczeństwo na drodze. O tym jak to zrobić, pisze ks. Piotr Kieniewicz.
Niemal każdy z kierowców był świadkiem wypadku, niektórzy byli w nich ofiarami, inni je spowodowali. Zwalniamy przejeżdżając obok rozbitych samochodów (swoją drogą, to zwalnianie jest też źródłem zagrożenia, jeśli skupiamy się na tym, co obok, a nie na drodze przed nami), wstrzymujemy oddech widząc czerwony lub niebieski parawan osłaniający ofiary zaistniałej tragedii. Niektóre z tych sytuacji trafiają na ekrany naszych telewizorów czy smartfonów. Wydaje mi się jednak, że do serc trafiają tylko niektórych; nadal jeździmy po swojemu, nierzadko za szybko i niebezpiecznie.
ZOBACZ>>> Dekalog kierowcy. Wsiadając za kółko pamiętaj o tych zasadach
Każdy z tych, którzy lekceważą przepisy ruchu drogowego jest potencjalnym mordercą
Czasem przyznajemy, że zarówno błyskający światłami „poganiacze”, drogowi „szeryfi” jak i śmigający z jednego pasa na drugi (z awaryjnym włącznie) mistrzowie slalomu są poważnym zagrożeniem we wcale nie mniejszym stopniu co pędzący po 200 km/h i więcej królowie autostrad. Denerwujemy się na nich, ale niejeden z nas zapewne przyłapał się na tym, że ma swoje wyjątki i usprawiedliwienia od zasad ruchu drogowego.
Tymczasem trzeba powiedzieć wprost, że każdy z tych, którzy lekceważą przepisy ruchu drogowego jest potencjalnym mordercą, bo choć nie planuje zbrodni, robi wiele, by doszło do tragedii na drodze. To nie jest przypadek ani widzimisię prawodawcy, że nie wolno wyprzedzać na podwójnej ciągłej, na przejściu dla pieszych czy przejeździe kolejowym. Stoi za tym troska o bezpieczeństwo każdego z uczestników ruchu, podobnie jak za nakazem używania świateł, dokonywania przeglądów technicznych czy obowiązkiem odpowiedniego wyposażenia samochodu.
To, że do dziś „nic złego się nie stało”, nie jest żadnym usprawiedliwieniem
Dobry kierowca (dobry w sensie moralnym, a nie tylko umiejący poruszać się samochodem) to rozumie. Wie, że nie jest na drodze sam i że jego obowiązkiem jest tak się poruszać po drodze, by i on sam i inni byli bezpieczni. Ten, kto owej troski o bezpieczeństwo innych nie ma w sobie, kto się popisuje (przed innymi czy choćby samym sobą, bo i tacy się zdarzają) kierowcą dobrym nie jest. Grzeszy, niekiedy ciężko, i powinien się spowiadać z tego, jak prowadzi samochód.
Przeczytaj również
To, że do dziś „nic złego się nie stało”, nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Może oznaczać, że inni użytkownicy ruchu zauważyli zagrożenie i zdołali się usunąć z drogi. Piesi zdołali po raz kolejny uciec przed śmiercią. To, że drogowego pirata nie dopadła policja niczego nie dowodzi. Grzech naruszenia obowiązku poszanowania ludzkiego życia miał miejsce.
ZOBACZ>>> „Bóg nie wystawia mandatów, ale narażając siebie i innych, łamiemy przykazania”
Brawura w przestrzeni medialnej
Coraz częściej w przestrzeni medialnej pojawiają się materiały zrealizowane przez kierowców samochodów i motocykli popisujących się szybką i agresywną jazdą. Niektóre z tych filmów kończą się wypadkiem, nierzadko śmiertelnym; film transmitowany jako live na mediach społecznościowych żyje własnym życiem. Bywa też, że o takich „wyczynach” informują ich świadkowie, niekiedy domagając się interwencji ze strony organów ścigania. Niekiedy skutecznie, ale nie zawsze.
Nie mam złudzeń, prawo nie uchroni nas przed takimi „bohaterami”. Zwiększona liczba kontroli, fotoradary, odcinkowe pomiary prędkości, wysokie kary – to wszystko niewiele zmienia, ponieważ jak pokazuje doświadczenie, znaczna część kierowców jeżdżących niebezpiecznie dla otoczenia od dawna nie ma uprawnień i niewiele sobie z tego robi. Być może trochę by w rozwiązaniu problemu pomagały kary polegające na rekwirowaniu samochodu będącego narzędziem przestępstwa, choć bym nie przeceniał tego rozwiązania – wiele z tych pojazdów reprezentuje co prawdę marki premium, ale ich wiek i stan techniczny już nie. Obawiam się, że obecności szkodników drogowych nie unikniemy.
CZYTAJ>>> Czy stwarzając zagrożenie na drodze popełniamy grzech? Wyjaśnia duszpasterz kierowców
To jest nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską
Trzeba powiedzieć wprost: niebezpieczna jazda – z nadmierną prędkością, za blisko poprzedzającego pojazdu, wymuszająca pierwszeństwo na innych… Lista możliwych, a przecież tak często popełnianych wykroczeń jest bardzo długa, wszystko to jest nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Co więcej, nie można powstrzymać ludzi od czynienia zła, jeśli nie będzie z ich strony woli przemiany, chyba że przy okazji powstrzymamy wszystkich innych przed jakimkolwiek działaniem. Innymi słowy, nie będzie szalonych kierowców tylko wtedy, gdy nie będzie żadnych. Ekologom pewnie pomysł by się podobał…
Nie będąc w stanie zmienić postępowania innych, mogę zatroszczyć się o własne – o to, jakim kierowcą będę ja sam. Ode mnie zależy, czy będę traktował przepisy drogowe jako ograniczenie mojej wolności, czy też jako wskazówkę we wspólnym zatroskaniu o bezpieczeństwo na drodze. I tu dotykamy tajemnicy ludzkiego sumienia, którego naturą jest szukanie dobra i unikanie zła, ale które można też zagłuszyć, zakłamać i zadławić.
Sumienie kierowcy
Za kierownicą – jak wszędzie indziej zresztą również – można i trzeba używać sumienia. Bezpieczeństwo na drodze jest kwestią sumienia, odnosząc się do obszaru regulowanego przez piąte przykazanie: „Nie zabijaj”. Nadmierne prędkość skróciła niejedno życie, bo przecież fizyki nikt z nas nie oszuka. Jeszcze istotniejszym faktorem jest sposób jazdy, ponieważ jazda agresywna często zaskakuje innych użytkowników drogi, którzy nie spodziewają się nagłych manewrów piratów drogowych.
To prawda, że wielu chrześcijan tym się nie przejmuje. Wielu księży grzeszy swoim sposobem prowadzenia samochodu. Powinni się spowiadać. Powinni się nawrócić, czyli zmienić swoje zwyczaje drogowe. Wiele rzeczy powinniśmy… Wiemy, co jest dobre, ale nie zawsze o to dobro się troszczymy. Zazwyczaj wiemy również, co jest złe (zwłaszcza, jeśli się nad tym głębiej zastanowimy), ale nie powstrzymuje nas to od grzechu. Bywa, że bagatelizujemy sprawy poważne, usprawiedliwiamy się zaistniałą sytuacją wyższej konieczności, albo po prostu idziemy w zaparte – czyli brniemy w zło w pełni świadomie, zdając sobie sprawę z powagi dokonywanych wyborów.
ZOBACZ: Modlitwa o szczęśliwą podróż
Mandaty nie miały na mnie wielkiego wpływu…
Nie jestem lepszy od moich braci kierowców. Wiele razy, zwłaszcza za młodu, zdarzyło mi się zgrzeszyć niebezpieczną jazdą. Któregoś razu, zatrzymany przez policjanta na radarze, usłyszałem od niego: Ale wie ksiądz, że taka jazda (tzn. za szybka) to grzech?” Potwierdziłem. Wyspowiadałem się po dotarciu na miejsce z tego, jak jechałem. Co ciekawe, to był już okres, w którym starałem się (mimo starań, nie wyszło) jeździć zgodnie z przepisami, ale wcześniej nie zawsze tak było.
Droga do tej przemiany sposobu myślenia za kierownicą była długa i wyboista. Mandaty nie miały na mnie wielkiego wpływu, tym bardziej, że zazwyczaj udawało mi się ich uniknąć. Jak większość kierowców cieszyłem się, gdy mnie nie złapali i irytowałem się, gdy do tego doszło – zazwyczaj na policjantów, a nie na siebie. To charakterystyczne, że winy szukałem u innych. Kolizje i wypadki, zarówno te z mojej winy, jak te z winy innych, również nie zmieniły mojego sposobu myślenia, a jeżeli nawet, to nie na długo. Do tego potrzebne było faktyczne nawrócenie: pogłębienie relacji z Bogiem, wsłuchanie się w Jego głos, rozpoznanie Jego woli i decyzja, że chcę postępować tak, jak On tego pragnie. Brzmi może górnolotnie, ale tak właśnie było. I jest.
Kiedy jadę za szybko… zwalniam
Zdarza się, że złapię się na tym, że jadę za szybko. Wtedy zwalniam. Zdarza się, że zrobię jakiś niebezpieczny manewr – na szczęście rzadko, coraz rzadziej. W zasadzie za każdym razem, gdy zorientuję się, że zgrzeszyłem sposobem jazdy, staram się od razu poprawić, jednocześnie przepraszając Pana za swoje postępowanie. I gdy widzę „drogowego szkodnika”– tak czasem nazywam jadących niebezpiecznie kierowców – staram się za nich modlić. Może pozwolą Panu, by dotknął ich i przemienił swoją łaską, może będzie im dane się odmienić.
Nie chodzi mi o to, byśmy odtąd przestrzegali przepisów ruchu drogowego równie bezmyślnie, jak teraz bezrefleksyjnie te przepisy łamiemy. Chodzi mi o to, byśmy świadomie zaczęli wybierać to, co jest dobre – także za kierownicą: byśmy jeździli spokojniej, wolniej i bezpieczniej nie dlatego, że musimy, bo nas pilnują i mogą ukarać, ale dlatego, że naprawdę mamy na względzie dobro i bezpieczeństwo swoje i innych użytkowników dróg.