Dla nowej generacji Kościół staje się memem. To już nie spór, to obojętność
Młodzi ludzie dziś już nie pytają o seks przed ślubem, tylko o sens ślubu w ogóle. Nie pytają o in vitro, ale w ogóle o sens posiadania dzieci. Nie pytają o rodzinę, ale o sens jej zakładania. To już nie spór a obojętność. I trudno się pogodzić, jak szybko fundament duchowej i intelektualnej formacji zamienił się w internetową „cenzopapę”.
„Najpierw Cię ignorują. Potem się z Ciebie śmieją. Później z Tobą walczą. Na końcu wygrywasz” – ten motywacyjny cytat przypisywany Ghandiemu brzmi nad wyraz krzepiąco. Do czasu aż nie odwrócimy kolejności. Po okresie wielkich zwycięstw Kościoła, a później walki z nim, przeszliśmy do momentu, kiedy Kościół stał się obiektem drwin. Nie nadejdzie jednak czas społecznego wybuchu – na końcu wierni odejdą w ciszy.
Zmiana generacyjna, która odbywa się po cichu
Jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia, że zmiana generacyjna dzieje się powoli. Pokolenie bowiem kojarzy nam się z dziećmi, które, wchodząc w dorosłość, przyjmują lub negują sposób życia swoich rodziców. W ten sposób zmiana dokonuje się nieustannie, lecz rzadko na drodze rewolucji. Jednak ten sposób myślenia o zmianie społecznej, szczególnie mocno zakorzeniony dziś w Kościele, powinniśmy uznać za niebyły.
W dobie nie tylko zglobalizowanego przepływu informacji, ale też ich przytłaczającej ilości, zmiana sposobu myślenia kolejnych roczników zachodzi w zwielokrotnionym tempie. Teoretycznie pokoleniowa zmiana nie następuje więc jak kiedyś co 25 lat, ale już co 15, a nie wiemy, czy okres ten nie skróci się jeszcze bardziej.
Nie chcę, aby czytelnik miał poczucie, że będę teraz załamywać ręce nad czasami, w których przyszło nam żyć, i gloryfikować przeszłość. Warto jednak zebrać w jednym miejscu fakty, które pozwolą nam dostrzec zasadniczą zmianę odbywającą się właśnie po cichu w polskim społeczeństwie.
Transformacja po komunizmie z punktu widzenia Kościoła była o wiele łagodniejsza niż ta, która dzieje się dziś – po raz pierwszy tak mocno zazębia sią nasza kultura z tą zlaicyzowanego Zachodu, który streamingiem i mediami społecznościowymi mebluje społeczną wyobraźnię. Chociaż rewolucja nie dzieje się na ulicach, widać ją w badaniach społecznych. Trzeba więc inaczej podejść do zmierzenia się z nią.
Przeczytaj również
Czy chodzi tylko o religię w szkole?
Możemy oczywiście zatrzymać się na podstawowych danych. We wrześniu wraz z nowym rokiem szkolnym pojawiły się kolejne informacje o spadku liczby uczniów uczestniczących w lekcjach religii. Odsetek katechizowanych uczniów w łódzkich szkołach średnich spadł w porównaniu z wrześniem zeszłego roku o 6 proc i wynosi 21%, w częstochowskich o 7,1%, ale liczba katechizowanych wynosi tam więcej, bo 54%. Przykłady kolejnych spadków można mnożyć.
Generalnie na terenie kraju, szczególnie w dużych miastach, przez ostatnią dekadę skala odejścia młodych z lekcji religii wyniosła kilkadziesiąt procent i nic nie wskazuje, aby w najbliższym czasie miała się zatrzymać. Trudno więc się dziwić, że kolejne seminaria są zamykane, bo brakuje chętnych do wstąpienia w stan kapłański.
Na terenie kraju, szczególnie w dużych miastach, przez ostatnią dekadę skala odejścia młodych z lekcji religii wyniosła kilkadziesiąt procent i nic nie wskazuje, aby w najbliższym czasie miała się zatrzymać
Problem sięga głębiej i dotyczy zmiany wartości i życiowych celów młodych ludzi w ogóle. CBOS, analizujący od 1994 roku postawy społeczne polskiej młodzieży kończącej szkołę średnią, w tym roku poinformował o najmniejszej od momentu prowadzania badań liczbie wskazań założenia rodziny jako życiowego celu.
Tymczasem na Zachodzie…
To dane zbieżne z tym, co dzieje się na Zachodzie. Jak informowała w tym roku platforma ConsumerAffairs, badania przeprowadzone na ich zlecenie pokazały, że 57% milenialsów w Stanach Zjednoczonych kocha swoje zwierzęta domowe mocniej niż rodzeństwo, a 50% bardziej niż matkę, zaś emocjonalne przywiązanie do psów i kotów zbieżne jest z niechęcią do posiadania dzieci.
Przypomnijmy, że według klasyfikacji millenialsi to osoby urodzone w latach 1981-1997, a więc wcale już nie nastolatkowie, a „pokolenie Z” będzie w tej kwestii prawdopodobnie jeszcze bardziej radykalne. Oczywiście można powiedzieć, że to amerykańska specyfika, jednakże wszystko wskazuje na to, że z każdym rokiem będziemy zbliżać się do amerykańskiego wzorca.
Jak patrzy “pokolenie Z”
Doskonale sposób patrzenia dzisiejszych młodych przedstawia na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” 21-letnia Maria Lipińska, która w tekście Wybieram życie bez dzieci, całkiem świadomie pisze: „Ja i moi znajomi z generacji Z nie planujemy w przyszłości zmieniać pieluch, odwozić córki lub syna do przedszkola, bo kompletnie nie czujemy potrzeby budowania tradycyjnej rodziny. (…) Widzimy, że lepiej liczyć na siebie, a do miłości nie potrzeba dziecka. Dla nas rodzina nie składa się z biologicznych rodziców i ich dzieci. Częściej to dla nas przyjaciele i osoby, które wybieramy, a z którymi nie jesteśmy spokrewnieni”.
To jeden z ostatnich odcinków, na których Kościół nie jest jeszcze obiektem kpin, lecz wciąż pozostaje na polu cywilizacyjnej walki. Strajk kobiet ujawnił, że kobiety są tymi, które stają w forpoczcie społecznych zmian, stając naprzeciw mężczyzn kordonem broniących wejść i elewacji kościołów. Dlatego też, jak sądzę, nieprzypadkowo przytoczona wypowiedź Marty jest też wypowiedzią młodej kobiety.
Zeszłoroczne badania CBOS pokazały, że poparcie wśród młodych kobiet dla lewicy jest dwukrotnie wyższe niż u mężczyzn, zaś analogicznie – poparcie dla prawicy wśród młodych mężczyzn jest dwukrotnie wyższe niż u kobiet. Dlaczego to takie ważne z perspektywy Kościoła?
Pamiętamy obrazy, kiedy kobiety z dziećmi mijały ustawionych rzędem mężczyzn pod kościelnym murem. To kobiety były tymi, które odpowiadały w domu za transfer wiary i religijnych obrzędów. Bez nich religijność w Polsce najpewniej utraci swą generacyjną ciągłość.
To kobiety były tymi, które odpowiadały w domu za transfer wiary i religijnych obrzędów. Bez nich religijność w Polsce najpewniej utraci swą generacyjną ciągłość.
Internetowa “cenzopapa”
Na ogół publicystom zarzuca się, że poza celną diagnozą nie przedstawiają żadnych pozytywnych rozwiązań. Trudno nie odnieść wrażenia, że dziś Kościół nie tylko nie ma pomysłów na zmianę sytuacji, ale nie postawił jeszcze nawet trafnej diagnozy. Logika oblężonej twierdzy ma bowiem sens, jeśli nie tylko niemożliwym staje się jej zdobycie, ale też kiedy nikt nie zamierza z niej dezerterować.
Próbujemy dyskutować o religii w szkole, a nie widzimy, że katechizacja przestaje odpowiadać na pytania, którymi dziś młodzi ludzie żyją. Oni nie pytają o seks przed ślubem, tylko o sens ślubu w ogóle. Nie pytają o in vitro, ale w ogóle o sens posiadania dzieci. Nie pytają o rodzinę, ale o sens jej zakładania.
Kiedy umierał Jan Paweł II, miałem 12 lat. Kształtowałem się w otoczeniu ludzi, dla których papież Polak był postacią centralną, źródłem i centrum katolickiej formacji. Chociaż rzadko ze sobą o tym rozmawiamy, dziś trudno nam się pogodzić, jak szybko fundament duchowej i intelektualnej formacji zamienił się w internetową „cenzopapę”. Miał być punktem odniesienia dla debat o kształcie Kościoła i Polski w następnych dekadach, a stał się probierzem postępującej, niemej rewolucji.
To już nie spór, ale obojętność
Dziś widzę zagubionych katechetów, księży, rodziców. Samotnych i niepotrafiących zrozumieć, co się dzieje. Wokół Kościoła coraz wyraźniej milknie bowiem tumult kulturowej batalii, a zapada cisza. Młodzież nie zamierza kłócić się z księdzem na lekcji religii – po prostu przestaje się na niej pojawiać. To już nie spór, ale obojętność.
Nie jest to kolejne wezwanie, aby Kościół zapomniał o Chrystusie i dostosował się do zmieniającego się świata. Jest to wezwanie do zdiagnozowania, jak zmienił się świat i zastanowienia, jak w tym nowym świecie mówić o życiu, na którego szczycie jest Bóg. Trudno udzielać bowiem dobrych odpowiedzi, jeżeli świat zadaje nam dawno niesłyszane pytania. Diagnoza „więcej encyklik i papieża, młodzi na to czekają” to podwójnie ślepa uliczka. Nas bowiem utwierdza w fałszywym samozadowoleniu, a młodzi z drwiącym uśmieszkiem na ustach po prostu pójdą swoją drogą.